Info
Ten blog rowerowy prowadzi robert1973 z miasteczka Elbląg. Mam przejechane 603091.00 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią brak danych. i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Październik30 - 19
- 2024, Wrzesień30 - 14
- 2024, Sierpień31 - 20
- 2024, Lipiec31 - 10
- 2024, Czerwiec30 - 7
- 2024, Maj31 - 9
- 2024, Kwiecień30 - 14
- 2024, Marzec31 - 16
- 2024, Luty29 - 7
- 2024, Styczeń31 - 7
- 2023, Grudzień31 - 9
- 2023, Listopad30 - 6
- 2023, Październik31 - 7
- 2023, Wrzesień30 - 5
- 2023, Sierpień31 - 12
- 2023, Lipiec31 - 10
- 2023, Czerwiec30 - 1
- 2023, Maj31 - 5
- 2023, Kwiecień30 - 2
- 2023, Marzec31 - 8
- 2023, Luty28 - 21
- 2023, Styczeń31 - 7
- 2022, Grudzień31 - 5
- 2022, Listopad30 - 1
- 2022, Październik31 - 0
- 2022, Wrzesień30 - 6
- 2022, Sierpień31 - 14
- 2022, Lipiec31 - 13
- 2022, Czerwiec30 - 6
- 2022, Maj31 - 4
- 2022, Kwiecień30 - 5
- 2022, Marzec31 - 3
- 2022, Luty28 - 11
- 2022, Styczeń31 - 6
- 2021, Grudzień31 - 5
- 2021, Listopad30 - 7
- 2021, Październik31 - 8
- 2021, Wrzesień30 - 20
- 2021, Sierpień31 - 33
- 2021, Lipiec31 - 6
- 2021, Czerwiec30 - 9
- 2021, Maj31 - 18
- 2021, Kwiecień30 - 17
- 2021, Marzec31 - 21
- 2021, Luty28 - 8
- 2021, Styczeń31 - 26
- 2020, Grudzień31 - 25
- 2020, Listopad30 - 10
- 2020, Październik31 - 15
- 2020, Wrzesień30 - 28
- 2020, Sierpień31 - 62
- 2020, Lipiec31 - 28
- 2020, Czerwiec30 - 16
- 2020, Maj31 - 20
- 2020, Kwiecień30 - 55
- 2020, Marzec31 - 26
- 2020, Luty29 - 14
- 2020, Styczeń31 - 15
- 2019, Grudzień31 - 1
- 2019, Listopad31 - 79
- 2019, Październik31 - 84
- 2019, Wrzesień30 - 90
- 2019, Sierpień31 - 186
- 2019, Lipiec31 - 76
- 2019, Czerwiec30 - 35
- 2019, Maj31 - 86
- 2019, Kwiecień30 - 52
- 2019, Marzec31 - 32
- 2019, Luty28 - 48
- 2019, Styczeń31 - 71
- 2018, Grudzień31 - 178
- 2018, Listopad30 - 183
- 2018, Październik31 - 163
- 2018, Wrzesień30 - 129
- 2018, Sierpień31 - 118
- 2018, Lipiec31 - 107
- 2018, Czerwiec30 - 135
- 2018, Maj31 - 183
- 2018, Kwiecień30 - 184
- 2018, Marzec31 - 184
- 2018, Luty28 - 191
- 2018, Styczeń31 - 73
- 2017, Grudzień31 - 26
- 2017, Listopad30 - 39
- 2017, Październik31 - 29
- 2017, Wrzesień30 - 21
- 2017, Sierpień31 - 19
- 2017, Lipiec31 - 33
- 2017, Czerwiec30 - 75
- 2017, Maj32 - 33
- 2017, Kwiecień28 - 13
- 2017, Marzec31 - 50
- 2017, Luty28 - 30
- 2017, Styczeń31 - 75
- 2016, Grudzień31 - 29
- 2016, Listopad30 - 18
- 2016, Październik31 - 11
- 2016, Wrzesień30 - 9
- 2016, Sierpień31 - 3
- 2016, Lipiec31 - 5
- 2016, Czerwiec30 - 52
- 2016, Maj31 - 27
- 2016, Kwiecień30 - 34
- 2016, Marzec31 - 26
- 2016, Luty29 - 76
- 2016, Styczeń31 - 195
- 2015, Grudzień31 - 83
- 2015, Listopad30 - 91
- 2015, Październik31 - 72
- 2015, Wrzesień30 - 55
- 2015, Sierpień31 - 41
- 2015, Lipiec31 - 69
- 2015, Czerwiec30 - 22
- 2015, Maj31 - 40
- 2015, Kwiecień30 - 65
- 2015, Marzec31 - 39
- 2015, Luty28 - 54
- 2015, Styczeń31 - 62
- 2014, Grudzień31 - 160
- 2014, Listopad30 - 1
- 2014, Październik31 - 0
- 2014, Wrzesień30 - 0
- 2014, Sierpień31 - 0
- 2014, Lipiec31 - 0
- 2014, Czerwiec30 - 0
- 2014, Maj31 - 52
- 2014, Kwiecień30 - 26
- 2014, Marzec31 - 55
- 2014, Luty28 - 95
- 2014, Styczeń31 - 89
- 2013, Grudzień31 - 20
- 2013, Listopad30 - 0
- 2013, Październik31 - 0
- 2013, Wrzesień30 - 0
- 2013, Sierpień31 - 0
- 2013, Lipiec31 - 0
- 2013, Czerwiec30 - 0
- 2013, Maj31 - 0
- 2013, Kwiecień30 - 0
- 2013, Marzec31 - 0
- 2013, Luty28 - 0
- 2013, Styczeń31 - 0
- 2012, Grudzień31 - 1
- 2012, Listopad30 - 0
- 2012, Październik31 - 0
- 2012, Wrzesień30 - 0
- 2012, Sierpień31 - 11
- 2012, Lipiec31 - 37
- 2012, Czerwiec30 - 56
- 2012, Maj31 - 24
- 2012, Kwiecień30 - 51
- 2012, Marzec31 - 120
- 2012, Luty29 - 15
- 2012, Styczeń31 - 34
- 2011, Grudzień31 - 11
- 2011, Listopad30 - 14
- 2011, Październik31 - 2
- 2011, Wrzesień30 - 5
- 2011, Sierpień31 - 31
- 2011, Lipiec31 - 19
- 2011, Czerwiec30 - 36
- 2011, Maj31 - 34
- 2011, Kwiecień30 - 51
- 2011, Marzec31 - 31
- 2011, Luty28 - 34
- 2011, Styczeń31 - 0
Wpisy archiwalne w miesiącu
Październik, 2024
Dystans całkowity: | 3426.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 28 |
Średnio na aktywność: | 122.36 km |
Więcej statystyk |
- DST 207.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Daleko za Księżycem
Czwartek, 10 października 2024 · dodano: 10.10.2024 | Komentarze 0
124 propel83 wheeler
Race Around Poland, Bałtyk Bieszczady Tour, Maraton Północ Południe.
