Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi robert1973 z miasteczka Elbląg. Mam przejechane 579630.00 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią brak danych. i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy robert1973.bikestats.pl

Archiwum bloga



Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2021

Dystans całkowity:2739.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:101.44 km
Więcej statystyk

MPP preambulum

Piątek, 10 września 2021 · dodano: 10.09.2021 | Komentarze 4

... przerwałem relację MRDP.
Kiedyś powiedziałem sobie i Innym, że w MPP wystartuję wtedy, gdy dystans będzie wynosił minimum 1000 km.
... ma, więc jestem na Helu.
otrzymałem numer startowy, dziwne 116.





MRDP 5 relacja

Czwartek, 9 września 2021 · dodano: 09.09.2021 | Komentarze 0

ZASPAŁEM !!

...pierwsze spojrzenie przez okno po przebudzeniu i...od razu niepokój.
Bo już widno było. Na szczęście zaspałem tylko o godzinę.
Wyjechałem o 6 nad ranem. Byłem zły bo w dniu dzisiejszym moim założeniem było jak najszybciej dojechać do m. Barcice.
By wszystkie podjazdy do Krościenka nad Dunajcem przejechać w towarzystwie Słońca.
Nie do końca się to udało.

...ale najpierw wyjechałem z Kalnicy.
Droga do Tylawy pełna emocji, wspomnień, moich obrazów...cudne emocje.
Nawet ten rozwalony długimi odcinkami asfalt jestem w stanie znieść tak jak wczorajsze ulewy.
Dziś nad ranem trochę próbowało padać, ale ogólnie dzisiejszy dzień można uznać za wyśmienity pogodowo.
W Tylawie w swojej miejscówce zjadłem oczywiście śniadanko, pyszne śniadanko.
A potem ? Potem to już jazda na Głodówkę. Dzisiejszym moim celem jest właśnie Głodówka, z założeniem, że dojadę tam w okolicach północy.
Dobrze, że dziś nie padało ponieważ dzisiejszy dzień przejechałem z najwyższą liczbą przewyższeń.
Mnóstwo podjazdów...Krempna, Banica, Tylicz, potem sterta przed Krościenkiem, a po północy jeszcze Łapszanka, Brzegi itd itp.
Wszystkie podjechałem, czasami Ktoś do mnie podjechał, do kogoś ja przyjechałem. Ogólnie jednak pustkowie.
Ale asfalty jakieś normalne. Przepiękne podjazdy, takie coś uwielbiam, ale podczas dobrej pogody.
Żadnego się nie obawiałem, każdy doskonale znałem, co do kilometra.
najlepiej wspominam Banicę i Tylicz, które ostatnio nocą pokonywałem przy okazji MRDP Góry,
RAP niestety tą drogą nie jechał, a szkoda, wielka szkoda.
jeszcze raz napiszę...cudowne podjazdy, widoki, krajobrazy, uczucie z rowerowania wyśmienite.

W Barcicach byłem późno. Ta godzina zaspana zrobiła jednak różnicę.
No, ale cóż...trzeba było jechać. Więc pojechałem.
W Barcicach przejechałem przez otwarty szlaban kolejowy, pociągu nie było, ale i tak pomyślałem o Mareckim.
a potem tylko podjazdy i zjazdy...nocą, choć dobrze, że nie podczas ulewy.
W Krościenku nad Dunajcem byłem jakoś o 23- ciej.
Zdążyłem zjeść kolację na CPN- ie i byłem w pełni przygotowany na atakowanie ostatniego odcinka drogi.
Po przeczytanych wiadomościach napisanych przez tych, którzy byli przede mną straszono mnie...niską temperaturą w rejonie Niedzicy i Łapszanki. No tak, było zimno, ale miejsca w których miałem możliwość być tak późnej nocy...w pełni mi to zło zrekompensowały.
Nie zrobiła na mnie wrażenia niska temperatura. Co prawda już wykorzystałem wszystkie części odzieży na wszystkim co ma moje ciało,
ale nie trzęsłem się.
O północy byłem dokładnie w Niedzicy. Przepięknie Księżyc oświetlał taflę wody i to, co było przede mną.
A przede mną była Łapszanka.



Niesamowite...tutaj mogę jechać z szeroko zamkniętymi oczami.
Nie ma mowy o szybkiej jeździe, bo początkowo nieznacznie, a potem już w sposób znaczący droga wznosi się wyłącznie ku górze...
i bardzo dobrze. Cichutko, ciemno z oświetleniem ulicznym i ...mnóstwo brzmiących dzwonków i dzwoneczek owieczek i krów.
Żałujcie, że w tym czasie nie byliście ze mną w tym właśnie miejscu.
Powoli wjechałem na szczyt osiągając jego kulminację.
I stało się. Można napisać, że byłem w tym miejscu o każdej porze dnia i nocy...po raz pierwszy w tak głębokiej nocy.
Pasmo górskie znajdujące się w oddali widać było doskonale...tak piękne, że aż straszne, ciemne.
Rowerowo nie było potem, aż tak przyjemnie jak wcześniej bo zimno przypomniało jednak o sobie, zwłaszcza podczas zjazdów.
Przez Brzegi wjechałem na Głodówkę, gdzie miałem nocleg. Wjechałem tu dokładnie o 2.30.
W schronisku piekielnie zimno było i na korytarzach i w pokoju, ale gruba kołdra za to była, więc szybko zasnąłem.

trasa: Kalnica- Tylawa- Krempna- Gładyszów- Banica- Tylicz- Muszyna- Piwniczna Zdrój- Krościenko nad Dunajcem- Niedzica ( do północy ) tego dnia przejechałem 301 kilometrów z sumą przewyższeń 3831 metrów.

ogólnie po pięciu dniach przejechałem 1649 kilometrów z sumą przewyższeń 11518 metrów.

nic mnie nie boli, rower też ma jeszcze ochotę do jazdy. jest OK.
Nadal jestem w grze podczas trzeciego projektu MRDP.
To dobrze, że tu jestem. bardzo dobrze, że tu jestem.
Ja powinienem tu dzisiaj być i byłem.

tak to było.
Nigdy nie przestanę jeździć.


