Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi robert1973 z miasteczka Elbląg. Mam przejechane 575507.00 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią brak danych. i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy robert1973.bikestats.pl

Archiwum bloga



Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2019

Dystans całkowity:3166.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:102.13 km
Więcej statystyk

JASNA STRONA KSIĘŻYCA - KOSMOS

Czwartek, 31 października 2019 · dodano: 31.10.2019 | Komentarze 3

WIERZĘ, ŻE TO BYŁ OSTATNI PAŹDZIERNIK W DRODZE NA KSIĘŻYC !!


Jestem już 383 tysiące 403 kilometrów od Ziemi. Do końca projektu KSIĘŻYC pozostało 426 dni.
POZOSTAŁO 14 dni.....i 1000 km, równy tysiąc.
Średnia na dzień symbolicznie spadła do 2 km i 348 metrów.
Księżyc dla mnie jest większy dokładnie o 383,4 !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! razy...
co ja piszę, już nic poza nim nie widzę.
Muszę naprawdę mocno podskoczyć, aby zobaczyć Ziemię.

wszystkie moje rowery przejechały łącznie 424 tysięcy 372 km

1) szosowy GIANT TCR ma 160 tysięcy 512 km
2) górski GIANT ma 112 tysięcy 782 km
3) szosowy WHEELER ma 100 tysięcy 143 km
4) szosowy Giant advanced ma 26 tysiące 437 km
5) szosowy GIANT propel ma 17 tysięcy 737 km
6) górski ANTHEM ma 6 tysięcy 359 km
7) kultowe WIGRY 3 ma 402 km

miesiące:
1) CZERWIEC: 42.367 km- 11,1 %
2) SIERPIEŃ: 37.589 km
3) maj: 36.700 km
4) marzec: 36.000 km
5) październik: 35.990 km
6) wrzesień: 32.321 km
7) kwiecień: 31.700 km
8) lipiec: 30.021 km
9) listopad: 29.073 km
10) luty: 27.500 km
11) styczeń: 26.000 km
12) grudzień: 18.142 km- 4,7 %

dni tygodnia:
1) SOBOTA: 72.500 km- 18,9 %
2) NIEDZIELA: 65.499 km
3) poniedziałek: 53.770 km
4) środa: 52.190 km
5) czwartek: 51.440 km
6) piątek: 44.402 km
7) wtorek: 43.602 km- 11,4 %

pory roku:
1) LATO: 109.977 km- 28,7 %
2) WIOSNA: 104.400 km
3) JESIEŃ: 97.384 km
4) ZIMA: 71.642 km- 18,7 %

to jest mój KOSMOS, to jest mój ŚWIAT.


JASNA STRONA KSIĘŻYCA- ZIEMIA

Środa, 30 października 2019 · dodano: 30.10.2019 | Komentarze 3

Równik jest kołem wielkim kuli ziemskiej.
Dziś przejechałem 40.076 km.
...po raz siódmy, szósty raz z rzędu.
I nadal jestem sam.
Nikt wciąż nie chce dać się przekonać, jakie to wszystko cudne.
Cudne, ale w dwanaście miesięcy...to tak, jakby uciekać przed zimą
i nie dać się dogonić, nigdy jej nie doznać.
Tak, Ziemia jest po Jasnej Stronie Księżyca.
Jasna Strona Księżyca istnieje.

Kopernik nie po to ruszył Ziemię, byśmy teraz stali w miejscu.
Skoro Marecki podziękował ładnie Danielowi za przepiękną trasę z
niezapomnianymi widokami podczas GMRDP to...komu i w jaki sposób,
oczywiście godny temu, co ja widzę...miałbym ja podziękować ?

Przez ponad 300 tysięcy kilometrów zachwycałem się wyłącznie widokiem
znajdującym się na przeciw mnie. Widok, czym bliższy ładniejszy.
Nie potrafiłem chyba nigdy opisać go prawidłowo.
No bo jak mógłbym ?
Ja czegoś takiego przecież wcześniej nigdy nie widziałem.
Ja to widzę po raz pierwszy.
Tu wszystko jest inne, niezwykłe. I nawet to, że tu jest mi znacznie zimniej nie potrafi
popsuć tego obrazu choć w najmniejszej jego części.
Czasem myślę sobie, że to bardziej ładniejsze jest od ziemskiego obrazu
właśnie dlatego, że ten widok, który ja mam przed sobą widziało zaledwie kilkanaście osób.
Jestem wielce prawdopodobne...trzynasty.
Ale też jest Ziemia.