...jeszcze jedno ultra przede mną w tym roku.
Niesamowite. jak to dobrze jest mieć możliwość być tam, gdzie się chce być.
wschodni odcinek Maratonu Rowerowego Dookoła Polski
odbył się w dniach 21- 24 września.
wspaniałe uczucie jest jechać z Elbląga na ultra nie samemu.
do Przemyśla na start pojechałem z Mareckim.
rowerowo Przemyśl ma pełno miejsca w moim sercu.
jest w nim tak wiele moich sytuacji, miejsc, spojrzeń i myśli,
których niestety nie mogę dotknąć, ale o których mógłbym mówić godzinami.
Być w nim po raz kolejny...to wspaniałe uczucie, ale być tu razem z Mareckim...
życzę Wam takich chwil.
no cóż, oboje mamy w Przemyślu pełną dobę do startu,
nie jesteśmy tu oczywiście sami :) stworzą się kolejne spotkania wspomnienia,
które jutro równo od godziny 12 w południe zawiozę w całkiem inne miejsca...
- DST 102.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Daleko za Księżycem
Środa, 9 października 2024 · dodano: 09.10.2024 | Komentarze 0
80 wheeler22 wigry 3
wspomnienia MARATON PÓŁNOC POŁUDNIE 2024
poniedziałek, jest dzień 09 września 2024 roku
...północ minęła, a ja jadę dalej, jeszcze trochę z dziwną grupą Gruppetto.
Aż wreszcie jest Olkusz. Nareszcie. To jakieś 800 km w nogach i na całym ciele.
Godzina ? pomiędzy 1, a 2- gą. Obiecałem sobie przed wjazdem na CPN, że trochę sobie tu posiedzę
serwując sobie wszystkie moje ulubione łakocie dostępne oczywiście w ofercie...z zimnym napojem i
gorącą dużą malinową herbatą...miejsc do siedzenia mało, dużo bikerów śpi na nich, część z osób z którymi wjechałem
również zamierza się w tym właśnie miejscu przespać.
...wszystko mam, siadam do stołu i zaczynam ceremonię spożycia,
ktoś o kim coś mówi, żartuje, dziwi się...coś mówią o jakieś dziewczynie.
Spytałem bezosobowo czy ktoś zna może Asię Balawajder...? "tak"- usłyszałem w odpowiedzi, a potem:
" jakieś 20 minut temu stąd wyjechała, sama". Do tej chwili w ogóle nie kontrolowałem lokalizacji
Asi, ale gdy usłyszałem te magiczne "20 minut"...szybko włączyłem telefon... te 20 minut to była nieprawda, ale i tak było fajnie
bo okazało się, że Asia jest 24 kilometry przede mną :) tylko i zaledwie.
Efekt, ta wiadomość postawiła mnie na nogi w dwie sekundy, nie dopiłem herbaty, niezjedzone słodycze schowałem
do kieszeni i zacząłem się ubierać na drogę krzycząc, że szukam dwie, trzy osoby do szybkiej jazdy w górach.
Na moje słowa zareagował Jakub Świerzko ( był z chłopakami z Gruppetto i też miał dosyć ich kolarskiej taktyki ) oraz Tomasz Ferenc, który
już od dłuższego czasu przebywał w Olkuszu błagając swoich partnerów rowerowych o dalszą jazdę ( chcieli bardzo spać ).
Ci dwaj byli za tym co ja, czyli żeby ruszyć już teraz i w południe być w Zakopanem :)
a więc co potem ?
coś cudownego, w trójkę jechaliśmy na całego. Od Olkusza podjazdy marzenie...
mnóstwo ich było, szkoda tylko, że zjazdów było tyle samo.
Pogoda nie przeszkadzała nam oczywiście w niczym, ciemno, totalne pustkowie na drogach.
jazda wyglądała bardzo płynnie...czasem nawet krzyczałem na chłopaków bo
jechali jak na "mistrzostwo Polski" :) po jakichś trzech godzinach odrobiliśmy do Asi pełne 18 kilometrów.
Tych gór potrzebowałem najbardziej...nie ukrywałem przed chłopakami swojego celu, "budowałem" ich zapewnieniami,
że Asia nie dość, że pod górę wjeżdża wolno to w dodatku na tych mocniejszych kilkunastu procentowych podjazdach
... na pewno będzie szła :)
I tak było. Było jednak też mimo wszystko trochę płaskich dróg, na nich trudno było mi odrobić w pewnym momencie
zaledwie sześć kilometrów, które mi do Asi pozostały. Ale zrobiło się to :)
Asię dogoniłem...tylko z Tomkiem ( Jakub został w jakimś sklepie potrzebując więcej czasu na zakupy )
w okolicy Kalwarii Zebrzydowskiej na przepięknym kilkunastu procentowym podjeździe...
było tak, że będąc na początku tego podjazdu Asia nas nie widziała, my ją zaś widzieliśmy w jego połowie...
szła pieszo pchając rower na górę...przepiękny widok, ileż miodu wylało mi się wtedy na serce.
bardzo lubię Asię, żeby było jasne, bardzo Ją lubię i Asia o tym wie, poprzez tą sytuację chciałem Jej jedynie pokazać jak bardzo
ważniejsze są góry od płaskich jak stół dróg...choć przecież szybciej się na nich jedzie. Asia na płaskich
odcinkach jest wspaniała, szybka, musi jednak zdać sobie sprawę z tego, jak wiele pracy Ją jeszcze czeka przed kolejnymi ultra.
cała przewaga Asi właśnie poszła na marne...w chwili gdy przejeżdżałem obok niej :),
po minucie przejechał przy niej Tomek, Asia nadal szła z rowerem ku szczytowi góry, nie było szans na to, aby w tym miejscu
wsiadła szybko na rower, było za stromo, bez szans, kto się zatrzyma...idzie.
coś pięknego.
oczywiście na górze zatrzymałem się, zacząłem zdejmować z siebie ubrania, poczekałem na Tomka,
a następnie oczywiście na Asię...porozmawialiśmy, pośmialiśmy się, 5 minut odpoczynku.
Wszyscy zrzuciliśmy coś z siebie, było pewnie przed 7 nad ranem, gorąco nawet było. 140 km do mety.
