Info

Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2025, Październik2 - 0
- 2025, Wrzesień30 - 20
- 2025, Sierpień31 - 17
- 2025, Lipiec31 - 12
- 2025, Czerwiec30 - 5
- 2025, Maj31 - 0
- 2025, Kwiecień30 - 6
- 2025, Marzec31 - 12
- 2025, Luty28 - 1
- 2025, Styczeń31 - 22
- 2024, Grudzień31 - 17
- 2024, Listopad30 - 10
- 2024, Październik31 - 19
- 2024, Wrzesień30 - 14
- 2024, Sierpień31 - 20
- 2024, Lipiec31 - 10
- 2024, Czerwiec30 - 7
- 2024, Maj31 - 9
- 2024, Kwiecień30 - 14
- 2024, Marzec31 - 16
- 2024, Luty29 - 7
- 2024, Styczeń31 - 7
- 2023, Grudzień31 - 9
- 2023, Listopad30 - 6
- 2023, Październik31 - 7
- 2023, Wrzesień30 - 5
- 2023, Sierpień31 - 12
- 2023, Lipiec31 - 10
- 2023, Czerwiec30 - 1
- 2023, Maj31 - 5
- 2023, Kwiecień30 - 2
- 2023, Marzec31 - 8
- 2023, Luty28 - 21
- 2023, Styczeń31 - 7
- 2022, Grudzień31 - 5
- 2022, Listopad30 - 1
- 2022, Październik31 - 0
- 2022, Wrzesień30 - 6
- 2022, Sierpień31 - 14
- 2022, Lipiec31 - 13
- 2022, Czerwiec30 - 6
- 2022, Maj31 - 4
- 2022, Kwiecień30 - 5
- 2022, Marzec31 - 3
- 2022, Luty28 - 11
- 2022, Styczeń31 - 6
- 2021, Grudzień31 - 5
- 2021, Listopad30 - 7
- 2021, Październik31 - 8
- 2021, Wrzesień30 - 20
- 2021, Sierpień31 - 33
- 2021, Lipiec31 - 6
- 2021, Czerwiec30 - 9
- 2021, Maj31 - 18
- 2021, Kwiecień30 - 17
- 2021, Marzec31 - 21
- 2021, Luty28 - 8
- 2021, Styczeń31 - 26
- 2020, Grudzień31 - 25
- 2020, Listopad30 - 10
- 2020, Październik31 - 15
- 2020, Wrzesień30 - 28
- 2020, Sierpień31 - 62
- 2020, Lipiec31 - 28
- 2020, Czerwiec30 - 16
- 2020, Maj31 - 20
- 2020, Kwiecień30 - 55
- 2020, Marzec31 - 26
- 2020, Luty29 - 14
- 2020, Styczeń31 - 15
- 2019, Grudzień31 - 1
- 2019, Listopad31 - 79
- 2019, Październik31 - 84
- 2019, Wrzesień30 - 90
- 2019, Sierpień31 - 186
- 2019, Lipiec31 - 76
- 2019, Czerwiec30 - 35
- 2019, Maj31 - 86
- 2019, Kwiecień30 - 52
- 2019, Marzec31 - 32
- 2019, Luty28 - 48
- 2019, Styczeń31 - 71
- 2018, Grudzień31 - 178
- 2018, Listopad30 - 183
- 2018, Październik31 - 163
- 2018, Wrzesień30 - 129
- 2018, Sierpień31 - 118
- 2018, Lipiec31 - 107
- 2018, Czerwiec30 - 135
- 2018, Maj31 - 183
- 2018, Kwiecień30 - 184
- 2018, Marzec31 - 184
- 2018, Luty28 - 191
- 2018, Styczeń31 - 73
- 2017, Grudzień31 - 26
- 2017, Listopad30 - 39
- 2017, Październik31 - 29
- 2017, Wrzesień30 - 21
- 2017, Sierpień31 - 19
- 2017, Lipiec31 - 33
- 2017, Czerwiec30 - 75
- 2017, Maj32 - 33
- 2017, Kwiecień28 - 13
- 2017, Marzec31 - 50
- 2017, Luty28 - 30
- 2017, Styczeń31 - 75
- 2016, Grudzień31 - 29
- 2016, Listopad30 - 18
- 2016, Październik31 - 11
- 2016, Wrzesień30 - 9
- 2016, Sierpień31 - 3
- 2016, Lipiec31 - 5
- 2016, Czerwiec30 - 52
- 2016, Maj31 - 27
- 2016, Kwiecień30 - 34
- 2016, Marzec31 - 26
- 2016, Luty29 - 76
- 2016, Styczeń31 - 195
- 2015, Grudzień31 - 83
- 2015, Listopad30 - 91
- 2015, Październik31 - 72
- 2015, Wrzesień30 - 55
- 2015, Sierpień31 - 41
- 2015, Lipiec31 - 69
- 2015, Czerwiec30 - 22
- 2015, Maj31 - 40
- 2015, Kwiecień30 - 65
- 2015, Marzec31 - 39
- 2015, Luty28 - 54
- 2015, Styczeń31 - 62
- 2014, Grudzień31 - 160
- 2014, Listopad30 - 1
- 2014, Październik31 - 0
- 2014, Wrzesień30 - 0
- 2014, Sierpień31 - 0
- 2014, Lipiec31 - 0
- 2014, Czerwiec30 - 0
- 2014, Maj31 - 52
- 2014, Kwiecień30 - 26
- 2014, Marzec31 - 55
- 2014, Luty28 - 95
- 2014, Styczeń31 - 89
- 2013, Grudzień31 - 20
- 2013, Listopad30 - 0
- 2013, Październik31 - 0
- 2013, Wrzesień30 - 0
- 2013, Sierpień31 - 0
- 2013, Lipiec31 - 0
- 2013, Czerwiec30 - 0
- 2013, Maj31 - 0
- 2013, Kwiecień30 - 0
- 2013, Marzec31 - 0
- 2013, Luty28 - 0
- 2013, Styczeń31 - 0
- 2012, Grudzień31 - 1
- 2012, Listopad30 - 0
- 2012, Październik31 - 0
- 2012, Wrzesień30 - 0
- 2012, Sierpień31 - 11
- 2012, Lipiec31 - 37
- 2012, Czerwiec30 - 56
- 2012, Maj31 - 24
- 2012, Kwiecień30 - 51
- 2012, Marzec31 - 120
- 2012, Luty29 - 15
- 2012, Styczeń31 - 34
- 2011, Grudzień31 - 11
- 2011, Listopad30 - 14
- 2011, Październik31 - 2
- 2011, Wrzesień30 - 5
- 2011, Sierpień31 - 31
- 2011, Lipiec31 - 19
- 2011, Czerwiec30 - 36
- 2011, Maj31 - 34
- 2011, Kwiecień30 - 51
- 2011, Marzec31 - 31
- 2011, Luty28 - 34
- 2011, Styczeń31 - 0
- DST 136.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Daleko za Księżycem
Czwartek, 2 października 2025 · dodano: 02.10.2025 | Komentarze 0
126 wheeler10 nextbike
...nic już nie zatrzyma zimy.
- DST 137.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Daleko za Księżycem
Środa, 1 października 2025 · dodano: 02.10.2025 | Komentarze 0
116 wheeler21 nextbike
...tak było pięknie w ubiegłą niedzielę, przy kanale elbląskim.

- DST 132.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
TO JEST KOSMOS, MÓJ KOSMOS
Wtorek, 30 września 2025 · dodano: 30.09.2025 | Komentarze 0
120 wheeler12 nextbike
W Kosmosie przejechałem już 650 tysięcy 558 kilometry
wszystkie moje rowery mają przejechane 690 tysięcy 869 kilometrów
rowery:
1) szosowy GIANT tcr ma 200 tysięcy !! - 29,0%
2) szosowy WHEELER route ma 189 tysięcy 492 km - 27,4%
3) górski GIANT terrago ma 160 tysięcy 180 km - 23,2%
4) szosowy GIANT advanced ma 77 tysięcy 055 km - 11,2%
5) szosowy GIANT propel ma 31 tysięcy 277 km - 4,5%
6) górski GIANT anthem ma 15 tysięcy 433 km - 2,2%
7) kultowe WIGRY 3 ma 13 tysięcy 218 km - 1,9%
8) pierwszy GIANT Chicago 3 tysiące 094 km - 0,4%
9) miejski NEXTBIKE ma 1 tysiąc 120 km - 0,2%
dni tygodnia:
1) SOBOTA: 115.233 km- 17,7%
2) NIEDZIELA: 107.632 km- 16,5%
3) poniedziałek: 89.975 km- 13,8%
4) środa: 85.914 km- 13,2%
5) wtorek: 84.977 - 13,1%
6) czwartek: 83.746 km- 12,9%
7) piątek: 83.081 km- 12,8%
miesiące:
1) SIERPIEŃ: 65.349 km - 10,0%
2) MAJ: 61.827 km - 9,5%
3) czerwiec: 61.141 km - 9,4%
4) marzec: 59.494 km- 9,1%
5) lipiec: 58.977 km - 9,1%
6) kwiecień: 56.151 - 8,6%
7) październik: 55.747 - 8,6%
8) wrzesień: 53.517 km- 8,2%
9) listopad: 47.826 km- 7,4%
10) styczeń: 46.206- 7,1%
11) luty: 45.488 km- 7,0%
12) grudzień: 38.835 km- 6,0%
pory roku:
1) LATO: 185.470 km - 28,5%
2) WIOSNA: 177.469 km - 27,3%
3) jesień: 157.090 km- 24,1%
4) zima: 130.529 km- 20,1%
konstelacja gwiazd 4061- 4998- 6229- 6894
asteryzm 7601
1 miejsce) 2016 czerwiec - 10000 km
2 miejsce) 2018 listopad - 6224 km
3 miejsce) 2015 maj - 6032 km
4 miejsce) 2024 lipiec - 5700 km
5 miejsce) 2024 maj - 5634 km
6 miejsce) 2025 sierpień - 5608 km
7 miejsce) 2023 lipiec - 5536 km
8 miejsce) 2017 sierpień - 5533 km
9 miejsce) 2018 kwiecień - 5528 km
10 miejsce) 2018 październik - 5448 km
11) 2024 grudzień - 5410 km
12) 2018 maj - 5409 km
13) 2020 październik - 5332 km
14) 2021 sierpień - 5329 km
15) 2025 lipiec - 5264 km
16 2023 grudzień - 5216 km
17) 2020 kwiecień - 5215 km
18) 2019 czerwiec - 5205 km
19) 2024 marzec - 5200 km
20) 2023 październik - 5116 km
21) 2019 maj - 5115 km
22) 2014 maj - 5114 km
23) 2018 marzec - 5040 km
24) 2025 styczeń - 5036 km
25) 2020 maj - 5031 km
26) 2024 sierpień - 5001 km
27) 2014 czerwiec - 5000 km
28) 2019 kwiecień - 4962 km
29) 2017 lipiec - 4936 km
30) 2020 marzec - 4905 km
31) 2017 październik - 4875 km
32) 2014 listopad - 4835 km
33) 2018 wrzesień - 4831 km
34) 2021 czerwiec - 4709 km
35) 2018 sierpień - 4707 km
36) 2019 marzec - 4695 km
37) 2017 marzec - 4666 km
38) 2022 lipiec - 4623 km
39) 2015 październik - 4584 km
40) 2024 kwiecień - 4577 km
41) 2014 marzec - 4566 km
42) 2015 czerwiec - 4520 km
43) 2017 styczeń - 4515 km
44) 2023 sierpień - 4505 km
45) 2024 luty - 4501 km
46) 2016 marzec - 4500 km
47) 2023 kwiecień - 4431 km
48) 2015 sierpień - 4402 km
49) 2014 październik - 4400 km
50) 2020 czerwiec - 4389 km
51) 2014 wrzesień - 4368 km
52) 2019 sierpień - 4329 km
53) 2025 maj - 4300 km
54) 2018 czerwiec - 4295 km
55) 2014 kwiecień - 4280 km
56) 2017 luty - 4247 km
57) 2024 styczeń - 4238 km
58) 2014 sierpień - 4217 km
59) 2015 lipiec - 4213 km
60) 2020 sierpień - 4186 km
61) 2012 maj - 4175 km
62) 2025 kwiecień - 4143 km
63) 2013 sierpień - 4142 km
