Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi robert1973 z miasteczka Elbląg. Mam przejechane 574612.00 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią brak danych. i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy robert1973.bikestats.pl

Archiwum bloga



Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2019

Dystans całkowity:3422.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:114.07 km
Więcej statystyk
  • DST 100.00km
  • Sprzęt GIANT TCR 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

JASNA STRONA KSIĘŻYCA- ROBERT JANIK

Poniedziałek, 30 września 2019 · dodano: 30.09.2019 | Komentarze 3

...na pewnej wycieczce, prawdopodobnie w 2009 roku,
Marecki spytał mnie czy pojadę w ultramaratonie IMAGIS.
To był dla mnie dopiero kosmos, nie miałem żadnych wtedy argumentów...
no, może poza sercem do walki.
... nie wystartowałem bo... powstał Bałtyk Bieszczady Tour.
Wymyślił go Robert Janik.
Tak, Robert Janik jest moją Jasną Stroną Księżyca.
Jasna Strona Księżyca istnieje.

Uczestniczyłem w BB Tour dotychczas we wszystkich edycjach.
Jechałem w latach 2010, 2011, 2012, 2014, 2016, 2018.
Obecnie na koszulce mam cyfrę "7" ze względu na jubileuszowy przejazd w roku 2016 w tą i z powrotem.
Każda edycja szczególna, każda przejechana pod silnym wrażeniem.
Pierwsze cztery edycje przejechałem SOLO, w 2016 roku do Ustrzyk Górnych jechałem samotnie, z powrotem całą trasę
przejechałem z Danielem Śmieja i Przemkiem Ruda.
W 2018 roku jechałem w kategorii OPEN, aż do gór z Lucjanem.
na razie jest fajnie, co edycja to rekord.
Rekord mam taki, na jaki mnie stać. 44 godziny i 40 minut.
Te ostatnie BB było zagrożone. jak wiadomo- na jedno oko nie widziałem wcale, na drugie zaś pomiędzy 50- 75 %.
Robert nie wiedział o moim stanie zdrowia.
Co można by było zmienić w BB TOUR ?....szkoda trochę, że ten kultowy ultramaraton odbywa się obecnie co dwa lata.
Ale i tak jest zajebiście.
Robert, dziękuję za stworzenie takiego cuda i kontynuowanie go mimo zwiększających się z roku na rok obowiązków.
Nie wyobrażam sobie jakoś opuszczenia którejkolwiek z najbliższych jego edycji.

Ciekawostką nie będzie to, gdy poinformuję o tym, iż nie spałem na żadnej z edycji.
Ciekawostką może być jednak to, że dotychczas na BB Tour nie miałem żadnej awarii roweru, ba, nigdy dotychczas nie złapałem  nawet "kapcia".
I słowa dotrzymam, będę w Świnoujściu na Wigry 3, na starcie, ale nie na tym czerwony rowerku, co mam teraz.
Tamto Wigry 3 będzie musiało być niebieskie, tak jak niebieski jest BAŁTYK BIESZCZADY TOUR.
Jeszcze raz Robert...dziękuję.
Bardzo Dziękuję.

MAM NADZIEJĘ, ŻE TO BYŁ OSTATNI WRZESIEŃ W DRODZE NA KSIĘŻYC !!


Jestem już 380 tysiące 237 kilometrów od Ziemi. Do końca projektu KSIĘŻYC pozostało 457 dni.
Średnia na dzień symbolicznie spadła do 9 km i 116 metrów.
Księżyc dla mnie jest większy dokładnie o 92,28 !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! razy

wszystkie moje rowery przejechały łącznie 421 tysięcy 206 km

1) szosowy GIANT TCR ma 158 tysięcy 097 km
2) górski GIANT ma 112 tysięcy 723 km
3) szosowy WHEELER ma 100 tysięcy 105 km
4) szosowy Giant advanced ma 26 tysiące 437 km
5) szosowy GIANT propel ma 17 tysięcy 735 km
6) górski ANTHEM ma 5 tysięcy 872 km
7) kultowe WIGRY 3 ma 237 km

miesiące:
1) CZERWIEC: 42.367 km- 11,1 %
2) SIERPIEŃ: 37.589 km
3) maj: 36.700 km
4) marzec: 36.000 km
5) październik: 32.824 km
6) wrzesień: 32.321 km
7) kwiecień: 31.700 km
8) lipiec: 30.021 km
9) listopad: 29.073 km
10) luty: 27.500 km
11) styczeń: 26.000 km
12) grudzień: 18.142 km- 4,8 %

dni tygodnia:
1) SOBOTA: 72.157 km- 19,0 %
2) NIEDZIELA: 65.036 km
3) poniedziałek: 53.364 km
4) środa: 51.689 km
5) czwartek: 50.929 km
6) piątek: 44.017 km
7) wtorek: 43.045 km- 11,3 %

pory roku:
1) LATO: 109.977 km- 28,9 %
2) WIOSNA: 104.400 km
3) JESIEŃ: 94.218 km
4) ZIMA: 71.642 km- 18,8 %

to jest mój KOSMOS, to jest mój ŚWIAT.