MRDP 4 relacja

Środa, 8 września 2021 · dodano: 08.09.2021 | Komentarze 0

...wspólnie z Pawłem i Witoldem wyjechałem w trasę o 5 nad ranem, przy lekko padającym deszczu.
Było chłodno. Wspólnie dojechaliśmy do odległego o kilkanaście kilometrów Hrubieszowa.
Razem wpadliśmy tam na miejscowy CPN.
Ja na chwilę, koledzy zostali na śniadaniu. Wypiłem szybko swój ulubiony napój, zjadłem ulubioną słodycz i to wszystko.
Zobaczymy się jeszcze tylko raz.

Pierwsze nieśmiałe wniesienia pojawiły się oczywiście na drodze w kierunku Tomaszowa Lubelskiego.
Nic szczególnego. Na drodze tej myślałem wyłącznie o śniadanku w Tomaszowie właśnie.
A tymczasem, raz lało bardziej, raz mniej, raz wcale, ale częściej lało.
Po ponad dwóch godzinach zjawiłem się na śniadanku. Byłem sam, gdy skończyłem posiłek zjedzony na zimniej podłodze, jak najdalej od włączonej klimatyzacji... to wpadała tu cała ekipa z Pawłem i Witoldem na czele.
Wyjechałem znowu sam. Zdążyłem minąć Tomaszów i...no to dopiero zaczęło lać, totalne oberwanie chmury trwające przez ponad godzinę jazdy. Zatrzymałem się w tych warunkach tylko raz, w Narolu, aby wysłać info, że tu jestem.
Lało, ale dobrze też, że zimno było normalnie, a nie jakoś przenikliwie.
I nie jechałem sam w takich warunkach.

Późniejsza jazda, aż do Przemyśla to walka wszystkich z wiatrem.
na trasie nagle pojawiło się więcej uczestników MRDP. Od południa przestało padać, zrobiło się nawet ciepło.
Ogólnie trasa przebiegała mało ruchliwymi drogami, niekiedy wręcz lasami,
ostatnia prosta do Przemyśla mimo zwężenia pasów z uwagi na roboty drogowe nie stanowiła żadnych przeszkód.
Było Ok, tym bardziej, że wraz z kilkoma osobami trafiłem na super restaurację w hotelu na obrzeżach Przemyśla.
Zamówiłem standardowy posiłek, czyli: rosół i naleśniki z coca colą i lodem.

Cała zabawa miała się zacząć od teraz. Od 15- tej, dzisiejszego dnia właśnie.
Obliczanie czasu, kilometrów, ustalanie taktyki, ustalanie założeń, kombinowanie, ocenianie...to u innych.
A ja cieszyłem się bardzo, że niebawem wjadę całym sobą w to, co było przede mną.
Cieszyłem się niesamowicie, niezmiennie, tak jak kiedyś, na samą myśl, że za kilkadziesiąt minut tam będę zapomniałem o całym świecie.
Cieszyłbym się także w taki sam sposób nawet wtedy, gdybym był tu też wczoraj, albo tydzień temu.
Co chwilę podjazd, zjazd i tak w kółko z kilkoma prostymi.
...szkoda tylko, że gołym okiem było widać to, że pogoda pewnie niebawem się zmieni, i to diametralnie.

Na Arłamów wjechałem przy bardzo słabo padającym deszczu, można wręcz napisać...udawało, że padało.
Z Arłamowa zacząłem zjeżdżać już w strugach deszczu, a potem ?
Potem było już tylko gorzej.

Ten rejon, od tych miejsc właśnie jest mi bardzo bliski rowerowo. Bo to były moje pierwsze rowerowe góry.
Tak wiele miłych i wspaniałych słów używam opisując te tereny, że ich zwyczajnie mi już brakuje gdy nie mam możliwości ich powtarzania.
O tym, co mam w sercu na myśl o Bieszczadach nie jestem w stanie napisać w kilku słowach, nie mam zaś tygodnia, aby o tym w pełni napisać.
Dlaczego więc ? Pytam dlaczego, po raz kolejny witają mnie tu najgorsze warunki atmosferyczne?
Po godzinie jazdy w Ustrzykach Dolnych zatrzymałem się na przystanku...wypiłem wszystko, co miałem, zjadłem osiem batonów,
tylko tyle miałem przy sobie. Wszystko to trwało kilka minut, a wychłodziłem się w tym czasie niesamowicie.
Opady zmalały, nasilił się jednak wiatr...nawet przez chwilę się przestraszyłem pokonując pierwsze kilometry po przerwie, że coś może mi się stać.
Było mi bardzo zimno. 
Gdy w wyniku jazdy rozgrzałem się i polepszyło się z tego powodu moje samopoczucie to znowu zaczęło lać.
Najtrudniejsze było to, że było już po 19- tej, słońce konsekwentnie  szybko chowało się do siebie.
Całkowicie zachmurzone niebo oraz sterta lasów tylko przyspieszyło uczucie, że jest ciemniej.
I nagle stało się ciemno. A wtedy zaczęło lać jeszcze bardziej. Zdążyłem jeszcze w jakichś normalnych warunkach dojechać do Czarnej Góry. Potem było już tylko źle. Deszcz, ciemność, przenikliwe zimno, za mało podjazdów, za dużo zjazdów po dziurawej drodze.
Nie jechałem za szybko, ani przez moment nie zaryzykowałem, priorytetem było dla mnie to, aby za wszelką cenę dojechać dziś za Ustrzyki Górne. I zrobiłem to. 
W moich Kochanych Lutowiskach to już było oberwanie chmury, jak na zamówienie.
Po raz pierwszy zerwałem z tradycją i nie zatrzymałem się tutaj. Nie dlatego, że i tak bym nie zobaczył gór przede mną tych w oddali.
Czułem nawet złość do tego miejsca. I jest mi teraz przykro, że tak o tym miejscu piszę, ale wtedy tak właśnie myślałem. To mogło się wydarzyć kilka razy, ale nie niemal zawsze, trzykrotnie pod rząd.
Dlaczego tak mi się wydarzyło ? Dla mnie być w tym miejscu to zwyczajnie zapomnieć się, piękniejszego uczucia we mnie nie ma.
A wtedy walczyłem , naprawdę walczyłem. Co innego było dojechać do Ustrzyk Górnych, czym innym było zaś jechanie jeszcze dalej.
Ustabilizować w sobie emocje i temperaturę ciała w takich warunkach było wyjątkowo trudne dla mnie...
na trasie nikogo nie dogoniłem, nikt też nie dojechał do mnie.
Gdy dojechałem do Ustrzyk Górnych to Witold i Paweł byli dopiero w Arłamowie...a tego dnia dojechali zaledwie do Ustrzyk Dolnych. 
Sympatyczni, nie zobaczyliśmy się już na trasie.