Po około trzystu tysiącach kilometrów, choć Nikt z Was mnie nie goni, zacząłem się oglądać za siebie.
i nadal to robię.
I co widzę ?
Cudną Ziemię, takiego błękitu dotychczas nigdy nie doświadczyłem.
Ziemia jest ładna, jest inna.
Na początku drogi nie robiła na mnie najmniejszego wrażenia.
Bo jak może być ładne to, co widzi się na co dzień?
A jednak może być.
Bo teraz ja Księżyc będę widział każdego dnia. Codziennie.
każdego dnia musi być taki sam, taki właśnie.
Na pewno się nie zmieni.
...dla Was zawsze będzie w pełni lub mniejszy.
raz bliżej, innym razem dalej.
Dla mnie niezmieniający się. Takiego Go sobie wyobrażałem.
Wierzyłem w niego nieprzytomnie.
A Ziemia będzie zawsze po jego jasnej stronie.
Bez Ziemi Księżyc nie istniałby. Bez Księżyca nie byłoby Ziemi.

Niby mam to wszystko pod swoimi stopami,
a przecież nic jeszcze nie mam.
Aby wylądować pozostało mi...1.100 km.


CIEMNA STRONA KSIĘŻYCA - TALENT, a raczej jego brak

Wtorek, 29 października 2019 · dodano: 29.10.2019 | Komentarze 1


Najważniejszy jest talent.
Później praca.
Ale talent bez pracy jest bezużyteczny.
...nie byłbym tu, gdzie jestem, bez pracy.

1.200 km pozostało mi do Księżyca.


JASNA STRONA KSIĘŻYCA- WIGRY 3

Poniedziałek, 28 października 2019 · dodano: 28.10.2019 | Komentarze 4

...ponownie mam możliwość jeżdżenia na czerwonym rowerze Wigry 3.
Być może ten rowerek jest nawet starszy od tamtego.
Oba są jednak symbolem mojego dzieciństwa.
Różnica polega tylko na tym, że ten kupiłem za własne pieniążki,
mogę dać się teraz "karnąć" innym, no i...nikt na mnie nie nakrzyczy, jak złapię "kapcia".
Tak, rower WIGRY 3 jest moją Jasną Stroną Księżyca.
Jasna Strona Księżyca istnieje.

Tak, wczoraj po raz pierwszy w życiu przejechałem równe 100 km na Wigry 3.
Z Elbląga przez Nowy Dwór Gdański i Kiezmark dojechałem do Trójmiasta...dokładnie do Gdyni.
W sobotę pomyślałem sobie, że może w niedzielę sobie pojeżdżę pata taj.
I tak też uczyniłem.
Z uwagi na możliwości prędkościowe rowerku nie proponowałem Nikomu wspólnej jazdy.
O kurcze, na wysokości Kmiecina na jakimś 20- tym kilometrze ciąłem jakieś 10 km/h.
Wyprzedzał mnie Pietiaschka samochodem wraz z rodziną...chciałem się nawet popisać.
Niestety akurat w tym momencie jechałem pod wiatr, a na nogi nie da się stanąć na tym rowerku.
W ogóle myślałem, że problem jazdy "pod wiatr" nie będzie mnie dotyczył na rowerze, na którym
nie da się jechać więcej niż 20 km/h. A jednak.
tak ogólnie to niemal całą trasę miałem pod wiatr.
Ale biorąc pod uwagę to, że taka niedziela nie zdarza się co tydzień...postanowiłem jechać wyłącznie
w kierunku trójmiasta.

Trochę było mi trudno bo stopy moje przyzwyczajone do karbonowych sztywnych bucików
dziwnie reagowały na pedałowanie w zwykłych adidaskach. Trudno, bo lewa stopa, która uległa
wypadkowi w grudniu ubiegłego roku nie doszła do 80% sprawności.
A więc tak... na tak długim dystansie ilość sił w ogóle nie jest brana pod uwagę.
Tego na prawdę trzeba chcieć, taka jazda musi sprawiać nam wyłącznie radość...
od samego początku do końca.
Cóż z tego, że mam siły, skoro i tak nie polecę więcej, jak 20 km/h
i tak nie utrzymam non stop takiej stałej prędkości.
Jechałem jakieś kilkanaście kilometrów na godzinę. W Gdyni miałem jakieś 90 km.
Wróciłem oczywiście PKP, nawet nie brałem pod uwagę tego, aby wrócić z powrotem rowerem,
dlatego też z Elbląga wyjechałem dopiero o 10.30.
200 km na Wigry 3 jesienią nie dałoby mi radości.
A 100 km dało, i to potężną dawkę radości.

