Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi robert1973 z miasteczka Elbląg. Mam przejechane 577467.00 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią brak danych. i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy robert1973.bikestats.pl

Archiwum bloga



CIEMNA STRONA KSIĘŻYCA - CHOROBA OKA

Piątek, 25 października 2019 · dodano: 25.10.2019 | Komentarze 0

...były także takie chwile, jak te, o których za chwilę napiszę.
Inność tego polegała na tym, że...niby nie oczekiwałem, nie wymagałem pomocy innych osób.
Potrzebowałem, ale jednocześnie sam zachowywałem się w taki sposób, aby się to tylko nie wydało.
Bo i tak nikt nie byłby w stanie mi pomóc...nie byłby.
Choroba mojego oka jest moją Ciemną Stroną Księżyca.
Ciemna Strona Księżyca istnieje.

Nawet w tych najgorszych chwilach, Nikt z Was nawet nie domyślił się tego, jak mi było bardzo ciężko.
Nie mam na myśli tu mojej rodziny, bo Oni wiedzieli, akurat Im wytłumaczyłem na czym polega mój żal.
W takim stanie akurat przy nich mogłem żyć, poruszać się...nie wstydziłem się tego.
Nie musiałem Im tego tłumaczyć za każdym razem.
Na rowerze to co innego. Przy Was miałem niemal zawsze założone na oczy przyciemnione okulary.
I choć był to okres wiosenno letni, bynajmniej nie służyły mi one do tego, by chronić mnie przed światłem.
Gdyby był to okres zimowy z pewnością by Wam się to wydało dziwne.
A tak...nikt mnie nie zapytał, nie zainteresował się, wierzył moim bzdurom...więc się nie wydało.
Jeździłem, ale tak naprawdę nic nie widziałem. Nie powinienem wtedy jeździć.
To było co najmniej ryzykowne.
Na chore oko...wcale nie widziałem. Bo miałem je cały czas zamknięte.
Lewe oko widziało...coś widziało.
Nie powienienem wtedy jeździć na rowerze.
A jednak było inaczej bo tak bardzo chciałem.

Z tego powodu właśnie, aby nie zabroniono mi jeździć na rowerze
nie chciałem brać zwolnienia z pracy. Byłem jednak bezradny, w pracy nie mogłem tego ukryć z uwagi na
kontakt z ludźmi właśnie. Otrzymałem zwolnienie.
Mimo to nie przestałem jeździć. To było trudne, zaraz wytłumaczę na czym to polegało.
Bez roweru wcale nie było lepiej.
Po zejściu z roweru moje życie to było nic innego jak...spanie i leżenie.
Choroba moja polegała na tym, że oprócz tego, iż słabo widziałem- miałem światłowstręt.
Raziło mnie wszystko: światło słońca, lampek, telewizora...wszystkiego.
Nie mogłem wzroku na wprost, w oczy komukolwiek, utrzymać przez ponad trzy sekundy.
Tak więc gdybym tylko zdjął okulary, to byście dowiedzieli się...
Oglądanie przeze mnie telewizji polegało na jej...słuchaniu. Leżałem na kanapie z twarzą skierowaną w odwrotnym kierunku,
a i tak raziło mnie światło telewizora rozprzestrzeniające się po pokoju.
Spałem i leżałem tak wiele...że poprzez nieustannie zamknięte prawe oko ciągle miałem poczucie nie wyspania się.
Od obudzenia się do zejścia do piwnicy potrzebowałem...około dwóch godzin, aby tam w końcu jakoś dojść.
Nieustannie byłem śpiący. Niby się umyłem, zjadłem, ale gdy tylko usiadłem znowu na kanapę...od razu się kładłem.
Czułem już to tak, że gdybym na trasie zobaczył jakieś łóżko to bym się zwyczajnie zatrzymał i położył spać.
Ciągle chciało mi się spać.
Gdy zszedłem już do piwnicy i stałem przy rowerach...siadałem na taborecie i zaczynałem płakać.
I tak przez kilkanaście minut, łzy mi ciekły po oczach, a ja nawet nie mogłem sprawnie spojrzeć na moje rowery.
I niemal zawsze mówiłem sobie, nawet na głos, że...nie chcę jeździć na rowerze- ale jeździć w taki sposób,
w takim braku zdrowia.
Wychodziłem mimo wszystko, wsiadałem na rower i przejeżdżałem te minimum 100 km, tak myślę,
ale samemu to było mega trudne. Niby Wasza obecność mi pomagała, choć musiałem robić tak, aby Nikt z Was nie jechał
po mojej prawej stronie bo...Go zwyczajnie nie widziałem podczas jazdy.

