Info

Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2025, Wrzesień1 - 0
- 2025, Sierpień31 - 17
- 2025, Lipiec31 - 12
- 2025, Czerwiec30 - 5
- 2025, Maj31 - 0
- 2025, Kwiecień30 - 6
- 2025, Marzec31 - 12
- 2025, Luty28 - 1
- 2025, Styczeń31 - 22
- 2024, Grudzień31 - 17
- 2024, Listopad30 - 10
- 2024, Październik31 - 19
- 2024, Wrzesień30 - 14
- 2024, Sierpień31 - 20
- 2024, Lipiec31 - 10
- 2024, Czerwiec30 - 7
- 2024, Maj31 - 9
- 2024, Kwiecień30 - 14
- 2024, Marzec31 - 16
- 2024, Luty29 - 7
- 2024, Styczeń31 - 7
- 2023, Grudzień31 - 9
- 2023, Listopad30 - 6
- 2023, Październik31 - 7
- 2023, Wrzesień30 - 5
- 2023, Sierpień31 - 12
- 2023, Lipiec31 - 10
- 2023, Czerwiec30 - 1
- 2023, Maj31 - 5
- 2023, Kwiecień30 - 2
- 2023, Marzec31 - 8
- 2023, Luty28 - 21
- 2023, Styczeń31 - 7
- 2022, Grudzień31 - 5
- 2022, Listopad30 - 1
- 2022, Październik31 - 0
- 2022, Wrzesień30 - 6
- 2022, Sierpień31 - 14
- 2022, Lipiec31 - 13
- 2022, Czerwiec30 - 6
- 2022, Maj31 - 4
- 2022, Kwiecień30 - 5
- 2022, Marzec31 - 3
- 2022, Luty28 - 11
- 2022, Styczeń31 - 6
- 2021, Grudzień31 - 5
- 2021, Listopad30 - 7
- 2021, Październik31 - 8
- 2021, Wrzesień30 - 20
- 2021, Sierpień31 - 33
- 2021, Lipiec31 - 6
- 2021, Czerwiec30 - 9
- 2021, Maj31 - 18
- 2021, Kwiecień30 - 17
- 2021, Marzec31 - 21
- 2021, Luty28 - 8
- 2021, Styczeń31 - 26
- 2020, Grudzień31 - 25
- 2020, Listopad30 - 10
- 2020, Październik31 - 15
- 2020, Wrzesień30 - 28
- 2020, Sierpień31 - 62
- 2020, Lipiec31 - 28
- 2020, Czerwiec30 - 16
- 2020, Maj31 - 20
- 2020, Kwiecień30 - 55
- 2020, Marzec31 - 26
- 2020, Luty29 - 14
- 2020, Styczeń31 - 15
- 2019, Grudzień31 - 1
- 2019, Listopad31 - 79
- 2019, Październik31 - 84
- 2019, Wrzesień30 - 90
- 2019, Sierpień31 - 186
- 2019, Lipiec31 - 76
- 2019, Czerwiec30 - 35
- 2019, Maj31 - 86
- 2019, Kwiecień30 - 52
- 2019, Marzec31 - 32
- 2019, Luty28 - 48
- 2019, Styczeń31 - 71
- 2018, Grudzień31 - 178
- 2018, Listopad30 - 183
- 2018, Październik31 - 163
- 2018, Wrzesień30 - 129
- 2018, Sierpień31 - 118
- 2018, Lipiec31 - 107
- 2018, Czerwiec30 - 135
- 2018, Maj31 - 183
- 2018, Kwiecień30 - 184
- 2018, Marzec31 - 184
- 2018, Luty28 - 191
- 2018, Styczeń31 - 73
- 2017, Grudzień31 - 26
- 2017, Listopad30 - 39
- 2017, Październik31 - 29
- 2017, Wrzesień30 - 21
- 2017, Sierpień31 - 19
- 2017, Lipiec31 - 33
- 2017, Czerwiec30 - 75
- 2017, Maj32 - 33
- 2017, Kwiecień28 - 13
- 2017, Marzec31 - 50
- 2017, Luty28 - 30
- 2017, Styczeń31 - 75
- 2016, Grudzień31 - 29
- 2016, Listopad30 - 18
- 2016, Październik31 - 11
- 2016, Wrzesień30 - 9
- 2016, Sierpień31 - 3
- 2016, Lipiec31 - 5
- 2016, Czerwiec30 - 52
- 2016, Maj31 - 27
- 2016, Kwiecień30 - 34
- 2016, Marzec31 - 26
- 2016, Luty29 - 76
- 2016, Styczeń31 - 195
- 2015, Grudzień31 - 83
- 2015, Listopad30 - 91
- 2015, Październik31 - 72
- 2015, Wrzesień30 - 55
- 2015, Sierpień31 - 41
- 2015, Lipiec31 - 69
- 2015, Czerwiec30 - 22
- 2015, Maj31 - 40
- 2015, Kwiecień30 - 65
- 2015, Marzec31 - 39
- 2015, Luty28 - 54
- 2015, Styczeń31 - 62
- 2014, Grudzień31 - 160
- 2014, Listopad30 - 1
- 2014, Październik31 - 0
- 2014, Wrzesień30 - 0
- 2014, Sierpień31 - 0
- 2014, Lipiec31 - 0
- 2014, Czerwiec30 - 0
- 2014, Maj31 - 52
- 2014, Kwiecień30 - 26
- 2014, Marzec31 - 55
- 2014, Luty28 - 95
- 2014, Styczeń31 - 89
- 2013, Grudzień31 - 20
- 2013, Listopad30 - 0
- 2013, Październik31 - 0
- 2013, Wrzesień30 - 0
- 2013, Sierpień31 - 0
- 2013, Lipiec31 - 0
- 2013, Czerwiec30 - 0
- 2013, Maj31 - 0
- 2013, Kwiecień30 - 0
- 2013, Marzec31 - 0
- 2013, Luty28 - 0
- 2013, Styczeń31 - 0
- 2012, Grudzień31 - 1
- 2012, Listopad30 - 0
- 2012, Październik31 - 0
- 2012, Wrzesień30 - 0
- 2012, Sierpień31 - 11
- 2012, Lipiec31 - 37
- 2012, Czerwiec30 - 56
- 2012, Maj31 - 24
- 2012, Kwiecień30 - 51
- 2012, Marzec31 - 120
- 2012, Luty29 - 15
- 2012, Styczeń31 - 34
- 2011, Grudzień31 - 11
- 2011, Listopad30 - 14
- 2011, Październik31 - 2
- 2011, Wrzesień30 - 5
- 2011, Sierpień31 - 31
- 2011, Lipiec31 - 19
- 2011, Czerwiec30 - 36
- 2011, Maj31 - 34
- 2011, Kwiecień30 - 51
- 2011, Marzec31 - 31
- 2011, Luty28 - 34
- 2011, Styczeń31 - 0
- DST 206.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Daleko za Księżycem
Wtorek, 12 sierpnia 2025 · dodano: 13.08.2025 | Komentarze 1
wheeler 206wspomnienia Race Around Poland 2025,
czyli, co najbardziej zapamiętałem.
jest dzień 07 lipca, poniedziałek.
malutki będzie opis dzisiejszego dnia...nie, nic się złego nie stało,
dzisiejszy dzień chciałem zapamiętać i pamiętam go doskonale, tak samo jak i wczoraj, tak i dziś.
mało, bo...w przeciwieństwie do dnia wczorajszego to mój tylko dzień, w moich miejscach, tylko ze sobą.
To, co poczułem zaraz po obudzeniu się było wspaniale....świadomość, że jestem już tak blisko Warszawy,
a jednocześnie zbliżam się do bliskich mi sercu miejsc było niczym innym, jak spełnieniem tego
wszystkiego, co już przejechałem.
Przede mną miejsca, które znam jak własne myśli. Nie są spektakularne,
ale dla mnie są wszystkim...Węgorzewo, Banie Mazurskie, Gołdap, Kiepojcie, Wiżajny, Rutka Tartak, Sejny.
Na pierwszych swoich wyjazdach w tych okolicach nad ranem zawsze siedziałem na ławkach przystanków w oczekiwaniu
na słońce...wtedy było jakoś prościej, nie musiałem wcześniej przejechać dwóch tysięcy kilometrów, aby tu być :)
Dla kogoś kto tu nie był to tylko droga, a dla mnie ścieżka wspomnień...
i choć jadę sam, czuję, że nie jestem samotny.
Bo te miejsca mnie znają. I ja je znam.
Pogoda jest wspaniała, czuję się wyśmienicie.
Palec, dłonie i żebro bolą normalnie, nic szczególnego.
W Gołdapi przywitano mnie sympatycznie bo i ja mam sympatię do hoteliku Gołdap, w którym
znajdował się nasz punk kontaktowy...zawsze tu dzisiejszego dnia na poprzednich edycjach RAP
spałem przyjeżdżając późnym wieczorem,
a dziś jestem wcześnie rano, bo o godzinie 9....wybrałem więc pobliski kultowy bar u Jędrusia, gdzie zjadłem już
mnóstwo śniadań, obiadów i kolacji.
na drodze było sympatycznie, i nie zakłóciło nawet moich uczuć to, że droga w tym roku od Gołdapi aż do Wiżajn jest fatalna
z uwagi na fakt, iż jest odnawiana....szuter w wielu miejscach z ruchem wahadłowym.
Najbardziej wspomnieniami dla mnie pachną Sejny....