W Trójmieście jeździłem wyłącznie drogami dla rowerów, które są przyjazne Bikerom.
No i nie zabrałem bidona, no bo gdzie miałbym go zamontować ?
Bidon, licznik i...telefon komórkowy nie pasują do Wigry 3.

Jestem ponownie w Elblągu.
Nic mnie nie boli, rowerek jest cały, nic w nim nie stuka i nie puka.
Do Księżyca pozostało mi 1.299 km.

To nie jest tak, że poprzez to chcę wrócić do dzieciństwa.
nie. Chcę być taki jak teraz. Nie inny.
Chcę tylko dać odpocząć pozostałym moim rowerkom.
zasługują na to. 
No i ja też zasługuję na odpoczynek. Mi też to się należy.
jeszcze poszaleję, ale teraz bardziej...pata taj.

na zdjęciach jest Wisła w Kiezmarku, Gdańsk, molo w Sopocie no i ...Dar Młodzieży w Gdyni.
Było cudownie....no nie, sił trochę trzeba mieć jednak.

Naprawdę, jeśli Ktoś tylko będzie chciał...to dam się karnąć.




CIEMNA STRONA KSIĘŻYCA- MIEJSCE ZAMIESZKANIA

Niedziela, 27 października 2019 · dodano: 27.10.2019 | Komentarze 4

Elbląg jest ładnym miastem, tereny przyległe do niego,
zwłaszcza Wysoczyzna Elbląska...przepiękne.
Rejon Kanału Elbląskiego, Jeziorak, Trójmiasto, Mierzeja...cudowne.
I tak mógłbym jeszcze wymieniać i wymieniać.
A mimo to miejsce mojego zamieszkania jest moją Ciemną Stroną Księżyca.
Ciemna Strona księżyca istnieje.

Elbląg jest słabym miejscem wypadowym w drodze na Księżyc.
Elbląg i okolice są słabymi miejscami, jeśli w drodze na Księżyc musimy przez nie przejechać tysiące razy.
To jest ładne, ale ile razy można na to patrzeć i się zachwycać ? No ile ?
Wszędzie w Polsce daleko, a najdalej do miejsc, które są według mnie w naszym kraju najpiękniejsze.
Ktoś powie...no to miałeś szansę natłuc kilometry. o tak !!
Akurat ta zasad najpiękniej się sprawdziła w zaliczaniu ulic księżycowych.
Ze startem w Elblągu to zadanie było bardzo wymagające i bardzo dobrze. Bo takie miało być.

U mnie po prostu za dużo jest wody od północy, a i za granicę, choć blisko, raczej się nie chce wyjechać
bo Rosja akurat atrakcyjnością nie przyciąga.
No cóż, idealnym miejsce jest Warszawa, ale niekoniecznie.

Mimo powyższego mam nadzieję, że tak jak ja, tak Elbląg, Frombork i
malutka miejscowość o nazwie RONIN będzie się kojarzyła Wam z Księżycem, z kosmosem.
Mam nadzieję, że będziecie tu w dniu 15 listopada, i w innych dniach, choćby samemu,
choćby dlatego, by sobie przypomnieć potem, kiedyś, to wszystko, powspominać.

...a może kiedyś  Ktoś z Was tu własnie wyląduje ?
Ja tą drogą już nigdy więcej nie będę jechał.
Mi pozostało zaledwie 1.382 km.




JASNA STRONA KSIĘŻYCA- WYJĄTKOWE SYTUACJE

Sobota, 26 października 2019 · dodano: 26.10.2019 | Komentarze 4

...ależ to miłe, zawsze posłuchać o sobie, coś miłego.
Było to w chwilach, gdy nie spodziewałem się tego w cale.
Były też w tedy, gdy jakoś było mi najtrudniej i...bynajmniej nie mam tu na myśli wypadków.
Tak, nagłe miłe słowa o mnie, dla mnie, oraz gesty i mimika twarzy innych osób...wyrazy zdziwienia,
podziwiania, wyjątkowe sytuacje. 
Tak, to wszystko jest moją Jasną Stroną Księżyca.
Jasna Strona Księżyca istnieje.

to nie jest tak, że nie pamiętam wszystkiego.
Bardziej jest tak, że zbyt mało czasu i miejsca jest na to, aby je wszystkie opisać lub opowiedzieć, teraz.
To, że są takie o których powiem zawsze po przebudzeniu się to znaczy, że są także inne, które
równie podobne wywarły na mnie wręcz niewiarygodne wrażenie. One też dają mi pewność.
Są jednak takie, które budują we mnie pewność absolutną, że to co robię, jest kosmiczne.