Trochę pojechaliśmy razem w trójkę...Asia pewnie miała nadzieję, że wspólnie dojedziemy
na metę...nic z tego. Po trzecim, czwartym podjeździe z Tomkiem odjechałem od Asi już na stałe.
Nie zapomnę tych chwil nigdy.
Niesamowite, jak te góry potrafią mnie mobilizować i dawać więcej siły i możliwości niż na Żuławach.
a co było potem ?
najpierw zaczął padać deszcz, początkowo skromnie, potem nawet wyszło słoneczko,
potem jednak lało już na dobre...za Makowem Podhalańskim, 100 km przed metą Tomek wpadł na genialny pomysł,
aby przeczekać ten deszcz, poczekać na Asię i suchym pojechać w dalszą podróż :)
Niewiarygodne ! To było jego pierwsze ultra, wytłumaczyłem mu całą historię ultra w dwie i pół minuty...
efekt ? Tomek wjechał wraz ze mną na metę, podziękował mi serdecznie za motywację do dalszej jazdy i
w ogóle za dowiezienie do mety bo totalnie nie wiedział gdzie się znajduje i gdzie ma jechać...
I tak dla pełnej informacji.
W tym roku było 11 km przewyższeń, chyba wyszło trzy tysiące metrów więcej niż dotychczas
i to było odczuwalne. I ja to piszę, na mnie ostatnie 150 kilometrów zrobiło wrażenie.
Większość podjazdów znałem i oczekiwałem ich z ogromną przyjemnością.
Było ich jednak więcej bo w rejonie zbudowanej "zakopianki " pojawiło się mnóstwo nowych dróg.
Jak ktoś powie inaczej to nie ma racji, bo wtedy pewnie z MPP zrobił sobie wycieczkę, spał noc, a nawet dwie
i wjechał na metę w ostatniej chwili...
Pozycja na mecie: 40 miejsce na 91 osób, które dojechały na metę.
72 !! osoby wycofały się w trakcie ultra.
Jechałem z numerem 167.
wjechałem na metę o godzinie 15:53, czas jazdy 54 godziny i 38 minut.
Asia przyjechała na metę godzinę i 45 minut później...otrzymując ode mnie olbrzymie gratulacje.
Było miło :)
...Głodówka zdobyta, ale najważniejsze, że jeszcze dziś wieczorem
zjechałem do Zakopanego, gdzie mieszkałem przez kilka dni.
26 ultra o powierzchni od 1000 do 3600 km kwadratowych mam :)
- DST 170.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Daleko za Księżycem
Wtorek, 8 października 2024 · dodano: 08.10.2024 | Komentarze 3
150 wheeler20 wigry 3
wspomnienia MARATON PÓŁNOC POŁUDNIE 2024
niedziela, jest dzień 08 września 2024 roku
...jedziemy dalej, w trójkę, pierwszą przerwę dzisiejszego dnia robimy sobie w Toruniu,
jakoś po 2 w nocy...jemy sobie kolację na parkingu, całej nocy obawiałem się, że będę zamarzać,
tymczasem okazało się, że w budynkach stacji paliw jest zimniej niż na dworze...totalne ciemności, cicho i pusto na drodze,
oczywiście wiatr wieje wszystkim w twarz od wczorajszego dnia...i to solidnie.
w trójkę nie jedziemy na jakieś zmiany...koledzy jadą obok siebie rozmawiając ze sobą, ja jadę blisko za nimi słuchając ich.
Mimo to nie wleczemy się, tempo jest solidne, czasami nawet za bardzo.
jak dotychczas nie narzekam na stan nawierzchni biorąc pod uwagę kraj w jakim mieszkam,
rower sprawnie jedzie, bidony cały czas są pełne...szkoda tylko, że dotychczas oprócz ulubionych
słodyczy jem same śmieci, nic odżywczego. Piękna cudowna noc minęła, bez opadów.
a co potem ?
potem był poranek, przedpołudnie...i trochę się odmieniło...bo w moim kraju nie może być cały czas dobrze,
skoro przez dłuższy czas jest dobrze to oznacza, że...zaraz nie będzie dobrze. I nie było.
w województwie łódzkim asfalty...tragedia, współczuję wszystkim, którzy ten dość długi odcinek
przejechali nocą lub będą dopiero jechać po ciemku, niby dziur nie było, ale nawierzchnia była zdarta totalnie.
W miejscowości Łask...przerwa obiadowa, z normalnym polskim obiadem :) spora grupa bikerów
zebrała się w jednej czynnej restauracji tego miasteczka. od tego miejsca, od południa jadę już samemu,
oczywiście na trasie sporadycznie albo ktoś mnie wyprzedza, albo ja wyprzedzam kogoś,
ale już do późnej nocy będę jechał samemu...moi dwaj kompani powiedzieli, że muszą sobie pospać w hotelu albo na polu, co mnie nie interesowało w ogóle. Dzisiejszego dnia przejadę łącznie 437 kilometrów dojeżdżając do Parku Krajobrazowego Orlich Gniazd
w rejonie Częstochowy, a dokładnie do miejscowości Włodowice...i nie czuję się jakoś szczególnie, na przykład jako wybraniec...a miałbym ku temu powód bo przecież cały czas jestem przecież jedynym reprezentantem Elbląga, tak wiele w moim rodzinnym mieście jest ultrasów, a od wczoraj jestem jedyny na trasie.
ciekawe to bardzo.
jadę dalej, poprzedniej edycji o północy wjechałem do Olkusza, w tym roku wygląda to słabiej, przed północą dogoniłem trzech szosowych bikerów z warszawskiej grupy Gruppetto...byłem więc przekonany o tym, że pojadę z nimi trochę szybciej, że coś nadrobię w stosunku do roku ubiegłego tymczasem wlekliśmy się niesamowicie, musiałem z nimi trochę pojechać bo padła mi nawigacja, jak jechaliśmy to jechaliśmy potężnie szybko, co krótki odcinek każdy jednak miał pretekst do jakiegoś odpoczynku...więc średnia spadała, ale co tam,
będę z nimi jechał tylko do pobliskiego Olkusza, o którym napiszę w dniu jutrzejszym, w którym było najciekawiej na trasie :)
tak ogólnie jednak to na te czasy i rekordy mam już grzecznie pisząc wywalone.
nie ma na to wpływu ani mój wiek, ani stan zdrowia tylko ogólnie mam już dosyć tej presji, która teraz
nie jest mi do niczego potrzebna. Kiedyś dbałem o nią, to prawda, dziś upłynęło jednak już kilkanaście lat, więc odmieniło się
potężnie. Po tak wielu przejechanych kilometrach dziś oczekuję czegoś innego...
cieszenia się z tego gdzie jestem, na jakim rowerze jadę, bardziej podczas jazdy myślami jestem
w miejscach w których będę po zakończonym ultra. Muszę jechać z uśmiechem, pełną radością i tylko w taki sposób, aby siły na rower mieć po MPP zarówno na kolejne ultra, jak i na dnie przed nim i poza nim oczywiście.