a potem ? potem grzecznie jechałem do mety z tym założeniem, że bardzo chciałem pospać sobie dzisiaj
w miejscowości Krynki, która jest dla mnie końcem świata na wschodzie naszego kraju...niedaleko już były Michałowo
i Narewka, które już mnie nie raz gościły, w Krynkach też byłem mnóstwo razy, ale nigdy tu nie zostałem na noc.
A dziś zostałem....
- DST 116.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Daleko za Księżycem
Poniedziałek, 11 sierpnia 2025 · dodano: 11.08.2025 | Komentarze 2
85 wheeler20 wigry 3
7 chicago
4 advanced
wspomnienia Race Around Poland 2025,
czyli, co najbardziej zapamiętałem.
jest dzień 06 lipca, niedziela.
....pobudka o 5 nad ranem. Kębłowo.
daje sobie pełną godzinę, najpierw na zejście z łóżka piętrowego, potem na wyjście
z przyczepy campingowej ( sponsora !! ), a potem na siedzenie w rozmowie z Andrzejem Seta,
który opiekuje się tym punktem przez dobrych kilka dni....wspaniały kolega z Warszawy, przypadek ?
Jest wspaniale bo wyschłem, bo czuję się dobrze, nie mam żadnych otarć na skórze poza tymi z wypadku,
rower co prawda zmienił już trochę swoje kształty, ale ja jestem nadal w jednym kawałku...ale jeszcze bardziej schudłem.
Do mety pozostało dokładnie 900 km...a ja już jestem na swoim podwórku, czuję się normalnie zmęczony.
Bardzo się cieszę, że tu jestem tak bardzo wcześnie, to całe Trójmiasto zawsze przeraża mnie ze względu na ruch samochodowy,
a dziś...kompletnie nic, pogoda przepiękna, pusto, sucho, porannie i aż przez trzy godziny nawet jakieś podjazdy były.
Godzina 9.00, a więc pora na śniadanko.
Śniadanko było iście królewskie w miejscowości Straszyn, na trasie Race Around Poland.
Jadę Królewski dystans, więc pora zacząć posiłki takie, jakie spożywają jedynie władcy swoich pasji.
Teraz mam nie tylko to, co znajduje się w sklepach, a ponadto mam tego tyle, że mógłbym rozdawać innym...
nikogo jednak z ultra przy mnie w bliskiej odległości nie było.
Jestem w tych miejscach tak wiele razy, a nie oznacza to, że czuję się tak samo jak wtedy, gdy jechałem tu po raz kolejny choćby miesiąc temu.
Dziś jest coś innego, choć jeszcze nie teraz, ale już za chwilę, zacznę się zmieniać....jeszcze kilkanaście kilometrów, a znowu
przełączę się na muzykę, aby te miejsca móc przeżywać jeszcze głębiej bo...bo dzisiejszy dzień jest wyjątkowy dla mnie.
To jest pierwsza edycja z trasą przez mój rodzinny Elbląg, Elbląg zawsze był obok, niedaleko, dziś będą jego główne ulice.
Mijam Pruszcz Gdański, Cedry Wielkie...no i się zaczyna. To już mniej niż 45 km do domu.
To już jest tak blisko, zawsze w tych miejscach na RAP wyobrażam sobie osoby, które mogłyby spotkać się ze mną trasie,
i te które ja chciałbym zobaczyć na pewno. Tak, jedną z najpiękniejszych chwil tego ultramaratonu była ta, gdy zbliżałem się do
rodzinnych stron. Sama myśl, że zaraz przejadę przez miejsca, które znam od lat, i że spotkam się z przyjaciółmi,
dodawała mi sił bardziej niż cokolwiek. To nie był tylko kolejny etap trasy, to był powrót w miejsca, gdzie jestem najczęściej.
Nikt mnie tu nie widzi każdego dnia o piątej nad ranem, a dziś jest południe, dziś będzie inaczej.
Wzruszam się już w sobie wyjątkowo głęboko tylko dlatego, że nikogo przy mnie nie ma, a we mnie jest muzyka.
Płaczę, łzy z oczu lecą mi kroplami i ja ich nie mogę powstrzymać bo każda myśl we mnie o tym, co się niebawem wydarzy
zmienia się z lepszej na jeszcze bardziej wzruszającą.
No i jeszcze ten rower...nie wiedziałem kiedyś, że ten cały świat rowerowy, że to wszystko będzie takie wspaniałe.
Nowy Dwór Gdański, 25 km przed Elblągiem pierwszy przywitał mnie Sławek...
zobaczyłem go nagle, w jednej chwili zatrzymałem się i wpadliśmy sobie w ramiona....to była czysta radość.
Potem w Solnicy przywitały mnie dwie Panie, Kamila i Ania :)
a w Elblągu czekali na mnie równie Wspaniali Heniu z Zenkiem....
a potem jeszcze Piotr....

Wyjeżdżając z Elbląga miałem poczucie, że byłem we właściwym miejscu, z właściwymi ludźmi.
Dziękuję że byliście tam dla mnie.
Dziękuję, że daliście mi ten moment, który zostanie we mnie na zawsze.
Dziękuję, że daliście mi ten moment, który będę nosił w sercu.
A wiecie dlaczego to było tak piękne ? Dlatego, że to nie był koniec dzisiejszego dnia.
Cały czas jadę drogą, na której jestem niemal codziennie, mógłbym normalnie oczy zamknąć
i zamknąłem, a widziałem i tak wszystko inaczej niż wtedy gdy jestem tu na co dzień.
Ależ było we mnie emocji, jeszcze więcej i więcej.
Kamionek Wielki, Suchacz, Tolkmicko, Pogrodzie...a w głowie wyłącznie Frombork.
Gdyby tylko mógł przywitać mnie tu Mikołaj Kopernik, gdyby mógł to z pewnością by mnie przywitał.
a ja bym wtedy powiedział do niego: "Panie Koperniku, wiem, że to Ziemia krąży wokół Słońca, ale dziś mam wrażenie,
że to cały Frombork krąży wokół mojego roweru ! Dziękuję za inspirację, za odwagę myślenia inaczej ...Pana rewolucja
trwa, nawet na trasie Race Around Poland...
a Kopernik podszedł do mnie, spojrzał na mój rower i powiedział: "Nieźle, ale ja też kiedyś wywróciłem świat do góry nogami"
We Fromborku zostałem przywitany oczywiście po królewsku.
Gdy przejeżdżałem przez Frombork poczułem, że nie tylko pokonuję dystans, ale że także dotykam historii.
Panie Koperniku, Pańska myśl poruszyła wszechświat, ja dziś poruszam tylko nogami, ale z tą samą pasją do odkrywania.
Dziękuję za ten moment, za tę trasę. Dziękuję za to spotkanie... choćby tylko w wyobraźni.

