Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi robert1973 z miasteczka Elbląg. Mam przejechane 577366.00 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią brak danych. i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy robert1973.bikestats.pl

Archiwum bloga



  • DST 274.00km
  • Aktywność Jazda na rowerze

Opatów- Nowa Dęba-Rzeszów-Brzozów-Sanok-Lesko-Ustrzyki Dolne-Ustrzyki Górne

Poniedziałek, 25 lipca 2011 · dodano: 29.07.2011 | Komentarze 3

Pół godziny po północy byłem na PK w Lipnikach. Trochę dało mi to do myślenia. Rok temu byłem tu blisko dwie godziny wcześniej...nic nie chciałem zwalać na pogodę, tymbardziej na samopoczucie. Kompletnie nie wiedziałem jak jechać...czy przyspieszyć, czy jechać tak, aby kostki w nogach bolały jak najmniej? Na tym punkcie byliśmy we "trójkę"-serdeczne pozdrowienia dla Marka Pilucha, który sympatycznie się o mnie wcześniej wypowiadał. Z tego punktu wyjechaliśmy razem- Marek z Open pierwszy, pojechałem za Nim tylko dlatego, aby widzieć czerwoną jego lampkę, aby w ten sposób nad czymś się skupić i nie zasnąć. Trasa do Nowej Dęby była zdecydowanie lekko z górki- pedałowałem na tym etapie tylko jedną nogą- teraz cel miałem jedyny: dojechać z takimi bólami / nie większymi / do RZESZOWA !!
Po przejechaniu mostu nad Wisłą zobaczyłem tablicę miasta: Tarnobrzeg- przeżyłem małe chwile grozy bo to miasto leżało z boku trasy...okazało się jednak, że znowu dałem się nabrać tak jak przed rokiem- niby tablica ta jest, ale Tarnobrzeg leżał kilkanaście km obok. Na PK w Nowej Dębie byłem o 3;16. Zjadłem kolejny solidny posiłek- wyjechałem z Pk wraz z Tadeuszem Dubielem- ale miałem farta ! Tadeusz jechał głównie przede mną- solidnie jechał, a co najważniejsze na odcinku do Rzeszowa zrobił tylko jedną kilkunastusekundową przerwę. Nie mogłem się od niego oddalić- znał Rzeszów bo pochodzi z pobliskiego Łańcuta- tak więc przez Rzeszów i do kolejnego PK dojechaliśmy bez problemów,bez patrzenia na mapę.
W ten oto sposób o 6:50 znajdowałem się czternastym PK mając oficjalnie zaliczone 860 KM. Z niezwykłą radością zadzwoniłem do Kuzyna Mariusza i do Piotra.CZ- byłem niesamowicie szczęśliwy, że zaczynają się już góry, że pozostał mi ostatni etap, choć niby najtrudniejszy. Po wjechaniu na pierwsze trzy-cztery solidne wzniesienia nie czułem, aby okolice kostki w stopach jakoś bardziej mnie bolały. Skoro nacisk na pedały był większy, a ja nie czułem większego bólu...byłem szczęśliwy. Poczyłem się tyle mocniejszy psychicznie, że mógłbym chybą pęknąć z wrażenia. W Sanoku byłem 0 11:05, za Leskiem była taka burza, że znowu miałem obawy co do normalego ukończenia wyścigu. Deszcz to nic, ale zrobiło się trochę chłodniej- a ja byłem w krótkich spodniach i koszulce- do tego był też mocny wiatr. W pewnym momencie Tadeusz mnie wyprzedził bo schowałem się na przystanku- widząc jak mnie mija początkowo chciałem wyjechać w deszczu do niego, ale...jak zobaczyłem co robi z wodą jadący za nim w jego kierunku TIR- postanowiłem zaczekać na zmianę pogody. I chyba dobrze zrobiłem bo po zaledwie kilku minutach już tylko kropiło. Zacząłem Tadusza gonić no i Go dogoniłem. W przedostatnim PK w Zagórzu byliśmy o godzinie 14;23. Do tego PK jechałem albo przed, albo za Tadeuszem Dubielem. Teraz postanowiłem się od niego odłączyć bo trochę był wolniejszy na wzniesieniach. Te najbliższe największe podjazdy, aż do m. Lutowiska pokonałem na rowerze stojąc na pedałach- sumienie nie pozwalało mi schodzić z roweru. W Lutowiskach na najwyższym wzniesieniu zatrzymałem się...nie dbałem o czas. Bo to takie miejsce, gdzie jest wspaniały widok na góry Bieszczadzkie. Nie mogłem oprzeć się temu wrażeniu. Rower zostawiłem w rowie i ledwo ledwo jak kaleka wszedłem jeszcze trochę pod górkę po trawie- jakiś chłopczyk podszedł do mnie i spytał się, czy może mi zrobić zdjęcie. Oczywiście mi je zrobił, a jak wsiadłem na rower i zaczynałem szybko zjeżdżać w dół wraz z rodzicami krzyczał dopingując mnie. Do mety miałem wtedy jakieś 20 KM- ostatnie 14 KM było już bez żadnych podjazdów i zjazdów. Nareszcie jechałem uspokojony- bo wiedziałem, że pokonałem siebie. Nie odpuszczałem mimo wszystko jadąc w granicach 30 KM/h.