W Ustrzykach Górnych od razu wszedłem do caryńskiej.
Akurat trwał jakiś góralski recital.
Przy wejściu stał stolik, jakby przygotowany wyłącznie dla mnie, było po 21- ej, wlazłem z rowerem.
Zamówiłem kwaśnicę na rozgrzanie oraz mega naleśnik z jagodami, po czym wyjąłem ze skrzyni koc i otuliłem się nim.
Byłem cały przemoczony, zmarznięty, ale to miejsce sprawiało jakoś, że potrafiłem to mimo wszystko znieść, a raczej przecierpieć.
Pani oczywiście zapomniała o kwaśnicy, podała mi naleśnik, po którym już na kwaśnicę nie miałem ochoty tylko na...kolejny naleśnik.
Naleśniki poezja, pełne jagód, leżące przede mną poezje.
Spędziłem tu blisko godzinę. Nie walczyłem z tym, aby odjechać bo wiedziałem, że tu nie zostanę. To dopiero 22 była.
Nocleg zaplanowałem sobie w odległej o 24 kilometry Kalnicy.
Czyli krótka prosta, mega podjazd i zjazdy z prostymi w totalnych ciemnościach.
Teraz opiszę Wam to, co wtedy czułem.

Z Caryńskiej wyszedłem dosłownie jak na stracenie. Dosłownie kamikadze.
Pogoda była taka, że gdybym miał takie coś pod domem to od razu uciekłbym do wnętrza budynku.
Totalna ulewa, silny przenikliwy wiatr, zmęczenie całodniowe i niesamowita ciemność i ja sam.
Na całym odcinku minęły mnie może ze dwa samochody, wszyscy pochowani w domach.
Czasami piękne uczucie bo czuję jak wznoszę się ciągle ku górze, gdyby jeszcze  to wszystko co zostawiłem na dole było oświetlone to byłby cudny widok.
Dobrze słyszałem dzwonki krów, które się pasły obok drogi a których nie widziałem.
Gdybym nie jechał w pewne miejsce, bez potrzeby nawigacji to nie wiem, jakbym się zachowywał o tej porze w tym właśnie miejscu.
Przerażało mnie chwilami to, co robiłem. Awaria roweru teraz...? nie wyobrażam sobie, jakbym się zachował.
W Kalnicy ledwie wlazłem do swojej miejscówki.
Otrzymałem pokój, który oczywiście nie był ogrzewany, typowe schronisko.
Od razu wszedłem pod gorący prysznic, już nie siedząc pod wodą, a leżąc...trwało to z pół godziny.
Potem było strasznie zimno.

Miałem oczywiście pościel, przed wejściem do łóżka zdążyłem podłączyć wszystko do ładowania oraz
rozłożyć rzeczy tak, by choć trochę wyschły.
I wiecie, co się wydarzyło ?
Przykryłem się całą kołdrą, ręce również pod nią chowając...spoglądam w lewo i widzę leżący telefon.
Myślę sobie, że muszę nastawić budzenie, ale było mi tak zimno, że bałem się wyjąć ręce.
Pomyślałem sobie, że...jeszcze przez chwilę je zagrzeję i wtedy wezmę telefon....niestety
po kilku sekundach zasnąłem. ( jutro będzie tego efekt )

trasa: Rogalin- Hrubieszów- Tomaszów Lubelski- Narol- Medyka- Przemyśl- Arłamów- Krościenko- Ustrzyki Dolne- Lutowiska- Ustrzyki Górne- Kalnica dzisiaj przejechałem 315 kilometrów z sumą przewyższeń 2092 metrów.
( 315 km, Pawłowi przez dwa dni mówiłem, że w górach trzeba przejechać minimum 300 kilometrów, a czas liczyć sobie od rana do północy, a nie od 12 do 12 w południe. Te ostatnie 12 godzin na MRDP trzeba traktować jak gratis, awaryjnie, a średnie tworzyć wyłącznie do północy każdego dnia, codziennie ).

Ogólnie po czterech dniach przejechałem 1348 kilometrów z sumą przewyższeń 7687 metrów.

tak to było. 
Nigdy nie przestanę jeździć.



MRDP 3 relacja

Wtorek, 7 września 2021 · dodano: 07.09.2021 | Komentarze 0


...zasnąłem dzisiejszej nocy o 1.30, więc budzenie nastawiłem na 5.30.
Cztery godzin snu obowiązkowo.
Obudziłem się jednak wcześniej, bo o 5.00.
Po otworzeniu oczu poczułem lekki niepokój...cały czas mając w myślach nogę.
Leżałem mając je obie wyprostowane...od razu egzamin.
Wiedziałem, że już wstając z łóżka przekonam się o tym, czy jest dobrze, czy jest źle.
Bo będę musiał ją zgiąć.
Nie przedłużałem tej chwili, której się bałem.