CIEMNA STRONA KSIĘŻYCA- MARCO PANTANI

Niedziela, 29 września 2019 · dodano: 29.09.2019 | Komentarze 10

...Krzyś mieszka ode mnie zaledwie kilkaset metrów.
Poznaliśmy się przypadkowo, choć mnóstwo było ku temu okazji.
Podczas wracania do domu wielokrotnie przejeżdżałem obok jego garażu, w którym on spędzał dużo czasu
z racji wykonywanej tam pracy zarobkowej.
On widział mnie na rowerze, ja Jego zawsze tylko przy samochodach.
Nie miał odwagi nigdy mnie zatrzymać i zagadać.
Szybciej poznałem Jego małżonkę ( nasze dzieci chodziły do tego samego przedszkola ).
Często przyjeżdżałem po syna do przedszkola rowerem...powiedziała, że jej mąż też bardzo często jeździ na rowerze, ba, że nawet jest kolarzem.
No to poprosiłem ją, aby nas zapoznała.
Krzyś jak mnie poznał i zobaczył, że ja to ja...czyli ten gość co jeździ i w słońcu i w deszczu i w śniegu i 150 razy na około domu...
czyli jakiś "nienormalny".
chyba się ucieszył bo ciągle jeździł sam, a teraz będzie inaczej.
Nic z tego.
Krzyś jest moją Ciemną Stroną Księżyca.'
Ciemna Strona Księżyca istnieje.


Znamy się od ponad 10 lat, a na wycieczkę góralem w terenie udało mi się namówić go dopiero w bieżącym roku, dookoła jeziora Jeziorak. Tak bardzo po niej narzekał, ( za mało asfaltów było według niego ) że potem nawet mnie przepraszał za swoje zachowanie, bo rzeczywiście przesadził.
Ile było planowanych wspólnych wyjazdów busem i rowerami na Tour de France ?...mnóstwo.
Najdalej wspólnie pojechaliśmy do odległego od Elbląga 100 km...Olsztyna, i tylko dlatego, że On musiał tam załatwić
pilne sprawy osobiste. O namówieniu Go na jakikolwiek ultramaraton nie było mowy od samego początku.
Na Wysoczyznę Elbląską jeździł ze mną raz rocznie, przez przypadek oczywiście, samemu pewnie wcale.
Za to na Kępie Rybackiej, która może jest metr nad poziomem morza, Krzyś jest jakieś pięćset razy rocznie.
Krzyś jest jak pogodynka...jeśli ja myślę, że jednak będzie padać, a Krzyś namawia mnie na jazdę to znaczy, że padać na pewno nie będzie.
Jeśli będzie padać to Krzyś nie jeździ, jeśli zaś padało to Krzyś tak szybko nie wyjedzie.
Jeśli zaś zaczyna padać w trakcie jazdy to Krzyś...dzwoni po taksówkę.
Jeździ szybko, ale pod warunkiem, że odpowiednio się go zmotywuje.
normalnie woli jeździć "bez spiny", a ma potencjał ku szybkiej jeździe.
Oczywiście zna się bardzo na rowerach, umie naprawić sprzęt. Wielokrotnie mi pomagał w drobnych naprawach,
zawsze zauważy swoim profesjonalnym okiem źle ustawione moje siodło.
To Krzyś wymalował mi Wigry 3 na czerwono. Uczynny, niemal zawsze uśmiechnięty. I to, i to by było na tyle.
Oszczędny w sprzęcie, praktycznie w siebie i w sprzęt nie inwestuje.
W zamian za jego życzliwość nanosiłem mu opon z moich rowerów bo choć ja uważałem, że trzeba je już wywalić- On robił na nich
jeszcze kilkanaście tysięcy kilometrów ( może faktycznie nie były aż tak złe ).
Oboje sobie pomagaliśmy, ale rowerowo z Krzysia nie miałem żadnego pożytku.
Bo ciągle tak płaska Kępa Rybacka i Marzęcino odległe zaledwie 25 km od Elbląga.
Swego czasu często wracał ze Sztutowa ( 40 km ), od kolegi, zawsze prosił, abym wyjechał.
W zamian mówił mi, że kiedyś mi wyjedzie na przeciw, jeśli tylko zadzwonię.
No to zadzwoniłem ze...Szczytna.
"Krzyś, mam 150 km do domu, wyjedź po mnie " - no i wyjechał...20 km przed Elblągiem.
Byłem tak na niego zły, że gdy się zobaczyliśmy i Krzyś zaczął robić nawijkę to ja nagle przyspieszyłem i zacząłem
tak szybko jechać w kierunku domu, że nie dogonił mnie już do samego Elbląga.
Krzyś często w interesach gdzieś z kumplem jeździł, do miejscowości odległych właśnie 150 km od domu, np. do Torunia samochodem i stamtąd wracał rowerem- ja wyjeżdżałem mu zawsze na setny kilometr.
Dlatego właśnie wtedy się zdenerwowałem.
Nie lubię takich sytuacji, że ja potrafię coś zrobić dziesiątki razy, a Komuś się to nie udaje raz.