Podjedź do mnie po przejechaniu 700 km i spójrz mi w oczy...nie słuchaj mnie bo pewnie nadal będę zły na jakieś wyrwy w jezdni...
spójrz mi tylko głęboko w oczy i zobacz ile jest we mnie tej rowerowej radości.
w gruncie rzeczy nie trzeba być w czymś najlepszym,
wystarczy, że się to kocha...
...moje życie mam nadzieję nie kręci się jeszcze wokół roweru, ale czas i siły powinienem mieć dla roweru każdego dnia,
codziennie bez względu na cokolwiek.
Pod koniec dnia nie czuję już osłabienia, jakie mnie rozkładało na łopatki przed startem,
kaszlę, często kaszlę, ale gorączki nie mam i nawet nadal widzę w stereo, w pełni przez jedno i drugie oko...
no bo chciałbym zaznaczyć, że od wypadku w 2017 roku nadal mam poważnie chore prawe oko, które
potrafi odmawiać posłuszeństwa, gdy przez wiele godzin jest narażone na wiatr i ciągłe patrzenie.
Nie narzekam, ani przez chwilę, nic mnie nie boli, zmęczony jestem normalnie i ani myślę spać również
i tej nocy...takie założenie mam od początku wyścigu bo byłem pewien tego i nie myliłem się, że Asia od samego startu wykorzysta
swoje zdolności kolarskie na płaskich nawierzchniach, ja więc cierpliwie jadę za nią modląc się o to,
aby wreszcie na trasie zaczęły pojawiać się jakieś konkretne przewyższenia bo inaczej będzie tragedia :)
Asia nadal jest przede mną, nie kontroluję jak daleko przede mną...góry są już blisko, więc emocje jutro będą już od 1 w nocy :)
ale to będzie jutro.
Nie planuję więc spać dzisiejszej nocy.
...nie mogłem sobie pozwolić na to, aby być w dniu dzisiejszym w innym miejscu.
bo zwyczajnie dzieje się coś, co się nigdy nie powtórzy.
- DST 25.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Daleko za Księżycem
Poniedziałek, 7 października 2024 · dodano: 07.10.2024 | Komentarze 0
18 wigry 37 góral
wspomnienia MARATON PÓŁNOC POŁUDNIE 2024
sobota, jest dzień 07 września 2024 roku
...obudziłem się w dniu dzisiejszym dokładnie o godzinie 4:15,
pierwsza myśl po przebudzeniu...szkoda, że to już dziś bo naprawdę kilka dni więcej dużo by zmieniło
w moim ciele. A tak, musiałem wstać, ubrać się i rozpocząć na pewno trudny dzień.
To będzie moje trzecie MPP, po raz drugi jadę na start samochodem w tym samym dniu.
Kierowca już od kilku dni zastanawia się nad tym, jakie ryzyko dla niego będzie stanowić moja bliska obecność w samochodzie,
zwyczajnie obawia się tego, że się zarazi...ale czego nie robi się dla przyjaciela.
Napisać, że czułem się źle to...nic nie napisać. Kaszel był niczym w porównaniu do osłabienia
na które nie miałem żadnego wpływu.
W dodatku na jednej ze stacji paliw, już na półwyspie helskim, Jacek zobaczył mój sposób dojścia do budynku...
a mnie właśnie dziś od rana coś w korzonkach się popsuło, więc nie mogłem się w pełni rozprostować...akurat tego się nie obawiałem
bo pozycja na rowerze w późniejszym czasie i tak ustabilizuje moje ciało...Jacek jednak chciał mnie szybko wsadzić do samochodu
i odwieźć do Elbląga. Tak było.
Na starcie pojawiłem się kilkanaście minut przed godziną 9.00...Elbląg licznie potwierdził swoją obecność,
wszyscy mi oczywiście kibicują życząc sukcesu...później dowiem się, że kilka osób widząc wtedy na Helu na twarzy moje zmęczenie
tłumaczyło to moim uczestnictwem w dwóch dotychczas przejechanych ultra w tym roku...więc pytam się ich teraz:
jak długo muszę jeszcze jeździć na rowerze i jak wiele muszę przejechać kilometrów, by ktoś mógł poznać mnie rowerowo ?
Start wspólny 9:15.
1000 km, limit 72 godziny.
Ubrany jestem dokładnie tak samo jak na Race Around Poland oraz Bałtyk Bieszczady Tour,
rowerem jadę szosowym marki Giant Advanced, tym samym jechałem na RAP.
tym razem zabrałem ze sobą dwa bidony o łącznej pojemności litra.
Pogoda wspaniała na pierwsze dwa dni, wiadomo było wszystkim to, że w poniedziałek na końcu ultra będzie lało.
cel na te ultra...na metę przyjechać przed moją rowerową koleżanką Asią Balawajder
z Zielonej Góry. To dopiero drugie ultra Asi, więc to na mnie ciąży obowiązek przywitania jej na mecie :)
Cóż pamiętam z dzisiejszego dnia ?
Pierwsze 50 km przejechałem w licznej grupie bikerów z wiadomych powodów,
później jechałem albo samemu, albo w trójkę...
po dwustu przejechanych kilometrach dowiaduję się od Remka, że Asia jest już przed nami jakieś 60 km...no to zajebiście :)
w zasadzie nie pamiętam z kim jechałem przez dłuższy czas dzisiejszego dnia,
przepraszam, nawet nie starałem się zapamiętać danych tych właśnie osób....nie znałem ich.
znałem chyba tylko Remka, który dojeżdżał na miejsce odpoczynku w tym momencie w którym
ja akurat z niego wyjeżdżałem.
MPP nie ma oczywiście żadnych punktów żywnościowych, każdy liczy tylko na siebie.
Do północy dojechałem do miejscowości o ciekawej nazwie: Wiewiórki : ) to za Grudziądzem jest,
od mety dokładnie 318 km...
Jadę swoje, normalnie, bez jakiegoś specjalnego wysiłku...uporczywy jest
dla mnie kaszel.
Jest mi trudno, ale również doskonale wiem, że od dłuższego czasu chciałem
być dziś właśnie w tych miejscach, a nie gdzieindziej, na rowerze oczywiście.