...zabolało, ale bardzo słabo. Ogarnęło mnie niesamowite uczucie pozytywizmu.
To był znak potwierdzający właściwe odpoczywanie.
Wyjechałem pół godziny później. W nodze czułem lekki ból, ale już mogłem schodzić po schodach
i normalnie kręcić korbą. Zrobiłem sobie postanowienie, że mimo to będą ją oszczędzać przez jakieś 150 km.
Wyprzedzając fakty...od promu w Mielniku normalnie zacząłem używać obie nogi, nic mnie bowiem bardziej nie bolało,
a już miałem przejechane blisko 140 kilometrów, do końca dnia bolało mniej, a jutro przestanie mnie całkowicie boleć.
Udało się.

ale opowiem o dzisiejszym dniu.
pogoda od rana wyśmienita, asfalty różnego rodzaju, pusto na trasie od uczestników MRDP.
Śniadanko zjadłem po 8- ej po przejechaniu jakichś 75 km w Hajnówce.
Tu zastałem na CPN-ie Pawła Mielczarka i Witolda Biernackiego.
Wyprzedzając fakty...Będziemy osobno jechać, a mimo to będziemy się tasować do końca dnia, a nawet spać w jednym pokoju najbliższej nocy.
Gdy wjechałem na ten CPN to Witold właśnie odjeżdżał, został Paweł, z którym razem wyjechałem.
Najpierw razem dojechaliśmy do promu w Mielniku, a potem do Terespola, gdzie zjedliśmy wspólnie obiad.
jechałem z nim na przemian, raz przed, raz za, nawet  w odstępie kilometra, ale zawsze jakoś się zjeżdżaliśmy.
Po obiedzie było inaczej.
Zdążyliśmy zjeść i...zaczęło lać.
ja wyjechałem od razu, Paweł został.
najbardziej lało przed Włodawą, tak jakoś około 16- tej, nie pamiętam.
Droga do Włodawy...tragedia. Grzecznie jechałem więc drogą dla rowerów.
Z Włodawy w moim kierunku jechali uczestnicy Wschodu 1400, więc było sympatycznie.
Od Włodawy...niesamowite cuda.
Totalne odludzie, asfalty niby lepsze, co raz większa ciemność, nikogo na drodze i raz większa raz mniejsza ulewa.
Czułem się podniecony, a nawet chwilami się bałem. Normalnie zero życia.
Kilka domów po drodze totalnie zamkniętych przed światem...
w Uhrusku pojawił się sklep, a w nim uczestnik MRDP ( nie pamiętam Kto to był ), który nie spał dwóch nocy...ależ źle wyglądał.
Przy pomocy pań ze sklepu znalazł sobie w okolicy agroturystykę i ...został na noc.
ja pojechałem dalej. Po kilku kilometrach dojechał do mnie Paweł Mielczarek.
Starałem się trzymać mu kroku, ale zniknął mi po kilku minutach...nie miałem już na tyle sił, aby widzieć jego czerwoną lampkę, a po drugie na to miały też wpływ dziury i wyrwy, których do Dorohuska było mnóstwo.
Pawła dogoniłem jednak w Dorohusku, a w Dubience nawet Witolda.
Do końca dnia jechaliśmy wspólnie, w odpowiedniej odległości widząc swoje lampki.
Aż do Zosina nie dało się jechać szybko. Ba, od Horodła, aż do samej granicy nie dało się jechać w ogóle.
To najgorszy odcinek drogi, w dodatku kończący nam dzień. Wszyscy w trójkę byliśmy wściekli...ja najbardziej, na Daniela, za wyznaczenie trasy w tym miejscu.
Od Zosina w kierunku Hrubieszowa asfalt gładziutki...no i co z tego ?
Pięć kilometrów od Zosina w Rogalinie znaleźliśmy nocleg...dokładnie chwilę przed północą.
Wszyscy byliśmy równie przemoczeni.
Co prawda od Dorohuska stale już nie lało, ale zimno nie pozwoliło nic na nas wysuszyć.

Pani zrobiła nam kolację, a jej mąż przyniósł nawet farelkę...więc się wysuszyliśmy.
na pewno jednak najedliśmy się i w efekcie wyspaliśmy, choć warunki klasowe nie były.

Z naszej "trójki" MRDP ukończyłem tylko ja.
Witold wycofał się na 2090 kilometrze, a Pawłowi zabrakło 12 godzin.
proszę mi uwierzyć, że do tego dnia oboje cały czas jechali przede mną i to niejako cud, że na koniec dnia Ich dogoniłem,
a w efekcie i spałem wspólnie w jednym miejscu. Według mnie przegrali logistycznie bo fizycznie ode mnie nie odbiegali na tym etapie MRDP, wręcz przeciwnie, to ja czułem się słabszy. 

Dzisiejsza pogoda i stan dróg w miejscach, w którym dzisiaj byliśmy miał prawo zabić radość z jazdy na rowerze w każdym z nas.
Piękne okolice, przepiękne, do Dorohuska zawsze wracam ze wspomnieniami, tylko te drogi wszystko potrafią zepsuć.
Uwielbiam urok tutejszego pustkowia, ta ciemność, i tylko ja sam, i dziś wyjątkowo dwie czerwone lampki przede mną.
Oświetlenie przejścia granicznego w Zosinie również robi wrażenie.
Dziury dziurami, i tu nie chodzi o komfort jazdy...jego brak w zamian za bycie w tych miejscach jestem w stanie zaakceptować.
Tyle, że obawiałem się o mój rowerek, że coś jemu się stanie, wydarzy.
W takiej pogodzie nie byłbym w stanie mu pomóc w jakikolwiek sposób, to pewne było.
Tego typu negatywnych wydarzeń jednak nie doświadczyłem, więc byłem naprawdę szczęśliwy, że byłem tylko mokry.
Zimno też mi było, ale w porównaniu do przyszłych dni dziś mi było normalnie zimno.