Krzyś nie ma lampek, nocą nad ranem i wieczorami też nie jeździ.
Raz, tylko raz pojechaliśmy o 2 w nocy z Elbląga do Elbląga przez Kępę, oczywiście ze względu na jego prywatny interes.
Ja z dwiema lampkami, Krzyś cały w odblaskach.
Krzyś w deszczu nie jeździ, ale błotnik ma- dostał go od mojego Świętego Mikołaja.
Nie mogłem namówić Go nawet na kibicowanie na żywo kolarzom na Tour de Pologne.
Na nic zdały się moje słowa, nic nie pomógł również fakt, że na żywo widział mnie w transmisji telewizyjnej jadącego za zawodowcami w Brzegach przed Bukowiną Tatrzańską oraz na ścianie Harnasia, a także w Gliczarowie.
Niby mi zazdrościł, w efekcie jednak i tak przegrałem z telewizorem.
Krzyś jeździł kiedyś zawodowo. Poznając Go więc byłem wręcz przekonany o tym, że natłuczemy wiele wspaniałych kilometrów.
Rowerowo do stu kilometrów jesteśmy tak samo zdolni.
Miałem jednak dość Kępy Rybackiej.
owszem, mi też zdarza się tam często jeździć. procentowo jednak w porównaniu do wszystkich moich kilometrów
jednak już tego tak dużo nie jest. To dobry teren do szybkiego zaliczenia kilometrów, bezpieczny z uwagi na prawie
zerowy ruch samochodów, często ten teren wykorzystuję w drodze do i z pracy omijając Elbląg.
Jeździć jednak tam codziennie...to bezsensowna sprawa.

Krzyś nie jest słowny. To, że ciągle mi samemu odmawiał wspólnej jazdy mimo wczorajszych zapewnień...to jeszcze nic.
Gorsze było to, że nagle, w ogóle tego nie uzasadniając, odmawiał jazdy gdy przyjeżdżałem pod jego garaż z kilkoma innymi Bikerami.
Zmieniał nagle zdanie i nie wyrażał z tego tytułu zakłopotania.
W wakacje powiedziałem sobie dość. Trzeba się szanować.
Po raz ostatni rozmawialiśmy przez telefon, gdy ja siedziałem sobie w górnej części Krupówek podczas ultramaratonu  MRDP Góry.
Zadzwonił, spytał gdzie jestem...powiedziałem, że zamiast oglądać Nogat w Kępie, ja od kliku dni patrzę sobie na polskie góry
robiąc mnóstwo kilometrów w górę.
Krzyś stwierdził, że nie tylko ja, ale my wszyscy mamy problem z tymi przewyższeniami...
To naprawdę mimo wszystko fajny facet. Do dziś nie mogę jednak zrozumieć jego zwyczajów.
Nie chce mi się już z nim gadać, ani jeździć. Nie mam na to ani siły, ani wiary. I uwierzcie mi, że to nie wynika z mojej ambitności.
...podjeżdżam do jego garażu w celu wyjazdu, gdy się dzień wcześniej umówiliśmy, i pytam, no to gdzie jedziemy ?
- odpowiedź jest jedna: na Kępę.
Ile można ?
Bardziej bolało mnie jednak to, że w większości nagle rezygnował, a potem rozmawiał ze mną w taki sposób jak gdyby nic się nie stało- w efekcie ulegałem mu, zapominałem i ponownie przychodziłem na umówioną godzinę i znowu się rozczarowywałem.

Krzyś to Marco Pantani.
Nie używa kasku w ogóle. Nie jestem w stanie Go i w tym temacie przekonać.
Moje pęknięte kaski po wypadkach także. Jeździ w czapeczkach. W początkowej fazie naszej znajomości miał czapeczkę koloru...różowego, takiego koloru miał też kurtkę, coś jeszcze...dlatego stąd moje porównania Jego osoby do Marco Pantaniego.
Nie wiem w ogóle, czy On wie o tym, że ja tak o Nim mówię?
Gdy na targach rowerowych w Warszawie zobaczyłem rowerową czapeczkę z logo Eddiego Mercks" a, bez zastanowienia ją kupiłem dla Krzysia. Bo to jego idol z młodzieńczych lat. 
Teraz Pantani jeździ w czapeczce koloru białego.

4.266 km pozostało do Księżyca.


JASNA STRONA KSIĘŻYCA- SŁODYCZE

Sobota, 28 września 2019 · dodano: 28.09.2019 | Komentarze 5

...one były ze mną od dziecka, tak jak rower.
Zjadłem ich już pewnie tak wiele, że ułożone obok siebie na pewno ułożyły już drogę do Księżyca.
Ale kiedyś ich było mniej, nie ze względu na "gorsze" czasy. Teraz jest ich więcej.
Kiedyś nie miałem na słodycze pieniędzy. Dziś jest inaczej, zarabiam i akurat w tej dziedzinie nie kontroluję się wcale.
I to właśnie one są moją Jasną Stroną Księżyca.
Jasna Strona Księżyca istnieje.