Już nie wiem, a nawet nie chcę wybierać i decydować, które chwile były najgorsze w moim życiu.
Te...gdy leżałem unieruchomiony i nie mogłem wsiąść na rower, czy te, gdy niby mogłem wsiąść na rower,
ale czułem się znacznie gorzej ? Nie wiem.
Te chwile jednak były potężniej trudne dla mnie.
Oko prawe miałem zawsze zamknięte i nie potrzebowałem do tego sił. Ono samoczynnie się zamykało.
Lekarze mi powiedzieli, że jeżeli oko samo będzie dążyło do otwierania się to to będzie efektem poprawy zdrowia.
Spróbujcie przeżyć dzień z zamkniętym okiem. Nie uda Wam się tego dokonać nawet przez godzinę.
Wiele spacerowałem w tym okresie, chodziłem po mieście, bez sensu.

pamiętam tamten dzień. Robiłem w sklepie jakieś zakupy...zadzwonił telefon.
Telefon z bazy danych dawców rogówki. Pani zapytała mnie, czy...zgadzam się na operację.
Wyszedłem podczas rozmowy ze sklepu, stałem na schodach i odpowiadałem grzecznie, że...tak.
Że niczego nie odwołuję, że przyjadę w wyznaczonym terminie.
A potem...usiadłem na schody i zadzwoniłem do mamy płacząc z radości.
Nie potrafiłem w sobie powstrzymać tych emocji. Byłem tak bardzo szczęśliwy.
Miałem na ten telefon czekać do pół roku, a nawet dłużej, a otrzymałem go zaledwie po miesiącu.
Ależ się cieszyłem.
Później się okazało, że pierwsza operacja przeszczepu rogówki oka nie przyniosła jednak pozytywnych rezultatów,
ale byłem już wtedy pod lepszą opieką lekarzy...którzy po wykonaniu drugiej operacji przywrócili moje oko do sprawności.
Bardzo dobrze wspominam okres leczenia w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Gdańsku.
Byłem szczery z lekarzami, uświadamiałem Ich w pełni co do znaczy w moim przypadku mało jeździć na rowerze.
Gdy dali mia zakaz jeżdżenia...podporządkowywałem się tym poleceniom aż do ostatniego dnia.
Byłem pokorny.
Na pozostałe kontrole przyjeżdżałem na rowerze, nie ukrywałem tego bo było to już za Ich zgodą.
lekarz prowadzący moją chorobę nazywa mnie do dziś " triatlonistą".
Rozmowy z lekarzem były nie tylko na temat mojego oka. Były to rozmowy także o rowerze.
Nie opowiadałem o moich dotychczasowych wyczynach. Mówiłem lekarzowi, jak bardzo mi ta jazda pomaga, psychicznie.
Prosiłem, by nie zabierano ode mnie mojej pasji. Przekonywałem, jak wiele pozytywnego może mi dać to,
że rowery są przy mnie, ze mną. Nie jeździłem wtedy, aż tak wiele...ale o ironio spędzałem przy nich więcej czasu.
W tym okresie chyba miałem najczystsze rowery niż kiedykolwiek.
Czyściłem je nawet wtedy...gdy były czyste, byle tylko być przy nich. Miałem tak mnóstwo wolnego czasu.

Ale pracować wtedy nie mogłem.

Raz, w Elblągu, poszedłem nawet prywatnie do okulisty.
Zależało mi na tym, aby inny lekarz, specjalista z tej dziedziny, wypowiedział się na temat mojej choroby.
Byłem dla niego jakby znikąd.
Dla niego byłem faktycznie Kimś...kto spadł z kosmosu.
Milczał z wrażenia, gdy mu opowiadałem o rowerze, jak go traktuje.
Lekarz najpierw oczywiście po zbadaniu mnie dowiedział się o mojej chorobie,
potem usłyszał ode mnie o mojej pasji.
Pytałem Go, czy mogę jeździć, spokojniej, wolniej, ale czy mogę jeździć?
Do dziś pamiętam jego słowa: "proszę jeździć na rowerze, proszę cieszyć się tymi chwilami, uważać na otoczenie,
leczyć oko, proszę jeździć, na razie nie startować w wyścigach".
nie powinienem wtedy jeździć na rowerze,
więcej nic nie napiszę.
Udało mi się wytrzymać tamten czas, wytrwać w swoich postanowieniach, wytrwać w chorobie, wyleczyć się.

Może znowu Ktoś nie zrozumie....Bo faktycznie Ktoś z Was by musiał się choć jeden dzień poczuć tak jak ja wtedy się czułem.
Tylko w ten sposób da się w pełni to zrozumieć, jak potężnie się męczyłem. 
Nie było rzeczy prócz roweru, która by mnie wtedy cieszyła...
nawet muzyka nie była w stanie tego dokonać. przepraszam. 

dzięki temu dziś do Księżyca mam zaledwie 1.553 km i...nadal jestem w grze.
W Księżyc wierzę nieprzytomnie.



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!