Beatko, dziękuję Ci za spotkanie we Fromborku, za uśmiech, za obecność, za chwilę, która była jak światło
na trasie pełnej zmęczenia. Twoje słowa, spojrzenie, gest i pocałunek- to wszystko dało mi bardzo dużo siły.
Spotkać Cię w tym miejscu, w tym czasie ...to był dar.
Twoja obecność była jak przypomnienie, że nawet w drodze liczy się nie tylko cel, ale i ludzie,
których spotykamy.
Nie każdy ma szczęście spotkać kogoś, kto jednym spojrzeniem potrafi zatrzymać czas...ja miałem.
Niektóre spotkania zostają w pamięci na długo, te zostanie w moim sercu.
inni mogą tylko zgadywać, jak bardzo to spotkanie było wyjątkowe...

We Fromborku przeżyłem więc luksus emocji...nie każdy ma przywilej takich spotkań, ja miałem.
I nie zamieniłbym tego na nic.
...po rozstaniu się zostałem sam, tylko ja i rower, droga i myśli.
Nie było już rozmów, śmiechu, jedynie samotne spojrzenia na mijające krajobrazy.
Została cisza, która mi wszystko przypominała.
Każdy kilometr znowu byłem bliżej celu,
każdy kilometr musiałem samemu przejechać.
Meta była coraz bliżej, ale to nie ona w rzeczywistości była moim celem ...
ja po prostu chciałem tu być i jestem. Jestem szczęśliwy.
...zasnąłem w Kętrzynie.
ósmy dzień ultramaratonu za mną.
jest wspaniale, bo ja naprawdę tu jestem :)
- DST 110.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
ulica księżycowa nr 289
Niedziela, 10 sierpnia 2025 · dodano: 11.08.2025 | Komentarze 3
110 chicagowspomnienia Race Around Poland 2025,
czyli, co najbardziej zapamiętałem.
jest dzień 05 lipca, sobota.
w dniu dzisiejszym przejechałem najwięcej kilometrów od północy do północy na RAP.
Dokładnie 416 km, dobrze pamiętam ten dzień, ale chciałbym go w ogóle nie pamiętać...bo to najgorszy,
pewnie nie tylko dla mnie, odcinek na Race Around Poland.
Tak wiele zostało tej trasy zmodyfikowanej, a jeszcze istnieje tu sterta rowerowych problemów.
Z Gryfina wyjechałem wcześnie nad ranem, i nic nie zmieni tego, że w Szczecinie też było wcześnie rano, sobotnie, z małą ilością dla mnie samochodów...ciągła jazda przez miasto, i dalej przez Goleniów też, a potem...to już było tylko gorzej....wisienką na torcie była droga dla rowerów z Mielna do Koszalina, asfaltowa, a jak...ze stertą korzeni wyrywającej asfalt od dołu oczywiście....sterta samochodów, sterta osób na drogach dla rowerów, drogi z asfaltami pięknej jakości, a z boku drogi dla rowerów z kostki ze stertą krawężników....a za Łebą totalne pustkowie, bez sklepów, bez hoteli w dodatku lało mi tu już dość ciekawie na głowę.
Od samego rana dzisiaj myślałem tylko o jednym, aby dojechać dzisiejszego dnia do punktu kontaktowego w miejscowości Kębłowo i mieć ten dzień za sobą, dzisiaj :)
TS Hymer Center 2617 km....zalogowałem się tu dokładnie o godzinie 23:48.
I tu chciałbym zakończyć i nie pamiętać tego dnia w ogóle.
...ale powinienem napisać jeszcze coś, że wcześniej był punkt kontrolny w Mielenku, gdzie byłem o godzinie 11:45,
muszę o tym napisać bo było tu wspaniale, ugoszczono mnie jak króla, to był jedyny pozytywny incydent dzisiejszego dnia.
a przy okazji, w dniu dzisiejszym dojechałem do ulicy księżycowej nr 289 w miejscowości Drewnica.
z Beatą. ulica nie posiada asfaltu na drodze, ani tabliczki, ale działki przy niej już można kupować.