w pewnym momencie zacząłem ich kupować tak wiele, że w marketach ludzie stojący obok mnie myśleli,
że jest na nie jakaś promocja. Wafle i batony już nie kupuję na sztuki, lecz na kartony.
Czekolady jeszcze pojedynczo, one zawsze muszą być w lodówce- nie zjem ciepłej czekolady.
Najlepsze są te z nadzieniem i orzechami. A super najlepsze...tylko białe.
Był czas, że dużo słodyczy kupowałem w ramach oszczędności. Zauważyłem jakąś mniejszą ich cenę, więc kupiłem ich mnóstwo dlatego, by mniej mnie ogólnie kosztowały.
Ale ze mną już tak jest, że jeśli mam jeden wafel w lodówce to zjem...ten jeden.
Gdy mam ich cztery to zjem...tak, tak, wszystkie cztery.
Domyślacie się, co się dzieje przy większej ilości.
O nie, jest jakaś granica, ale zjem dużo.
Gdy obudzę się w nocy, to najpierw idę do lodówki. Taki już jestem, jeden mi wtedy wystarczy.
Słodycze najbardziej mi smakują przed posiłkami, gdy czuję głód.
oczywiście jem je także po głównych posiłkach, nigdy w ich trakcie.
Do kogla mogla nie używam szklanek jak w dzieciństwie.
Kiedyś babcia mi je kręciła. Dopiero dziś rozumiem, jak bardzo musiała się przy tym namęczyć
bo robiła po kolei dla pięciu wnuków.
Dziś dla nich używam kwarty i wrzucam kilkanaście...mixer i...coś pięknego, bielutki kogel mogel.
Nigdy też nie zapomnę podjadania słodyczy z barku mojej starzej siostry.
mama miała natomiast problem z ciastami przed świętami.
Kurcze, jak bardzo musiałem cudować, by tego jednego, a nawet dwóch się
nie doliczyła. Czasami się nie udało. Teraz wiem, że mama wtedy przymykała oko.
Ale najbardziej zaskoczyłem mamę inną rzeczą.
Miałem może osiem lat, odwiedził mnie mój kuzyn Adam, starszy ode mnie o trzy lata.
Moja mam jest jego Chrzestną. Tamtego dnia Adam miał chyba urodziny, więc moja mama oprócz tradycyjnego
prezentu postanowiła z zza szkła segmentu wyjąć dodatkowo bombonierkę i mu wręczyć.
Bombonierkę ktoś przywiózł nam z zza granicy, tego typu słodycz nie jadło się na co dzień.
One wielokrotnie w czasach mojego dzieciństwa stały w domu właśnie bardziej na pokaz.
Tak więc mama wyjęła bombonierkę i wręczyła ją swojemu Chrześniakowi, on zaś wpadł za to na genialny pomysł,
że się z nami podzieli.
Już wyjaśniam...zjadłem je wszystkie jakiś miesiąc wcześniej, ale opakowania praktycznie nie uszkodziłem,
więc zewnętrznie na pozór wszystko było OK. No i tak wpadłem. Teraz się tylko zastanawiam, czy wydał by mnie po tym, gdyby dopiero w domu zorientował się o tym.

Z dzieciństwa uwielbiam też zdjęcie samego siebie jako kilkuletniego chłopczyka, który po ukradzeniu słodyczy uciekł
w kąt pokoju, aby ją zjeść.
jako kilkunastoletni chłopiec uwielbiałem także mamę wyręczać w sobotnich zakupach.
Bo tego dnia były one największe. Mogłem dźwigać i trzy torby.
Wtedy była cudowna okazja na "oszukaniu" kilku złotych na kupienie sobie dwóch ptysi
w cukierni na ulicy Bema w Elblągu.

Dziś jeśli chodzi o słodycze to mogę sobie pozwolić na wszystko, dosłownie.
Lubię je na wszelkie rodzaje, ale to nie oznacza, że jem co tylko popadnie.
Mam swoje ulubione marki, rodzaje, jem je na przemian.
W gościach zjem oczywiście każdą słodkość, ale w domu, a zwłaszcza podczas ultramaratonów,
czy zwykłych wyjazdów rowerowych jem wyłącznie swoje specjały.
Ulubione wafle, batony, ciasta, ciastka...
Od takich też zaczynałem normalne życie po największym wypadku, gdy jadłem posiłki już na siedząco.
Zanikł mi smak w ustach...chleba, ziemniaków...wszystkiego. W większości byłem bowiem na płynach odżywczych.
Gdy starałem się przywrócić smak w ustach to jadłem wyłącznie rarytasy ze wszystkich moich cudownych słodkości.
Mojej siostrzenicy Dominice nie dość, że wskazałem dane słodycze to jeszcze musiałem jej wskazać miejsca,
gdzie można je kupić. jeździła samochodem po całym Elblągu. Tak to wszystko u mnie wygląda.
Chcesz mnie ukarać ? Pozabieraj mi wszystkie rowery i zabroń jeść czekoladę.

To był rok 1989. Miałem wtedy 16 lat, były święta Bożego Narodzenia.
Na imię ma Kasia. To Ona właśnie kupiła mi wtedy coś innego, dostałem ten prezent niby od Świętego Mikołaja,
ale ja doskonale wiedziałem, że ta słodkość jest od niej.
To był marcepan. 
Królem słodyczy jest marcepan.

4.317 km pozostało do lądowania.





CIEMNA STRONA KSIĘŻYCA- INFRASTRUKTURA DROGOWA

Piątek, 27 września 2019 · dodano: 27.09.2019 | Komentarze 1


...jeśli raz, tylko jeden raz wjedziemy w jakąś nieprawidłowość na drodze, to z pewnością nie zwrócimy w ogóle na to uwagi.
Jeśli spotka to nas po raz kolejny...na pewno zaczniemy zwracać uwagę. Ale nic poza tym.
Jeśli zaś to zdarzenie częściej będzie nas dotyczyło to...zaczniemy się denerwować.
I co? I nadal nie robimy nic konkretnego.
Definicja słowa denerwowania: "denerwowanie się to niszczenie własnego zdrowia przez głupotę innych osób".
Infrastruktura drogowa jest właśnie moją ciemną stroną Księżyca.
Ciemna strona Księżyca istnieje.