Spotkałem dziś Mikołaja, bynajmniej nie świętego, ale też fajnego.
Więc zacznę od Niego.
było wcześnie nad ranem, było ciemno, droga K22, jestem dokładnie w połowie drogi pomiędzy
Jegłownikiem a Starym Polem. To z Elbląga jakieś 20 km. Wyprzedza mnie samochodem Mikołaj. Zrównuje się z moją prędkością.
Nie ma szans, by porozmawiać ze sobą. Ale też On tego nawet nie próbował,
Do dziś pamiętam jego spojrzenie ku mnie i ręce ułożone do klaskania.
Klaskał, bił mi brawo.
To był kolejny rok, w którym regularnie każdy dzień zaczynałem od piątej nad ranem.
Czułem wielką radość, a nawet dumny z siebie wtedy byłem. Bo czułem, że to może się udać i robiłem to,
a Mikołaj poprzez swój gest...ja zrozumiałem, że to, co robię jest słuszne, że ten sposób jest jednym
z kilku, który muszę pokonać, aby wylądować na Księżycu.
Mikołaj bił mi brawo...a ja czułem się tak, jakbym zdobywał w tamtej chwili coś niewiarygodnego.
Czułem się, jakbym był już kilka kilometrów przed metą jakiegoś potężnego ultramaratonu.
Księżyc jest niewiarygodny, ale wtedy miałem jeszcze do niego daleko.
Tak, gest Mikołaja pamiętam, doskonale. Nie zapomnę go nigdy.
Skoro piszę o Mikołaju, to napiszę także o jego Koledze...Dareckim.

Darecki zrobił dla mnie także coś takiego wyjątkowego.
Różnica polegała na tym, że w tamtej chwili Darecki w odróżnieniu od Mikołaja znajdował się ode mnie
w odległości ponad TYSIĄCA !! kilometrów.
Ja byłem w Ustrzykach Górnych, Darecki w Elblągu.
To było w roku 2010. W dniu...właśnie ukończyłem pierwszą edycję ultramaratonu Bałtyk Bieszczady.
Świeżo po przejechaniu mety.
Rozmawialiśmy ze sobą długo. To były dla mnie pierwsze gratulacje.
Gratulacje od Dareckiego dla PIERWSZEGO !! elblążanina, który ukończył ten kultowy ultramaraton.
W tamtej edycji, poza mną, z Elbląga jechał tylko Marecki.
Teraz jest już na kilku, a ja przez słowa Dareckiego wciąż czuję się tym pierwszym z Elbląga.
Takie uczucie też we mnie chyba nigdy nie zaniknie.
Skoro jest więc już o Mareckim, to i o Nim, coś wspomnę.

I to, co teraz napiszę wszystko i Wszystkich przebija. Ale jest tak tylko dlatego, że Marecki nie był w tym wszystkim sam.
Był z Mariuszem ( chodzi o Mario, Sierra- tak Go też nazywają ).
To natomiast wydarzyło się w roku 2017. Rok wyjątkowy.
Poczułem to w dniu, gdy po raz drugi przejechałem najcięższy ultramaraton w Polsce, czyli MRDP.
O ile ten pierwszy przejazd był szczególny dla mnie, bo pierwszy, bo od niego zależało wszystko to, co stało się później,
o tyle ten drugi był również wyjątkowy. Bo po wypadku, bo wszystko było niewiadomą, bo...ku zdziwieniu miałem szybszy przejazd.
Było to popołudnie. odpoczywałem w hotelu.
Nagle otrzymałem informację, że do Rozewia rowerem przyjechał właśnie Marecki i Sierra.
Wyszedłem z pensjonatu. Stali przed nim.
Ależ byłem dumny. Oto wychodzę ja, czułem się pewnie, wspaniale, dumnie,
byłem spełniony, radosny.
Wszystko to nie wynikało z mojej pychy lecz z radości zwyciężenia mojego stanu po wypadku.
Dwa miesiące od wypadku wystarczyły mi do tego, by przeżyć dzień w taki właśnie sposób.
Wychodzę...stoją obok siebie. Gdy mnie zobaczyli- to natychmiast odstawili swoje rowery.
Wiedziałem, że zaraz podejdą do mnie i zaczną mi gratulować.
To, co zrobili, jednak przeniknęło moje ciało dogłębnie. Zaniemówiłem.
Oni normalnie uklęknęli przede mną !!
Poprzez dalsze słowa nadal wykazywali podziw ku temu, czego dokonałem.
To nadal jest dziś we mnie, ja to wszystko widzę tak samo.
Potraktowali mnie tak jak traktuje się dosłownie Zwycięzcę MRDP !!