Zasnąłem przeszczęśliwy. Zakładałem to, że dzisiejszego dnia dojadę właśnie do tego miejsca.
Wszystko idzie zgodnie z planem. To dobrze, że nie jestem nawet dalej.
Dzisiejszej nocy miałem być dokładnie w tym miejscu.
Bo to właśnie utwierdzało mnie w przekonaniu, że po raz trzeci ukończę Maraton Rowerowy Dookoła Polski.
a wiecie dlaczego ? Bo cieszyłem się na samą myśl, że jutro będę już w górach.
...bez gór nie istnieję.

trasa: Michałowo- Hajnówka- Kleszczele- Mielnik- Terespol- Siemiatycze- Włodawa- Dorohusk- Horodło- Zosin- Rogalin.
364 kilometry z sumą przewyższeń 1030 metrów.

ogólnie po trzech dniach przejechałem 1033 kilometry z sumą przewyższeń 5595 metrów.

tak to było.
Nigdy nie przestanę jeździć.




MRDP 2 relacja

Poniedziałek, 6 września 2021 · dodano: 06.09.2021 | Komentarze 0

Pogoda !! Przecież ona jest najważniejsza.
Zapomniałem napisać, że w pierwszym dniu MRDP pogoda była wspaniała.
Jak dla mnie...warunki idealne.
Dziś też pogoda był cudowna, czyli 2:0 dla dobrego.


W Bartoszycach obudziłem się dokładnie o 4.30.
Wstałem wypoczęty, zadowolony, pełen pozytywnych emocji, itd itp, aż tu nagle, powiedziałem do siebie...
"już po mnie". Po tym, gdy się ubrałem i przykleiłem wszystko do swojego rowerku po zabraniu ostatniej rzeczy czyli kasku
okazało się, że...nie mam okularów. Od razu skojarzyłem, że musiałem zostawić je na półce lady recepcji hotelu
Brak okularów to duży problem dla mnie z uwagi na chore oko, nie tyle miały one ograniczać światło dla moich oczu, co ich rola polega na minimalizowaniu napływu powietrza. Wiem, gdzieś można coś kupić, ale one w dodatku były korekcyjne.
Szedłem ku wyjściu z duszą na ramieniu bo były dwie opcje: albo one jeszcze tam są, albo ktoś je zabrał złośliwie.
W drodze zdenerwowałem się jeszcze bardziej bo z tego wszystkiego przestałem myśleć racjonalnie i wciskając w windzie guzik poniżej piętra byłem przekonany, że to parter, a to była restauracja na jakimś półpiętrze. Kilka minut minęło zanim się zorientowałem.
Będąc na przeciw recepcji pani z daleka pokazywała mi okulary, więc wszystko skończyło się OK.
I niech mi ktoś powie, że nie traktuję tego projektu poważnie...

Wyjechałem dokładnie o 5 nad ranem.
Już w drodze do m. Korsze, po kilkunastu kilometrach, na poboczu drogi zauważyłem co najmniej kilka osób...odpoczywających.
Ta grupa i kilka jeszcze innych później wyprzedzonych osób dogoniła mnie nawet w Korszach, gdy zmieniałem bateryjki w czym tylko się dało i potwierdzałem telefonicznie punkt kontrolny. Wszyscy zatrzymali się przede mną, więc, kto wie, pewnie w tym momencie byłem nawet ostatni na trasie. Tyle, że ja zatrzymałem się na chwilę, a Koledzy i Koleżanki...to była ich przerwa śniadaniowa.
Nigdy więcej na trasie już się nie zobaczyliśmy.
Później było podobnie. Było tak, że albo wyprzedzałem Uczestników podczas jazdy, albo leżących w rowach i na przystankach.
Z tymi na drodze starałem się trochę porozmawiać...ależ ich twarze były zmęczone.
nawet Krzyś Wlazło ( Krzychu60 ) był tak zmęczony, że wręcz zaniepokoiła mnie jego sytuacja.
No bo jak porównać moje pięć godzin odpoczynku, w tym cztery w pościeli, do jego dwóch godzin na przystanku autobusowym w otaczającym zimnie.
Efekt ? Oboje jesteśmy w tym samym miejscu...przez kilka minut. Odjechałem.
Z Krzysiem widziałem się jeszcze w Sejnach, gdy kończyłem posiłek obiadowy i...to koniec.
Bardzo Go lubię i dobrze wspominam, i życzę Mu wszystkiego, co najlepsze.
W Węgorzewie też dojechałem do licznej grupy...odjechałem, a Oni nadal odpoczywali.
Wiele Osób wyprzedziłem ponadto w czasie, gdy przebywali w budynkach restauracji, barów...wszystkich, którzy nie spali dzisiejszej nocy.
Po raz kolejny to napiszę. Na jazdę podczas pierwszej nocy według mnie mogą sobie pozwolić tylko najsilniejsi.

Ja spałem.
W Gołdapi zjadłem śniadanie w kultowej miejscówce u "Jędrusia".
wyśmienity zestaw śniadaniowy pozytywnie określił mój dzisiejszy dzień.
I tak byłoby fajnie, wszak już byłem na najpiękniejszej, najciekawszej i naj naj naj w Polsce drodze z Węgorzewa do Sejn przez Banie Mazurskie. Po raz kolejny jestem tutaj, to cudowne, że tylko pory dnia się tu dla mnie zmieniają.
Dalej też było niesamowicie. Głównie jechałem sam, nawet w pobliżu mnie nikogo nie było.
Nie kontrolowałem trasy ani przez chwilę, nie interesowało mnie to, Kto jest przede mną, Kto mnie Goni.
Na całym MRDP skupiam się wyłącznie na samym sobie, na tym, że dzień rozpoczyna się wtedy, gdy wstanę, a kończy się o północy.
Na to zwróćcie uwagę bo wspomnę jeszcze o tym.
Przed Kuźnicą kogoś dogoniłem, po chwili się rozjechaliśmy.
Ogólnie znowu asfalty były ładne. Najwspanialsza jednak była ta cisza...odkąd skręciłem na Lipsk Kolonię.
Pusto, zero rowerzystów, kilka samochodów, zero pieszych i ta...głośna cisza.
Robiło się coraz ciemniej. Za Kuźnicą odnalazłem przypadkowo jakiś sklepik i przyznam, że mi trochę życie uratował
biorąc pod uwagę fakt, że ostatnio posiłkowałem się w Sejnach.