- DST 39.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Daleko za Księżycem
Sobota, 9 sierpnia 2025 · dodano: 10.08.2025 | Komentarze 1
39 wheelerwspomnienia Race Around Poland 2025,
czyli, co najbardziej zapamiętałem.
jest dzień 04 lipca, piątek.
...normalnie bałem się dzisiaj obudzić.
Obudziłem się, i to dosyć wcześnie, o czwartej nad ranem.
boli mnie mniej, ale mnie boli. Jadę dalej.
dziś wyruszam z nikomu nieznanej miejscowości o nazwie Jędrzejowice,
jestem kilka kilometrów za Zgorzelcem.
cieszę się że tu jestem, zawsze w tym miejscu dumny z siebie jestem bo
to już przecież połowa dystansu RAP za mną...i to ta trudniejsza pierwsza połowa.
Kiedyś mówiłem i pisałem, że jeśli ktokolwiek w limicie przejedzie tę właśnie część to
spokojnie do mety dojedzie w wyznaczonym terminie....myliłem się.
Jest płasko...już do końca żadnych gór nie będzie, Garmin co prawda nie raz jeszcze
pokaże mi jakieś podjazdy, ale umówmy się...szkoda o nich pisać.
po raz pierwszy na trasie jadę z muzyką...droga jest przyjazna ultrasom, jest tu w miarę pusto,
cicho, inaczej się tu czuję. Ogólnie lubię ten odcinek trasy, no, poza MRDP, bo Daniel nie da się przekonać do tego,
że są tu inne drogi niż te w pełni przez wiele kilometrów wylane kostką brukową.
Nie ma we mnie żadnych emocji...gdybym wtedy wiedział, że mam złamane żebro to
podświadomie bałbym się panicznie jakiegoś upadku, a tak, nie wiem, a zjazdów w ciemnościach już nie będzie,
jest więc dobrze, z żadną traumą nie jadę...poza umyciem ran nie stosuję żadnych środków leczniczych.
Pogoda jest wyśmienita, w sklepach dostaję wszystko to, co smakuje mi najlepiej, rower sprawnie kręci.
Oczywiście zatrzymuję się lub zwalniam we wszystkich swoich miejscach, których jest mnóstwo
w tym regionie naszego kraju...z Krosnem Odrzańskim na czele. Szkoda tylko, że nie mogłem zjeść w tym mieście
swojego obiadu, w swojej restauracji....jestem tu kilka godzin wcześniej.
A więc tak, oczywiście cieszę się, że czasowo jestem sporo w przodzie mając na uwadze poprzednie edycje RAP,
z drugiej zaś strony bardzo mi smutno z tego powodu, że nie będę spał w tych swoich miejscach, sprawdzonych,
czekających na mnie....spokojny rowerowy dzień ultra dla mnie to taki, gdy już mam zapewniony nocleg.
A noclegi wszystkie szukam sobie sam, nie korzystam z pomocy żadnych osób.
2068 km, punkt kontaktowy. Hotel Bastion. Kostrzyn nad Odrą,
wjechałem tu dokładnie o godzinie 13:10. z ultrasów jestem sam, dziś z samego rana na
swoich odcinku jadę samotnie...po dwóch tysiącach kilometrów cisza staje się głośniejsza niż wiatr.
Nie ma rozmów, nie ma śmiechu, rytmiczne uderzanie pedałami i szum opon na asfalcie.
Samotność nigdy nie była dla mnie ciężarem, wręcz przeciwnie, na rowerze wraz z nią czuję się wspaniale...
nie narzuca się, nie ocenia, po prostu jest.
W głowie mam od dziś tylko to, aby tylko dojechać do mety, każdy następny pusty kilometr to pytanie,
każdy natomiast zakręt to odpowiedź...nadal boli, czasem się mi nudzi, czasami się wzruszam.
Samotność musi być ze mną, bo tylko samotność to przestrzeń w której można być naprawdę sobą...
bez masek, bez pośpiechu, tylko ona, ja i droga.
Bo to nie jest ta samotność smutna, przytłaczająca...moja jest inna, jest cicha, obecna, prawdziwa.
Nie muszę udawać, nie muszę się spieszyć...w każdej chwili mogę płakać, śmiać się,
albo milczeć, wszystko jest w porządku. W takich chwilach właśnie odkrywam to, co ma naprawdę dla mnie znaczenie.
I choć także lubię jazdę z przyjaciółmi, ten śmiech na postojach, wspólne przekraczanie granic...to właśnie
te samotne kilometry uczą mnie najwięcej.
a potem ?
potem było Sarbinowo, Mieszkowice, Osinów Dolny, Cedynia, Chojna, Krajnik Dolny, Widuchowa,
no i wreszcie Gryfino, gdzie się zatrzymałem na noc.
w ciszy późnego wieczorem dodałem nie tylko kilometry,
ale i chwile, które coś we mnie zmieniły.
siódmy dzień ultramaratonu za mną.
jest wspaniale, bo ja naprawdę tu jestem :)
- DST 150.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Daleko za Księżycem
Piątek, 8 sierpnia 2025 · dodano: 08.08.2025 | Komentarze 1
150 wheelerwspomnienia Race Around Poland 2025,
czyli, co najbardziej zapamiętałem.
jest dzień 03 lipca, czwartek.
z Międzylesia wyjechałem około godziny 3 nad ranem.
jestem wypoczęty, najedzony, cierpliwy.
na dworze jest oczywiście ciemno, ale jest pogodnie, choć trochę mimo wszystko zimno.
pierwsze kilometry prowadzą zdecydowanie do góry, więc mimo zimna jest mi już po chwili wystarczająco gorąco.
...ależ tu ciemno jest, nawet w Bieszczadach tak mi ciemno nie było, a to dlatego, że tu jedzie się przez
środek lasu, a w zasadzie przez las, drzewa mało kiedy pokazują niebo, przez wiele czasu nic jego nie chcą pokazać, choćby skrawek.
nawet się nie zastanawiam czy ktoś jedzie blisko mnie, podoba mi się tutaj...do czasu.
po przejechaniu zaledwie 10 km rozpoczęły się zjazdy, duże zjazdy,
wszystko wydarzyło się tutaj właśnie, w malutkiej miejscowości Lesica, w której chyba nikt nawet nie mieszka.
Przewidzieć to jedno, reagować zaś w sposób właściwy to już całkiem odmienna sprawa,
tym bardziej, że dla mnie wydarzyło się to wszystko zdecydowanie za szybko.
z prawej strony podczas szybkiego zjazdu wyskoczył mi na drogę borsuk, od razu rozpocząłem proces hamowania, najpierw zjechałem na środek drogi, za chwilę byłem już po lewej stronie, a borsuk wciąż biegł przy mnie, nie odbiegł ode mnie...wszystko w kilka sekund.
gdy wbiegł mi w światła, czyli przed rower, powiedziałem sobie w myślach...dobra Robert, zakładaj spadochron bo zaraz będziesz leciał...
no i poleciałem...przez kierownicę.
bo w mniej niż sekundę zrozumiałem to, że jeśli w zwierzę uderzę to na pewno uszkodzę koło, a tego obawiałem się najbardziej.
w pierwszej chwili po wstaniu z asfaltu zakręciłem kołami sprawdzając, czy jest ok,
gdy zobaczyłem ich płynność to podziękowałem losowi za możliwość dalszej jazdy mimo wszystko.
wsiadłem i...zacząłem jechać. Po kilkuset przejechanych metrach zacząłem myśleć o sobie,
to znaczy nie chciałem zatrzymywać się i oglądać ciało i ubrania, wiedziałem, że jakieś straty są,
jadąc nic nie widziałem bo panowała wyjątkowa ciemność, w pewnych momencie zauważyłem jednak wygiętą
prawą klamkomanetkę,..na którą upadłem okolicami klatki piersiowej...wszystko mimo to jakoś działało.
gdy zrobiło się widniej zobaczyłem natomiast to:

no cóż, nie ma co płakać.
rany się zagoją, najważniejsze, że nadal mam szansę pokazać swoje serce na tym ultra, że nadal jestem w grze,
ważne, że wciąż tu jestem i zmierzam do mety dzisiejszego dnia. Boli już mnie teraz, coś z boku i obie dłonie z piątym palcem prawej ręki na czele. Dopiero później okazało się, że ból z boku to złamane żebro, a palec został wybity, starta została skóra wszystkich kostek palców obu dłoni.
Ponadto cały się poobijałem, jak to w wyniku upadku, normalne.
Wiem że boli, że ciało krzyczy żeby jakoś się zatrzymać, a lekarz z AI każe mi jechać nawet na SOR.
Najbardziej denerwowało mnie, że tak jak kiedyś, tak i dziś ktoś lub coś znowu mnie sprawdza.
Kurde, przecież ja i tak pojadę. Po co ktoś mnie sprawdza ?
Mnie nie trzeba sprawdzać, mnie nie trzeba kontrolować, kiedy to wszystko się skończy ? to nie była moja wina.
Tyle kilometrów już przejechałem, w tyle dni wjechałem, tyle mam swoich miejsc w sercu,
mnóstwo obrazów w oczach, a coś lub ktoś nadal tego nie rozumie.
jadę i robię wszystko, aby wytłumaczyć ciału, że dojedziemy.
To nie upadek nas definiuje, ale to, co po nim zrobimy.
Pewnie, że chciałbym, aby ktoś był w tej chwili przy mnie...a byłem sam.
z rowerem jest tak, że wszystko to, co się dotychczas wydarzyło, wydarzyło się dzięki mojej pracy bo ja do roweru w ogóle nie mam talentu.
Nigdy pewnie nie wygram żadnego ultra, ale robię wszystko, aby przejeżdżać je z uśmiechem, w limicie, by nigdy nie były moją trudnością.
Wiele osób wygrywa ultra, ale nie każdy ma odwagę jechać dalej po upadku. Ja mam. Coś musi czynić mnie wyjątkowym.
nawet teraz pisząc te słowa patrzę na już prawie zagojone rany obu moich dłoni, które nadal przypominają mi o tym zdarzeniu.
w Zieleńcu uśmiecham się mimo wszystko :)