Jest ciepło, nogawki zakładam na siebie dopiero przed północą,
w Grudziądzu zakładam też na siebie kurtkę przeciwwiatrową zdając sobie sprawę z tego,
że nocą będę przejeżdżał przez liczne pogodowe okna zamarzania.
a w dzień się nawet trochę gotowałem, ja uwielbiam się gotować :)
Nie planuję spać dzisiejszej nocy.
Mimo wszystko jest zbyt wspaniale, żeby zasypiać.
...nie mogłem sobie pozwolić na to, aby być w dniu dzisiejszym w innym miejscu.
bo zwyczajnie dzieje się coś, co się nigdy nie powtórzy.
- DST 51.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Daleko za Księżycem
Niedziela, 6 października 2024 · dodano: 06.10.2024 | Komentarze 2
40 wigry 311 wheeler
Bałtyk Bieszczady Tour przejechany, wyśmienicie.
...będzie dalej tak, tak było, że po dwóch dniach od mety w Ustrzykach Górnych
złapałem wirusa. To, że kaszlałem i miałem katar było najmniejszym problemem bo
to można było jeszcze ukryć przed światem.
gorzej, że wirus mnie rozłożył...tak, jeździłem coś, ale to było jakieś byle jakie takie,
nadzieja podpowiadała, że kolejne ultra MPP dopiero za dwa tygodnie, więc mam czas
na to, aby mój silny organizm poradził sobie z tym wirusem...nie miałem.
04 września przejechałem jeszcze co prawda 300 km, ale dnia następnego moja jazda polegała już tylko na trzymaniu się roweru,
a dzień przed MPP, w piątek, przeleżałem bezradny cały dzień w łóżku...mając siły jedynie na spakowanie się
i wychodzenie do łazienki i kuchni.
Oczywiście nie było mowy o wycofaniu się z ultra, żadnego cwaniactwa też nie było,
ustawiłem jedynie swoje ciało na to, że będzie tylko trudniej i to wszystko.
tak sobie pomyślałem późnym wieczorem, w piątek, kiedy grupa elbląska wyruszyła nocą na Hel,
by przywitać mnie tam na starcie w sobotę nad ranem, że za parę miesięcy podziękuję sobie za to, że dzisiaj się nie poddałem.
- DST 30.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Daleko za Księżycem
Sobota, 5 października 2024 · dodano: 05.10.2024 | Komentarze 0
30 wigry 3wspomnienia BAŁTYK BIESZCZADY TOUR 2024
poniedziałek, jest dzień 26 sierpnia 2024 roku
kolejna noc na rowerze, nadal jadę z Przemkiem Ruda i Łukaszem Minuth.
wspólnie o godzinie 00:57 dojeżdżamy do Birczy ( 929 km ) to już zaledwie 85 przed metą.
przerwa, długa przerwa, bo to już jest dla mnie koniec jakiegokolwiek wysiłku.
teraz, wyłącznie same przyjemności.
plan w sobie miałem taki, żeby te pierwsze największe przewyższenia w lesie przejechać w totalnych ciemnościach,
a drogę z Ustrzyk Dolnych do Górnych wjechać przy wschodzącym słońcu...i co ?
plan został zrealizowany perfekcyjnie bo nie skorzystaliśmy z PK w Ustrzykach Dolnych.
...to, jak między Ustrzykami wyglądało wszystko przy drodze, na niej i nad nią...nieograniczony kontakt z przyrodą,
brakowało tylko zwierząt. Wystarczająco wiele razy to widziałem, by zdążyć się do takich widoków przyzwyczaić,
a jednak znów byłem tym wszystkim zachwycony. I ta cisza, i pustkowie...no i wschód słońca,
jak stopniowo zapalające się światło w pokoju. Jechałem wolno, jakbym specjalnie chciał spóźnić się do pracy.
Dla takich wrażeń, emocji i widoków mógłbym tu jeździć mnóstwo razy, ale żeby takie coś przeżyć trzeba jeździć
codziennie nad ranem, każdego dnia bo to nigdy nie wydarzy się codziennie.
Podobnie idealnie jest jeszcze tylko na wschodzie Polski, i nie tylko na Podlasiu.
Na Bałtyk przyjechałem nie dla wyniku, a dla tych miejsc właśnie i dla tego czasu w którym teraz jechałem.
Kilkadziesiąt godzin warto było zamienić na te dwie pełne tutaj, pomiędzy Ustrzykami.
te właśnie chwile z obecnej edycji zapamiętam najbardziej.
Na metę wjadę równo z Przemkiem i Łukaszem, ale na tym odcinku trasy jedziemy osobno,
jak jest podjazd to ja jestem na czele, na zjazdach z nikim nie mam szans, ale wspólnie na siebie czekamy.
minęło mnie w tych miejscach kilku innych bikerów, było już widno...każdy z nich zadawał mi pytania, gdzie jest moja szosówka i
kto mi dał rower zastępczy...tak było. naprawdę.
fechner ?..już daleko za mną, Sylwia jest jeszcze dalej.
Na metę wjechałem o godzinie 06:21.
Wynki: jedno zdjęcie zrobione na trasie oraz 200 miejece na 297 bikerów, którzy dojechali do mety.
85 osób wycofało się na trasie.
to moje 25 ultra na dystansie od 1000 do 3600 km
wiesz, mam nadzieję, że to jutro wszystko nie zniknie.
- DST 150.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Daleko za Księżycem
Piątek, 4 października 2024 · dodano: 04.10.2024 | Komentarze 0
150 wheelerwspomnienia BAŁTYK BIESZCZADY TOUR 2024
niedziela, jest dzień 25 sierpnia 2024 roku
Z Łowicza wyjechałem...nie wiem dokładnie o której godzinie wyjechałem,
było ciemno, więc może było to w granicach czwartej nad ranem.
z PK wyjechałem samemu i samemu jechałem aż do wschodu słońca.
wspaniałe emocje, to że byłem sam na totalnym pustkowiu w ogóle mi nie przeszkadzało,
ba, wręcz kręciło mnie pozytywnie, co innego w innym terminie, ale dziś, tu, kiedy
mam pełną świadomość tego, jak wiele osób jest przede mną i za mną jednocześnie, to tak, jak byśmy
wszyscy byli razem. Tak właśnie to czuję.
nie jechałem szybko, full wlókł się niemiłosiernie, ani on, ani ja dziś z samego rana
nie mieliśmy żadnej motywacji do jazdy, tylko do wspomnień, więc...było ZAJEBIŚCIE !!