Przed Krynkami, gdy było już ciemno, zacząłem zwracać uwagę na to, że bolą mnie coraz bardziej mięsnie w nodze zarówno te pod udem, jak i pod kolanem z tyłu w zgięciu nogi, lewej nogi.
Bezsprzecznie było to od wysiłku i ten fakt ucieszył mnie niesamowicie, bo mięsień zmęczony ma szansę odpocząć, a kontuzja nie.
Nie mogłem zrozumieć jednak w którym momencie popełniłem błąd za szybko jadąc, za mocno kładąc nacisk na pedały.
Problem mam z tym nogami bo bezwarunkowo jakoś lewą nogę wykorzystuję mocniej, i ona jest silniejsza, właśnie ona mnie bolała.
Moim planem na dzisiejszy dzień była miejscowość Michałowo znajdująca się na 680 kilometrze.
Nie dlatego, że miałem tam zarezerwowany nocleg.
Dlatego, że zawsze tam nocowałem podczas poprzednich MRDP.
W roku 2013 z Lucjanem, w roku 2017 z Danielem Śmieja...teraz nie mogło być inaczej.
To było dla mnie bardzo ważne...dojechać do Michałowa.
Noga jednak bolała co raz bardziej, a do efektu brakowało mi jeszcze blisko 100 kilometrów.

...kręciłem więc teraz jedynie prawą nogą, lewą używając sporadycznie.
W Bobrownikach, a zwłaszcza już przed Michałowem noga bolała mnie w taki sposób, że obrót korbą powodował ból w mojej nodze, która w tym momencie ulegała charakterystycznemu zgięciu. 
Oczywiście do Michałowa dojechałem. Byłem tam blisko godziny 1 w nocy, około kilometra musiałem zjechać z trasy do hotelu.
Byłem ponownie pełen emocji...gdziekolwiek spojrzałem, cokolwiek zrobiłem...myślałem tylko o nodze.
Bolała mnie. Dopiero nad ranem zorientowałem się, że otrzymałem pokój z nr...5 ( taki miałem właśnie numer startowy ).

No cóż, w pokoju jednak starałem się myśleć pozytywnie.
Dawałem sobie pełne cztery godziny odpoczynku i byłem pełen wiary z uwagi na fakt,
że ten ból nie był efektem kontuzji, a jedynie zmęczenia.
W pokoju po zdjęciu odzieży i rozpoczęciu procesu ładowania wszystkiego co miałem rozpocząłem swój rytuał.
A mianowicie...wszedłem do kabiny prysznicowej, po uzyskaniu odpowiedniego wrzątku siadam na dole i siedząc poddaję się opadającej na moje ciało wodzie. Proszę zwrócić uwagę, że woda w takiej sytuacji w inny sposób opada na nasze ciało.
Kilka minut wystarczy mi do tego, aby zrelaksować się po całym dniu jazdy.
Tak robiłem prawie każdej nocy na MRDP...dziś trochę się pomyliłem, bo za szybko wyszedłem z kabiny prysznicowej do pokoju.
Zbyt duża różnica temperatur spowodowała mrowienie w oczach i ogólnie kręcący się świat.
Ale wszystko było potem OK.
Zasnąłem ...po trzech minutach, z nadzieją, że moja noga odpocznie.

...a przerzutki w moim rowerze, tylko ja umiem je obsługiwać

trasa: Bartoszyce- Korsze- Węgorzewo- Banie Mazurskie- Gołdap- Wiżajny- Sejny- Gruszki- Kuźnica- Krynki- Bobrowniki- Gródek ( do północy )- Michałowo. czyli 385 kilometrów z sumą przewyższeń 2940 metrów.

ogólnie po dwóch dniach przejechałem 669 kilometrów z sumą przewyższeń 4565 metrów.

Tak to było.
Nigdy nie przestanę jeździć.


MRDP 1 relacja

Niedziela, 5 września 2021 · dodano: 05.09.2021 | Komentarze 0

...wystartowałem dokładnie o 12.00 dnia 21 sierpnia 2021 roku. Jak Wszyscy.

Znalazłem się od razu w początkowej grupie.
Początek spokojny, choć bardzo uważny, z uwagi na to, że tak wielu nas było, blisko siebie.
Początkowo jechaliśmy w dość znacznych ilościowo grupach, które rozdrabniały się jednak po kolejnych przejechanych dziesiątkowych kilometrach.
Tak naprawdę, jak dla mnie, puściej na trasie zrobiło się dopiero od Pruszcza Gdańskiego po przejechanych 90- ciu kilometrach.
Do tego miejsca "tasowaliśmy" się wielokrotnie. Od Pruszcza natomiast, na prostej drodze, częściej byłem ja wyprzedzany, niż sam to czyniłem. Nie znałem planów kolegów, mi trudno było utrzymać silną prędkość na prostej bez wzniesień. Nie jechałem więc od teraz szybciej niż 30 km/h. To miała być moja siła, taka sama, na kolejne dziesięć dni. Nieskromnie pisząc zapamiętałem cztery osoby, które mnie z łatwością wyprzedziły między Pruszczem, a Nowym Dworem Gdańskim...najszybszy z Nich przyjechał na metę kilkanaście godzin po mnie nie kończąc MRDP w limicie. A na odcinku od Nowakowa do Kamionka Wielkiego przed elbląskimi wzniesieniami w odstępach 100 metrowych jechało nas czterech...ja czwarty ( ostatni wyszedłem ze sklepu w Nowakowie )...już przed zjazdem w Kadynach byłem pierwszy, a w Pogrodziu byłem totalnie samotny. Potrzebowałem tych wzniesień, bo na Żuławach jestem słaby w tak znacnym gronie.
Tak sobie myślę, że dużą trudnością byłoby ukończenie przeze mnie MRDP, gdyby na trasie nie było...gór.