A teraz coś mojego.
poprzez to własnie, co opisałem na końcu.
te uczucia, których wtedy doświadczyłem w sobie wytworzyły we mnie radość.
Myśl o tym budziła we mnie uczucie sprawienia Komuś radości.
I tak...
To wszystko zadecydowało o tym, że w ramach podziękowań przekonałem Mariusza do uczestnictwa
w ultramaratonie Bałtyk Bieszczady. To był jego pierwszy ultramaraton, dacie wiarę ?
Zajęło mi to kilka dni. Na końcu naszych spotkań powiedział mu, że robię to z jednego pewnego powodu
o którym powiem Mu potem. Nie powiedziałem bo jakoś potem nie zapytał. Robię więc to teraz.
Ba. można napisać, że Mariusz jeździ w stroju BB Tour dzięki mnie.
Przejechać to jedno, a wejść na listę startową kuchennymi drzwiami poza kolejnością to drugie.
jego kwalifikacją było moje zapewnienie dla Roberta, że Mario potrafi jeździć długie dystanse.
Mario oficjalnie nie robił żadnej kwalifikacji. No bo i nie musiał.
Mareckiemu też jestem w stanie podziękować.
Skłonny jestem poświęcić swój czas, a nawet ukończenie trzeciego przejazdu MRDP.
Jeśli się tylko zgodzi na udział ze mną w kategorii Extrem to przejedzie w końcu te MRDP w limicie.
Mogę jechać nawet od niego w odległości kilometra za lub przed w kategorii Total Extrem.
Niech tylko da sobie pomóc.
Bo wiem jak bardzo tego chce.
ba, jest tyle jeszcze dni...ponad 600 !! Nie chcę Go pouczać, ani uczyć.
Chcę mu tylko pokazać jak to się robi.
...gdyby tylko chciał.

Dziękuję jeszcze raz Wszystkim tym, którzy mówili miłe słowa o mnie, dla mnie oraz pokazywali gesty, po których czułem się wyjątkowo i lepiej. Takie coś jest bardzo potrzebne w drodze na Księżyc. Bez tego zwyczajnie się nie dojedzie.
Koniec i kropka.

1.482 km pozostały mi do Księżyca.


CIEMNA STRONA KSIĘŻYCA - CHOROBA OKA

Piątek, 25 października 2019 · dodano: 25.10.2019 | Komentarze 0

...były także takie chwile, jak te, o których za chwilę napiszę.
Inność tego polegała na tym, że...niby nie oczekiwałem, nie wymagałem pomocy innych osób.
Potrzebowałem, ale jednocześnie sam zachowywałem się w taki sposób, aby się to tylko nie wydało.
Bo i tak nikt nie byłby w stanie mi pomóc...nie byłby.
Choroba mojego oka jest moją Ciemną Stroną Księżyca.
Ciemna Strona Księżyca istnieje.

Nawet w tych najgorszych chwilach, Nikt z Was nawet nie domyślił się tego, jak mi było bardzo ciężko.
Nie mam na myśli tu mojej rodziny, bo Oni wiedzieli, akurat Im wytłumaczyłem na czym polega mój żal.
W takim stanie akurat przy nich mogłem żyć, poruszać się...nie wstydziłem się tego.
Nie musiałem Im tego tłumaczyć za każdym razem.
Na rowerze to co innego. Przy Was miałem niemal zawsze założone na oczy przyciemnione okulary.
I choć był to okres wiosenno letni, bynajmniej nie służyły mi one do tego, by chronić mnie przed światłem.
Gdyby był to okres zimowy z pewnością by Wam się to wydało dziwne.
A tak...nikt mnie nie zapytał, nie zainteresował się, wierzył moim bzdurom...więc się nie wydało.
Jeździłem, ale tak naprawdę nic nie widziałem. Nie powinienem wtedy jeździć.
To było co najmniej ryzykowne.
Na chore oko...wcale nie widziałem. Bo miałem je cały czas zamknięte.
Lewe oko widziało...coś widziało.
Nie powienienem wtedy jeździć na rowerze.
A jednak było inaczej bo tak bardzo chciałem.