64) 2014 lipiec - 4101 km
65) 2024 wrzesień - 4100 km
66) 2020 listopad - 4097 km
67) 2015 marzec - 4095 km
68) 2020 lipiec - 4088 km
69) 2016 luty - 4074 km
70) 2017 listopad - 4069 km
71) 2020 grudzień - 4047 km
72) 2025 czerwiec - 4043 km
73) 2018 luty - 4029 km
74) 2012 lipiec - 4026 km
75) 2012 czerwiec - 4018 km
76) 2018 styczeń - 4015 km
77) 2011 wrzesień - 4005 km
78) 2023 kwiecień - 4002 km
79) 2023 listopad - 4001 km
80) 2021 maj - 4000 km
81) 2016 kwiecień - 3965 km
82) 2016 maj - 3894 km
83) 2020 wrzesień - 3891 km
84) 2012 październik - 3845 km
85) 2016 grudzień - 3833 km
86) 2015 wrzesień - 3805 km
87) 2021 lipiec - 3745 km
88) 2012 kwiecień - 3739 km
89) 2013 maj - 3731 km
90) 2017 grudzień - 3727 km
91) 2019 lipiec - 3714 km
92) 2023 wrzesień - 3665 km
93) 2011 czerwiec - 3660 km
94) 2016 styczeń - 3642 km
95) 2021 kwiecień - 3640 km
96) 2025 marzec - 3636 km
97) 2025 wrzesień - 3606 km
98) 2017 wrzesień - 3593 km
99) 2014 luty - 3554 km
100) 2024 październik - 3547 km
101) 2022 marzec - 3530 km
102) 2016 sierpień - 3520 km
103) 2015 listopad - 3501 km
104) 2012 sierpień - 3500 km
105) 2013 październik - 3467 km
106) 2012 wrzesień - 3453 km
107) 2019 wrzesień - 3422 km
108) 2015 grudzień - 3319 km
109) 2019 luty - 3301 km
110) 2014 styczeń - 3300 km
111) 2011 lipiec - 3241 km
112) 2011 sierpień - 3239 km
113) 2011 maj - 3230 km
114) 2011 kwiecień - 3216 km
115) 2011 październik - 3205 km
116) 2024 listopad - 3200 km
117) 2022 wrzesień - 3195 km
118) 2021 marzec - 3193 km
119) 2019 październik - 3166 km
120) 2015 styczeń - 3163 km
121) 2022 sierpień - 3131 km
122) 2025 luty - 3100 km
123) 2012 marzec - 3084 km
124) 2015 luty - 3067 km
125) 2021 listopad - 3049 km
126) 2020 luty - 3048 km
127) 2023 marzec - 3030 km
128) 2016 listopad - 3029 km
129) 2021 październik - 3017 km
130) 2015 kwiecień - 3010 km
131) 2022 luty - 3009 km
132) 2024 czerwiec - 3004 km
133) 2023 styczeń - 3002 km
134) 2016 październik - 3000 km
135) 2013 kwiecień - 3000 km
136) 2012 listopad - 2900 km
137) 2022 styczeń - 2864 km
138) 2017 czerwiec - 2839 km
139) 2013 czerwiec - 2830 km
140) 2020 styczeń - 2800 km
141) 2011 marzec - 2764 km
142) 2022 październik - 2745 km
143) 2021 wrzesień - 2739 km
144) 2021 grudzień - 2602 km
145) 2013 marzec - 2590 km
146) 2012 styczeń - 2577 km
147) 2016 wrzesień - 2576 km
148) 2022 listopad - 2500 km
149) 2011 listopad - 2470 km
150) 2012 luty - 2457 km
151) 2022 kwiecień - 2445 km
152) 2013 lipiec - 2427 km
153) 2019 styczeń - 2318 km
154) 2012 grudzień - 2302 km
155) 2013 wrzesień - 2268 km
156) 2021 styczeń - 2266 km
157) 2014 grudzień - 2265 km
158) 2021 luty - 2230 km
159) 2022 maj - 2160 km
160) 2023 luty - 2100 km
161) 2013 listopad - 2045 km
162) 2019 grudzień - 2022 km
163) 2019 listopad - 1906 km
164) 2022 czerwiec - 1712 km
165) 2018 lipiec - 1685 km
166) 2016 lipiec - 1678 km
167) 2011 styczeń - 1458 km
168) 2011 luty - 1438 km
169) 2022 grudzień - 1396 km
170) 2013 luty - 1333 km
171) 2013 grudzień - 1231 km
172) 2011 grudzień - 1074 km
173) 2013 styczeń - 1012 km
174) 2023 czerwiec - 917 km
175) 2018 grudzień - 391 km
176) 2017 kwiecień - 0 km
177) 2017 maj - 0 km
1 miejsce - 24 sierpnia - 3661 km
2 miejsce - 25 sierpnia - 3603 km
3 miejsce - 26 sierpnia - 3243 km
4 miejsce - 22 sierpnia - 3100 km
5 miejsce - 23 sierpnia - 3068 km
6 miejsce - 03 maja - 2800 km
7 miejsce - 25 lipca - 2780 km
8 miejsce - 24 lipca - 2730 km
9 miejsce - 27 sierpnia - 2709 km
10 miejsce - 01 maja - 2693 km
11) - 21 sierpnia - 2610 km
12) 20 sierpnia - 2600 km
13) 04 czerwca - 2580 km
14) 08 maja - 2560 km
15) 25 kwietnia - 2500 km
16) 11 czerwca - 2450 km
17) 26 marca - 2450 km
18) 07 czerwca - 2403 km
19) 02 sierpnia - 2400 km
20) 13 kwietnia - 2400 km
21) 28 marca - 2400 km
22) 18 kwietnia - 2390 km
23) 21 września - 2370 km
24) 28 sierpnia - 2367 km
25) 13 maja - 2337 km
26) 31 maja - 2310 km
27) 16 lipca - 2300 km
28) 08 czerwca - 2292 km
29) 05 czerwca - 2280 km
30) 03 czerwca - 2280 km
31) 15 sierpnia - 2279 km
32) 29 czerwca - 2272 km
33) 11 maja - 2272 km
34) 29 marca - 2262 km
35) 30 maja - 2256 km
36) 28 czerwca - 2244 km
37) 22 września - 2230 km
38) 05 lipca - 2230 km
39) 09 marca - 2230 km
40) 11 października - 2227 km
41) 09 maja - 2226 km
42) 11 listopada - 2217 km
43) 13 lipca - 2216 km
44) 20 marca - 2208 km
45) 09 września - 2200 km
46) 13 czerwca - 2200 km
47) 26 czerwca - 2200 km
48) 19 maja - 2200 km
49) 23 kwietnia - 2200 km
50) 25 marca - 2200 km
51) 01 czerwca - 2170 km
52) 24 września - 2160 km
53) 23 czerwca - 2160 km
54) 15 maja - 2160 km
55) 05 kwietnia - 2154 km
56) 27 marca - 2150 km
57) 27 lutego - 2150 km
58) 26 maja - 2140 km
59) 06 kwietnia - 2139 km
60) 01 sierpnia - 2130 km
61) 15 kwietnia - 2111 km
62)18 października - 2111 km
63) 24 czerwca - 2110 km
64) 30 kwietnia - 2105 km
65) 23 września - 2100 km
66) 10 czerwca - 2100 km
67) 18 marca - 2100 km
68) 14 czerwca - 2090 km
69) 07 lipca - 2081 km
70) 28 lipca - 2080 km
71) 18 maja - 2080 km
72) 12 października - 2074 km
73) 06 sierpnia - 2060 km
74) 15 czerwca - 2060 km
75) 10 września - 2057 km
76) 21 maja - 2050 km
77) 08 października - 2050 km
78) 27 lipca - 2041 km
79) 02 lipca - 2030 km
80) 28 kwietnia - 2030 km
81) 19 marca - 2030 km
82) 17 października - 2028 km
83) 14 kwietnia - 2026 km
84) 06 czerwca - 2024 km
85) 24 marca - 2010 km
86) 24 października - 2009 km
87) 09 sierpnia - 2000 km
88) 04 maja - 2000 km
89) 22 kwietnia - 2000 km
90) 08 marca - 2000 km
91) 22 marca - 2000 km
92) 04 marca - 2000 km
93) 07 maja - 1978 km
94) 08 lipca - 1971 km
95) 02 maja - 1965 km
96) 27 czerwca - 1962 km
97) 30 sierpnia - 1961 km
98) 30 września - 1960 km
99) 10 kwietnia - 1960 km
100) 27 października - 1957 km
101) 29 września - 1950 km
102) 15 marca - 1950 km
103) 06 marca - 1950 km
104) 25 lutego - 1950 km
105) 29 sierpnia - 1942 km
106) 25 czerwca - 1940 km
107) 26 września - 1935 km
108) 01 lipca - 1932 km
109) 26 lipca - 1930 km
110) 04 lipca - 1926 km
111) 03 sierpnia - 1922 km
112) 04 października - 1919 km
113) 30 czerwca - 1917 km
114) 07 września - 1916 km
115) 06 lipca - 1915 km
116) 11 lipca - 1910 km
117) 17 maja - 1910 km
118) 23 lipca - 1903 km
119) 12 czerwca - 1900 km
120) 24 kwietnia - 1900 km
121) 19 kwietnia - 1900 km
122) 17 marca - 1900 km
123) 05 marca - 1900 km
124) 23 października - 1896 km
125) 05 listopada - 1893 km
126) 03 kwietnia - 1890 km
127) 11 sierpnia - 1880 km
128) 16 września - 1870 km
129) 27 września - 1870 km
130) 17 lipca - 1870 km
131) 20 września - 1860 km
132) 15 października - 1856 km
133) 29 maja - 1851 km
134) 17 sierpnia - 1849 km
135) 14 maja - 1842 km
136) 14 października - 1841 km
137) 30 lipca - 1840 km
138) 09 października - 1837 km
139) 19 października - 1837 km
140) 10 lipca - 1830 km
141) 21 czerwca - 1830 km
142) 22 czerwca - 1830 km
143) 16 marca - 1820 km
144) 18 lutego - 1820 km
145) 10 października - 1818 km
146) 12 lipca - 1809 km
147) 03 października - 1804 km
148) 01 października - 1803 km
149) 25 września - 1800 km
150) 28 września - 1800 km
151) 28 maja - 1800 km
152) 02 kwietnia - 1800 km
153) 07 kwietnia - 1800 km
154) 10 marca - 1800 km
155) 02 marca - 1800 km
156) 23 lutego - 1800 km
157) 31 października - 1800 km
158) 16 maja - 1790 km
159) 09 listopada - 1785 km
160) 06 maja - 1784 km
161) 15 listopada - 1782 km
162) 19 września - 1780 km
163) 05 maja - 1780 km
164) 26 października - 1779 km
165) 20 lipca - 1778 km
166) 19 czerwca - 1775 km
167) 06 października - 1774 km
168) 09 czerwca - 1771 km
169) 25 października - 1768 km
170) 15 września - 1760 km
171) 20 kwietnia - 1760 km
172) 27 maja - 1750 km
173) 01 marca - 1750 km
174) 12 marca - 1750 km
175) 26 lutego - 1750 km
176) 28 stycznia - 1750 km
177) 10 maja - 1743 km
178) 17 września - 1740 km
179) 13 września - 1740 km
180) 31 lipca - 1740 km
