Info
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2025, Listopad15 - 6
- 2025, Październik31 - 13
- 2025, Wrzesień30 - 20
- 2025, Sierpień31 - 17
- 2025, Lipiec31 - 12
- 2025, Czerwiec30 - 5
- 2025, Maj31 - 0
- 2025, Kwiecień30 - 6
- 2025, Marzec31 - 12
- 2025, Luty28 - 1
- 2025, Styczeń31 - 22
- 2024, Grudzień31 - 17
- 2024, Listopad30 - 10
- 2024, Październik31 - 19
- 2024, Wrzesień30 - 14
- 2024, Sierpień31 - 20
- 2024, Lipiec31 - 10
- 2024, Czerwiec30 - 7
- 2024, Maj31 - 9
- 2024, Kwiecień30 - 14
- 2024, Marzec31 - 16
- 2024, Luty29 - 7
- 2024, Styczeń31 - 7
- 2023, Grudzień31 - 9
- 2023, Listopad30 - 6
- 2023, Październik31 - 7
- 2023, Wrzesień30 - 5
- 2023, Sierpień31 - 12
- 2023, Lipiec31 - 10
- 2023, Czerwiec30 - 1
- 2023, Maj31 - 5
- 2023, Kwiecień30 - 2
- 2023, Marzec31 - 8
- 2023, Luty28 - 21
- 2023, Styczeń31 - 7
- 2022, Grudzień31 - 5
- 2022, Listopad30 - 1
- 2022, Październik31 - 0
- 2022, Wrzesień30 - 6
- 2022, Sierpień31 - 14
- 2022, Lipiec31 - 13
- 2022, Czerwiec30 - 6
- 2022, Maj31 - 4
- 2022, Kwiecień30 - 5
- 2022, Marzec31 - 3
- 2022, Luty28 - 11
- 2022, Styczeń31 - 6
- 2021, Grudzień31 - 5
- 2021, Listopad30 - 7
- 2021, Październik31 - 8
- 2021, Wrzesień30 - 20
- 2021, Sierpień31 - 33
- 2021, Lipiec31 - 6
- 2021, Czerwiec30 - 9
- 2021, Maj31 - 18
- 2021, Kwiecień30 - 17
- 2021, Marzec31 - 21
- 2021, Luty28 - 8
- 2021, Styczeń31 - 26
- 2020, Grudzień31 - 25
- 2020, Listopad30 - 10
- 2020, Październik31 - 15
- 2020, Wrzesień30 - 28
- 2020, Sierpień31 - 62
- 2020, Lipiec31 - 28
- 2020, Czerwiec30 - 16
- 2020, Maj31 - 20
- 2020, Kwiecień30 - 55
- 2020, Marzec31 - 26
- 2020, Luty29 - 14
- 2020, Styczeń31 - 15
- 2019, Grudzień31 - 1
- 2019, Listopad31 - 79
- 2019, Październik31 - 84
- 2019, Wrzesień30 - 90
- 2019, Sierpień31 - 186
- 2019, Lipiec31 - 76
- 2019, Czerwiec30 - 35
- 2019, Maj31 - 86
- 2019, Kwiecień30 - 52
- 2019, Marzec31 - 32
- 2019, Luty28 - 48
- 2019, Styczeń31 - 71
- 2018, Grudzień31 - 178
- 2018, Listopad30 - 183
- 2018, Październik31 - 163
- 2018, Wrzesień30 - 129
- 2018, Sierpień31 - 118
- 2018, Lipiec31 - 107
- 2018, Czerwiec30 - 135
- 2018, Maj31 - 183
- 2018, Kwiecień30 - 184
- 2018, Marzec31 - 184
- 2018, Luty28 - 191
- 2018, Styczeń31 - 73
- 2017, Grudzień31 - 26
- 2017, Listopad30 - 39
- 2017, Październik31 - 29
- 2017, Wrzesień30 - 21
- 2017, Sierpień31 - 19
- 2017, Lipiec31 - 33
- 2017, Czerwiec30 - 75
- 2017, Maj32 - 33
- 2017, Kwiecień28 - 13