I tak jest, bo o ile niektóre złe zdarzenia na drodze powstają nagle, tak wielkie wyrwy, dziury i pęknięcia w jezdniach nie tworzą się z dnia na dzień. Proszę teraz wstać i podnieść rękę...kto zgłosił odpowiednim służbom jakąkolwiek nieprawidłowość w jezdni, którą zobaczył po raz "enty", już nie piszę po że raz pierwszy. Ile jest takich osób, które we właściwy sposób na to właśnie reagują ?
Ja już znam wszystkie komórki Zarządu Dróg miasta Elbląg, Pasłęka, a nawet częściowo Gdańska. Rozmawiałem od pracownika z "pierwszej linii" do prezydenta miasta Elbląga. I co ? Walczę dalej, czasami się udaje.
Są dwa główne tłumaczenia z ich strony, gdy przyznają mi rację, a zawsze przyznają: "nie ma pieniędzy, te dziury nie są jeszcze takie duże".
Rozumiem, że jeżdżę od większości z Was kilkakrotnie więcej, a od niektórych nawet kilkunastokrotnie.
A jakie to ma znaczenie ? Czy te drogi są tylko dla mnie ?
Reakcja elbląskich bikerów jest identyczna do mojego zachowania w Polsce.
przecież ja przed Milówką nie będę szukał zarządcy drogi przez pół dnia, aby pokazać wyrwę o której on doskonale wie.
Jadę dalej. Ale ja tam jestem rzadko.
Na swoim "podwórku" powinniśmy zawsze reagować. Z tych dróg korzystam i ja i Wy, więc wspólnie powinno nam zależeć na ich jakości, bez względu na ilość przejechanych kilometrów.

Wyrwy to jedno, a znaki drogowe pionowe i poziome to jeszcze inna sprawa. Wyjaśniam zdjęcia na blogu.
Na odcinku starej krajowej siódemki w miejscowości Kazimierzowo są już nowe, te właściwe znaki pionowe dotyczące ruchu dla rowerów, po stronie województwa pomorskiego nadal są przekonani co do swojej wiedzy. Jak długo mi to zajęło czasu ? Dokładnie 10 miesięcy- jeździłem od Olsztyna przez Elbląg do Gdańska. W tym czasie nawet zarządca drogi się zmienił. Dla Was znak C 13 nakazywał jazdę po bocznym pasie- nie ! ten znak obowiązuje na całej szerokości jezdni. Gdyby był zakaz dla rowerów w tym miejscu to jechalibyście główną ulicą, a ten znak dotyczyłby tylko pasa bocznego ?

Pokażcie mi jakąkolwiek z dróg dla rowerów w Elblągu, a ja na niej wskażę choć jedną nieprawidłowość.
Jeździcie po nich często, a nawet po chodnikach.
Znaki albo są, albo są głupie, albo ich nie ma w ogóle. Widzicie to, czy w ogóle się nawet nie orientujecie?
Pojedźcie na Modrzewinę, tam dopiero są cyrki na drodze dla rowerów ( pozdrowienia dla MarkaDive )
Zdziwicie się przy jakiejś kolizji lub wypadku.

Pewnego dnia, kilka lat temu,  jadę rowerem ulicą Robotniczą w Elblągu, nad ranem, wśród samochodów...tylko jeden na mnie trąbił, oczywiście złośliwie.
Jechałem do pracy, a on trąbił na mnie i trąbił, gdy był za mną, a zwłaszcza kiedy mnie wyprzedzał. Bez emocji dojechałem do pracy, napisałem stosowną dokumentację, pan został wezwany w późniejszym terminie i oczywiście otrzymał mandat karny przyznając się do popełnionego wykroczenia bezpodstawnego używania sygnałów dźwiękowych, a raczej do swojej złośliwości. Usprawiedliwiając się powiedział, że dlatego trąbił złośliwie bo według niego ja złośliwie nie korzystałem ze znajdującej się obok drogi dla rowerów. Słysząc to, policjanci Wydziału Ruchu Drogowego KMP w Elblągu wezwali mnie do siebie i...mi zaproponowali mandat karny za popełnienie wykroczenia w postaci nie dostosowania się do znaku drogowego C 13/16. Oczywiście mandatu nie przyjąłem, sprawa została skierowana do Sądu Rejonowego w Elblągu VIII Wydział Karny. Policjanci popełnili błąd nie sprawdzając faktycznego stanu rzeczy. Pan w Sądzie powiedział, że dla niego wyznacznikiem drogi dla rowerów jest kostka koloru czerwonego, która rzeczywiście tam była. Dla policjantów natomiast jest znak drogowy, którego...tam nie było.
Tyle, że o tym wiedziałem tylko ja. Obecny z-ca Komendanta KMP Elbląg, ówczesny Naczelnik WRD oczywiście dokumenty w mojej sprawie podpisał i...poszedłem sam bronić się do Sądu. Przez kilka miesięcy zamiast mi udowadniać winę, ja szukałem sposobu, aby im udowodnić swoją niewinność. Nie było łatwo, udowodnij to, że znaku nie ma od dłuższego czasu, gdy oni wiedzieli go wczoraj.
Udało się, zostałem oczywiście uniewinniony.
Wszyscy funkcjonariusze WRD prowadzący postępowanie po wszystkim witali się ze mną na korytarzach Komendy, jak gdyby nic się nie stało. To dopiero było dla mnie upokorzenie, większe od tego, gdy na rozprawie dążyli do ukarania mnie.  Nie myślałem potem o jakiejkolwiek zemście. Nikt nie przyznał się jednak do swojego błędu, a tylko tego od nich oczekiwałem. Policjanci w wyniku mojego postępowania zostali ukarani, dopiero po tym mnie przeprosili, dziś jest OK, witamy się, rozmawiamy, nie czuję urazy, nadal oczekuję na przeprosiny ze strony z-cy Komendanta. 