181) 23 marca - 1740 km
182) 29 października - 1739 km
183) 25 listopada - 1731 km
184) 29 kwietnia - 1730 km
185) 11 marca - 1730 km
186) 17 czerwca - 1727 km
187) 03 lipca - 1724 km
188) 30 stycznia - 1720 km
189) 13 października - 1713 km
190) 19 lipca - 1710 km
191) 29 lipca - 1710 km
192) 16 czerwca - 1710 km
193) 16 kwietnia - 1710 km
194) 14 lipca - 1708 km
195) 05 października - 1704 km
196) 11 września - 1700 km
197) 02 czerwca - 1700 km
198) 26 kwietnia - 1700 km
199) 21 marca - 1700 km
200) 22 lutego - 1700 km
201) 14 stycznia - 1700 km
202) 22 października - 1695 km
203) 22 listopada - 1693 km
204) 29 listopada - 1687 km
205) 11 kwietnia - 1680 km
206) 14 marca - 1680 km
207) 08 listopada - 1677 km
208) 06 września - 1666 km
209) 14 listopada - 1665 km
210) 18 czerwca - 1664 km
211) 26 listopada - 1662 km
212) 12 maja - 1660 km
213) 12 kwietnia - 1660 km
214) 21 kwietnia - 1660 km
215) 29 stycznia - 1660 km
216) 13 marca - 1650 km
217) 07 marca - 1650 km
218) 09 lutego - 1650 km
219) 25 stycznia - 1650 km
220) 21 stycznia - 1650 km
221) 18 listopada - 1645 km
222) 07 listopada - 1644 km
223) 20 października - 1644 km
224) 28 listopada - 1633 km
225) 04 sierpnia - 1630 km
226) 20 maja - 1630 km
227) 17 kwietnia - 1630 km
228) 22 maja - 1620 km
229) 01 listopada - 1616 km
230) 03 września - 1611 km
231) 21 października - 1606 km
232) 30 października - 1605 km
233) 02 listopada - 1603 km
234) 15 lipca - 1600 km
235) 03 marca - 1600 km
236) 04 lutego - 1600 km
237) 07 lutego - 1600 km
238) 14 lutego - 1600 km
239) 13 lutego - 1600 km
240) 19 lutego - 1600 km
241) 04 stycznia - 1600 km
242) 13 stycznia - 1600 km
243) 21 listopada - 1600 km
244) 31 sierpnia - 1588 km
245) 30 marca - 1587 km
246) 23 maja - 1570 km
247) 25 maja - 1570 km
248) 07 stycznia - 1570 km
249) 13 grudnia - 1569 km
250) 14 sierpnia - 1565 km
251) 28 lutego - 1564 km
252) 19 stycznia - 1564 km
253) 27 stycznia - 1560 km
254) 17 lutego - 1550 km
255) 11 lutego - 1550 km
256) 08 lutego - 1550 km
257) 04 kwietnia - 1546 km
258) 07 października - 1536 km
259) 19 sierpnia - 1532 km
260) 08 września - 1530 km
261) 18 września - 1530 km
262) 07 sierpnia - 1530 km
263) 18 sierpnia - 1530 km
264) 22 lipca - 1530 km
265) 05 lutego - 1530 km
266) 05 sierpnia - 1510 km
267) 10 sierpnia - 1510 km
268) 10 lutego - 1510 km
269) 12 lutego - 1510 km
270) 20 lutego - 1510 km
271) 10 listopada - 1509 km
272) 16 listopada - 1506 km
273) 23 listopada - 1505 km
274) 14 września - 1500 km
275) 12 września - 1500 km
276) 08 sierpnia - 1500 km
277) 20 czerwca - 1500 km
278) 24 maja - 1500 km
279) 01 kwietnia - 1500 km
280) 01 lutego - 1500 km
281) 16 lutego - 1500 km
282) 06 lutego - 1500 km
283) 02 lutego - 1500 km
284) 24 lutego - 1500 km
285) 06 stycznia - 1500 km
286) 05 stycznia - 1500 km
287) 01 stycznia - 1500 km
288) 22 stycznia - 1500 km
289) 04 listopada - 1500 km
290) 31 marca - 1497 km
291) 06 listopada - 1471 km
292) 18 stycznia - 1465 km
293) 02 października - 1464 km
294) 20 listopada - 1462 km
295) 08 stycznia - 1460 km
296) 27 listopada - 1458 km
297) 17 stycznia - 1457 km
298) 16 października - 1453 km
299) 09 kwietnia - 1450 km
300) 23 stycznia - 1450 km
301) 26 stycznia - 1450 km
302) 17 listopada - 1442 km
303) 30 listopada - 1437 km
304) 06 grudnia - 1436 km
305) 27 kwietnia - 1420 km
306) 05 grudnia - 1416 km
307) 09 stycznia - 1410 km
308) 15 stycznia - 1406 km
309) 01 września - 1402 km
310) 19 listopada - 1402 km
311) 12 listopada - 1401 km
312) 05 września - 1400 km
313) 21 lipca - 1400 km
314) 08 kwietnia - 1400 km
315) 15 lutego - 1400 km
316) 21 lutego - 1400 km
317) 10 stycznia - 1400 km
318) 11 stycznia - 1400 km
319) 16 stycznia - 1400 km
320) 20 stycznia - 1400 km
321) 01 grudnia - 1400 km
322) 16 grudnia - 1400 km
323) 24 listopada - 1400 km
324) 03 listopada - 1400 km
325) 13 listopada - 1400 km
326) 28 października - 1400 km
327) 18 lipca - 1380 km
328) 09 lipca - 1373 km
329) 16 sierpnia - 1370 km
330) 17 grudnia - 1358 km
331) 13 sierpnia - 1350 km
332) 12 sierpnia - 1350 km
333) 03 lutego - 1350 km
334) 12 stycznia - 1350 km
335) 03 grudnia - 1346 km
336) 12 grudnia - 1325 km
337) 04 grudnia - 1319 km
338) 04 września - 1300 km
339) 31 stycznia - 1300 km
340) 24 stycznia - 1300 km
341) 21 grudnia - 1300 km
342) 14 grudnia - 1300 km
343) 10 grudnia - 1300 km
344) 09 grudnia - 1300 km
345) 02 stycznia - 1284 km
346) 02 września - 1280 km
347) 03 stycznia - 1250 km
348) 07 grudnia - 1243 km
349) 15 grudnia - 1233 km
350) 20 grudnia - 1221 km
351) 19 grudnia - 1220 km
352) 02 grudnia - 1216 km
353) 27 grudnia - 1210 km
354) 23 grudnia - 1203 km
355) 18 grudnia - 1203 km
356) 31 grudnia - 1202 km
357) 30 grudnia - 1201 km
358) 28 grudnia - 1182 km
359) 29 grudnia - 1161 km
360) 08 grudnia - 1140 km
361) 11 grudnia - 1132 km
362) 24 grudnia - 1122 km
363) 22 grudnia - 1102 km
364) 26 grudnia - 1050 km
365) 25 grudnia - 1025 km
366) 29 lutego - 744 km
...dzieje się coś, co się nigdy nie powtórzy.
- DST 124.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
MRDP 10 - wspomnienia
Poniedziałek, 29 września 2025 · dodano: 30.09.2025 | Komentarze 1
80 wheeler24 wigry 3
20 nextbike
wspomnienia Maratonu Rowerowego Dookoła Polski 2025,
czyli, co najbardziej zapamiętałem.
jest dzień 01 września, poniedziałek.
To koniec.
dzisiaj jechałem wyłącznie z uśmiechem na twarzy, w ogóle nie patrząc na to, co jest obok mnie, przede mną,
a zwłaszcza za mną. Uśmiechałem się, śmiałem, dziś nic mi trudności nie sprawiało.
To, co przeżyłem zasługuje nie tylko na wspomnienie, to powinno stać się częścią tego, co jest daleko za Księżycem.
Utrwalenie takiej podróży to nie tylko zapis faktów, ale też uchwycenie emocji, zmęczenia i przemiany.
Wiecie co czułem, co mnie spotykało na trasie, co mnie zaskoczyło, a co było moją największą trudnością.
Znacie też miejsca, które dały mi siłę i radość. Znacie już prawie wszystkie moje miejsca.
Nie przejechałem tego ultra, aby coś udowodnić. Jechałem tu bo tu też jest moja droga za Księżycem,
te wszystkie tutaj przejechane kilometry stworzą, jestem pewien... symetrię mojego wszystkiego, co rowerowe jest.
31 ultra. I chcę więcej.
Maraton Rowerowy Dookoła Polski ukończyłem w limicie.
na metę wjechałem w dniu 01 września 2025 roku o godzinie 19:50.
3200 km w 9 dni 7 godzin 50 minut, w ogólnej klasyfikacji z ultrasami z open zająłem 28 miejsce.
W limicie MRDP ukończyło 41 osób...na liście startowej było aż 86 osób.

nic się dla mnie nie zmieniło...jutrzejszy dzień będzie rowerowy bo jest równie dla mnie ważny, ważne są kolejne ultra, ulice i obiekty księżycowe, miesiące, dni tygodnia, pory roku, konstelacja gwiazd, asteryzm, moje wszystkie rowery oraz to, co jest daleko za Księżycem...aż wreszcie MILION.
- DST 170.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
MRDP 9 - wspomnienia
Niedziela, 28 września 2025 · dodano: 30.09.2025 | Komentarze 1
100 propel70 wheeler
wspomnienia Maratonu Rowerowego Dookoła Polski 2025,
czyli, co najbardziej zapamiętałem.
jest dzień 31 sierpnia, niedziela.
...już wiadomo, tej nocy nie śpię. W dniu wczorajszym do Gubina wjechałem przed 23- cią,
godzinę zmarnowałem na szukanie noclegu. Zmarnowałem, bo o północy zawsze musiałem już spać,
a nie spałem. O północy zalogowałem się na jednej ze stacji paliw, coś zjadłem, napiłem się, wiedząc już, że
będę jechał dalej. W tym czasie było w Gubinie jeszcze dwóch ultrasów ( przepraszam, nie pamiętam i nie znam ich ),
ich poszukiwania także nie przyniosły efektu...zatrzymali się kilka kilometrów za Gubinem na przystanku autobusowym.
Ruszyłem równo o 1 w nocy, dojechałem do nich, to było w miejscu dokładnie przed skrętem na drogi rowerowe po stronie
niemieckiej...jeden z nich na dobre zasnął na ławce, drugi ruszył ze mną- wjechaliśmy do Niemiec wspólnie, potem jazda przez kilka minut
po czym się rozstaliśmy.