- 2017, Marzec31 - 50
- 2017, Luty28 - 30
- 2017, Styczeń31 - 75
- 2016, Grudzień31 - 29
- 2016, Listopad30 - 18
- 2016, Październik31 - 11
- 2016, Wrzesień30 - 9
- 2016, Sierpień31 - 3
- 2016, Lipiec31 - 5
- 2016, Czerwiec30 - 52
- 2016, Maj31 - 27
- 2016, Kwiecień30 - 34
- 2016, Marzec31 - 26
- 2016, Luty29 - 76
- 2016, Styczeń31 - 195
- 2015, Grudzień31 - 83
- 2015, Listopad30 - 91
- 2015, Październik31 - 72
- 2015, Wrzesień30 - 55
- 2015, Sierpień31 - 41
- 2015, Lipiec31 - 69
- 2015, Czerwiec30 - 22
- 2015, Maj31 - 40
- 2015, Kwiecień30 - 65
- 2015, Marzec31 - 39
- 2015, Luty28 - 54
- 2015, Styczeń31 - 62
- 2014, Grudzień31 - 160
- 2014, Listopad30 - 1
- 2014, Październik31 - 0
- 2014, Wrzesień30 - 0
- 2014, Sierpień31 - 0
- 2014, Lipiec31 - 0
- 2014, Czerwiec30 - 0
- 2014, Maj31 - 52
- 2014, Kwiecień30 - 26
- 2014, Marzec31 - 55
- 2014, Luty28 - 95
- 2014, Styczeń31 - 89
- 2013, Grudzień31 - 20
- 2013, Listopad30 - 0
- 2013, Październik31 - 0
- 2013, Wrzesień30 - 0
- 2013, Sierpień31 - 0
- 2013, Lipiec31 - 0
- 2013, Czerwiec30 - 0
- 2013, Maj31 - 0
- 2013, Kwiecień30 - 0
- 2013, Marzec31 - 0
- 2013, Luty28 - 0
- 2013, Styczeń31 - 0
- 2012, Grudzień31 - 1
- 2012, Listopad30 - 0
- 2012, Październik31 - 0
- 2012, Wrzesień30 - 0
- 2012, Sierpień31 - 11
- 2012, Lipiec31 - 37
- 2012, Czerwiec30 - 56
- 2012, Maj31 - 24
- 2012, Kwiecień30 - 51
- 2012, Marzec31 - 120
- 2012, Luty29 - 15
- 2012, Styczeń31 - 34
- 2011, Grudzień31 - 11
- 2011, Listopad30 - 14
- 2011, Październik31 - 2
- 2011, Wrzesień30 - 5
- 2011, Sierpień31 - 31
- 2011, Lipiec31 - 19
- 2011, Czerwiec30 - 36
- 2011, Maj31 - 34
- 2011, Kwiecień30 - 51
- 2011, Marzec31 - 31
- 2011, Luty28 - 34
- 2011, Styczeń31 - 0
- DST 61.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
MRDP 7 relacja
Piątek, 17 września 2021 · dodano: 17.09.2021 | Komentarze 2
...wstałem o 4 nad ranem, caluśki mokry oczywiście, nic nie wyschło moje ubranie.Oczywiście nie byłem wyspany, ponadto wkurzony bo kundel nadal szczeka.
Stoję tak w garażu, staram się robić to bez ruchu bo każdy ruch powoduje zwiększenie poczucia zimna i zastanawiam się przez chwilę, co musi się jeszcze wydarzyć, aby dać sobie spokój z jazdą na rowerze.
Patrzę...Przemek jeszcze nie wyjechał, a miał to zrobić godzinę wcześniej...później powiedział mi: "Robert, wstałem o trzeciej z zamiarem wyjechania, ale po wyjściu ze śpiwora normalnie trzęsłem się z zimna, nie dałem rady".