PK Opoczno 611 km, dowlokłem się tu dokładnie na godzinę 8:31
fechner ma znowu ponad godzinę przewagi nade mną, za mało żeby ze mną wygrać w górach,
musi nadrobić ze dwie godziny jeszcze, więc dając mu fory i rozkładam się na PK całkowicie i korzystam ze wszystkich łakoci,
które tam znajduję...trwa to jednak nie długo bo po jakichś piętnastu minutach na punkt wjeżdża Sylwia i trochę mi nie wypada jechać za nią. Wyjeżdżamy więc razem. Sylwia jest totalnie zagubiona na trasie, nie wie gdzie jechać, nie napiszę więcej o tym bo już szkoda mi słów,
holuje ją jakiś gościu, który przy prędkości sprzyjającej Sylwii zjadł już wszystko co miał przy sobie...krótko, po kilku kilometrach normalnie chyba zaczął się denerwować. Jadę za nimi zakładając, że jak gościu odjedzie to pojadę z Sylwią w ramach nawigacji...
wleczemy się jednak jak żółwie, cała trójka...wleczemy się, wleczemy, aż tu nagle pojawia się...CUD !!!!!!!!
Jakieś kilkanaście kilometrów za Opocznem dojeżdża do nas grupa dokładnie osiemnastu szosowców...pięknie jadą i krzyczą, żebyśmy do nich dołączyli bo razem jechać to mega motywacja do szybkiej i płynnej jazdy...to nie była zorganizowana grupa od startu, wszyscy połączyli się przypadkiem na trasie.
Napiszę tak, ja wjechałem w tą grupę w pół sekundy, bez żadnego zastanowienia, taka okazja już co najmniej na tym Bałtyku mi się nie przydarzy pomyślałem...później się zorientowałem, że ten gość również uciekł od Sylwii w tym samym momencie co ja...
czy ktoś może coś tutaj nie rozumieć ?
A więc tak, w grupie jechałem początkowo oczywiście na samym końcu, ani na chwilę nikt mi jednak nie odjechał, zbyt dużo wniesień było do Starachowic. Ba, przed Starachowicami leciałem już na samym początku tej grupy, razem z fechnerem, którego dogoniliśmy.
fechner to samo, co ja...gdy jechał sam to się wlókł, z nami dostał uzasadnionego powera oczywiście.
Normalnie na sześćdziesięciu wspólnych kilometrach na pewno mieliśmy średnią większą niż 30 km/h.
Ależ emocje....na PK w Starachowicach wjechaliśmy o 16:44...a Sylwia została już daleko za nami.
Dalej jedziemy niemalże tą samą grupą również na Sandomierz.
Pędzimy nadal, więc to nie jest dziwne, nikt z grupy nie dziwi się, że jadąc na fullu utrzymuję ze wszystkimi
szybkie tempo...wszyscy się dziwią natomiast dlaczego ja w ogóle nie piję podczas jazdy...a w dodatku dlaczego mam
jeden bidon, ciągle pełny jeden bidon?
i tu takie małe coś...podczas jazdy !! powtarzam, podczas jazdy jadący obok mnie jeden z bikerów zauważył, że świerszcz siedzi mi na bidonie i wypija mi to co w nim mam. !!
...a potem został już tylko Łańcut, 871 km, byłem tu dokładnie o godzinie 21:37.
wjechałem tu z całą grupą, kilkunastu szosowców.
na PK...cudowne emocje...głównym organizatorem, jak zawsze od kilku lat, jest Tadzio Dubiel, kiedyś uczestnik BB Tour,
wspaniały rowerowy kolega, więc uściskom i rozmowom nie było końca. Tadzio mieszka tu właśnie, to jego miejsca.
było już ciemno oczywiście, po blisko godzinie postanowiliśmy ponownie grupowo wyjechać.
...zakładam na siebie nogawki bo wiem, że tej nocy to będzie wiele stanów zamarzania....kurtki oczywiście
jeszcze nie zakładam.
Tak więc z Łańcuta wyjechaliśmy grupą, ale w efekcie po kilku kilometrach zostałem, aż do samej już mety, w towarzystwie mojego kolejnego bliskiego rowerowo kolegi Przemka Rudy i Łukasza Minuth ( po raz pierwszy na BB TOUR, ja z Przemkiem mamy już ich razem 20 :)
grupa odjechała bo za dużo było górek, na górkę wjeżdżałem oczywiście ze wszystkimi...na zjazdach nie miałem już jednak z szosowcami kompletnych szans.
...do północy z Przemkiem i Łukaszem dojechałem do miejscowości Nienadów, to było w drodze do Birczy, dzisiejszego dnia na fullu przejechałem równe 400 km. Bardzo cieszyło mnie takie towarzystwo, Przemka lubię od wielu lat, Łukasz dał się szybko polubić.
...były we mnie same pozytywne emocje bo serce moje już czuło Bieszczady...
Jestem na Bałtyk Bieszczady Tour....niesamowicie przepiękne uczucie.
- DST 35.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
600.000 km w Kosmosie
Czwartek, 3 października 2024 · dodano: 03.10.2024 | Komentarze 6
35 góral01 stycznia 2011- 03 października 2024
...600 tysięcy kilometrów na rowerze.
dziękuję za uwagę.
P.S
czapeczkę Race Around Poland z edycji 2024, moją osobistą sprezentuję Komuś, kto tu na moim blogu pierwszy napisze właściwą "średnią" km / na dzień :)
Świętowali wraz ze mną Krysia, Krzysztof, Marecki i Heniu...
- DST 150.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Daleko za Księżycem
Środa, 2 października 2024 · dodano: 02.10.2024 | Komentarze 0
150 wheelerwspomnienia BAŁTYK BIESZCZADY TOUR 2024
sobota, jest dzień 24 sierpnia 2024 roku
drugi dzień BB Tour, a raczej trwa czwarta godzina ultramaratonu.
Jadę oczywiście dalej, nadal jest mi gorąco, więc nie dokładam na siebie ubrań.
zmierzam cierpliwie do kolejnego punktu kolejnego usytuowanego w miejscowości
Drawsko Pomorskie na 115 kilometrze.
wpadłem na niego dokładnie o 1 w nocy...ale ciekawie było kilka kilometrów przed nim.
za dużo wkładam w to siły, emocji i pasji, żeby nie pisać o tym w ogóle, albo, żeby błyszczeć skromnością.
mam ją gdzieś po prostu....skromnie pisząc.
w drodze na Drawsko zaczęły się pojawiać górki takie bardziej wartościowe, jak na tereny są możliwe.
podjazdy mogły zniechęcać do utrzymania stałej prędkości, a na mnie działały jak woda na młyn.