nagroda ? już od początku dnia....przepiękny wschód słońca, który w tym miejscu widziałem po raz pierwszy.
W Zieleńcu oczywiście, na samym jego szczycie. Zdjęcia ? pewnie, że tak, oczami, mnóstwo zdjęć.
a potem trzeba było myśleć wyłącznie o sobie.
wybaczcie brak opisu drogi pomiędzy Zieleńcem, a Grudzą, gdzie był punkt kontrolny określający
połowę dystansu Race Around Poland....150 km przejechałem z jedną myślą, trudną.
Nie delektowałem się urokiem tych miejsc, widziałem je już w tym roku, patrzyłem na nie z powagą, cieszyłem się, że tu jestem
już wczoraj cieszyłem się na samą myśl, że dziś właśnie tu będę, ale teraz, kiedy tu jestem to chcę, aby ten dzień jak najszybciej dziś minął....bardziej tego chciałem.
W Grudzy byłem dokładnie o godzinie 16:40, zawsze przyjeżdżałem tu w granicach północy dzisiejszego dnia.
Teraz to bolało mnie już całe ciało, nie wiem, który ból był najgorszy ? ten podczas zdejmowania rękawiczek z dłoni,
ból nadgarstek podczas trzymania kierownicy, czy ten z boku żeber podczas zsiadania z roweru, czy może całe ciało poobijane ruszające się podczas jazdy...
korzystając z dobroci punktu najadłem się i wykąpałem się w wannie, którą uwielbiam od chwili,
gdy we własnym domu zamontowałem sobie prysznic :)
a po dwóch godzinach wyjechałem na Zgorzelec, za którym zasnąłem.
Dobranoc. To były jeden z tych dni, które zostaną mi w pamięci na zawsze....i to nie ból, lecz podjęta przeze mnie decyzja, by jechać dalej nie pozwoli mi o tym dniu zapomnieć, nigdy.
szósty dzień ultramaratonu za mną.
jest wspaniale, bo ja naprawdę tu jestem :)
- DST 120.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Daleko za Księżycem
Czwartek, 7 sierpnia 2025 · dodano: 07.08.2025 | Komentarze 1
100 wheeler20 wigry 3
wspomnienia Race Around Poland 2025,
czyli, co najbardziej zapamiętałem.
jest dzień 02 lipca, środa.
jest godzina...kilkanaście minut po godzinie pierwszej w nocy, jestem w Milówce.
właśnie dzwoni do mnie Jacek i prosi, abym wpuścił go na dziedziniec naszego hotelu :)
wstaję więc grzecznie pełen sił oczywiście, Jego przyjazd jest początkiem mojego dnia.
pierwsze kilometry w totalnej ciemności, pod górkę, w całkowitej ciszy i pustkowiu.
Nic, dosłownie nikogo na drodze. Najpierw Koniaków, a potem już Istebna.
ponad 600.000 km przejechanych przez czternaście lat, a w tych miejscach nocą jestem po raz pierwszy,
niesamowite. Kiedyś raz byłem tu wieczorem, zawsze jednak tylko podczas dnia....dziś przeżywam te miejscowości
w ciemnościach pierwszy raz...nie ma tu dosłownie nikogo.
jest pogodnie, ale też jest mi zimno, normalnie zimno, chłód odczuwam oczywiście jedynie na zjazdach.
w Istebnej na ostatnim wzniesieniu przed zjazdami do Wisły zatrzymuję się, schodzę z roweru i siadam
przy stolikach jakiegoś baru, nie dlatego aby odpocząć...właśnie sms- uje do mnie kurier, zachciało mu się ze mną pisać,
o takiej porze dnia :) po trzeciej nad ranem, albo w nocy :)
a teraz zbliża się godzina czwarta nad ranem.
Jest bezpiecznie, ale tak trochę szkoda, że będę musiał teraz kilka ładnych kilometrów zjeżdżać do Wisły, na samą myśli robi mi się jeszcze zimniej, wiem jednak, że to będzie po raz ostatni, że już takich nocy jak tu i w drodze do Zakopanego na tym RAP- ie z pewnością nie będzie. wszystko fajnie, ale trzeba jednak zjechać.
Udało mi się oczywiście dojechać do Wisły, gdzie zatrzymałem się na pierwszym lepszym Orlenie.
na śniadanie było za wcześnie, ale herbata jak najbardziej na tak, pijąc ją nawet się nie rozebrałem, nie zdjąłem kominów z twarzy...
tak było mi zimno.
a potem? a potem było już po piątej, a wraz z tą godziną urodził się nowy kolejny piękny dzień....
szkoda tylko, że jakoś nie lubię tej drogi, która wyłania się teraz przede mną...Cieszyn, Racibórz, wszystko teraz
będzie proste, tak płaskie i proste, że po prostu jedyną fajną rzeczą teraz dla mnie jest tylko to, że jestem tu tak wcześnie, jak nigdy dotąd,
ale...przed samochodami i tak nie uciekłem, były wszędzie, przy mnie, za mną, obok mnie, przede mną, nade mną, dosłownie wszędzie....tragedia.
Ruch zmniejszył się dopiero za Raciborzem na Krowiarkach...tu zaczęły powstawać kolejne moje miejsca, tylko te miejsca gdzie zawsze się zatrzymuję, w których leżę, jem....wszystko to samo, od wielu lat, jest ich mnóstwo.
Nadal jadę sam, od samej Milówki, aż do teraz, aż do końca dzisiejszego dnia na trasie nie zobaczę nikogo z mojego ultra.
Tak, to dla mnie jest bardzo ważne, te miejsca właśnie, miejsca oddalone od mojego
codziennego życia teraz stają się bliższe od tego, co widzę każdego dnia przed domem.
Bo tu nie chodzi o kilometry, lecz o dystans emocjonalny. Każdy mój powrót w te miejsca to moje
spotkanie z początkami mojego świata rowerowego, chwilami, które nadal we mnie żyją.
Nie muszę ich widzieć codziennie, by były dla mnie ważne.
po południu jestem już w Głuchołazach...słuchajcie, w tym roku na rowerze jestem już tutaj po raz trzeci,
a to miejscowość odległa od elbląga o jakieś....550 km, a ja zawsze przyjeżdżam tu z domu rowerem.
Każdy powrót w te miejsce to moje spotkanie z tym, kim byłem, co kocham, spotkanie z tym, co wciąż we mnie żyje,
bo ja tutaj przez wiele lat zostawiałem mnóstwo wspaniałych pozytywnych emocji.
To miejsce, miejscowość Głuchołazy, ma w sobie jakąś magię, nieustannie potrafi inspirować i przypominać
każdy dzień spędzony tutaj w przeszłości. Zawsze się tu zatrzymuję, na chwilę, na kilkanaście minut, na godzinę, na noc.
Czasem wystarczy mi jedno spojrzenie, czasem muszę tu zasnąć, aby poczuć, że znowu jestem u siebie.
Głuchołazy zostały ostatnio dotknięte powodzią, Trudno mi opisać, jak bardzo mnie to poruszyło bo to miejsce nie jest dla mnie
tylko punktem na mapie, to miejsce to kawałek mojego serca. Kilka ulic, każdy widok niosą za mną wspomnienia, spokój i radość.
Widząc zdjęcia zalanych ulic, domów, terenów, które znam tak dobrze, a które teraz widziałem dziś jeszcze nie uporządkowane...
wywołują we mnie ogromny smutek.
Myślami jestem z mieszkańcami, którzy muszą na co dzień mierzyć się z rzeczywistością.
W restauracji właścicielce powiedziałem, że widząc takie Głuchołazy...płakać mi się chce bo nie mogę im pomóc, a pani mnie po tych słowach przytuliła...
Wyjechałem stąd z nadzieją, że to miejsce, tak pełne uroku i ducha, podniesie się z tej tragedii, że znów będzie tętnić życiem.
Wyjechałem z wdzięcznością za wszystkie chwile, które mogłem tu przeżyć.
Na kolejnym punkcie kontrolnym w Złotym Stoku zalogowałem się dziesięć sekund przed godziną 16.
Skorzystałem ze wszystkich dobroci, po czym wjechałem w przepiękne tereny Śnieżnickiego Parku Krajobrazowego...
Lądek Zdrój, Stronie Śląskie, Sienna, Idzików, Wilkanów i Międzylesie....na szczycie którego zasnąłem szczęśliwy.
musiałem tu zasnąć.
Przejechałem już blisko 1600 km, jadę sam w pięknym stroju Race Around Poland i mam pełną świadomość tego, że jestem obserwowany,
że ktoś mi kibicuje i pilnuje każdego miejsca w którym jestem. Dzisiejszy dzień kończę w Międzylesiu.
Dobranoc... jutro tez będę jechał :)