Czy coś się dziś zmieniło ? Byłem przekonany o tym, że będąc funkcjonariuszem Policji będę miał u swoich kolegów jakieś fory w szybkości rozwiązywania nieprawidłowości na drogach. Nic z tego. Do obecnie pełniącego funkcję Naczelnika WRD KMP muszę pisać stosowne pisma i otrzymywać stosowne listowne odpowiedzi, które mimo posiadania adresu miejsca mojego zamieszkania przynoszone są mi do...pokoju w pracy. Tak właśnie to wygląda. Jesteśmy na "TY", a rozmowy nic nie dają.
A przecież ja to robię wyłącznie dla poprawy bezpieczeństwa w ruchu drogowym.
Ale będę walczył dalej, bo robię to dla siebie, dla Was, Waszych znajomych i osób, których nie znam.
Pewnie jest nas kilku, musi być zdecydowanie więcej.
Szanujmy się. Zasługujemy na idealną jakość dróg. Walczymy o rowerowy sprzęt, aby kupić sobie ten z najwyższej półki, a później niszczymy go na drogach.

proszę Was, reagujcie, mam dosyć wypadków, wywrotek, wjeżdżania w pęknięcia szosówką i wykonywania czynności zmierzających do szybkiej stabilizacji roweru zwłaszcza w tak jesiennym okresie jak teraz, po piątej nad ranem, gdy słabo widać bo jeszcze dodatkowo jest gęsta mgła ( taka dziś była w okolicach Elbląga ).
Ktoś bierze odpowiedzialność za drogę, to jego obowiązek i praca, są na to pieniądze.

4.436 km pozostało.







  • DST 107.00km
  • Sprzęt GIANT TCR 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

JASNA STRONA KSIĘŻYCA- PRESJA

Czwartek, 26 września 2019 · dodano: 26.09.2019 | Komentarze 5

nigdy mi się to nie udało, pomimo tylu lat.
Deszcz.
Mimo tak wielu przejechanych kilometrów, pomimo tylu godzin spędzonych w deszczu, nigdy nie udało mi się do niego przyzwyczaić, nie potrafiłem nauczyć się jego przenikliwego zimna i zaakceptować tego mnóstwa wody, która przez ubranie powoli, ale jednak, dostawała się na moje ciało. Więc znalazłem inny na to sposób. Zacząłem go tolerować, by w efekcie zaakceptować go na stałe. I się udało. Deszcz nie robi na mnie teraz najmniejszego wrażenia. Ba, nadal twierdzę, że musi być, ale tylko czasami.
Z presją jest jednak całkiem inaczej. I od razu napiszę, że to w moim przypadka jasna strona Księżyca.
Jasna Strona Księżyca istnieje.

Presja początkowo była dla mnie jak deszcz. Trudna, niewyobrażalnie niewygodna, prawie nie do przyjęcia.
Wiedziałem jednak, że musi być, że powinna być stałym moim uczuciem.
Była dla mnie nie inaczej jak strażnikiem, sędzią, ochroniarzem mojego celu, kontrolerem każdego dnia.
Wymagająca, nieodpuszczająca nawet w sytuacji, gdy można było śmiało zachować się inaczej.
To takie małżeństwo z zaznaczeniem tego, iż pierwsza rozłąka nie daje już nigdy do siebie powrotu.
Dziś jej przy nie ma, ale nie dlatego, że ode mnie na stałe odeszła.
Dała mi wolne i sobie zresztą też i nie ukrywam faktu, że cieszę się z tego powodu.
Praca jednak została wykonana, nie jest mi w tym czasie potrzebna i czuję nawet ulgę.
pewne rzeczy i zachowania nawet lepiej mi czasami teraz wychodzą, ale w tak długim okresie jednak bez presji to wszystko by się jednak nie stworzyło. Bardziej cieszę się jednak z tego, że za pewien czas ponownie będzie ze mną.
Bo musi być.