Tu nie było nic, dosłownie. Drogi dla rowerów wspaniałe, choć tylko na pierwszych odcinkach, później w poprzek drogi występowały jakieś garby, które zniechęcały do płynnej jazdy. Krajobrazy ? Oczywiście nic nie widziałem poza sobą i rowerem. Ciemność, totalna ciemność, nikogo na drodze aż do Słubic. To by długi odcinek do cywilizacji, na pewno jakieś 30- 40 km z tego co pamiętam. Do Słubic wjechałem przed godziną 4 lub 5 nad ranem i już było oczywiście widno, ale wcześniej...zatrzymałem się dwukrotnie na tych asfaltowych drogach dla rowerów.....przenikliwa cisza, która akurat mi się podobała, ale do czasu, aż coś zaczęło szeleścić w pobliskiej trawie. Ne pewno było tu dla nas bezpiecznie pod względem jazdy, zero samochodów, drogi szerokie, na których pewnie i obecność pieszych by nam nie przeszkadzała.
W Słubicach zatrzymałem się nie wiem po co. Nie wiem bo to pora dla mnie raczej na wyjazd w trasę, a nie na jakieś jedzenie lub picie...
zrobiłem sobie jednak przerwę bo mi się już nie chciało teraz akurat właśnie jechać.
Inaczej było w pobliskim Kostrzynie nad Odrą, gdzie byłem pewnie o 7 nad ranem...kilka ulubionych czekolad na stacji paliw miało mnie
pocieszyć i obudzić bo przyznam, że trochę zasypiałem na tych nudnych i prostych drogach na zachodzie naszego kraju.
Pojechałem oczywiście dalej, przez tereny, które głównie przejeżdżam na RAP- ie. Śniadanie w MC Donalds w Osinowie Dolnym.
Spać mi się chce...nie mam co podziwiać bo już wszystko tutaj widziałem wiele razy, nie ma mnie co pobudzić bo już tak wiele zjadłem
swoich słodkości, że normalnie aż tego nie potrzebuję...fajnie by było przy kimś pojechać, ale nic z tego, jak solo total extrem to solo ma być. Męczę się bo dawno nocą nie jechałem wtedy gdy mi na czymś zależy. W moim przypadku jest tak, że jeśli już śpię na rowerze podczas jazdy to wyłączają mi się mięśnie...oczywiście nie mogę się od razu przewrócić na bok, nie ma takiej możliwości, wypchnij sam rower do przodu to jakieś metry przejedzie przecież sam...ja wyczuwam ten moment właśnie, nawet podczas snu, ten moment kiedy zaczynam lecieć i zawsze zdążę się zatrzymać, przynajmniej to mi się udaje do tej pory. Wtedy muszę rzeczywiście się zatrzymać i zejść całkowicie z roweru stojąc u jego boku. Wystarczą dwie, trzy minuty i mogę jechać dalej...ale muszę być czujny, nic mnie z niej nie zwalnia.
Nie mogę iść spać bo stworzyłem już całkowicie nowy plan, już nim żyję, muszę więc go zrealizować tak samo, jak każdy dotychczasowy dzień, który pozostał już za mną.
nawet w późniejszym czasie ucieszyłem się na wielki zatłoczony Szczecin i wszelkie wypełnione na maksa samochodami jego pobliskie miejscowości choć przecież to była niedziela. Byłem przekonany, że ten zgiełk nie pozwoli mi zasnąć, i chyba tak było bo dojechałem na obiad aż do Goleniowa....nic z tego, każdy widoczny na trasie czynny sklep to kolejne czekolady wraz tylko z ulubionymi napojami...jem i piję to, co mój organizm najbardziej lubi, a mimo to on...śpi i śpi i nie chce się wybudzić całkowicie. Myślałem, że go oszukam...nie dał się. Pierwszy raz się nie dał :) Niesamowite.
Jadę, ale mnie to męczy trochę...na prostym popołudniowym odcinku do Wolina to nawet wjechałem w inną świadomość. Jechałem z przekonaniem, że jadę na jakąś imprezę rowerową właśnie do Wolina, gdzie będzie nas dużo...rowerzystów, a kiedy po przejechaniu wielu kilometrów zacząłem sam sobie zadawać pytanie, czemu ja jadę przez taki długi czas ?...gdzie oni są ?, gdzie są wszyscy ?- pytałem siebie... jakim cudem tak długo jestem sam skoro tam dzisiaj ma dojechać wielu bikerów ?...wtedy właśnie obudziłem się i znowu wiedziałem, że jestem już na imprezie o całkowicie odmiennym wymiarze...
już wiem, że dla mnie nie tyle trudna jest noc, co dzień po jej przejechaniu. W Wolinie byłem wieczorem, około godziny 17. Tu czułem się znowu normalnie, wspaniale...senność minęła ze mnie całkowicie. Tu postanowiłem, że w dniu dzisiejszym dojadę do mojego ulubionego Rewala...
dzisiejszy dzień jest moim przedostatnim dniem na tym ultra, dojeżdżając do miejscowości Rewal obojętnie o której godzinie i tak zostanę tu na noc, a na finish zostanie mi mniej niż 300 km, kilka kilometrów mniej.
wszystkie te miejscowości od Wolina poprzez Międzyzdroje, Międzywodzie, Dziwnów, Pobierowo, aż do m. Rewal....to moje miejscowości, to moje miejsca, miejsca pełne wspomnień i obrazów z wielu różnych ultra i z czasu wolnego. wszystko jest tu dla mnie takie samo, jest inaczej, a dla mnie nic się tu nie zmieniło.
pozostałem na noc w Rewalu.
To był wieczór, gdy wszystko było jeszcze w zawieszeniu, ale ja już wiedziałem, że coś dobrego nadchodzi.
Od teraz czas smakował mi inaczej, a myśli mam tylko wokół tego, co będzie, choć jeszcze tego nie mogę ani dotknąć, ani nawet zobaczyć.
To jak patrzenie na prezent, który stoi pod choinką, ale nie wolno go rozpakować...tak właśnie jestem pewny swojego MRDP, czwartego.
Nie skaczę z radości oczywiście, a "jutro" już prawie jest ze mną i spać będzie ze mną przez całą noc. W Rewalu jestem na granicy czegoś ważnego, to jak ostatni krok przed wejściem na scenę...nic już tego nie zmieni, wystarczy dojechać na metę, wystarczy być przez tylko jeszcze jeden dzień...

zasnąłem, a ktoś we śnie mówił do mnie...
"Robert, jesteś tu, dziewięć dni za tobą. Dziewięć dni potu, bólu, ciszy, krzyku mięśni, zachwytu nad drogą i walki ze snem
i z własnymi myślami. Dziewięć dni, które nie były tylko jazdą, były podróżą w głąb siebie. A teraz pozostał tylko ten jeden.
Nie wiem, czy czujesz bardziej zmęczenie, czy ekscytację, może jedno i drugie, ale wiem jedno...że już wygrałeś. Nie dlatego, że dojechałeś prawie do końca, ale dlatego, że nie zrezygnowałeś, gdy było najtrudniej. Że wstawałeś każdego ranka, gdy ciało chciało zostać.
Ten ostatni dzień to nie tylko meta, to ukoronowanie twojej wytrwałości. Jutro, gdy ruszysz po raz ostatni, niech każdy obrót korby będzie celebracją, niech wiatr będzie twoim sprzymierzeńcem, a każdy zakręt przypomnieniem, że jesteś silniejszy niż myślałeś, niech twoje serce bije nie z wysiłku, ale z dumy. A gdy przekroczysz jutro metę...zatrzymaj się, zamknij oczy i podziękuj sobie. Za odwagę, za determinację, za to, że jesteś....
dziewiąty dzień ultramaratonu za mną.
jest wspaniale, bo JA NAPRAWDĘ TU JESTEM :)
- DST 164.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
MRDP 8 - wspomnienia
Sobota, 27 września 2025 · dodano: 29.09.2025 | Komentarze 1
84 wheeler80 chicago
wspomnienia Maratonu Rowerowego Dookoła Polski 2025,
czyli, co najbardziej zapamiętałem.
jest dzień 30 sierpnia, sobota
...w dniu dzisiejszym zasadnicza był pierwsza godzina jazdy, a raczej moja pierwsza minuta po obudzeniu się.
wstałem, i niemal od razu rozpocząłem proces ubierania się.
W pokoju było zimno, ubrania nie wyschły, nie miały prawa wyschnąć, nie dałem im żadnej szansy bo ich nawet nie rozwiesiłem.
Uśmiechnąłem się na to wszystko tylko bo nie było aż tak źle, w dniu wczorajszym w Głuszycy i jej okolicach nad ranem dzisiejszego dnia zapowiadano deszcz, tymczasem o 5 nad ranem w Głuszycy nie lało, nawet nie kropiło, wystarczyło więc ubrać wszystkie mokre ubrania i rzeczy i po prostu przyzwyczaić się do ich temperatury. Szybko wyszedłem z agroturystki i od razu rozpocząłem proces silnej jazdy w ramach ogrzania się temperaturą swojego ciała...udało się, przetrwałem pierwsze kilometry, ale było mi zimno...POTĘŻNIE !! i przenikliwie. normalnie byłem chyba wtedy w tym czasie w czwartej fazie zamarzania :).... Po dwóch godzinach wyschłem całkowicie i nawet gorąco mi było, cóż z tego, jak jeszcze przed południem na przełęczy kowarskiej znowu mnie zlało...to już było jednak odmienne uczucie od tego porannego, podczas jazdy moje ciało deszcz odczuwa całkowicie odmiennie i trochę sobie nawet z tym radzi...bardziej szkoda mi roweru bo choć napęd staram się jakoś prowizorycznie czyścić już codziennie to i tak wygląda on tragicznie. Ale kręci dobrze.
I to jest właśnie ultra...nie kilometry, nie śnieg i jazda w nagle pojawiającym się deszczu. Chcesz być ultra ? ...to wyjdź z ciepłej kołdry, właź natychmiast w mokre zimne ubrania i ciesz się zimnym porankiem podczas jazdy na rowerze :) albo wymyśl i przeżyj coś podobnego.
być może mimo wszystko dla większości z Was to normalne, ale jak ja mam odczuwać to komfortowo, gdy u mnie w domu zimą jak wchodzę do mieszkania to jest w nim tak gorąco, że natychmiast parują mi normalnie szkła w okularach...
Dzisiejszy dzień dla mnie w ogóle był jakiś dziwny, było mi i przenikliwie zimno i bardzo gorąco, tak samo zmienił się mocno teren...najpierw górzyście, a potem Kowary, Szklarska Poręba i ...w południe było już po górach. Posiłki spożywałem w swoich miejscach, śniadanie w Kowarach, obiad w Świeradowie Zdrój. Zwracam na to bardzo dużą uwagę...te moje miejsca, do których wjeżdżam nie po to, aby odpocząć, ale dla wspomnień, restauracje w których jem nie tylko dla smaku, ale bardziej dla pamięci...są dla mnie jak kapsuły czasu. To nie są zwykłe lokalizacje, to fragmenty mojej historii. Wracam do nich, jak do dawnych przyjaciół. Oczywiście zatrzymuję się tam, siadam, jem swoje posiłki, ale to nie o jedzenie chodzi, bardziej o wspomnienia. Kiedyś nie byłem tu sam, dziś jest inaczej, mimo że się tu zmieniło te miejsca nadal mnie witają, jak dawniej...ciche, wierne, pełne wspomnień.