Z tego powodu właśnie, aby nie zabroniono mi jeździć na rowerze
nie chciałem brać zwolnienia z pracy. Byłem jednak bezradny, w pracy nie mogłem tego ukryć z uwagi na
kontakt z ludźmi właśnie. Otrzymałem zwolnienie.
Mimo to nie przestałem jeździć. To było trudne, zaraz wytłumaczę na czym to polegało.
Bez roweru wcale nie było lepiej.
Po zejściu z roweru moje życie to było nic innego jak...spanie i leżenie.
Choroba moja polegała na tym, że oprócz tego, iż słabo widziałem- miałem światłowstręt.
Raziło mnie wszystko: światło słońca, lampek, telewizora...wszystkiego.
Nie mogłem wzroku na wprost, w oczy komukolwiek, utrzymać przez ponad trzy sekundy.
Tak więc gdybym tylko zdjął okulary, to byście dowiedzieli się...
Oglądanie przeze mnie telewizji polegało na jej...słuchaniu. Leżałem na kanapie z twarzą skierowaną w odwrotnym kierunku,
a i tak raziło mnie światło telewizora rozprzestrzeniające się po pokoju.
Spałem i leżałem tak wiele...że poprzez nieustannie zamknięte prawe oko ciągle miałem poczucie nie wyspania się.
Od obudzenia się do zejścia do piwnicy potrzebowałem...około dwóch godzin, aby tam w końcu jakoś dojść.
Nieustannie byłem śpiący. Niby się umyłem, zjadłem, ale gdy tylko usiadłem znowu na kanapę...od razu się kładłem.
Czułem już to tak, że gdybym na trasie zobaczył jakieś łóżko to bym się zwyczajnie zatrzymał i położył spać.
Ciągle chciało mi się spać.
Gdy zszedłem już do piwnicy i stałem przy rowerach...siadałem na taborecie i zaczynałem płakać.
I tak przez kilkanaście minut, łzy mi ciekły po oczach, a ja nawet nie mogłem sprawnie spojrzeć na moje rowery.
I niemal zawsze mówiłem sobie, nawet na głos, że...nie chcę jeździć na rowerze- ale jeździć w taki sposób,
w takim braku zdrowia.
Wychodziłem mimo wszystko, wsiadałem na rower i przejeżdżałem te minimum 100 km, tak myślę,
ale samemu to było mega trudne. Niby Wasza obecność mi pomagała, choć musiałem robić tak, aby Nikt z Was nie jechał
po mojej prawej stronie bo...Go zwyczajnie nie widziałem podczas jazdy.

Już nie wiem, a nawet nie chcę wybierać i decydować, które chwile były najgorsze w moim życiu.
Te...gdy leżałem unieruchomiony i nie mogłem wsiąść na rower, czy te, gdy niby mogłem wsiąść na rower,
ale czułem się znacznie gorzej ? Nie wiem.
Te chwile jednak były potężniej trudne dla mnie.
Oko prawe miałem zawsze zamknięte i nie potrzebowałem do tego sił. Ono samoczynnie się zamykało.
Lekarze mi powiedzieli, że jeżeli oko samo będzie dążyło do otwierania się to to będzie efektem poprawy zdrowia.
Spróbujcie przeżyć dzień z zamkniętym okiem. Nie uda Wam się tego dokonać nawet przez godzinę.
Wiele spacerowałem w tym okresie, chodziłem po mieście, bez sensu.

pamiętam tamten dzień. Robiłem w sklepie jakieś zakupy...zadzwonił telefon.
Telefon z bazy danych dawców rogówki. Pani zapytała mnie, czy...zgadzam się na operację.
Wyszedłem podczas rozmowy ze sklepu, stałem na schodach i odpowiadałem grzecznie, że...tak.
Że niczego nie odwołuję, że przyjadę w wyznaczonym terminie.
A potem...usiadłem na schody i zadzwoniłem do mamy płacząc z radości.
Nie potrafiłem w sobie powstrzymać tych emocji. Byłem tak bardzo szczęśliwy.
Miałem na ten telefon czekać do pół roku, a nawet dłużej, a otrzymałem go zaledwie po miesiącu.
Ależ się cieszyłem.
Później się okazało, że pierwsza operacja przeszczepu rogówki oka nie przyniosła jednak pozytywnych rezultatów,
ale byłem już wtedy pod lepszą opieką lekarzy...którzy po wykonaniu drugiej operacji przywrócili moje oko do sprawności.
Bardzo dobrze wspominam okres leczenia w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Gdańsku.
Byłem szczery z lekarzami, uświadamiałem Ich w pełni co do znaczy w moim przypadku mało jeździć na rowerze.
Gdy dali mia zakaz jeżdżenia...podporządkowywałem się tym poleceniom aż do ostatniego dnia.
Byłem pokorny.
Na pozostałe kontrole przyjeżdżałem na rowerze, nie ukrywałem tego bo było to już za Ich zgodą.
lekarz prowadzący moją chorobę nazywa mnie do dziś " triatlonistą".
Rozmowy z lekarzem były nie tylko na temat mojego oka. Były to rozmowy także o rowerze.
Nie opowiadałem o moich dotychczasowych wyczynach. Mówiłem lekarzowi, jak bardzo mi ta jazda pomaga, psychicznie.
Prosiłem, by nie zabierano ode mnie mojej pasji. Przekonywałem, jak wiele pozytywnego może mi dać to,
że rowery są przy mnie, ze mną. Nie jeździłem wtedy, aż tak wiele...ale o ironio spędzałem przy nich więcej czasu.
W tym okresie chyba miałem najczystsze rowery niż kiedykolwiek.
Czyściłem je nawet wtedy...gdy były czyste, byle tylko być przy nich. Miałem tak mnóstwo wolnego czasu.