Z nami więc obudzony w tej chwili był także Damian Pałyska.
W trójkę o 4.30 wyjechaliśmy z tego garażu. Na trasie nie jechaliśmy oczywiście razem, tasowaliśmy się wielokrotnie.
Mimo wszystko wspólnie zjedliśmy śniadanko na CPN- ie w Kietrzu. Potem już na trasie się nie zobaczyliśmy dzisiejszego dnia.

A potem było nawet cieplutko.
Sterta podjazdów w rejonie Głuchołazów i Kijowa, a potem od Złotego Stoku przez Międzylesie, aż do Zieleńca wylała mnóstwo miodu na moje serce. Potwornie męczę się na tych długich prostych, co przejawia się brakiem utrzymania motywacji do nieustannej regularnej jazdy.
Góry są moja inspiracją do tego, że na MRDP trzeba jednak dać z siebie więcej wysiłku bez narzekania na cokolwiek i na kogokolwiek.
W rzeczywistości odcinek od Kietrza, aż do Kudowy Zdrój przejechałem samotnie.
W rejonie Lądka Zdrój przywitał mnie kibic, przejechaliśmy się trochę wspólnie, pogadaliśmy, było miło.
Zdążyłem przejechać Siennę, a deszcz znowu przypomniał o sobie. Nie lało, ale te setki tysięcy kropel sprawiło, że zjazd do Wilkanowa przejechałem na mokrej nawierzchni, co było dla mnie utrudnieniem.
Ale nic złego się nie wydarzyło.
W Międzylesiu zjadłem byle co i wyjechałem na ostatni etap dzisiejszego dnia.
Moim celem była Kudowa Zdrój bez względu na godzinę. Nie chciałem się pchać dalej z uwagi na
nieatrakcyjny noclegowo teren za tą miejscowością.
odcinek od Międzylesia do Zieleńca cudowny, mając na uwadze wzniesienia...totalne pustkowie, cisza, przy zapadającym zmroku.
Gdy wjechałem do Zieleńca to było już ciemno...przepięknie tu było.
Oczywiście pewnie tylko dla mnie w tej chwili. Znowu się bowiem zrobiło przenikliwie zimno.
Problem mój był taki, że skończyły się podjazdy, a do Kudowy jeszcze wiele kilometrów pozostało.
Sposób ubrania się przeze mnie był w pewnym sensie podjętym ryzykiem z mojej strony.
Był dyskomfort, ale przecież trasa MRDP to 3200 km, a ta część jest zaledwie małym odcinkiem tej całości.
Nie toleruję tego, co robią inni...wkładanie gazet pod ubrania, nakładanie worków foliowych itp itd.
U mnie wszystko odbywa się w sposób naturalny i postaram się, aby tak pozostało na zawsze.
Od Zieleńca zjazdy, aż do samej Kudowy Zdrój.
Ale najlepsza była ta 9- cio kilometrowa prosta po krajówce.
Sterta samochodów, totalna ciemność no i nie dość że zimno to ja bezwarunkowo sam siebie zapierdalam na całego bo inaczej tam się nie da zjechać jak tylko mega szybko. Przepiękny asfalt, zero zagrożeń, suchutki asfalt i...wypatrywania zza każdego zakrętu Kudowy.
Kolana moje na tym odcinku przyjęły naprawdę na siebie wiele złego i powinny otrzymać za to medal.
Nie wpłynęła ta sytuacja negatywnie na ich zdrowie.
W Kudowie Zdrój byłem przed 22- gą.
Normalnie za wcześnie, ale nie robiłem z tej sytuacji tragedii.
Problem był inny, a mianowicie...znalezienie noclegu okazało się cudem.
Wszędzie brak miejsc i ciągle ta sama odpowiedź...no nie, raz było inaczej.