Trójmiasto mimo dużego ruchu samochodowego dało się przejechać sprawnie.
Ogólnie trasa bez emocji, wiadomo z jakiego powodu. Przecież to moje podwórko, aż do końca dnia...
Specjalne podziękowania dla Mareckiego, który cierpliwie czekał na mnie za mostem w Kępkach.
Wpadłem na most jak szalony słysząc Jego zagrzewanie do walki. Wszystko działo się tak szybko, że nie zdążyłem zauważyć z Kim jeszcze stał w tym miejscu.

Pierwszy zakup napojów i słodyczy zrobiłem w Nowakowie.
Kolacja na CPN- ie w Braniewie. I to mi wystarczyło do końca dnia.
Ogólnie od tego miejsca głównie jechałem sam. 
Odcinek z Gronowa do Bartoszyc w totalnych ciemnościach, fajny, miły emocjonalnie bo w prawie zerowym ruchu samochodowym i na dobrym asfalcie. Wszystko zmieniło się od miejscowości Bezledy.
Po wjechaniu w Bezledach na ostatni siedmio kilometrowy odcinek do Bartoszyc sytuacja zmieniała się diametralnie.
Zdziwienie pojawiło się u każdego z nas, skoro samochodów jadących do Bartoszyc było nagle tak wiele, że co kilka sekund coś na wyprzedzało. Nie sprawdzałem tego, ale w tym czasie w Bezledach pewnie zakończyła się jakaś impreza...był więc masowy powrót do domów.
Dla mnie było to pechowe...z jednego samochodu coś nagle na mnie poleciało, pewnie jakaś butelka, która zsunęła się mi po lewym ramieniu. Strach był, nic się złego w konsekwencji dla mnie nie stało. Takie coś wydarzyło się w mojej rowerowej historii ogólnie już po raz trzeci.
Do Bartoszyc wjechałem chwilę po 23- ciej. 
Nocleg miałem w hotelu dosłownie na trasie MRDP. 
Korzystając z jego wygód zasnąłem...po północy.

Dlaczego postanowiłem spać podczas pierwszej nocy ?
Bo są WAKACJE !! 
...a tak poważniej:
Każdej nocy na poprzednich MRDP spałem, tak uczyniłem i teraz.
Nie stać mnie fizycznie na to, aby pierwszą noc przeznaczyć na jazdę.
I tu moja rada: proszę zapamiętać sobie i zrozumieć to raz na zawsze, że na jazdę pierwszej nocy mogą sobie pozwolić tylko najsilniejsi.
Koniec, kropka, Amen.
...jeśli już po pierwszym dniu Ktoś panikuje i próbuje sobie wyjechać jakąś nawiązkę to...szkoda słów.
MRDP albo przejeżdża się równo, albo z rekordami czasowymi.
Ta nie przespana noc daje efekt już następnego dnia...o którym napiszę jutro.

trasa: Rozewie- Strzelno- Puck- Reda- Żukowo- Straszyn- Pruszcz Gdański- Cedry Wielkie- Nowy Dwór Gdański- Nowakowo- Tolkmicko- Frombork- Braniewo- Gronowo- Lelkowo- Bezledy- Bartoszyce.
po pierwszym dniu przejechałem 284 km z sumą przewyższeń 1625 metrów.

Tak to było.
Nigdy nie przestanę jeździć.









MRDP- PREAMBULUM

Sobota, 4 września 2021 · dodano: 05.09.2021 | Komentarze 0

Do Rozewia po królewsku przywiózł mnie Lucjan.



Ilekroć tutaj jestem, zawsze zastanawiam się nad tym, dlaczego ten właśnie ultramaraton
rozgrywany jest zaledwie co cztery lata? Ktoś kiedyś powiedział, że ...ze względu na skalę jego trudności.
Dla mnie Maraton Rowerowy Dookoła Polski 2021 jest już kilkunastym ultramaratonem o powierzchni co najmniej 1000 km.
Pragnę podkreślić to raz jeszcze, że na początku swojej drogi obiecałem sobie to, że będę brał oficjalnie udział wyłącznie w maratonach o długości minimum 1000 km. I słowa dotrzymuję. Mam więc już ich kilkanaście, te MRDP natomiast będzie już moją trzecią edycją. Wspaniałe.
Na starcie stanąłem pełen emocji, tak jak zawsze.
Ale z respektem do wszystkiego i do Wszystkich.
Tak, jakbym brał w takim projekcie udział po raz pierwszy.

Byłem dokładnie tak samo ubrany, jak podczas Race Around Poland.
Podkoszulek z długim rękawem, krótka koszulka i krótkie spodenki z logo BB TOUR 8 WIGRY 3,
nogawki oraz kurtka przeciwwiatrowa. Trzy kominy i rękawiczki bez palców i z palcami.
W każdej kieszonce miałem to, co na RAP. Wyjątkiem był tylko jeden powerbank więcej.
Nie muszę więc pisać, że wizualnie i ja i rowerek, ten sam z RAP, szosowy Giant TCR Advanced 2, zrobiliśmy sobą wrażenie.
I oczywiście nie zrobiłem tego dla szpanu, czy pod publikę.
Tak wiele przejechanych przeze mnie kilometrów, niektóre w tak krótkim czasie sprawiają, że mój organizm normalnie nie może
rozróżnić czasu tego w którym odpoczywa i regeneruje się, od tego, w którym musi wykazać się minimalną zdolnością.
To jest moje ryzyko, które muszę podjąć. Bez względu na to, że na RAP- ie to rozwiązanie się sprawdziło.
Ja miałem więc dodatkowy powerbank, rowerek miał nowe, węższe ( 23 mm ) opony z nowymi dętkami.
Napędu nie zmieniałem: kaseta 11X28, przedni blat w wymiarze 50X34.
przerzutki pod koniec RAP nie działały mi sprawnie, nie zostały naprawione bo na "sucho" wszystko było OK,
ale jakoś sobie poradziłem.