Teraz pozostała do przejechania ściana zachodnia naszego kraju. Kiedyś nienawidziłem tych miejsc, przez Zgorzelec, przez wiele kilometrów jest tutaj kilka kilkukilometrowych odcinków dróg, które są zbudowane wyłącznie z bruku...i to z byle jakiego bruku. Dziś jest we mnie inaczej, bo tu są moje wspomnienia, bo znam wszystkie te drogi, wiem gdzie są i wiem, jak długie są.
jadę po nich wolno nie ze względów bezpieczeństwa, bardziej z szacunku do roweru. Nie nauczyłem się jeździć po słabej nawierzchni i nie mam zamiaru się uczyć. Czasem ktoś mnie wyprzedził, czasem ja do kogoś dojechałem, ale w rzeczywistości jadę samemu. Tu w ogóle jest bardzo pusto, mało ludzi, mało samochodów. Szanuję te miejsca wyłącznie z uwagi na tradycje, ale do tras na ultramaraton one w ogóle się nie nadają...dużo bruków, w jednym miejscu to się jedzie nawet po jakimś podwórku pełnym plażowego piachu...a co. To fajnie się czyta, ale jeśli ktoś chce, żebym rozwalił mu rowerowy dzień to chętnie przejadę z nim tutaj jakieś 200 km któregoś dnia i nie będzie fajnie. Mi było dobrze, ba, nawet żałuję trochę, że tym razem nie jedziemy przez prom na Odrze w miejscowości Połęcko...zawsze był tam Tomek Ignasiak, rowerowy przyjaciel wszystkich :)....warunki do spania były tam wyłącznie albo w samochodzie, albo pod namiotem...było więc zimno, ale było wspaniale. Tomek z własnej woli czyścił wszystkim napędy, smarował je przywracając nasze rowery częściowo do życia., można też było coś zjeść symbolicznego, ale najważniejsze z tego wszystkiego to było spotkanie z Nim, z Tomkiem :)
Prom nie był czynny, dzisiejszy nocleg zaplanowałem sobie więc w miejscowości Gubin i robiłem wszystko, aby do Gubina dojechać najpóźniej o godzinie 23. Za nim były jakieś drogi dla rowerów po stronie niemieckiej, żadnych miejscowości, brak było więc możliwości noclegowych w środku nocy.
Dojechałem do Gubina nawet wcześniej, chyba nawet chwilę po godzinie 22- giej, ale w Gubinie nie spałem.
nie zostałem tu na noc, zdecydował o tym jeden przypadek na który nie miałem żadnego wpływu.
nie było żadnych miejsc w hotelach i agroturystyce...nawet moja policja była na noc zamknięta.
Realizowałem swoje założenia każdego dnia w pełni.
Dotychczas spałem w tych miejscach, w których chciałem być danego dnia.
najważniejsze dla mnie było to, aby nocą nie jechać, dzień dla mnie miał trwać od godziny 5 nad ranem do 23- ciej.
każdego dnia miałem przejechać minimum 320 km.
wyjątkiem był pierwszy dzień, który był najkrótszy, bo od godziny 12, ale liczę go zawsze jako pełny dzień, nie jako pół dnia.
w ten sposób realizując codzienne swoje zadania zawsze każdego dnia miałem te pół dnia właśnie przewagi na walkę, gdybym musiał do niej stanąć.
Te pierwsze pierwszego dnia 285 km traktowałem już jako stratę, którą wyrównać za zadanie miałem najpóźniej trzeciego dnia.
ogólnie były jakieś małe wyjątki, ale każdy dzień był bardzo przeze mnie pielęgnowany tak, aby wszystkie po scaleniu stworzyły moje marzenie. Tu tkwi we mnie nawet pewna tajemnica...o której oczywiście nie napiszę. Zostawię ją jeszcze dla siebie...
mam na myśli to, że ze wszystkich ultra zdecydowanie bardziej wolę te najdłuższe powyżej 3000 km od tych tysięczników...
Nie napiszę dlaczego, może dlatego, że nie wszystko da się opisać, a może dlatego, że niektóre chwile chciałby zostawić dla siebie.
Myślę, że czytając to wszystko naprawdę można mnie znać nawet jeśli nigdy dotąd się mnie nie widziało. Część trasy też jednak pozostawiłem poza słowami...nie dlatego, że nie umiem jej opisać, ale dlatego, że nie chcę...bo coś musi zostać pomiędzy mną, trasą, a Wami. Bo są chwile, które tracą magię, gdy się je rozbierze na słowa. A tak ta droga...ona tylko we mnie trwa, mimo upływu czasu nic nie zapomnę.

jak dolecę do Miliona to napiszę książkę...wtedy opowiem sporo, wtedy napiszę wszystko i o wszystkim, zarówno o tych drogach, które pozostawały w cieniu, jak i o tych wszystkich, które zna tylko moje serce, o wszystkich moich tajemnicach.
a dlaczego MILION ? to proste, po Księżycu nie potrafiłem wymyślić czegoś równie potężnego.
mam w sobie nieodparte wrażenie, że gdy teraz jadę gdziekolwiek i dokądkolwiek to jest tak, jakbym patrzył na ten świat przez szybę,
jakby to był film, który kiedyś już widziałem...a tymczasem obecnie dzieje się coś, co się nigdy nie powtórzy.
ósmy dzień ultramaratonu za mną.
jest wspaniale, bo ja naprawdę tu jestem :)
- DST 123.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
MRDP 7 - wspomnienia
Piątek, 26 września 2025 · dodano: 28.09.2025 | Komentarze 1
80 wheeler43 nextbike
wspomnienia Maratonu Rowerowego Dookoła Polski 2025,
czyli, co najbardziej zapamiętałem.
jest dzień 29 sierpnia, piątek
dzisiejszego dnia wyjechałem zgodnie ze swoimi założeniami.
piąta godzina nad ranem okazuje się dla mnie najlepszą godziną do wyjazdu gdziekolwiek.
Pogoda, przepiękna, chmury nade mną pojawiły się po godzinie jazdy nie wiadomo skąd,
coś z nich przez chwilę nawet pokropiło, ale w rzeczywistości nic złego się nie wydarzyło.
Jest trudno bo zrobiło się znowu płasko, choć trzeba przyznać, że wiatr wieje tutaj wszystkim w plecy,
ale ja jadę sam, nie spodziewam się nikogo, monitoruję tylko Przemka, który trochę jest za mną,
jest płasko, więc pewnie mnie dogoni...i dogonił, fajnie, w chwili, kiedy ja kończyłem śniadanie w Kietrzu on właśnie
wjeżdżał do tej miejscowości.
Porozmawialiśmy, przekazaliśmy sobie swoje dotychczasowe spostrzeżenia, potem wspomnienia i...znowu osobno.
Ta samotność właśnie w czasie ultramaratonu. Przyjmuję ją jako część drogi. Niby jest tak dokładnie jak pod domem,
albo podczas wyjazdów do księżycowych ulic, ale jednak ta świadomość, że ktoś jest przed Tobą i za Tobą zmienia
to wszystko, nadaje inną wyobraźnię. Szkoda, że nie wszyscy mówimy są "cześć" podczas wyprzedzania lub przejeżdżania obok siebie,
przecież wyróżniamy się od tych, którzy w tych miejscach jeżdżą po swoim podwórku ? No cóż, szkoda i tyle, tylko tyle. Nikt pewnie
i tak nie liczy na jakąkolwiek pomoc od kogokolwiek...
najważniejsze chwile dla mnie dzisiejszego dnia ? Oczywiście Głuchołazy...

nic tu się nie zmienia, jak bliska jest mi ta miejscowość pisałem wiele razy. Głuchołazy, zawsze takie same, od wielu miesięcy, dziś też według mnie nic się tutaj nie zmieniło. Byłem tu dzisiejszego dnia wcześnie, bardzo wcześnie przed południem, za wcześnie na obiad...ale zatrzymałem się, na kilka minut.
Zatrzymałem się, by przypomnieć sobie, za czym warto jechać. Nie był to postój. To było spotkanie.
Potem oczywiście też było wspaniale, choć przejazd przez pobliskie tereny Czech trochę mnie rozczarował...przepiękna pogoda nie tyle
nie współdziałała ze stanem nawierzchni, co najbardziej to wszystko popsuł wiatr...normalnie czołówka dodatkowo w czasie jazdy niemal non stop pod górkę. I tak było przez naprawdę wiele kilometrów. Wjazd w Złoty Stok i dalsza droga trochę to wszystko poprawiło, tutaj bowiem było tylko do góry w otoczeniu grubego lasu, żadnego wiatru, ale też...znowu żadnych sklepów nie było, nic, puste bidony, żadnych batonów przy sobie.
Tyle, że ja wiedziałem, iż przede mną są Stronie Śląskie w których jest moja restauracja w której nie byłem od wielu lat !! A to z prostego powodu...podczas ostatnich ultra, a zwłaszcza podczas przejazdu RAP ja tutaj jestem w totalnych ciemnościach nocą, albo
wcześnie nad ranem, albo późnym wieczorem :) Na śniadanie zjadłem żabkowe śmieci, wieczorem będzie śmieciowa kolacja na stacji paliw, ale obiad był...iście po królewsku !! Pierwszy raz doświadczyłem tego, że rosół oprócz w talerzu miałem też w małym dzbanku i mogłem sobie dolewać :) natomiast picie...wyłącznie z lodowymi kostkami bo od godzin przed południowych normalnie się już od kilku godzin w swoim stroju gotuję :)
a potem ? potem był nieustanny wjazd non stop do góry. Sienna, Idzików, Wilkanów, Międzylesie z Zieleńcem na czele !! Coś wspaniałego, wiele przepięknych emocjonalnie i widokowo moich miejsc. Żadnych przerw w tych miejscach jednak nie robiłem, nie można napisać o pędzeniu, ale od tych miejsc liczyły się dla mnie minuty, jechałem szybciej niż zwykle. Wszyscy pewnie na swoje telefony dostali już alerty o zmianie pogody w godzinach wieczornych właśnie w tym regionie. Swój nocleg zaplanowałem w Głuszycy do której miałem daleko. Pobyt w Głuszycy zaplanowałem już w godzinach porannych, a właściciel agroturystki powiedział, że mam czas do 23.30 bo on właśnie o tej godzinie regularnie kładzie się spać. Mam zdążyć i Amen. Jak wjechałem na Zieleniec tak podczas jazdy tylko popatrzyłem sobie na niego, po czym zacząłem od razu potężny wielokilometrowy zjazd do Kudowy Zdrój. Tu musiałem coś zjeść, bo za Kudową dla mnie poza lasami aż do Głuszycy nic nie ma... i nie było. W Kudowie jeszcze nie lało, a już kilku ultrasów zostało w tym mieście lub w pobliskim Radkowie na nocleg. Bo wiadomo było wszystkim, że skoro jest już godzina 21 to niemal pewne jest to, że zaraz zacznie lać. I lało.
Przyznam, że podjazd do Radkowa był jeszcze przepiękny, pod górę, było cieplutko, ładny asfalt, zero samochodów, jeszcze było sucho...cyrk zaczął się gdy zacząłem zjeżdżać w dół w kierunku Nowej Rudy.
Od teraz stało się ciemno, wolno, ślisko, mokro, ale nie było przenikliwie zimno. Problemem w najbliższym czasie będzie dla mnie nie tyle limit czasowy, co bardzo zły stan nawierzchni na wielu kilometrach w drodze do Głuszycy. Tu jest po prostu tragicznie. A Deszcz lał, ale ja mimo wszystko byłem normalnie mokry, czyli możliwy do wyschnięcia. W takim stanie wjechałem w Świerki po czym po skręceniu w lewo zostało mi jakieś osiem kilometrów do Głuszycy. Była dokładnie godzina 23.15, a ja już prawie nie miałem czasu na nic, chciałem być punktualny dla właściciela i byłem. Tyle że na agro wjechałem totalnie przemoczony. W tych ostatnich kilometrach było dosłowne oberwanie chmury, lało jak z prysznica, patrząc do góry nie mogłem określić czy chmury te były przelotne, czy nie bo nic nie widziałem.