W jednym z pensjonatów babka powiedziała mi nagle, cytuję: "ile razy będzie pan przyłazić, przecież mówiłam już, że nie mam wolnych miejsc"...aha, pomyślałem sobie, czyli Damian i Przemek są tu i w Kudowie będą nocować.
Nocleg znalazłem dosłownie w ostatniej chwili, normalny nocleg, bo miejsce na 4 godziny spania za 500 zł w hotelu z czterema gwiazdkami na mnie czekało.
w dniu dzisiejszym przejechałem 281 kilometrów z suma przewyższeń 3109 metrów.
łącznie po siedmiu dniach miałem przejechane 2210 kilometrów z sumą przewyższeń 17777 metrów.
trasa: Gorzyczki- Kietrz- Prudnik- Głuchołazy- Kijów- Złoty Stok- Stronie Śląskie- Idzików- Międzylesie- Mostowice- Zieleniec- Kudowa Zdrój.
...myślę, że w tej chwili jestem normalnie zmęczony.
Być może dlatego, że nadal liczyłem się w projekcie MRDP.
W rowerze nie działały sprawnie przerzutki, trzy przełożenia wystarczą jednak mi do tego, aby czerpać radość
z każdego przejechanego kilometra.
Nie chodzi o to, że teraz jest mi łatwiej pisać coś takiego.
Po prostu myślę, że z tą trasą nie można walczyć, trzeba mieć mnóstwo swoich miejsc na drodze, które niejako nie tylko
na chwilę odciągną naszą uwagę od tego, co dzieje się w danej chwili.
A chwilami naprawdę się zapominałem. I bardzo dobrze.
bo pierwszy przejazd za bardzo wziąłem na poważnie. Ale przecież bez niego zwyczajnie bym teraz nie istniał.
To MRDP z roku 2013 było moją przepustka do świata rowerowego. Byłem z Lucjanem, więc było łatwiej, było całkiem odmienne.
Deszcz dotychczas zrobił swoje, ale myślę, że pod domem tez bym jeździł w deszczu, choć pewnie mniej.
I pamiętajcie o najważniejszym...10 dni, nie więcej. Po 10 dniach to w ogóle nie smakuje.
Nie wiem bo nie jadłem tego po tym okresie, ale tak jest.
Nie trzeba przecież iść na dworzec PKP, żeby dowiedzieć się jak wygląda pociąg...
Prawda Marecki ?
- DST 50.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
MRDP 6 relacja
Czwartek, 16 września 2021 · dodano: 16.09.2021 | Komentarze 0
To widok z Głodówki, gdy było tylko zimno
z Głodówki wyjechałem około 7 nad ranem.
Wstałem zmarznięty. W pokoju w schronisku było zimno, na dworze było jeszcze zimniej.
I co ? Ruszyłem. I co ? I od razu 10-cio kilometrowy zjazd.
Ależ było mi potężnie zimno, z nadzieją wypatrywałem Zakopane.
I dojechałem tu, bez zatrzymywania się, ale pocierpiałem sobie, a najbardziej kolana.
Nic złego się jednak nie wydarzyło.
W Czarnym Dunajcu trochę zaczął straszyć deszcz, padał, nieznacząco, ale jednak padał.
Na trasie nie było żadnych miejsc, gdzie byłoby można się posilić...tzn były, ale szczelnie pozamykane.
Tu spotkałem także Irka Szynochę...zmarzniętego, mokrego, niewyspanego.
Porozmawialiśmy chwilę, po czym odjechałem od niego.
W pobliskiej Jabłonce udało mi się zjeść zestawowe śniadanie...pychota.
Po godzinnym śniadaniu wyjechałem w trasę i...zaczęło lać.
Deszcz początkowo w niczym mi nie przeszkadzał, gdyż droga najpierw była płaska, a potem wyłącznie się wznosiła.
I tak w dobrym humorze dojechałem do m. Zawoja.
Potem była jednak tragedia. Zjazdu do Stryszawy w tych okolicznościach nie zapomnę nigdy.
