Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi robert1973 z miasteczka Elbląg. Mam przejechane 605799.00 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią brak danych. i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy robert1973.bikestats.pl

Archiwum bloga



Daleko za Księżycem

Środa, 2 października 2024 · dodano: 02.10.2024 | Komentarze 0

150 wheeler

wspomnienia BAŁTYK BIESZCZADY TOUR 2024

sobota, jest dzień 24 sierpnia 2024 roku
drugi dzień BB Tour, a raczej trwa czwarta godzina ultramaratonu.
Jadę oczywiście dalej, nadal jest mi gorąco, więc nie dokładam na siebie ubrań.
zmierzam cierpliwie do kolejnego punktu kolejnego usytuowanego w miejscowości
Drawsko Pomorskie na 115 kilometrze.
wpadłem na niego dokładnie o 1 w nocy...ale ciekawie było kilka kilometrów przed nim.

za dużo wkładam w to siły, emocji i pasji, żeby nie pisać o tym w ogóle, albo, żeby błyszczeć skromnością.
mam ją gdzieś po prostu....skromnie pisząc.
w drodze na Drawsko zaczęły się pojawiać górki takie bardziej wartościowe, jak na tereny są możliwe.
podjazdy mogły zniechęcać do utrzymania stałej prędkości, a na mnie działały jak woda na młyn.
Plus dla mnie, aby się popisać tworzyli co raz to nowsi bikerzy, którzy w wiekszej ilości zaczęli mnie na swoich
szosówkach doganiać...na prostej byłem z nimi bez szans i nie robiłem z tego żadnej tragedii,
nawet nie mogłem im koła utrzymać...aż tu nagle, przed miastem naprawdę wymagające wzniesienie...
widzę je przed sobą, że zacznie się za kilkaset metrów, a w tej chwili właśnie wyprzedziło mnie z ośmiu
szosowców. Ich pech, a moje szczęście polegało na tym, że tylko ja wiedziałem o tym, że będę ich wyprzedzał,
a oni jechali z myślą, że gość na fullu już dawno zniknął, albo nawet nie ważny był dla nich ten podjazd...
jak zacząłem procedurę podjazdu, w chwili ich wyprzedzania musieli solidnie stanąć na pedały, żebym im nie uciekł...
nie stanęli...przejechałem obok nich jak wiatr i nikt do punktu szczytu za mną nie postanowił jechać...
w chwili wyprzedzania jeden z nich po zorientowaniu się na jakim jadę rowerze krzyknął do swoich kolegów..."zobacz".
ale to było miłe uczucie...w dodatku tam na szczycie z hukiem wyprzedziłem Krzysia i Sylwię, których nie poznałem
z uwagi na ciemność....ależ emocje.
Krzyś na punkt wpadł sekundę po mnie, Sylwia już trzy minuty później.
najważniejsze, że na tym punkcie już był fechner mający od startu 35 minut przewagi nade mną.

w Drawsku Pomorskim założyłem na siebie nogawki i po zjedzeniu właściwego posiłku w dalszą trasę wyruszyłem samemu.
oczywiście dalej nie ścigałem się z szosowcami, tłumów na drodze nie było. 
Do kolejnego punktu w Pile na 223 km dojechałem o 6:20.
nie lubię tego odcinka trasy, w dzień jeszcze jakoś to fajnie wygląda, ale nocą to jest tu jakoś byle jak.
dobrze, że pogoda dopisywała bo według mnie w Pile jest jeden z najgorzej wyposażonych punktów...choćby
dlatego, że zawsze jest pod gołym niebem, nad ranem było zimno, a nic ciepłego ani do jedzenia ani do picia też nie było.
gdy wyjeżdżałem z niego przyjechał akurat Krzysztof z Sylwią...kilka słów i wyjechałem w dalszą trasę samemu.
taka ciekawostka...w rejonie Piły trafiłem łącznie na trzy zamknięte rogatki, jedna była przed Piłą, dwie poza nią.

Do kolejnego PK w Żninie żadnych emocji dziwnych nie było, nieustannie jechałem samemu.
Dojechałem tam o 11:28, a więc wlokłem się niesamowicie na odcinku od Drawska przez Piłę właśnie tu...
pewnie dlatego, że jechałem samemu, nie miałem żadnej motywacji do szybszej jazdy...Krzyś nie doganiał mnie, a ja
też jakoś nie miałem szans jechać na równo z szosowcami, którzy sporadycznie co jakiś czas mnie wyprzedzali.
To, że fechner wyprzedzał mnie już o godzinę nie robiło na mnie wrażenia...bo przede mną GÓRY:)
W punkcie w miarę nas ugoszczono, kilkadziesiąt metrów przed nim jest stacja CPN, zimna butelka coca coli tylko
umiliła mi tu spędzony czas.

PK 5 Dąbrowa Biskupia 379 km, jestem tu dokładnie o 15:35.
do fechnera tracę już 1h i 15 minut, ale to nic.
Poezją był sam punkt.
jeszcze nie wszedłem do budynku na PK, a już byłem witany marsami i snickersami...najlepiej tu
wszyscy zostali ugoszczeni...normalnie poezja. Posiłki bogate odżywczo, nie wspomnę o owocach i
napojach, wodach z cytryną i miętą...wszystkie z kostkami lodu...its amazing.
najpiękniejszy PK na BB Tour.

dobra, dobra, ale dalej trzeba jechać. Wlekę się już nie dlatego, że jadę samemu, tylko dlatego, że coraz
mocniej wieje nam wszystkim w twarz. Wiatr był naprawdę solidny.
do PK Kowal 433 km wjeżdżam o 18:50. bez codziennych emocji.
jadę, bo jadę, fechner przyjechał tu godzinę przede mną, ale i przeznaczył tu ponad godzinę na odpoczynek,

Do PK 7 w Łowiczu dojechałem jeszcze dzisiaj, dokładnie wjechałem tam o 23:37.
totalnie ciemności za Kowalem, z kimś do Łowicza jechałem, nie pamiętam z kim.
to taka nieformalna połowa dystansu. 
jakie wspomnienia ?
w tym czasie byłem normalnie zmęczony, rower sprawnie działa, 
na PK nie spałem, choć takie plany miałem, nie było jednak możliwości do tego, aby się gdzieś wygodnie położyć.
Postanowiłem tu mimo wszystko więcej spędzić czasu, posiedziałem sobie, porozmawiałem z kolegami.
Dotychczas nie doznałem stanu zamarzania więc kurtki przeciwwiatrowej nie używam, pewnie założę ją jutro nad ranem.
...czyli jestem w grze, trwam nadal w dziesiątej edycji Bałtyk Bieszczady.



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!