Plus dla mnie, aby się popisać tworzyli co raz to nowsi bikerzy, którzy w wiekszej ilości zaczęli mnie na swoich
szosówkach doganiać...na prostej byłem z nimi bez szans i nie robiłem z tego żadnej tragedii,
nawet nie mogłem im koła utrzymać...aż tu nagle, przed miastem naprawdę wymagające wzniesienie...
widzę je przed sobą, że zacznie się za kilkaset metrów, a w tej chwili właśnie wyprzedziło mnie z ośmiu
szosowców. Ich pech, a moje szczęście polegało na tym, że tylko ja wiedziałem o tym, że będę ich wyprzedzał,
a oni jechali z myślą, że gość na fullu już dawno zniknął, albo nawet nie ważny był dla nich ten podjazd...
jak zacząłem procedurę podjazdu, w chwili ich wyprzedzania musieli solidnie stanąć na pedały, żebym im nie uciekł...
nie stanęli...przejechałem obok nich jak wiatr i nikt do punktu szczytu za mną nie postanowił jechać...
w chwili wyprzedzania jeden z nich po zorientowaniu się na jakim jadę rowerze krzyknął do swoich kolegów..."zobacz".
ale to było miłe uczucie...w dodatku tam na szczycie z hukiem wyprzedziłem Krzysia i Sylwię, których nie poznałem
z uwagi na ciemność....ależ emocje.
Krzyś na punkt wpadł sekundę po mnie, Sylwia już trzy minuty później.
najważniejsze, że na tym punkcie już był fechner mający od startu 35 minut przewagi nade mną.
w Drawsku Pomorskim założyłem na siebie nogawki i po zjedzeniu właściwego posiłku w dalszą trasę wyruszyłem samemu.
oczywiście dalej nie ścigałem się z szosowcami, tłumów na drodze nie było.
Do kolejnego punktu w Pile na 223 km dojechałem o 6:20.
nie lubię tego odcinka trasy, w dzień jeszcze jakoś to fajnie wygląda, ale nocą to jest tu jakoś byle jak.
dobrze, że pogoda dopisywała bo według mnie w Pile jest jeden z najgorzej wyposażonych punktów...choćby
dlatego, że zawsze jest pod gołym niebem, nad ranem było zimno, a nic ciepłego ani do jedzenia ani do picia też nie było.
gdy wyjeżdżałem z niego przyjechał akurat Krzysztof z Sylwią...kilka słów i wyjechałem w dalszą trasę samemu.
taka ciekawostka...w rejonie Piły trafiłem łącznie na trzy zamknięte rogatki, jedna była przed Piłą, dwie poza nią.
Do kolejnego PK w Żninie żadnych emocji dziwnych nie było, nieustannie jechałem samemu.
Dojechałem tam o 11:28, a więc wlokłem się niesamowicie na odcinku od Drawska przez Piłę właśnie tu...
pewnie dlatego, że jechałem samemu, nie miałem żadnej motywacji do szybszej jazdy...Krzyś nie doganiał mnie, a ja
też jakoś nie miałem szans jechać na równo z szosowcami, którzy sporadycznie co jakiś czas mnie wyprzedzali.
To, że fechner wyprzedzał mnie już o godzinę nie robiło na mnie wrażenia...bo przede mną GÓRY:)
W punkcie w miarę nas ugoszczono, kilkadziesiąt metrów przed nim jest stacja CPN, zimna butelka coca coli tylko
umiliła mi tu spędzony czas.
PK 5 Dąbrowa Biskupia 379 km, jestem tu dokładnie o 15:35.
do fechnera tracę już 1h i 15 minut, ale to nic.
Poezją był sam punkt.
jeszcze nie wszedłem do budynku na PK, a już byłem witany marsami i snickersami...najlepiej tu
wszyscy zostali ugoszczeni...normalnie poezja. Posiłki bogate odżywczo, nie wspomnę o owocach i
napojach, wodach z cytryną i miętą...wszystkie z kostkami lodu...its amazing.
najpiękniejszy PK na BB Tour.
dobra, dobra, ale dalej trzeba jechać. Wlekę się już nie dlatego, że jadę samemu, tylko dlatego, że coraz
mocniej wieje nam wszystkim w twarz. Wiatr był naprawdę solidny.
do PK Kowal 433 km wjeżdżam o 18:50. bez codziennych emocji.
jadę, bo jadę, fechner przyjechał tu godzinę przede mną, ale i przeznaczył tu ponad godzinę na odpoczynek,
Do PK 7 w Łowiczu dojechałem jeszcze dzisiaj, dokładnie wjechałem tam o 23:37.
totalnie ciemności za Kowalem, z kimś do Łowicza jechałem, nie pamiętam z kim.
to taka nieformalna połowa dystansu.
jakie wspomnienia ?
w tym czasie byłem normalnie zmęczony, rower sprawnie działa,
na PK nie spałem, choć takie plany miałem, nie było jednak możliwości do tego, aby się gdzieś wygodnie położyć.
Postanowiłem tu mimo wszystko więcej spędzić czasu, posiedziałem sobie, porozmawiałem z kolegami.
Dotychczas nie doznałem stanu zamarzania więc kurtki przeciwwiatrowej nie używam, pewnie założę ją jutro nad ranem.
...czyli jestem w grze, trwam nadal w dziesiątej edycji Bałtyk Bieszczady.
- DST 150.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Daleko za Księżycem
Wtorek, 1 października 2024 · dodano: 01.10.2024 | Komentarze 0
150 wheelerwspomnienia BAŁTYK BIESZCZADY TOUR 2024
piątek, jest dzień 23 sierpnia 2024 roku.
z Elbląga do miejscowości Wolin wyruszyłem przed południem samochodem,
z Krzyśkiem Weiss i jego małżonką. To mój dziesiąty z kolei Bałtyk, natomiast zaledwie drugi,
który rozpocznę systemem nocnym...a to z uwagi na wyjątkowość mojego roweru.
Moim marzeniem jest to, aby każdy mój rower zobaczył w całości trasę BB Tour...
pięć moich rowerków ma już ją w swojej pamięci... pozostały jeszcze trzy.
Na bieżącą edycję wybrałem rower full...na start przywiozłem go takiego, jakiego używam na co dzień, czyli z dwoma amortyzatorami nie nadającymi się na asfalt, a także
z szerokimi wielkimi oponami przeznaczonymi do jazdy w śniegu lub błocie. To Giant, niebieski.
Kolejna wyjątkowość tego roweru polegała na tym, że do Bałtyku nie przygotowywałem go specjalnie,
nie wymieniałem ani napędu, ani opon...zdjąłem go z wieszaka i normalnie zabrałem do Wolina.
Nigdy wcześniej tak bym nie postąpił...a w tym przypadku tak właśnie uczyniłem pewnie dlatego,
że ten rowerek nie zbyt często używam na co dzień, więc nie obawiałem się jakichś specjalnych niespodziewanych
usterek z jego strony.