piąty dzień ultramaratonu za mną.
jest wspaniale, bo ja naprawdę tu jestem :)
- DST 115.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
30.000 kilometrów
Środa, 6 sierpnia 2025 · dodano: 06.08.2025 | Komentarze 3
100 wheeler15 wigry 3
wspomnienia Race Around Poland 2025,
czyli, co najbardziej zapamiętałem.
jest dzień 01 lipca, wtorek.
Z Czorsztyna wyjeżdżam dopiero o 1 w nocy...Jacek Zieliński, który ze mną spał jest już
od godziny na trasie...świadomie nie wyjechałem z nim, choć i tak przecież nie mogłem.
w tych miejscach nie chciałem mieć ani przed sobą, ani za sobą dosłownie nikogo...
te miejsca, aż do podjazdu na Łapszankę...to, to wszystko jest całkowicie moje.
Jest pięknie, nie pada, jest normalnie zimno, ciemno, i głęboko cicho....początkowo zjazdy, a potem już tylko wspinaczka.

sam podjazd na Łapszankę oczywiście nie jest wymagający, ale ta dzisiejsza cisza i bliskość pozamykanych domów
w których wszyscy śpią...to jest to, co lubię, no i dzwoneczki owieczek na pastwiskach, które dzięki temu wszystkiemu
bardzo dobrze były dla mnie słyszalne, uwielbiam to. Na samej górze w dzień miałbym przepiękny widok, dziś w zamian za to
na trasie nie mam nikogo...choć na zjazdach jadąc przy blisko wybudowanych obok drogi domów miałem
oczywiście obawy, mnóstwo obaw, że coś nagle wyskoczy, jakieś zwierzę.
Te zjazdy trochę popsuły atmosferę dzisiejszej nocy...były piękne, na nich dało się rozwinąć dość konkretną szybkość.
I to spowodowało, że było potężnie zimno, nie tylko mi oczywiście....choć tej nocy tutaj to tylko byłem chyba ja i właśnie Jacek,
który kilka kilometrów jechał przede mną.
a więc, było bardzo zimno, choć w południe temperatura w tych miejscach przekraczała 30 stopni Celsjusza,
taka różnica temperatur...Jacka dogoniłem w pobliskiej Białce Tatrzańskiej tylko dlatego, że nie miał rękawiczek z długimi palcami.
( zatrzymywał się, szukał rękawiczek na stacjach paliw ).
Po godzinie trzeciej w nocy było w tych miejscach zimno podczas jazdy na płaskim terenie, zjazdy to zimno tylko potęgowały.
Aż do Głodówki na trasie byłem blisko Jacka, jechaliśmy w przepisowej odległości, obok siebie chwilami byliśmy tylko na szczytach bo
w tych miejscach jest sterta podjazdów...na bliskim MRDP wszystkie te miejsca zostaną ominięte.
Te wszystkie kilometry tutaj to piękna sprawa, zwłaszcza nocą, kiedy praktycznie ruch samochodowy nie istnieje,
a widoki w chwilach gdy słońce zaczynało się budzić....góry mamy naprawdę przepiękne.
Te blisko 100 km od Czorsztyna, aż do Zakopanego to wymagający odcinek RAP- u, mi osobiście znany
doskonale, trzy dni czekam na tę część trasy. Nadmienię, że na RAP- ie po raz pierwszy jestem tu nocą...nadal jadę
na swój rekord, choć o rekordzie wtedy nie myślałem w ogóle.
Górskie podjazdy ? dla mnie to czysta przyjemność. Każdy kilometr w górę to widok wart każdego obrotu korby, nawet nocą.
Kocham to uczucie, gdy szczyt jest tuż przede mną, a po jego przejechaniu jest sterta innych.
Nie są dla mnie żadną przeszkodą, są nagrodą za wiele miesięcy jazdy pod domem.
zawsze wjeżdżam w nie z uśmiechem.
Czym są dla mnie góry ?...byłem, wjechałem, się zakochałem.
Mój rower, moje góry, moje myśli...bez gór nie istnieję.
Na mojej ukochanej Głodówce w schronisku zjadłem z Jackiem wyśmienite śniadanko...
taki mieliśmy widoczek :)