Na metę wjechałem o 16;24. Klaskano mi tak jak zapewne innym- pamiętam dokładnie jakie wtedy słowa wypowiedziałem zarówno do siebie, jak i innych: "dzisiaj już na rower nie wsiądę".
Byłem przepełniony szczęściem. Już zeszłoroczny BB Tour był moim sukcesem. Powtórzyć sukces jest jeszcze trudniej, niż odnieść go po raz pierwszy. Ci co mnie znają myślą, że skoro tłuczę tyle KM to taki maraton jest albo powinien być dla mnie zwykłą rzeczą. On jest inny- co tydzień mogę z Kimś jeździć z Elbląga do Częstochowy bo takich wyjazdów będzie dużo. BB Tour jest jeden w roku- wiadomo, że trzeba wiele naraz spełnić czynników by Go zaliczyć- i co mi byłoby z tego, jak przez inne dni nie,a właśnie tylko raz w roku podczas uczestnictwa w BB coś by mi się stało z rowerem lub ze zdrowiem ? Dlatego do tego ultramaratonu podchodzę z pokorą. Prawdziwy sukces musi chodzić w parze z pokorą.
Czułem, że wielu kolegów elbląskich rowerzystów śledzi moje wyczyny za pomocą komputera. Najbardziej chciałbym podziekować jednak Tomkowi J. oraz Piotrkowi.CZ-dzwonili do mnie wiele razy- Tomek nie dawał mi spokojnie zjeść, gdy zaś słuchałem Piotrka to musiałem zwolnić bo jechałem. Nie przeszkadzali mi jednak, ani przez chwilę- to dzięki Nim poczułem się na trasie tak, jakbym był potrzebny. "W końcu" byłem jedynym uczestnikiem z całego naszego województwa. Wiele potrzebnych słów usłyszałem także od Kuzyna Mariusza- wiedziałem również, że moje wyczyny obserwuje jego syn, a mój siostrzeniec: Dawid- ucieszyło mnie to bardzo.
Treść SMS-a, którego otrzymałem będąc na mecie od Mirka była... życzę innym, by takie słowa do nich pisano. To było dla mnie jak druga nagroda za mój trud...coś niesamowitego.
Nic się nie zdarza, jeśli nie jest wpierw marzeniem. A ten właśnie ultramaraton był moją drogą, Ustrzyki Górne marzeniem. I teraz będę miał koszulkę z cyfrą X2 o innym także kolorze. Podczas jazdy nie miałem głowy do robienia zdjęć, a teraz nie mam głowy do pisania większych szczegółów. Jeśli Ktoś będzie chciał na osobności ze mną o ultramaratonie później porozmawiać to będę mówił godzinami.
Kiedy budzę się rano, nie myślę o śniadaniu. Rower? Życie jest trudne. Zawsze szukałem czegoś, co by je odmieniło i nadało mu jakieś znaczenie, coś w co można wierzyć.
I to jest to.
PK w m. Guzów- bardzo dobre jedzenie © Robert1973

Teraz zaczną się góry-PK za Rzeszowem © Robert1973

To wzniesienie w Lutowiskach © Robert1973

META w Ustrzykach Górnych © Robert1973

Nagrodzeni kategoria SOLO © Robert1973

KATEGORIA SOLO © Robert1973

Rzecywiste Kilometry © Robert1973

MIchał z Warszawy- WILK © Robert1973



Komentarze
sargath
| 22:21 niedziela, 7 sierpnia 2011 | linkuj gratulacje za wytrwałość,
ale czemu rozbiłeś to na trzy dni, to chyba był jeden wypad? :)
wilk
| 10:48 sobota, 30 lipca 2011 | linkuj Również gratuluję, ci co jechali wiedza jak było w tym roku trudno, jak ciężko się walczy z kontuzjami, gdy dałoby się zasuwać mocniej do przodu, a jednak kolana (jak u mnie) czy kostki (jak u ciebie) - na to nie pozwalają.
MARECKY
| 09:59 sobota, 30 lipca 2011 | linkuj Epicka relacja :-). Gratuluję ukończenia BB Tour x2!
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!