Każdy musi mieć swoje marzenia, a nawet zobowiązania.
Jeśli już czego się podejmujemy to róbmy to z pełnym zaangażowaniem.
Samo podjęcie decyzji stania na starcie któregokolwiek z ultramaratonów jest już osiągnięciem, ale tylko  pod warunkiem, że w myślach mamy obraz dojechania do mety, a nie myśli typu: "pojadę i zobaczę jak będzie". To nie cel różni nas wszystkich od siebie, ale sposób w jaki go osiągamy i czy w ogóle mamy zamiar go zdobyć.
Teraz łatwo mi o tym pisać, ale tylko dlatego, że ja przez to już przejechałem i nadal chcę przez to przechodzić, gdyż zwyczajnie zrozumiałem presję. To tylko presja wyznaczyła mi ten kierunek wskazując mi go za właściwy. To presja doprowadziła mnie do tych wszystkich miejsc, które zobaczyłem w kraju. 
Pewnie, że jest trudna. A jakże. Ona nie jest jak deszcz, który łatwy staje się już po zaakceptowaniu go.
Presję trzeba niemal pokochać. Póki ona tego nie poczuje...odejdzie.
Wtedy właśnie człowiek, a jak, czuje się lepiej, nie narzeka, nawet jest zadowolony, nadal widzi pozytywne kierunki w swoim życiu, ale ten najważniejszy cel znika. Całe to tłumaczenie siebie jest oznaką słabości. Tak, koniec i kropka.
I nikt mnie nie przekona do tego, że jest inaczej.
Życie zawsze działa w obie strony. Presja jest u każdego z nas inna, wprost proporcjonalna do wielkości naszych marzeń.
Ale musi być. Jeśli odsuniemy ją na bok to wybieramy łatwiejszą drogę.

Prawie przez dziewięć lat jadę z poczuciem braku możliwości prób. Myślałem sobie, nie ma prób i nie ma czegoś takiego, że to zrobię, albo nie. Wszystko jest kwestią czasu i presja jest właśnie po to, aby ten czas kontrolować.
Ile razy ostatnio słyszałem, jak bikerzy nie chcąc nadgonić czasu jadą "bez spiny".

Najtrudniej mi było podczas każdego ultramaratonu BB Tour. W nich jadę ze spiną nieustannie, prze całą trasę.
Efekt ? Każdy BB jest wyznacznikiem mojego rekordu. Różnica obecnie od pierwszego do siódmego wynosi 13 godzin !!

Pamiętajmy, że każdy żyje na swój sposób, każdy wyznacza sobie taką drogę, jaką on uważa za stosowną według siebie.
ja tylko chciałbym napisać, że warto pozostawić po sobie ślad.
Chcę być kojarzony z rowerem, z Księżycem, z godziną piątą nad ranem.
Nie miałbym tego bez presji.
Ba, ja tej presji nie pozbędę się już nigdy.
Bo gdy zdobędę Księżyc to będę za niego odpowiedzialny. Do końca.

... pozostało 4.539 km


CIEMNA STRONA KSIĘŻYCA- GODZINA 5 NAD RANEM

Środa, 25 września 2019 · dodano: 25.09.2019 | Komentarze 4

Nie było tak od samego początku, ale trwa to już bardzo długo.
Zawsze będę powtarzał, że tylko dlatego, iż inaczej zwyczajnie się nie da.
Sama w sobie godzina piąta, ale ta nad ranem, to coś wspaniałego. Ona nie jest oczywiście ciemną stroną Księżyca.
Wielokrotnie miałem w sobie myśli, a może o czwartej, albo o szóstej- nie, ta piąta jest idealną godziną...bez względu na pogodę.
Postępując w taki własnie sposób pozostawiłem po sobie ślad. Byłem do przewidzenia.
Ba, wielokrotnie pisałem na blogu zapytania, Kto z Was w końcu pojeździ ze mną o piątej nad ranem?
Dawałem Wam często do zrozumienia, co mnie cieszy, czego potrzebuję.
I nic. 
Dlatego to jest właśnie moją ciemną stroną Księżyca.
Ciemna strona Księżyca istnieje.

Tak wiem,  nie zawsze o tej porze byłem sam. Ostatnio bardzo często był ze mną wtedy MarekDive, kiedyś kiedyś Marecki i pewnie jeszcze Ktoś, raz nawet z łapanki Marco Pantani, ale...oczywiście było super, ale...to nie to.
W późniejszej fazie drogi na Księżyc miałem już tak stabilną pozycję, że byłem przekonany o tym, że zwyczajnie będzie więcej chętnych Osób do pojeżdżenia ze mną.
Myślałem sobie...cholera, przecież ja nie jadę do Warszawy, ja lecę na Księżyc !!...to dopiero jest wycieczka.
Codziennie, każdego dnia od kilku lat pilnowałem się skrupulatnie, aby tylko nie zasnąć, aby się nie spóźnić, bo myślałem, że może już Ktoś z Was czeka przed klatką schodową, czeka na mnie, gdy ja nic o tym nie wiem.
Nic z tego, nigdy Nikt mnie z Was nie zaskoczył taką sytuacją.
Radzio nawet próbował...nie udało się.
Już schodząc schodami w dół ukradkiem na klatce zawsze rozglądałem się przez okna budynku za światłami rowerowymi...nic z tego.
I jest mi dziś smutno z tego powodu, jest mi żal i nawet jestem zły. 
Trudna pora dnia, to prawda, ale skoro ja potrafiłem tak wiele razy czynić to byłem przekonany o tym, że Każdy z Was potrafi tak choć jeden jedyny raz, dla mnie i dla siebie, dla nas.
A najlepiej było, gdy Ktoś spytał mnie pewnego dnia...kiedy może ze mną pojeździć ?
Nie tylko na blogu, w rozmowach wielokrotnie mówię o takim swoim zachowaniu, o swojej...tradycji.
Pracuję, ale nawet jeśli Ktoś ma całe dni wolne to też powinien, jeśli nie codziennie, to często wyjeżdżać o piątej nad ranem.
Na prawdę inaczej się nie da.
To początek dnia, nic się jeszcze nie wydarzyło, niczego nie trzeba naprawiać. Godzina doskonale budująca we mnie konsekwencje, uczucie systematyczności. I to było dla mnie kiedyś trudne, zwłaszcza jeśli w przededniu wracałem z kilkuset kilometrowej wycieczki.
Ale to właśnie ze względu na efekt końcowy...czyli kilometry i emocje związane z porą dnia, było konieczne i dobre dla mnie.