Ale pracować wtedy nie mogłem.

Raz, w Elblągu, poszedłem nawet prywatnie do okulisty.
Zależało mi na tym, aby inny lekarz, specjalista z tej dziedziny, wypowiedział się na temat mojej choroby.
Byłem dla niego jakby znikąd.
Dla niego byłem faktycznie Kimś...kto spadł z kosmosu.
Milczał z wrażenia, gdy mu opowiadałem o rowerze, jak go traktuje.
Lekarz najpierw oczywiście po zbadaniu mnie dowiedział się o mojej chorobie,
potem usłyszał ode mnie o mojej pasji.
Pytałem Go, czy mogę jeździć, spokojniej, wolniej, ale czy mogę jeździć?
Do dziś pamiętam jego słowa: "proszę jeździć na rowerze, proszę cieszyć się tymi chwilami, uważać na otoczenie,
leczyć oko, proszę jeździć, na razie nie startować w wyścigach".
nie powinienem wtedy jeździć na rowerze,
więcej nic nie napiszę.
Udało mi się wytrzymać tamten czas, wytrwać w swoich postanowieniach, wytrwać w chorobie, wyleczyć się.

Może znowu Ktoś nie zrozumie....Bo faktycznie Ktoś z Was by musiał się choć jeden dzień poczuć tak jak ja wtedy się czułem.
Tylko w ten sposób da się w pełni to zrozumieć, jak potężnie się męczyłem. 
Nie było rzeczy prócz roweru, która by mnie wtedy cieszyła...
nawet muzyka nie była w stanie tego dokonać. przepraszam. 

dzięki temu dziś do Księżyca mam zaledwie 1.553 km i...nadal jestem w grze.
W Księżyc wierzę nieprzytomnie.


  • DST 70.00km
  • Aktywność Jazda na rowerze

JASNA STRONA KSIĘŻYCA - moja SIOSTRA

Czwartek, 24 października 2019 · dodano: 25.10.2019 | Komentarze 1

...mam rodzeństwo.
Mam siostrę.
Nie jeździmy wspólnie rowerami.
Siostra pewnie też nie monitorowała dokładnie
uprzednio tego, gdzie kiedyś jeździłem.
a mimo to była ze mną na najtrudniejszym dla mnie odcinku
drogi na Księżyc.
Siostra jest moją Jasną Stroną Księżyca.
Jasna Strona Księżyca istnieje.

moja siostra ma na imię Beata.
widziała, słyszała i czuła najwięcej ze
wszystkich Osób, które mi pomagały po wypadku w 2017 roku.
( pozdrowienia także dla jej małżonka ).

Pozostałe osoba jeszcze o tym nie wie. I Siostra też tego jeszcze nie wie, powiem jej za kilka dni.
Jest kolejną ( piątą ) z sześciu Osób przy której chciałbym być zaraz po wylądowaniu.
Jest dla mnie Osobą bardzo ważną w moim świecie rowerowym i rodzinnym.
Jeśli się tylko zgodzi, będzie na Księżycu sprawowała opiekę nad moim rowerem Giant PROPEL.
Chciałbym, aby tam była. Czekam tylko na tą chwilę, kiedy będę tam z Nią rozmawiał.
Podejdę do Niej, obejmę Ją i powiem, że Księżyc jest NASZ.

1.637 km pozostało mi do Księżyca.