Wspaniałe było móc zobaczyć rowerowych kolegów z całej Polski z Adasiem Szygieł i Przemkiem Ruda na czele...
super uczucie ponownie być z nimi, porozmawiać, powspominać, zapytać o plany. Cudowne.
W pokoju dzień przed...byłem z Ireneuszem Szymocha i Tomaszem Wyciszczak.
...oboje zaciekawieni byli, gdzie w pokoju pochowałem swoje bagaże?
Tomek ponadto powiedział mi, że "ósemka" na moim stroju robi wrażenie.
...dziękuję.
Cała nasza pokojowa trójka ukończyła MRDP.
Bo ukończyć MRDP to znaczy nic innego jak zmieścić się w limicie 10 dni.
W tym cały urok. Szkoda, że na innych ultramaratonach Organizatorzy są w stanie to zrozumieć i respektować.
Daniel Śmieja mówi o jakimś czasie, że jest inny, choć statuetki są takie same.
I cóż z tego?
Pisząc to patrzę właśnie na swoją statuetkę MRDP z roku 2017....czasu jakoś nie dostrzegam.
Rozumiem, że mamy różne siły.
Mi też jest przykro, że nie stać mnie na czołowe lokaty, ale to minimum czasowe jest świętością.
A najbardziej przykre jest to, że na starcie jest wiele Osób, które...już od samego początku wiedzą, że to będzie dla nich dwutygodniowa wycieczka krajoznawczo poznawcza w wersji patataj.


NIC

Piątek, 3 września 2021 · dodano: 05.09.2021 | Komentarze 0

nic.


KSIĘŻYC - PLUTON

Czwartek, 2 września 2021 · dodano: 02.09.2021 | Komentarze 0

znowu jestem w Kosmosie ( stan na dzień 31 SIERPNIA 2021 rok )
W Kosmosie przejechałem już 467 tysięcy 472 kilometry.
wszystkie moje rowery mają przejechane łącznie 508 tysięcy 441 kilometrów.



1) szosowy GIANT TCR ma 200 tysięcy !! - 39,3%
2) górski GIANT ma 123 tysiące 405 km - 24,3%
3) szosowy WHEELER ma 114 tysięcy 233 km - 22,5%
4) szosowy Giant advanced ma 39 tysięcy 786 km - 7,8%
5) szosowy GIANT propel ma 17 tysięcy 850 km - 3,5%
6) górski ANTHEM ma 9 tysięcy 096 km - 1,8%
7) kultowe WIGRY 3 ma 4 tysiące 071 km - 0,8%

miesiące:
1) CZERWIEC: 51.465 km- 11,0 %
2) SIERPIEŃ: 47.104 km- 10,1%
3) maj: 45.731 km- 9,8%
4) marzec: 44.098 km- 9,4%
5) październik: 41.322- 8,8%
6) kwiecień: 40.555 km- 8,7%
7) lipiec: 37.854 km- 8,1%
8) wrzesień: 36.212 km- 7,8%
9) listopad: 35.076 km- 7,5%
10) luty: 32.778 km- 7,0%
11) styczeń: 31.066 km- 6,6%
12) grudzień: 24.211 km- 5,2 %

dni tygodnia:
1) SOBOTA: 89.650 km- 19,2 %
2) NIEDZIELA: 79.809 km- 17,1 %
3) poniedziałek: 64.931 km- 13,9 %
4) środa: 62.710 km- 13,4 %
5) czwartek: 60.965 km- 13,0 %
6) piątek: 55.234 km- 11,8 %
7) wtorek: 54.173 km- 11,6 %

pory roku:
1) LATO: 136.426 km- 29,2
2) WIOSNA: 130.381 km - 27,9 %
3) jesień: 112.610 km- 24,1 %
4) zima: 88.055 km- 18,8 %


Wreszcie mogę się do czegoś porównać.




KSIĘŻYC- PLUTON

Środa, 1 września 2021 · dodano: 02.09.2021 | Komentarze 2

Znowu jestem w Kosmosie.
Statystyki MRDP uzupełnione, relację rozpocznę dokładnie w przyszły poniedziałek.

Ogólna statystyka MRDP jest taka:
przejechałem łącznie 3.213 km
- te 13 kilometrów nie jest kwestią pomyłki, a jedynie dojechania na chwilę do swoich miejsc będących przy trasie.
łączna suma przewyższeń wyniosła wg mojego licznika 25.697 metrów, czyli nawet nawet.

Jednak nie jestem tylko normalnie zmęczony.
Wszystko jest OK bo żadnych ran na ciele i obtarć nie mam, nic mnie też nie boli,
ale zmęczenie zwłaszcza podczas chodzenia uaktywnia się, zwłaszcza podczas stania.
Mogę stać zaledwie do kilku minut, potem muszę usiąść albo się położyć, nawet jeśli jestem na chodniku.
Oczywiście to nie jest aż taki problem i cieszę się z tego, że jest tak jak jest właśnie.

I napiszę jeszcze tylko to. 
Pewnie gdyby Ktoś w tym roku wymyślił jeszcze jedno okrążenie Polski w ramach oficjalnego ultramaratonu to brałbym swój udział pod uwagę. Bo taki już jestem i już się nie zmienię. Nie chcę łatwego życia rowerowego, należy od siebie wymagać, mając oczywiście w pełni kontrolę nad sowim ciałem, i myśleć o nim. Zresztą Księżyc do czegoś mnie zobowiązuje.
Więc napiszę na koniec to: to dobrze, że nie ma trzeciego w tym roku takiego ultramaratonu.
To bardzo dobrze.

Dziękuję raz jeszcze Wszystkim za kibicowanie i obserwowanie mnie w jakikolwiek sposób.

Race Around Poland, Maraton Rowerowy Dookoła Polski w okresie pięciu tygodni.
Zrobiłem to !!