Na cudownym prostym kilkukilometrowym asfalcie jechałem sobie w stercie deszczu, w dodatku z górki. Czułem się nie inaczej jak z głową trzymaną bezpośrednio pod kranem, w dodatku było mi już tutaj przenikliwie zimno. Właściciel był z tych zaliczanych do opcji "lubię rowery", więc tylko dzięki temu zaprosił mnie do siebie...wodę na podłodze w pokoju miał już wtedy, kiedy nawet nie zdążyłem się z nim jeszcze rozliczyć...ostatnie takie chwile przeżywałem cztery lata temu w Świeradowie Zdrój...na MRDP.
Zostałem sam w pokoju, rozebrałem wszystko co miałem na sobie, wszystkie rzeczy bez możliwości wyschnięcia zostawiłem na jednym z łóżek. Wszedłem pod prysznic pod wodę gorącą prawie jak wrzątek...po czym z zaparowanej łazienki wróciłem do pokoju pod
babciną bardzo puchową kołdrę, w której zasnąłem nago...na cztery godziny i trzeba przyznać, że było mi w tym czasie ciepło.
Pomyślałem sobie jednak, co będzie jutro ?...przed zaśnięciem tylko raz spojrzałem na swoje ubrania zadając sobie pytanie, co będzie, a raczej jak mi będzie w dniu jutrzejszym w trakcie ich zakładania ?
Kilometry. 1000, 2000, 3200, 3600. Kilometry, jako problemy w tematyce ultra są według mnie najmniejszą trudnością do pokonania, albo tą trudnością nie są w ogóle. Kilometry są tylko tłem- prawdziwe wyzwanie to wszystko, co dzieje się pomiędzy nimi. Ultramaraton to zwłaszcza decyzje podejmowane w ciemności, dosłownie wszystko to, co trzeba pokonać, aby je właśnie przejechać. Uwierzcie mi, kilometry są najmniej zaskakującym przeciwnikiem.
Przez wiele lat jeździłem w przekonaniu, że tego wszystkiego co trudne, czyli jazdy w deszczu, zimnie, że tego wszystkiego da się nauczyć. Nie da się nauczyć. Potem więc myślałem, że skoro tak wiele godzin jeżdżę w takich właśnie warunkach to może uda mi się chociaż do tego przyzwyczaić...nie udało mi się.
Znalazłem na to jednak sposób. Już przed doleceniem na Księżyc zauważyłem, że w tym wszystkim nie chodzi o to, aby być odpornym.
Chodzi wyłącznie o to, aby nie przestać jechać. Tak, Nie trzeba nic umieć- wystarczy nie przestawać. Czas zrobi resztę. To wszystko to tylko kwestia czasu...jest, więc zaraz minie.
siódmy dzień ultramaratonu za mną.
jest wspaniale, bo ja naprawdę tu jestem :)
- DST 125.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
MRDP 6 - wspomnienia
Czwartek, 25 września 2025 · dodano: 25.09.2025 | Komentarze 1
85 wheeler40 nextbike
wspomnienia Maratonu Rowerowego Dookoła Polski 2025,
czyli, co najbardziej zapamiętałem.
jest dzień 28 sierpnia, czwartek
zgodnie z obietnicą skróciłem sobie dzisiejszą noc o godzinę.
4 nad ranem, jest ciemno, kilka kilometrów i od razu skręt na Przysietnicę.
a więc się zaczęło...i teraz Was trochę zaskoczę...nie podoba mi się tutaj wcale,
a jestem tutaj przynajmniej raz w roku, każdego roku.
Podjazdy są non stop, bardzo wymagające, niesamowicie przepięknie strome, czyli jest tutaj
to, co mi najbardziej jest rowerowo potrzebne i to nie przez godzinę dwie, a znacznie dłużej.
Wszystkie one są jednak na dość wąskiej drodze w dodatku ze znacznym ruchem samochodowym.
Nawet jeśli w jakiś czarodziejski sposób nie pojawi się na mojej drodze samochód to przynajmniej
ja i tak modlę się, aby tutaj mi nie padało, nie lało, no i żeby było wystarczająco widno.
Wszystko jest tu wąskie, strome, nawierzchnia się zmienia, często pojawia się spływający z poboczy
szuter i inne wynalazki...nie lubię tu być, nie lubię, ale też nie wyobrażam sobie, aby ktokolwiek zmieniał
tą trasę, omijał ją, skracał lub robił z nią cokolwiek innego...nie, trzeba przejechać ten odcinek, trzeba, bo potem jest pięknie.
A nawet przepięknie...Krościenko nad Dunajcem, Czorsztyn i wszystko to co jest w ich pobliżu...uwielbiam tu być.
Już po raz szósty wszedłem w swój rowerowy mundurek, rowerek kręci mi cudownie, nic złego się nie dzieje.
nic mnie nie boli, nic sobie nie przetarłem, jestem normalnie ultramaratonowo zmęczony i po prostu
nie wyobrażam sobie być teraz w innym miejscu i to nie tyle całe MRDP mam na myśli...na tym etapie tego
ultra powinienem być dzisiaj dokładnie w tym miejscu i...jestem w tym miejscu.
Jadę z pełnym zaangażowaniem, skoro zgłosiłem chęć uczestnictwa w nim to w pełni
wypełnię każdy regulamin ultra, zwłaszcza ten dotyczący limitu czasowego bo on właśnie ze wszystkiego jest najważniejszy.
jestem tu po raz kolejny i po raz kolejny MRDP jest dla mnie spełnieniem marzeń. jestem gotów dać z siebie
wszystko i fizycznie i mentalnie, a wszystko dla tej jednej chwili, dla chwili bycia na mecie. Tu nie chodzi tylko
o kilometry, chodzi o ducha, o ludzi, o to uczucie gdy jedziesz dalej mimo wszystko, że meta jest wciąż tak bardzo daleko od ciebie.
a potem ? Pamiętam, że potem była dokładnie godzina 8 nad ranem, kiedy to wszystko na nowo we mnie się zaczęło....
ŁAPSZANKA !!!!!!! Znowu tu jestem, nareszcie, byłem tutaj już chyba we wszystkich porach dniach i nocy. To sprawia, że od teraz
znowu dzieje się we mnie coś magicznego, widzę i słyszę wszystko naraz...i rosę wczesnym rankiem i dzwonki owiec w pełnej nocy.
wszystko, ciszę, słońce, księżyc, zapach świerków w powietrzu. Teraz przestał liczyć się dystans, te wszystkie dotychczas przejechane kilometry, przestało się liczyć zmęczenie. Liczy się tylko to, że tu jestem, sam ze sobą, z rowerem...to wszystko to moje chwile, w których
czuję, że żyję naprawdę. Łapszanka marzenie i rekord nie jednego z nas, a ja jestem tu kolejny raz, niesamowite.
Liczne podjazdy, mnóstwo zakrętów...tak naprawdę nie wiadomo gdzie to się konkretnie zaczyna, od jakiego miejsca ?
Najważniejsze, że na końcu tej drogi jest widok, który odbiera dech, nawet gdy już go nam brakuje.

To właśnie dla takich chwil warto jechać tą trasę dalej.
dla mnie to wszystko zaczyna się już od Czorsztyna, może kilkanaście kilometrów przed, ale w tym dniu na licznik
spojrzałem dopiero dokładnie na sześć i pół kilometra przed szczytem ze świadomością, że miło by było, jakby ktoś ten mój podjazd śledził
od samego początku do jego końca i trzyma za mnie kciuki...takie uczucie w tym miejscu wydawało się dla mnie bezcenne.
Pomyślałem, że takie wsparcie to przecież prawdziwy skarb...i wiecie co ? Stał się CUD !! W tej chwili właśnie od swojego rowerowego kolegi Sierry z Elbląga otrzymałem wiadomość tekstową SMS o następującej treści: " Poproszę o zdjęcie Tatr z Łapszanki"...wszystko przeczytałem w czasie jazdy bo wyświetliło mi się to na garminie :) ....Mario !! Dziękuję za kontrolę lotu podczas ultra. Twoja obecność,
słowa i myśl w tej właśnie chwili o mnie zadziałały najlepiej ze wszystkiego. Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, jak wiele
to dla mnie znaczyło w tamtej chwili i teraz. Nie zapomnę tego nigdy.
Podczas ultra czułem wsparcie od wielu bliskich mi ludzi, którzy byli ze mną duchem. Szczególne podziękowania nie należą się tylko dla kogoś, są dla Was wszystkich, za to, że śledziliście moją trasę, pozdrawialiście mnie i dopingowaliście. Wasza obecność nie była zdalna, była mi bliska, była dla mnie ogromnym wsparciem. Dziękuję Wam z całego serca, choć dopiero minęło pięć dni. Podczas wszystkich ultra
jestem sam, z bólem, myślami, łzami, z trasą, która nie lubi błędów. Ale wasze pozdrowienia, monitorowanie mojej pozycji, doping...czułem, że gdzieś nie daleko mnie jest ktoś kto wierzy we mnie. Dzięki Wam te ultra było czymś więcej niż tylko sportem, było spotkaniem z przyjaźnią, spotkaniem z Wami. I za to Wam dziękuję.
Głodówka, godzina 10.00 śniadanie z widokiem na przepiękną panoramę TATR.
a potem Zakopane, Kościelisko, Czarny Dunajec, Jabłonka, Zawoja, Stryszawa, Milówka, Istebna, Koniaków, Wisła, Cieszyn, Czechy, Gorzyczki....wszystkie te miejscowości przejechałem w dzisiejszym dniu, w miejscowości Gorzyczki byłem o godzinie 23.30.
Życzę Wam, abyście na swoim ultra mieli taki właśnie odcinek trasy. Łącznie w dniu dzisiejszym przejechałem 332 kilometry,
mając ich już łącznie ponad 1900. Na przewyższenia w ogóle nie zwracam uwagi. W tych miejscach najczęściej tasowałem się z Przemkiem Ruda...Milówkę przejechaliśmy najbliżej siebie, w odległości kilkuset metrów. Tu też mile zaskoczył nas nieznany kibic przesyłając nam pozdrowienia z jadącego samochodu. Jadę będąc tak samo ubrany, w tym samym niewypranym ubraniu, na tym samym rowerze, w przeciwieństwie do uprzednich dni nie moknę, lecz gotuję się.
W Koniakowie zaczęło się robić ciemno, a będąc w Wiśle przejechałem dnia dzisiejszego już wszystkie góry.
Teraz teren jest znowu całkowicie płaski, a ja nie mam planu na miejsce noclegowe, tutaj w tych okolicach dotychczas nocowałem tylko raz bo albo nocą jechałem, albo jechałem za dnia. Po bardzo krótkim, ale urokliwym terenie Czech udało mi się znaleźć nocleg w Gorzyczkach,
w których byłem jakieś dwa miesiące temu, a to przecież dobre kilkaset kilometrów od mojego domu.
Wiem po co to wszystko.
szósty dzień ultramaratonu za mną.
jest wspaniale, bo ja naprawdę tu jestem :)
- DST 129.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
MRDP 5 - wspomnienia
Środa, 24 września 2025 · dodano: 24.09.2025 | Komentarze 1
92 propel37 wheeler
wspomnienia Maratonu Rowerowego Dookoła Polski 2025,
czyli, co najbardziej zapamiętałem.
jest dzień 27 sierpnia, środa.
Ustrzyki Dolne.
Jest dla mnie późno bo dawno minęła 5 godzina nad ranem.