CIEMNA STRONA KSIĘŻYCA - ROLNICY

Środa, 23 października 2019 · dodano: 23.10.2019 | Komentarze 2

...niejednokrotnie jesień jest piękniejsza od lata.
Te dni, dzisiejsze, zwłaszcza tu gdzie teraz mieszkam...są tego dowodem.
Jest sucho, jest ciepło, jest czas, bardzo dużo czasu.
Ale są też grudy ziemi, błota i innych wynalazków na asfalcie.
To one są moją Ciemną Stroną Księżyca.
Ciemna Strona Księżyca istnieje.

wielokrotnie starano się mnie przekonać, abym jeździł tymi
najmniej uczęszczanymi drogami, z dala od miasta...
mówiono mi, że tam właśnie będę bezpieczny.
Nie mają racji.
Ale takie drogi mimo to używam w okresie jesiennym, i tylko te z najlepszymi asfaltami.
Mogę tam jeździć i w kółko i w tą i z powrotem.
Bo nie ma dziur, nie ma wyrw, myślę o tym, że będę się czuł bezpiecznie
nawet na śliskiej nawierzchni, a jak zobaczę psy to mam pole do popisu w razie ewentualnej ucieczki.
Nic bardziej mylnego.
To co się teraz dzieje, jesienią, to co od lat robią rolnicy...jest dla mnie trudne.
Wyjedzie z pola sprzęt, obłocony bezpośrednio na asfalt.
Mało, wyjedzie z posesji sprzęt rolniczy, także obłocony. Bo rolnik ma także syf na swoim gospodarstwie.
Te grudy ziemi, zaschnięte, większe i mniejsze, za dnia można je omijać...i w ten sposób sami stwarzamy dla siebie zagrożenie.
Jeszcze gorzej jest wczesnym rankiem. bo teraz jest ciemno nawet do siódmej. I nic nie widać.
Ja też, gdybym jednego poranka w tygodniu przejechał przez takie wynalazki...przeżyłbym to.
Róbcie to każdego dnia. Codziennie.
I takie rzeczy są nie tylko poza miastem. Na Modrzewinie w Elblągu też.

Policja nie do końca widzi coś w tym złego, Zarządcy są bezsilni bo i tak nie ustalą sprawcy.
A ślady są zawsze przy posesji, i zawsze przy polu. Naprawdę, bardzo to trudne.
Niech teraz spadnie deszcz...brak mi słów.
A przy wielu drogach są tzw. asfaltowe wnęki, przy polu właśnie. Nikt z tego nie korzysta.
Nie sprzątają drogi nawet osoby, które przez asfalt "przeprowadzą" krowy ze swojego gospodarstwa na asfalt,
a co dopiero wymagać od rolnika, by wysiadł z traktora.
I najgorsze jest to, że rolnicy nawet nie domyślają się tego, jaki tego wszystkiego jest efekt.
A reszta jeździ, toleruje to, nie widzi, albo nie chce widzieć, albo się podenerwuje i tyle.
Mnie to dotyka bardzo często.

Tylko raz, jedyny raz, w drodze na Księżyc, w obecności Mareckiego widziałem...
kilku Gości przeprowadza asfaltem stado wielu krów.
Ten ostatni w rękach trzymał łopatę czyszcząc regularnie nieczystości.
Tylko raz, jeden jedyny raz...na 380 tysięcy przejechanych kilometrów.
I o ironio było to niedaleko miejscowości o nazwie...SAMBRÓD.

1.707 km pozostało mi do Księżyca.




JASNA STRONA KSIĘŻYCA- WARSZAWA

Wtorek, 22 października 2019 · dodano: 22.10.2019 | Komentarze 0

...przyjechałem do tego miasta w najtrudniejszej chwili mojego życia.
I się udało. W Stolicy zaczęło się coś nowego.
Zostałem tam, na długo.
Mieszkałem i pracowałem w tym mieście w trybie non stop przez 7 lat.
Warszawa jest moją Jasną Stroną Księżyca.
Jasna Strona Księżyca istnieje.

Dziś krótko, bo już uprzednio napisałem o tym mieście tak wiele,
że także powinienem być kojarzony z tym miastem.
Warszawa to moje miasto.
Przyjeżdżam tu często. Bez względu na pogodę.
Mnóstwo mam w tym mieście swoich miejsc. Najważniejsza...Wola.

To, że mi samemu udało się zakochać w tym mieście, to nic.
Cudowne jest to, że nie mając takiego zamiaru udało mi się sprawić to,
że Syn będąc w tym mieście czuje się dosłownie identycznie tak, jak ja.
I także przyjeżdża do Warszawy często...bez względu na pogodę.

To cudowne, że w drodze na Księżyc mogłem przejechać przez...Warszawę.
I to kilkaset razy.

1.788 km pozostało mi do Księżyca.