z Głodówki wyjechałem chwilę przed Jackiem....na trasie zobaczymy się tylko zaledwie dwukrotnie.
Była już chyba 8 nad ranem...lecę teraz na Zakopane.
aż do kolejnego PK w Jeleśnej będę całkowicie sam na trasie.
to odcinek bardzo łatwy, wystarczy go przejechać....
teraz właśnie z tego właśnie powodu podczas jazdy zaczynam trochę rozmyślać.
Rozmyślać o tym, co było i o tym, co może być...i jakoś czuję się lżejszy niż wtedy,
kiedy byłem na starcie...nie ma już ciszy, rozjaśniło się i zrobiło się bardzo gorąco.
Teraz mam jakoś czas dla siebie, czas i przestrzeń do refleksji.
Bo pierwsze zadanie RAP-u wykonałem...a teraz chce mi się jeszcze więcej,
nie mogę co prawda być jeszcze bardziej cierpliwym, bardziej obecnym, chciałbym być
natomiast bardziej wdzięcznym za to, że tu jestem...za to, że byłem tu i rok temu, i dwa, i trzy lata temu,
za to, że jestem w tych miejscach również na innych ultramaratonach...za to, że w ogóle jadę tak samo dziś,
jak i siedem lat temu w dniach zaraz po wypadku.
Bo po tamtym wypadku nic nie było pewne. Ale dziś, gdy tu znowu jestem, czuję właśnie wdzięczność, większą
niż kiedykolwiek. Każda chwila, każdy kilometr to dowód dla Was, że moje ciało się nie poddało.
Byłem połamany, ale rower poskładał mnie w całość...narodziła się nowsza wersja mnie,
bardziej świadomego i bardziej obecnego.
W PK w Jeleśnej wjeżdżam dokładnie siedemnaście sekund przed godziną 13.
Nagroda za tak wczesny przyjazd ?...obiad z Kurierem, którego tu widzę na trasie po raz ostatni.
Jestem już na kilometrze nr 1180.
Na punkcie jest wspaniale, dużo nas tu było. Spędziłem tu mnóstwo czasu, chyba nawet ze cztery godziny,
wyjechałem samotnie po południu mając w głowie Bielsko Białą, a może nawet okolice Żywca.
na tym odcinku trasy znowu była sterta podjazdów, to dobrze, ale z minusem. W poprzednich edycjach
najwcześniej wyjechałem stąd o północy...widzicie więc różnicę, dziś moim utrapieniem były samochody na trasie,
bo był dzień.
Ale mimo wszystko uwielbiam i tą część RAP- u, choć nocą i wczesnym rankiem jest tutaj zdecydowanie lepiej,
jakoś lepiej się czułem wtedy...no, ale widzieć na RAP- ie Bielsko za dnia to zupełnie inna sprawa :)
Jest wspaniale, nie zmieniam swojego ubranka, jeszcze go nie prałem na trasie.
( wyprzedzając fakty napiszę, że nie wypiorę go aż do mety ).
Nic mnie nie uwiera, jest mi albo normalnie zimno, albo za gorąco, jest wspaniale...bo rower jedzie sprawnie.
Jestem normalnie zmęczony, nic mnie nie boli, nie mam żadnych otarć, tyłek mnie nie boli, nie smaruję się oczywiście.
Nie zawsze jem i piję tylko to, co lubię, ale mój organizm brał to pod uwagę, zaakceptował to, więc teraz się nie buntuje.
mam nadzieję tylko, że moi bliscy wiedzą doskonale, gdzie się teraz znajduję.
Dojechałem w dniu dzisiejszym aż do Milówki, po godzinie 20- tej.
Tu zamówiłem nocleg i...spokojnie czekałem na Jacka.
Po raz pierwszy na trasie kupiłem stertę ( dosłownie ) swoich ulubionych słodyczy i napoi.
Dacie wiarę, że w sklepie dostałem wszystko to, co uwielbiam ? normalnie w drodze ze sklepu do hotelu co chwilę coś wypadało
mi z kieszeni i spod koszulki...tyle tego było :)
Wcześniej przez chwilę myślałem o tym, że może byłoby lepiej dojechać dzisiaj aż do Wisły, ale przecież to słodkie uczucie
właśnie by mnie ominęło. Moim obowiązkiem było nagrodzić ciało.
Jacek przyjeżdżając do mnie po prostu mnie obudził wyznaczając mi porę, czas do wyjazdu,
tak się umówiliśmy....ale o tym napiszę już jutro bo Jacek przyjechał do Milówki dwie godziny po północy,
a dzień kończy się o północy.
życie jest trudne, zawsze szukałem czegoś, co by je odmieniło
i nadało mu jakieś znaczenie...rower, to jest to.
czwarty dzień ultramaratonu za mną.
jest wspaniale, bo ja naprawdę tu jestem :)
- DST 110.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Daleko za Księżycem
Wtorek, 5 sierpnia 2025 · dodano: 05.08.2025 | Komentarze 1
110 wheelerwspomnienia Race Around Poland 2025,
czyli, co najbardziej zapamiętałem.
jest dzień 30 czerwca poniedziałek.
Dokładnie jest północ bo dzień zawsze zaczyna się o północy.
Wetlina, oficjalnie jestem już na 633 km.
...z cienia PRL-u wychodzę grzecznie samotnie, po ciemku, z rowerem, mówiąc cichutko "cześć"
wszystkim tu jeszcze przebywającym, którzy albo jedzą, albo zaraz położą się spać, albo
pewnie wyjadą zaraz za mną...inni śpią, pozostali jeszcze tutaj nie dojechali, a liderzy są dużo przede mną.
spojrzałem tylko jeszcze przez chwilę na ślad, czy ktoś jest może nie daleko przede mną...nie było, wspaniale.
wyjechałem.
Gdybym tu mieszkał to takich chwil, jaka zaczęła się dla mnie od początku dzisiejszego dnia przeżywałbym więcej i częściej.
Bo tego się nie da opisać, ani nie można tych obrazów utrwalić na zdjęciach....nie nagra się ani jednej minuty tej tak głęboko głośnej ciszy,
która istniała w tej właśnie dla mnie chwili w Bieszczadach. Totalne pustkowie, przeogromna cisza... kiedyś obawiałem się takich nocy
ponieważ ani trochę nie znałem tych miejsc, teraz jest odmiennie, nie jestem tu u siebie, może i dobrze bo ja muszę tęsknić za czymś
za kimkolwiek...byłem tu już mnóstwo razy, ale nie napiszę że jestem u siebie, ale napiszę, że te miejsca są moje.
jest cieplutko, a deszcz padał chwilami...nic, nikogo, żadnych zwierząt...Cisna, Majdan. Jest ciemno.
pierwszy raz zatrzymałem się w Komańczy po przejechaniu ponad 55 kilometrów, zawsze tu się zatrzymuję...Bieszczady, szczęście tu i teraz, na przystanku autobusowym, na środku skrzyżowania w totalnym pustkowiu....cały Elbląg, cały Świat który pędzi sobie śpi, a ja cieszę się Bieszczadami :) niesamowite uczucie. Bieszczady uczą zatrzymania.
Od dzisiaj już chyba wszyscy jesteśmy w górach, nareszcie jest we mnie motywacja do jazdy.
czasami z kimś tasowałem się na trasie, choćby z Czechami, którzy jechali we dwójkę...zawsze było tak, że na prostej i na zjazdach byłem doganiany, wyprzedzano mnie, odpływałem natomiast na podjazdach...przynajmniej tym, którzy tu starali się jechać przy mnie.
Nic mnie nie boli, normalnie jestem zmęczony, jest gorąco, pięknie, jak na lato ubrany jestem oczywiście grubo, ale to nic, to jest mój styl, bez bagażu...tylko kurtki nie mam założonej na sobie...cały czas jestem w pięknym stroju Race Around Poland.
Najbardziej z dzisiejszego dnia zapamiętałem Przysietnicę od której zaczynały się dzisiaj największe przewyższenia.

na RAP- ie byłem już tu przed deszczem, w trakcie ulewy i zaraz po jej zakończeniu....a dzisiaj było wyjątkowo słonecznie.
i bardzo dobrze bo nie lubię tutejszych zjazdów z uwagi na ostre zakręty i słabą jakoś podłoża dróg, wyśmienicie jest tylko pod górkę.
a potem ?
Potem jeszcze była wspaniała przełęcz Knurowska na której górze zobaczyłem po raz kolejny, a dziś po raz pierwszy...przepiękne Tatry.
w takich chwilach powinno się natychmiast zatrzymać i...ale cóż zrobić, jak od tego miejsca droga stromo w dół prowadzi do mety dzisiejszego dnia.
jestem tu wczesnym wieczorem, nigdy przedtem nie byłem w tych miejscach na RAP- ie tak wcześniej, jak dziś.
ogólnie codziennie jestem szybciej w swoich miejscach, nie wywołuję w sobie jednak z tego powodu żadnych dodatkowych emocji.
poczuć w sposób właściwie RAP to moim zdaniem...nie czuć go w ogóle. Moim zadaniem jest tu wyłącznie być, we wskazanych miejscach we właściwym czasie...zamiast obsesyjnie myśleć o nabijaniu kilometrów należy się skoncentrować wyłącznie na radości z udziału w Race Around Poland...z precyzją chirurgiczną oczywiście, zachowując spokój, pełne opanowanie, koncentrację.
Ekscytacja ? tak, ale wyłącznie wtedy, gdy ukierunkowana jest na Twoje działanie, a nie na rozchwianie.
przed punktem kontaktowym w Czorsztynie, który jest już dla mnie naprawdę blisko zatrzymuje się jeszcze w ulubionym barze, gdzie spożywam pierwszą część mojej dzisiejszej kolacji....a widok mam taki :