Już dziś się nie łudzę. Dziś znów wyszedłem kilka minut przed piątą. Nie było Nikogo.
Jest jesień, więc jest jeszcze ciemno, dziś znowu muzycznie.
Po południu jeżdżąc mogę muzyki nie słuchać, ale nad ranem, jeśli tylko warunki atmosferyczne są korzystne to zawsze słucham muzyki.
Szkoda, że nikt o tej porze nie zaskoczył mnie swoją Osobą.  Dziś jest mi tylko smutno, to kiedyś byłem zły.
Gdybyście byli często... nie sprawilibyście tego, że ta droga stała by się dla mnie łatwiejsza. Bo to nie w tym tkwił cel.
Ale ja tego mimo wszystko potrzebowałem. Bardzo.
Szukałem więc innych sytuacji, podobnych, bo droga na Księżyc jest wyjątkowa i jadąc nią trzeba doznać uczuć wyjątkowych.
Na szczęście takie były, opiszę je w innych dniach.

Często o tej porze padał deszcz, niechby tylko mały.
Wychodziłem jednak z domu myśląc...co tam, to tylko deszcz, taki nic nie znaczy.
przecież ja pozostawiam ślad.

...brakowało mi tego, do dziś mi brakuje i nie wstydzę się tego uczucia.
Smutno mi, a może nie miałem prawa tego od Was wymagać ?
smutno mi.

jeśli Ktoś z Was byłby choć jeden raz przy mnie w takiej chwili, to pozostawiłby ślad na całe życie w moim sercu.

... pozostało 4.646 km.






POZOSTAŁO kilkanaście GODZIN

Wtorek, 24 września 2019 · dodano: 24.09.2019 | Komentarze 0

- Księżyc,
- co?
- czekaj na mnie zbliżam się do Ciebie.

.. pozostało 4.752 km.
to jeszcze nie dziś, jeśli Ktoś w ogóle na to czeka.
miało być 51 dni przed lądowaniem i tak będzie.
moje księżycowe dni mają początek o godzinie 9.30

pozostało kilkanaście godzin.
opiszę swoje tajemnice, wyjaśnię kilka kwestii,
opowiem o wyjątkowych osobach spotkanych na drodze,
o tym, co na takiej drodze można się spodziewać,
czego nie da się uniknąć, do czego zaś trzeba się przyzwyczaić,
co zaś należy zaakceptować.

Ktoś znajdzie się na ciemnej stronie Księżyca.
Ona musi być. Jest.
strony będą na przemian każdego dnia,
zacznę od ciemnej.
I nikt mnie nie przekona, że metody, którymi to osiągam są złe.


Pozostał dzień.

Poniedziałek, 23 września 2019 · dodano: 23.09.2019 | Komentarze 1

- Księżyc,
- co?
- czekaj na mnie zbliżam się do Ciebie.

... pozostało 4.855 km.


pozostały 2 dni ( do ukazania Jasnych i Ciemnych stron KSIĘŻYCA )

Niedziela, 22 września 2019 · dodano: 22.09.2019 | Komentarze 1

Księżyc jest moją inspiracją, widzę Go coraz bardziej większego, jest ode mnie w odległości zaledwie 4.959 km.

pozostały dwa dnia i zaczną się emocje.
Szkoda tylko, że w tak trudnym dla mnie momencie.
Bo już sam nie wiem, czy mam w miarę jeździć regularnie, czy jeszcze bardziej nadrobić kilometry choćby z tego względu,
że codziennie kierowcy blachosmrodów wytwarzają sobie co najmniej dwie okazje do tego, by mnie rozjechać, a potem przeprosić.
Każdego dnia.
Naprawdę przydałaby mi się ochrona z NASA. Choć walka o kosmos trwa i to nie jest przecież w ich interesie.
podobno Amerykanie w najnowszych planach mają stanąć na Księżycu w 2024 roku...no cóż.
ja do tego roku najeżdżę się po Księżycu. Nie zostawię Im bałaganu.

pozostały dwa dni.


  • DST 125.00km
  • Sprzęt GIANT TCR 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pozostały 3 dni.

Sobota, 21 września 2019 · dodano: 22.09.2019 | Komentarze 1

- Księżyc,
- co?
- czekaj na mnie zbliżam się do Ciebie.

... pozostało 5.133 km 

nie jest łatwo.
jeżdżę bez weny, Księżyc tak blisko, kilometrów tak mało...
trudno znaleźć motywację do dłuższych dystansów.
Trudno, jakoś się dotoczę.

a na zdjęciu najkrótsza droga dla rowerów w Warszawie.