A mimo to, kiedy wyjeżdżałem z Ustrzyk...na drodze nikogo nie było.
wszyscy spali, spał pewnie też cały Elbląg.
przede mną jest teraz jeden z najpiękniejszych i najbardziej emocjonalnych dla mnie odcinków
drogi na terenie naszego kraju.
Przeważnie to było moje ostatnie 45 kilometrów w górach z metą w Ustrzykach Górnych,
a dzisiaj jest inaczej, dzisiaj będę miał te góry w większej części, i to przez cały dzień,
i przez następne dni także...niesamowite. Wreszcie są.
W roku 2010 tu właśnie kończyłem z sukcesem swoje pierwsze ultra.
dziś, po 15 latach jadę tutaj, po tej samej drodze, po tym samym asfalcie po swoje ...trzydzieste pierwsze ultra.
rowerek dzisiaj mam trochę inny, ale mam taki, który wie, że mając go mam wszystko, aby osiągnąć kolejny sukces.
pierwszy postój, już w Lutowiskach. Niewiarygodne, jak często się tutaj zatrzymuję.
tutaj właśnie, jeśli tylko zejdzie się z drogi i wejdzie po trawie na pobliski parking... zobaczy się po raz pierwszy
przepiękną panoramę gór bieszczadzkich.
Bieszczady zobaczyłem po godzinie 6 nad ranem...

pewnie dlatego, że przez te góry najwięcej przejeżdżam na ultra ...te góry są mi najbliższe,
choć przecież nie są najwyższe :)
przez te wiele lat jestem tu i na ultra i w wolnym czasie, uwielbiam tu być.
w Ustrzyki Górne wjechałem...trochę za wcześnie, a to dlatego, że Zajazd Pod Caryńską jeszcze
nie został otwarty, zabrakło mi pół godziny do zjedzenia tutaj swojego śniadania...posiedziałem sobie trochę przy stoliku na dworze i odjechałem.
Od Ustrzyk Górnych, aż do Tylawy, całe to prawie 100 kilometrowe pasmo spędziłem w towarzystwie
ulubionych kolegów rowerowych...Łukasza Hedko oraz Przemka Ruda. Oczywiście razem obok siebie przejechaliśmy
zaledwie przez kilka minut, ale często tasowaliśmy się na tym odcinku drogi...koledzy po prostu ciężsi i mający na rowerze więcej
sakw szybciej zjeżdżali z każdej górki, ja natomiast chudziutki i bez żadnego obciążenia normalnie się nie mogłem w dół rozpędzić...ale spokojnie, nie tyle na każdym podjeździe, co już na szczycie każdej z górek byłem już ponownie pierwszy...i to w czasie tego wyprzedzania właśnie głównie rozmawialiśmy ze sobą...rozmawialiśmy wyłącznie o rowerach, bo znamy się już bardzo długo, a innych wspomnień nie mamy. W Cisnej w dodatku z Przemkiem również spędziłem więcej czasu, ja zjadłem sobie śniadanko, Przemek wspomógł się kawą.
Bardzo mi brakuje natomiast tutaj Lucjana, tego Lucjana z 2013 roku, z którym przejechałem pierwsze MRDP na którym
mieliśmy mnóstwo przygód i pozytywnych emocji. Wtedy dla nas obojga wszystko tu było pierwsze i najpiękniejsze. Pamiętam, że to w Tylawie zatrzymaliśmy się wtedy na obiad...dziś też zjem obiad w tym samym miejscu, Najciekawsze jednak jest to, że rok po tamtym MRDP nasza restauracja w Tylawie została zamknięta i dopiero w tym roku po raz pierwszy po odnowieniu została otworzona przez nowego właściciela...dacie wiarę ? Mam na myśli restaurację w zajeździe BARTNIK.
wspomnienia, to takie moje ogromne skarby schowane w mojej pamięci. Muszę je mieć ponieważ kształtują one moją
tożsamość, emocje... i w ogóle wytyczają mi sposób patrzenia na świat. Zawsze będę pisał o nich z czułością, a moim obowiązkiem jest je pielęgnować. Mogę pisać o nich bardzo długo i bardzo dużo bo są wspaniałe, a przez to że dziś tutaj znowu jestem ja sam nadaję tym wspomnieniom nowe życie...Lucjan, brakuje mi Ciebie. To wszystko, co jest tutaj przypomina mi tylko Ciebie. Dawno nie kręciliśmy razem, brakuje mi wspólnych kilometrów i rozmów z Tobą zwłaszcza w czasie podjazdów. Moje wspomnienia o Tobie nigdy nie wyblakną,
wręcz przeciwnie, wciąż żyję w przekonaniu, że nabiorą one jeszcze większej głębi...mimo to chciałbym ponownie się z Tobą spotkać.
Pamiętam Ciebie, bo to były dobre czasy.
Obiadek zjadłem sobie w Tylawie, w zajeździe Bartnik dokładnie o godzinie 13.00.
a co było potem ? potem działy się dziwne sytuacje....wyjeżdżając sobie z Tylawy nie zaopatrzyłem się w nic.
Obiadek był na bogato, czyli taki, jaki najbardziej uwielbiam, napoje też tylko te z kategorii MOJE NAJLEPSZE.
Pogoda cudowna, tereny przepiękne,
znam tu wszystko...później miałem zamiar sobie coś kupić. Pierwsze sklepy w Krempnej były dla mnie za wcześnie...
tyle, że później nie było dosłownie nic. Po dwóch kolejnych godzinach zorientowałem się, że coś mogę kupić dopiero
pod koniec dnia w Muszynie....niesamowite. Nawet w bidonach nic nie miałem.
trochę źle oceniłem sytuację bo częściej w Krempnej skręcam w góry na prawo, a u Daniela jest...w lewo.
tutaj były same podjazdy w jakichś wynalazkach, żadnych miejscowości, lasy, a jak i tak były jakieś wsie to tylko takie bez sklepów.
Tak więc spędziłem sobie na rowerku blisko pięć godzin bez jedzenia i picia w szczycie ciepłego, gorącego dnia...pięć godzin, nie więcej, ale tylko dlatego, że przed podjazdami w Banicy i Tylawie pewna pani otworzyła mi sklep, który był czynny do 16- tej, a to już była prawie godzina 18 :)
Nie było dużego kłopotu. To, że mało piję podczas jazdy rowerem i to, że w miarę normalnie się z tym czuję można nazwać to tylko tak, że jest to indywidualna adaptacja mojego organizmu do wysiłku fizycznego...nie powtarzajcie tego bo to się na pewno sprawdza wyłącznie w moim przypadku. To, że bez picia, nawet latem potrafię przejechać dużo kilometrów wypracowałem sobie już na początku mojej przygody z rowerem podczas... jazdy zimą...już w pierwszych zimach przejeżdżałem po 100 km dziennie, a tamte zimy były całkowicie białe, potężnie mroźne i całe w śniegu, czyli takie, które nienawidziłem najbardziej, wtedy nie zabierałem ze sobą podczas tych jazd żadnego picia z prostego powodu: było już mi wtedy na tyle zimno, że nie wyobrażałem sobie wlać w siebie jeszcze dodatkowo zimny napój.
Obecnie mój organizm dobrze zarządza płynami, nawet przy ograniczonym piciu nie odczuwam spadku energii czy koncentracji.
Wszystko jest dobrze, więc tak sobie myślę, że najdalej dzisiaj dojadę do Piwnicznej. I tak było.
W Piwnicznej Zdrój byłem bardzo wcześnie...chyba około godziny 20.00.
wcześnie, bo zdawałem sobie sprawę z tego, że teren znajdujący się dokładnie kilkanaście kilometrów za Piwniczną jest bardzo trudny...
lasy, sterta podjazdów, brak miejscowości na dużej odległości z ciemną nocą na czele...nie mogłem, a raczej nie powinienem dzisiaj jechać dalej bo i tak nic to by mi nie dało o tej porze dnia. Koledzy pojechali i...żałowali. Ja przespałem sobie całą noc, skracając ją jedynie o godzinę.
Między godziną 21, a 23 zrobiłem sobie za to małe wakacje ze stertą ulubionych słodyczy i napojów...bo byłem szczęśliwy.
dzisiaj przejechałem zaledwie 287 kilometrów, mało, ale wystarczająco dużo, aby osiągnąć dziś wieczorem półmetek trasy MRDP.
Zatrzymałem się w pierwszej miejscowości za Piwniczą Zdrój...w Borownicach.
Ciało normalnie zmęczone, wyobraźnia rozbudzona...zostało mi pół drogi do siebie.
Lucjan, półmetek bez Twojego komentarza o kiepskim asfalcie to nie to samo...gdzie się podziewasz ?
piąty dzień ultramaratonu za mną.
jest wspaniale, bo ja naprawdę tu jestem :)
- DST 151.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
MRDP 4 - wspomnienia
Wtorek, 23 września 2025 · dodano: 23.09.2025 | Komentarze 1
106 wheeler45 propel
wspomnienia Maratonu Rowerowego Dookoła Polski 2025,
czyli, co najbardziej zapamiętałem.
jest dzień 26 sierpnia, wtorek.
z Dorohuska wyjechałem o godzinie 5 nad ranem...te wszystkie emocje, które są we mnie,
ta chęć istnienia w tym projekcie aż do samego końca sprawia, że jest mi tu dobrze,
nie przejmuję się nawet bardzo słabym stanem nawierzchni, którego tutaj jest dużo, zwłaszcza w drodze na Zosin.
Jestem wyspany, wypoczęty, jadę oczywiście samemu, coraz bliżej granicy.
Ruch samochodowy jest mały, nie ma w pobliżu żadnego otwartego sklepu, ale mi i tak się jeść jeszcze nie chce.
Na trasie nikt do mnie nie dojeżdża, nie sprawdzam również w telefonie tej sytuacji, wiedziałem tylko że trochę
przede mną jedzie Kasia Kozłowska :) w ogóle mało razy z tego naszego systemu korzystałem, bardziej w głowie musiałem
pilnować miejsc i chwil dnia w których miałem w nie wjechać.
Bo wszystko miało działać powoli, ale konsekwentnie do przodu, bez żadnych strat, bez żadnego odrabiania,
ale też bez zbytniego nadrabiania sytuacji....przecież ja nie mogłem jechać i bać się nieustannie
każdego dnia na siłę wyprzedzając kilometry, byle o tych kilka o jakiejś porze dnia być dalej.
Tak nie można, nawet jazda z wiatrem, który za pół dnia miałby się zmienić nie usprawiedliwia
przeciążenia własnego organizmu....wszystko ma być płynne, bez negatywnych emocji, z wypoczętym ciałem,
sprawnym rowerem i zadowolonym samym z siebie, że to wszystko działa i że nie trzeba tego w jakikolwiek inny sposób usprawniać.
Po godzinie 8 nad ranem dojechałem do Hrubieszowa...zatrzymałem się na stacji paliw, nie dlatego, aby wreszcie coś zjeść,
nie chce mi się jeszcze jeść, jakoś wcześniej przedtem kiedyś nie tylko na ultra zawsze tu się zatrzymywałem, a dziś dodatkowo jeszcze ktoś tu od nas był...to był Szymon Jopek, zamówiliśmy sobie po herbatce, nawet przez moment porozmawialiśmy, kolega jednak po chwili siedząc na podłodze przy stoliku...zasnął, w dwie minuty. No cóż. Pojechałem dalej, dobrze mi jest, jestem normalnie zmęczony.