Do Czorsztyna wjechałem dokładnie o godzinie 19:15 z przebiegiem 965 kilometrów.
żadnych przepaków, nic. w punkcie jest już mój ulubiony kolega Jacek Zieliński z Warszawy, zbieg okoliczności ? :) ....wspólnie spożyliśmy
drugą część mojej kolacji, razem też będziemy spać w jednym łóżku typu "małżeńskie", które było bardzo wygodne,
no bo przecież noc spędziliśmy całkowicie za darmo na koszt Organizatora Remka Siudzińśkiego w klasowym hotelu ECO Active Resort.
Jadę już RAP po raz piąty, a mimo to każdy kolejny traktuję w sposób nade wyjątkowy, każdy jest moim marzeniem,
takim, jak gdybym dotychczas żadnego z nich nie ukończył.
A więc, Marzenia się spełniają, jestem w miejscu, gdzie dziś rowerowo chciałem być.
i to miejsce mi mówiło szeptem: ...Robert, dobrze że tu jesteś".
uwierz mi, że w takich chwilach zapomina się o wszystkim...
to miejsce to przestrzeń na którą czekałem, a wjazd na punkt kontrolny był chwilą, której nie oddam za nic.
Myśli nagle ode mnie odpłynęły jak liście na wodzie.
Byłem tylko ja, jak drzewo zakorzenione w chwili,
niepotrzebujące niczego więcej.
trzeci dzień ultramaratonu za mną.
jest wspaniale, bo ja naprawdę tu jestem :)
- DST 115.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Daleko za Księżycem
Poniedziałek, 4 sierpnia 2025 · dodano: 04.08.2025 | Komentarze 1
100 wheeler15 wigry 3
wspomnienia Race Around Poland 2025,
czyli, co najbardziej zapamiętałem.
jest dzień 29 czerwca, niedziela, kilka minut po północy.
właśnie wjechałem do punktu kontaktowego, zjadłem coś, nie kąpałem się bo zbyt zimna woda była.
był czas na rozmowy, a jak, zwłaszcza że Kurier chodząc w klapkach dopiero przygotowywał się do snu.
ja też zasnąłem, na leżaku. to wszystko.
w stroju Race Around Poland wyjeżdżam z miejscowości Mircze,
wcześnie nad ranem, o 5 nad ranem.
dzień jest ładny, pusto na drodze...cel numer jeden dzisiejszego dnia to oczywiście
tradycyjnie ( po raz piąty zawsze w tym samym miejscu ) śniadanie na stacji paliw orlen w miejscowości Tomaszów Lubelski,
a potem...obiad w Przemyślu, a potem....moje wspaniałe kochane góry.
dla mnie Race ARound Poland zaczyna się właśnie tutaj. W Przemyślu.
Być ponownie, w tym roku ponownie tutaj być, w pięknej pogodzie, podjazdach, zjazdach...
tak, z dzisiejszego dnia to góry najbardziej zapamiętałem....coś pięknego.
padało, ale nie lało, było potężnie gorąco i smacznie, do Przemyśla nawet pod silny wiatr.
Kolacji w Caryńskiej w Ustrzykach
Górnych nie zjadłem z uwagi na zmianę menu, ale mimo wszystko zatrzymałem się tutaj na kilka minut,
tak żeby sobie posiedzieć i powspominać choćby nie dawny BB Tour na pierwszym rowerze chicago.
w ogóle zatrzymuję się w wielu miejscach na drodze, na skrzyżowaniach, na wybranych przystankach, miejscach
moich wspomnień, jest ciepło, więc kładę się z jedzeniem zawsze tam, gdzie kładłem się dotychczas.
bo ja jestem niewolnikiem wspomnień. Wspomnienia tak, ale bez wyznaczania kierunku jazdy.
Tak, pamiętam, ale jadę dalej.
Góry, wspaniałe góry, dla wielu kłopot, a ja bez nich zwyczajnie nie istnieję.

w Wetlinie na PK byłem trochę za wcześnie, niż zwykle...ale za to kolacja była tam
w iście wyśmienitym składzie...z Kurierem i Kotem. jest wspaniale.
zasnąłem w jednym z pokoi na jakimś materacu, w opakowaniu,
tu wykąpałem się. skoro przyjechałem tu wcześniej niż zwykle to i plan wyjazdu się dla mnie przyśpieszył,
postanowiłem być tu dokładnie do północy dzisiejszego dnia.
dzisiejszy dzień to początek gór.
Nie jadę tu, by się zmierzyć ze sobą, zmierzyć z innymi,
jadę tu by być częścią Race Around Poland, góry nie są dla mnie żadną przeszkodą.
Nie mogą być, skoro zawsze tęsknię za nimi wykorzystując każdą chwilę, aby tylko w nie wjechać.
Rower identycznie, nie walczy, sprawnie jedzie, nie z wysiłku, z radości.
a więc, drugi dzień ultramaratonu za mną.
jest wspaniale, bo ja naprawdę tu jestem :)
- DST 91.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Daleko za Księżycem
Niedziela, 3 sierpnia 2025 · dodano: 03.08.2025 | Komentarze 1
91 chicagowspomnienia Race Around Poland 2025,
czyli, co najbardziej zapamiętałem.
jest dzień 28 czerwca, dokładnie o godzinie 11:27 wystartowałem "ostro: z miejscowości Obórki
k. Warszawy. bez wsparcia, solo.
pogodowo jest pięknie, czyli słonecznie i upalnie.
Jestem z rowerem szosowym Giant advanced.
ubrany jestem w podkoszulkę z długim rękawem oraz na sobie na raz mam założone dwie koszulki
z krótkim rękawem ( ciekawe dlaczego ? ), spodenki mam krótkie z nogawkami, które już mam na sobie założone pomimo upału.
na głowie i na szyi po jednym kominie, na dłoniach krótkie rękawiczki, w kieszeni dodatkowo te z długimi palcami.
No i cienka kurtka przeciwwiatrowa w kieszeni. zero powerbank, bez ochraniaczy na buty. kask i okulary. to wszystko.
na trasie będzie 12 miejsc z przepakami...swoich nie zabrałem z uwagi na fakt, że będę miał wszystkie nowe naklejki, którymi
tradycyjnie obkleję ścianę w piwnicy.
wystartowałem i do północy dojechałem aż do miejscowości Mircze ( 346 km ), choć równo o 12 w nocy jeszcze nie dojechałem do punktu kontaktowego, zabrakły mi 2 km. To był rekordowy mój przejazd na RAP, dotychczas na tym ultra o północy nigdy nie byłem w tym miejscu.
Nie ukrywam, wszystkim silnie wiało w plecy od samego startu, aż do końca dnia. Bo dzień zawsze kończy się o północy.
Mało, w okolicy miejscowości Dorohusk, jakoś na 280 km miałem jeszcze średnią 30 km/h, ogólnie wyniosła ona dzisiejszego dnia
ponad 29 km/h....w następnych dniach już o nią nie dbałem, nie było tak fajnie.
Cóż zapamiętałem z dzisiejszego dnia ?...otóż, najbardziej zapamiętałem wczorajszą odprawę techniczną.

To dla mnie jest najważniejszy rowerowy dzień każdego roku, już od pięciu lat.
Wchodzisz do auli wilanowskiej, a w niej albo już są, no właśnie, albo za chwilę będą
te osoby, które dla mnie rowerowo mają ogromne znaczenie w świecie rowerowym....
najpiękniejsze jest to, że jesteśmy obok siebie przez dłuższy czas, rozmawiamy, żartujemy i słuchamy tak,
jakby jutro nic się ważnego nie miało wydarzyć, a przecież już jutro wystartujemy w najdłuższym polskim ultra.
O tych chwilach nie napiszę nic więcej, pisać i rozmawiać o tym mógłbym godzinami.
mam wszystko w sobie na wiele wiele lat, na samym dnie swojego serca.
a w auli z elbląga jestem tylko ja.
...a pierwszy dzień ultra, jak to dzień, nie można mieć podczas niego w sobie żadnych emocji,
ten dzień zwyczajnie trzeba przejechać płynnie, powtarzam, bez żadnych emocji bo one dopiero mogą być później.
Dlatego się ubieram i rower mam ubrany w taki sam sposób jak pod domem.
to taki dzień chirurgiczny...zrób swoje w sposób bardzo dobry bez wykrzywionych min i jakichkolwiek zakłopotań.
te ponad 300 km nie może robić na nikim żadnego wrażenia, ani te godziny aż do północy, nic a nic.
to musi być najzwyklejszy dzień twojego życia bo inaczej nigdy to się nie uda.
mało, ja nawet dwa razy w sobie sporo się uśmiechnąłem przy dwóch spotkaniach z kolarzami, których
na trasie podczas wyprzedzania widziałem po raz pierwszy w życiu...dwukrotnie koledzy spytali mnie,
czy jadę na 300, czy na może na 900 km ?...nikt mnie nie musi znać, ale pytania mimo wszystko należy zadawać ostrożnie.
może zmylił ich mój bagaż ?, którego przecież nie miałem. pewnie tak.
a więc, pierwszy dzień ultramaratonu za mną.
jest wspaniale, bo ja naprawdę tu jestem :)