Wolin, wyjątkowo Wolin, a nie Świnoujście. Dystans 1014 km. Limit dojazdu do Ustrzyk Górnych wynosił 70 godzin.
Ubrany byłem w czarną podkoszulkę z długimi rękawami, na niej założoną miałem błękitną koszulkę
z krótkimi rękawami, niżej...krótkie spodenki, ponadto rękawiczki bez palców i dwa cienkie kominy na szyję i twarz... no i kask, błękitny.
buciki błękitne, skarpetki niebieskie i spodenki z akcentami niebieskiego koloru.
Wziąłem ze sobą ponadto nogawki w przypadku skończenia się ciepła oraz kurtkę przeciwwiatrową w przypadku
ewentualnego wjechania w stan zamarzania. Zaznaczę, że jesiennym rękawiczek nie wziąłem świadomie, no bo po co ?
Tak samo, identycznie jak na Race Around Poland w tym roku.
Bagaż jaki miałem to chyba każdy wie i tego opisywać po prostu nie muszę.
Bo po prostu go nie miałem.
Miałem za to jeszcze numer startowy...144.
Pogoda wspaniała, na starcie wiele osobowości ultra z całej Polski. Its Amazing.
Start mój nastąpił dokładnie o godzinie 20:35.
Początkowo, w mieście, a nawet trochę poza nim, jadę z szosowcami, którzy byli w mojej grupie.
Długo jechałem ponadto ze Zdzisławem Kalinowskim...ikoną BB Tour...
przeważnie jednak jechałem samemu...wiadomo full, jechałem szybko jak na warunki, które stwarzał mi ten rowerek.
Po raz pierwszy cieszyła mnie sterta dziur i wyrw na trasie w drodze do Płot, normalnie frunąłem nad nimi jak nigdy.
Nie dały mi jednak możliwości dogonienia szosowców, którzy byli przede mną.
Jechałem samotnie, szczęśliwy, w przepięknej ciemnej nocy. Było mi bardzo ciepło.
Ci co mnie doganiali, doskonale zdawali sobie sprawę, że nie jechałem na szosie...opony przy pomocy asfaltu sprawiały to, że
mocno mnie słyszano...byłem głośny, nie ma co. Nikt nie zadawał mimo to dziwnych pytań.
W pierwszy punkt w Płotach wjeżdżam dokładnie o godzinie 22:50, a więc 62 km przejechałem w czasie 2h i 15 minut.
Już tylko 22 minuty przede mną są Sylwia Kopaczewska ( wystartowała 35 minut wcześniej ) i Krzyś Weiss ( wystartował 25 minut wcześniej ). Oboje jadą razem, a mój pierwszy plan BB Tour polegał na tym, aby Ich dogonić.
Na punkcie spędziłem kilka minut jedząc jakieś musli i banany...pić jakoś jeszcze mi się nie chciało.
Nadmieniam, że zabrałem ze sobą tylko jeden bidon o pojemności 0,7 litra...w Płotach był pełen.
Z Płotów wyjeżdżam samemu i jadę dalej samemu, czasami się przeplatając z bikerami, którzy mnie doganiają i wyprzedzają.
Jadę szybko, ale nic na siłę...trasa płaska jak stół, nie daje mi motywacji do czegokolwiek...robię więc swoje.
aż tu nagle...Fak, pojawiają się wreszcie jakieś podjazdy, jeden, drugi, małe, ale już coś i, nagle
...doganiania mnie Marcin Kitowicz z Elbląga, który wystartował dokładnie 10 minut po mnie, nie pojechaliśmy jednak długo wspólnie,
nie wiem gdzie to było, a było trochę trochę przed północą chyba.
Marcin sam to powiedział, że dogonił mnie przed...pierwszą górką, z kimś był...
na podjazd wjechałem szybko, na nim jechałem nawet szybciej niż na prostej, myślałem, że Marcin pociśnie za mną, nie zrobił tego, tak więc więcej się już na trasie nie zobaczyliśmy.
Coś pięknego, jak te podjazdy inspirują mnie właściwie i celowo. Dają mi mnóstwo motywacji i inspiracji do
tworzenia w swoim umyśle i ciele nowych pokładów energii wyzwalającej z ciała samej radości.
Bez nich, a zwłaszcza bez gór normalnie nie istnieję.
Do północy dzisiejszego dnia dojechałem do miejscowości Bełczna w gminie Łobez.
89 km w czasie 3h 25minut. Jest mi ciepło, nadal jadę na krótko.
a na czas w ogóle nie zwracam uwagi, ważne dla mnie jest tylko to, by dogonić Sylwię, Krzysia, ...a potem fechnera....
ale to jeszcze nie dziś, dziś jeszcze są oni przede mną :)
Co jest dziś we mnie, jakie płyną we mnie emocje ?
Bałtyk Bieszczady bardzo wiele dla mnie znaczy.
Nie tylko dlatego, że jest tysięcznikiem, a więc jest ultra...bardziej z tego powodu go cenię,
że BB Tour to było w ogóle moje pierwsze ultra, które pamiętam doskonale również i dziś, dziś także mógłbym w pełni
je opisać tak jak kiedyś.
Bardzo wiele się zmieniło we mnie od tamtego czasu, wtedy był rok 2010, a w Elblągu ultra był wtedy tylko Marecki, dziś jest już rok 2024,
wtedy jadąc rowerem szosowym twierdziłem, że na innym niż szosowym rowerze tego nie da się zwyczajnie przejechać..
dziś jadę na fullu.
Dzisiaj nie obawiam się niczego ze swojej strony i roweru, pokorę mam jedynie wobec pogody.
Deszczu się nikt nie spodziewał, jakiegoś specjalnego zimna również...bo jest przecież lato.
Problem w tym, że ja na rowerze bardzo lubię się gotować, więc często zdarza mi się wjeżdżać w stan zamarzania, nawet latem,
a wtedy robi się trochę inaczej...
najważniejsze, że wciąż mam kontakt z ultrasami z całego kraju, to miłe dla mnie widzieć ich właśnie w tych miejscach.
Jestem szczęśliwy, że znowu jestem właśnie w tych miejscach, na rowerze.
Te właśnie miejscowości są bogate dla mnie emocjonalnie.
Najlepsze co dzisiaj posiadam to czas, który pozwala mi tu dziś być. Tu właśnie.
To cudowne, mam tyle w sobie wspomnień, a dziś jadąc tworzę w sobie kolejne...nowe wspomnienia, które kiedyś znowu nie dadzą mi zasnąć. Ich istota dogłębnie polega na tym, że rowerowo nic mi nie przeminie.
zapisz sobie w sercu...szczęście nie jest dziełem przypadku.