Te wszystkie miejsca w których już dzisiaj byłem, w tym miejscu w którym teraz jestem oraz wszystkie te przede mną są wspaniałe, wszystkie są rowerowe...jest cudownie, a to i tak zbyt słabe określenie do wyrażenia tych moich emocji mając na uwadze to, iż ja w tej chwili doskonale wiedziałem o tym, że jeszcze dzisiaj wjadę w góry, w moje kochane góry...a tymczasem stoję przed pierwszym przejazdem kolejowym za Hrubieszowem oglądając pociąg, który miał chyba ze sto wagonów.
Od tej chwili obiecuję sobie, że zatrzymam się przy pierwszym jakimś sklepie i zjem sobie śniadanko...jadę, jadę i nic.
Nie ma nic, nawet tych zamkniętych sklepów...a ja już przejechałem dzisiaj pełne 100 km, muszę coś zjeść.
...aż tu nagle, z oddali wyłania mi się jakaś większa miejscowość, pomyślałem sobie "jest dobrze, zaraz się najem", zbliżam się, znak z nazwą miejscowości coraz bardziej mi się powiększa, jest już na tyle duży, że wiem, jaka to jest miejscowość: DOŁHOBYCZÓW.
Jadę, jadę, aż tu nagle słyszę : "RO- BERT, RO- BERT, RO- BERT" sylaby mojego imienia były wykrzykiwane w wersji sportowej
tak głośno, że kiedy byłem już wśród tak wspaniale dopingującej młodzieży stojącej po obu stronach drogi normalnie się
rozpłakałem. Nic nie wiedziałem, niczego się nie spodziewałem, jadę sobie jak nigdy nic, a ludzie klaszcząc w moim kierunku wykrzykują moje imię, coś wspaniałego. Pomyślałem sobie w jednej chwili, że przejadę obok nich szybko, by dać dowód, że to działa, że taka forma
przekazu radości to wspaniała sprawa, że to naprawdę działa. I szkoda tylko, że to wszystko trwało zaledwie kilkanaście sekund.
W tym wszystkim zapomniałem nawet, że jestem głodny, nawet po kilkunastu kilometrach po tym wydarzeniu głupio mi było się zatrzymać mając nadal w sobie tak mnóstwo tej pozytywnej energii, po tym nieoczekiwanym spotkaniu.
Dziękuję z całego serca, Wasze okrzyki na trasie dodały mi skrzydeł.
Każde wykrzyczane przez Was "ROBERT" było dla mnie impulsem, by dać z siebie jeszcze więcej. Byliście niesamowici :)
Teraz wiem, że to nie tylko był doping, to było jak przypomnienie, że ktoś wierzy, że warto, że jesteś widziany.
Dziękuję każdemu Kto krzyknął, klasnął i spojrzał na mnie z uznaniem, Wasza obecność była moją siłą.
...nigdy tego nie zapomnę, to pozostanie we mnie na długo, na zawsze.
a potem znowu byłem sam, to wszystko, te doznane emocje jednak cały czas były nadal we mnie.
Ja potrzebuję tego, te opisane były tak silne, że chyba wystarczy mi ich do samej mety.
jadę więc dalej i zastanawiam się tylko, czy ktoś z Elbląga monitoruje moje położenie,
czy bliskie mi osoby wiedzą gdzie jestem, czy wiedzą co robią, czy doskonale zdają sobie sprawę z tego,
czego akurat dzisiaj potrzebuję i na czym mi najbardziej zależy ? Pewnie tak.
Jest Hrebenne, Korczowa, Medyka...gdy tu przyjechałem był już wieczór.
Tak jakoś mi ten dzień szybko upłynął. Zależało mi na tym, aby w Medyce być jak najwcześniej bo tak
bardzo chciałem zobaczyć Bieszczady jeszcze dzisiejszego dnia.
W Przemyślu na trasie zatrzymałem się w swoim ulubionym hotelu, gdzie pięknie urządziłem się w salonie recepcji.
ładowanie telefonu oraz spożywanie sterty moich ulubionych słodkości, które przed chwilą zakupiłem to
były teraz dwie najważniejsze dla mnie rzeczy. Było tego, tych słodkości, tak mnóstwo, że całkowicie zapomniałem
o obowiązku zjedzenia kolacji, normalnej kolacji...tyle, że gdzie ?
Była właśnie godzina 20.00, a ja wciąż się zastanawiałem "gdzie jest ta Kasia ? ". Tak, spojrzałem w telefon,
Kasia już jechała sobie po górach zbliżając się do Fredropolu, to niby nie było daleko ode mnie, ale Kasia cały czas jechała,
a ja wciąż się relaksowałem...pomyślałem sobie, że jednak fajnie jest bo moje góry Kasię zatrzymają dla mnie.
I tak się stało, uwierzycie w to ?
Bieszczady, to moje pierwsze rowerowo przejechane kiedyś góry.
Od trzech dni czekałem na te góry właśnie, jak dziecko na pierwszy śnieg.
To moja pierwsza nagroda na tym ultra, nie wiem, za pierwszy przejechany na MRDP tysiąc kilometrów,
za dotychczasowe dwa dni przejechane w totalnej ulewie, nie wiem, za dzisiejszy wtorek,
za cokolwiek. Te góry i to, że w nich już jestem, a będę jeszcze bardziej w nich za kilka dni, już jutro, to dla mnie
olbrzymia nagroda. Jest już ciemno, a ja jadę jak po swoim podwórku, chciałbym te góry mieć wszystkie obok swojego domu.
Nie robią na mnie rowerowo żadnego wrażenia, znam tu wszystko, na odcinku aż do Ustrzyk, tych Dolnych, jak i Górnych, znam wszystko, włącznie z tym, co jest daleko poza nimi.
Rower pięknie wjeżdża do góry, w ogóle nie jest przecież obciążony. Nie jest mi zimno, ale wszystkie ubrania mam już
całkowicie założone na siebie, atmosfera, te wszystkie światła przed mną, obok mnie i te za mną...cudownie tu było być kiedyś,
wspaniale jest być i teraz, ale w tym czasie, dzisiejszego wieczoru. Po każdym zjeździe odliczam podjazdy które mam jeszcze przed sobą,
żałując że do Ustrzyk Dolnych pozostaje mi ich coraz mniej...bo w Ustrzykach będę dzisiaj nocował.
Wiem, że Kasia przede mną walczy z podjazdami, wiem, że jest jej ciężko, a mi w tym samym czasie serce rośnie.
Nikt tu nie jest gorszy, ani lepszy...ja po prostu bez gór nie istnieję. Jeśli nie ma gór, jeśli nie ma motywacji...mnie nie ma.
Ja muszę doskonale wiedzieć po co to robię, muszę rozumieć miejsca w których jestem. Motywacja nie jest dodatkiem, jest
fundamentem mojego całego rowerowego dnia, bez niej nie byłoby żadnych kilometrów. te podjazdy...ten wysiłek, rower musi
też rozumieć, jak ja to wszystko odczuwam i że to właśnie na górach, że to na takich sytuacjach i chwilach najbardziej mi zależy.
ale, ale, nie jeżdżę po górach, aby się zmęczyć. Bieszczady to takie moje zaproszenie MRDP do kolejnego dnia.
Góry są moją siłą, która budzi mnie rano i wcześnie wypycha na trasę, góry kształtują, dają radość, a co najważniejsze...
dają mi poczucie, że robię coś naprawdę wartościowego. Czekałem na nie trzy dni, nie dlatego, aby być lepszym od kogoś.
Chcę być jedynie wiernym sobie...to takie moje odczucia, więc cieszę się i cieszę, a tymczasem Kasię dogoniłem i przegoniłem...na ostatnim podjeździe w Arłamowie :) dacie wiarę ?:) Byłem pierwszy na jego szczycie :) po prostu zobaczyłem przed sobą w pewnej chwili czerwono migającą lampkę, więc pojechałem jeszcze szybciej bo to mogła być tylko Kasia...ale cudownie się przywitaliśmy. Zatrzymałem się na górze, tu przez kilka minut byliśmy razem, słowa, uśmiechy, kilka zdradzonych planów, i tylko szkoda, że nie było w pobliżu kawiarni bo pewnie byśmy więcej chwil spędzili ze sobą....

Przyznacie że to wszystko...te słowa, nie da się ich rozumieć inaczej niż przez radość.
Jest mi wspaniale, mało, widzę kolejnego uczestnika MRDP przy sobie, skoro ktoś jest w tym samym miejscu i czasie, co ja,
a ja jestem szczęśłiwy...no to ten ktoś także musi być radosny. I tak było. Tak było jeszcze dzisiejszego dnia.
wy kibice nic nie widzicie, no, oprócz naszych "kropek"...niczego się nie domyślacie, niczego nie możecie sobie nawet wyobrazić bo zwyczajnie nie macy takiej możliwości...ale gdy zobaczycie, że jedna z "kropek" jutrzejszego dnia pozostanie na dłużej w Ustrzykach Dolnych,
a później będzie później w innych miejscach...nie oceniajcie tego wyłącznie brakiem u niego sił.
ja w takich chwilach nie dzwonię od razu nawet do bliskich mi osób, potem tak, ale nigdy na samym początku czegoś złego.
Staram się tylko wytłumaczyć jak szybko to wszystko może ulec zmianie, ta radość, jak szybko przeistacza się w ból, z naszej winy, z naszych błędów, a najczęściej z powodu
sytuacji na które niestety nie mieliśmy żadnego wpływu, najmniejszego....i to właśnie taka wydarzyła się przykrość przy mnie, już nie dzisiaj co prawda, ale zaraz po północy dzisiejszego dnia bo mimo tego, że już od godziny 23- ciej byłem w Ustrzykach Dolnych to długo po północy sam z tego powodu nie mogłam zasnąć.
...płacz, płacz i nic więcej, rower jechał, popsuł się, teraz nie działa, nie wiadomo czemu, nie wiadomo kiedy i w ogóle jak to się stało ?
I co teraz ? Koniec dnia, góry, noc w pełni. Brak możliwości naprawy roweru, nie ma przy tobie żadnych ludzi, to, że do kogoś zadzwonisz i tak nic nie da, zakłopotane całe ciało, organizm, umysł...teraz wszystko bardziej w tobie pracuje niż podczas jazdy na rowerze, a teraz powinien być czas przecież na odpoczynek właśnie, a nie na denerwowanie się jakąkolwiek sytuacją, która naprawdę źle wyglądała.
To nie mi wydarzyła się ta przykrość, ale ja byłem jej świadkiem. Było mi bardzo źle będąc przy tej sytuacji, a co w rzeczywistości odczuwa osoba, której ta sytuacja dotyczy ?
Przepraszam, ale nic więcej nie napiszę...no, oprócz tego, że ultra to nie tylko kilometry, to także nałożenie na siebie w zimnie mokrych ubrań przed jazdą, jazda w upale, w ekstremalnym mrozie, to ujawnianie naszej zagorzałości, siły, pokazywanie swojego oddania oraz zdawanie sobie sprawy, że to wszystko, co piękne może zmienić się w każdej chwili i że rzeczywiście się zmienia. Że nic tu nie jest nam dane do końca nawet, jeśli o wszystko zadbamy. I cóż z tego, że wydarzyła się sytuacja na którą nie mieliśmy żadnego wpływu, że to przecież nie było z naszej winy ?
Trzeba znaleźć wyjście z takiej sytuacji. Trudno, ale trzeba dać z siebie jeszcze więcej niż więcej.
Ja już ma to za sobą i jeszcze mam przed sobą....przykro mi było na to wszystko patrzeć, po raz kolejny na tym MRDP.
Nie mogłem nic zrobić, poza tym, że mogłem jedynie cokolwiek powiedzieć. Smutno mi.
czwarty dzień ultramaratonu za mną.