Potężny zjazd, potężna ulewa, asfalt śliski, hamulce trzeba było umiejętnie używać, aby ich całkowicie nie zużyć na jednym odcinku drogi...
pamiętam tylko tyle, że na dole wpadłem do jednej z karczm prosząc o koc i herbatę.
Otrzymałem tylko herbatę. Calutki przemoczony i wychłodzony, ale już w trochę w czymś cieplejszym siedziałem z pół godziny w lokalu, aby się choć trochę zagrzać. Znowu wyjechałem w trasę, mniej padało, albo wcale.
Gdy wjeżdżałem do Milówki to znowu zaczęło lać. Zdążyłem się schować w swojej ulubionej miejscówce i zjeść obiad będąc w miarę suchym. Wyjechałem jednak ponownie w wielkich strugach deszczu.
Nie było sensu czekać na przejaśnienia i jakikolwiek cud. Niebo całe zakryte było chmurami.
Potem jednak znowu przestawało padać lub padało mniej.
Tak czy inaczej non stop byłem jednak mokry.
na całe moje szczęście Jaworzynkę, Istebnę i Wisłę przejechałem bez opadów...tu przecież sterta podjazdów jest i zjazdów.
Potem jednak aura zrekompensowała mi się.
W Cieszynie zdążyłem zjechać na CPN, zjeść stertę słodyczy i...dopiero wtedy zaczęło lać.
Toż to było totalne oberwanie chmury.
Wyjechałem oczywiście przed siebie, bo nieba już w ogóle nie widziałem, a na cud nie liczyłem.
Z przystanków autobusowych pozdrawiali mnie kibice, a ja mknąłem przed siebie.
Wzniesień nie było, czego boję się podczas deszczu, ale droga nie była dobrej jakości, obawiałem się więc, że jedna wyrwa skreśli mnie
z projektu MRDP. Należy dodać, że woda wręcz płynęła asfaltem, nie widziałem więc stanu drogi.
Za Zebrzydowicami z drogi zjechałem na całkiem całkiem drogę dla rowerów.
Długa nawet była, zajebista, jakiś nowy towar oddany do użytku. Już nie padało, ale oczywiście na wyschnięcie nie było szans.
Byłem tu późnym wieczorem, około 22- giej. Totalne ciemności, samotność.
DDR miała nawet kilka tuneli, oświetlonych. wspaniała.
Wyjechałem z niej przed miejscowością Gorzyce.
Zmierzałem do punktu kontrolnego zorganizowanego w miejscu zamieszkania jednego z kibiców MRDP tj. Romana.
I teraz będzie ciekawie.
Wjeżdżam na posesję ( domek jednorodzinny ), cicho, pusto, nikogo nie widzę, nikogo nie słyszę.
Nagle stojąc przy drzwiach garażowych widzę na nich kartkę A4 z logo MRDP.
Już miałem dzwonić do domku, ale przypadkiem otworzyłem drzwi garażu.
Zobaczyłem w nim kilka osób, między innymi Przemka Rudę, śpiących w śpiworach na matach.
Na jednym ze stołów były słodycze, napoje, czajnik itp, itd...no i co z tego ?
Trzęsłem się w tym garażu jak galareta. O dziwo miałem siły jedynie podnieść jakieś trzy słodkości.
Wyjąłem telefon, aby zorientować się, czy w pobliżu byłby jakiś możliwy nocleg.
niestety w tej miejscowości ( Gorzyczki ) nie było zasięgu internetu.
Nie miałem zamiaru kłaść się do śpiwora, nie miałem też jednak zamiaru jechać w dalszą drogę ryzykując to,
że nie znajdę noclegu. Nocleg był dla mnie rzeczą priorytetową...jak tu jednak zasnąć?
Było mi potwornie zimno, kolegom zresztą też...
Żeby było jasne...Przemek Ruda gadał do mnie ze śpiwora, poznałem go jedynie po głosie.
Powiedział, że wlazł do śpiwora cały mokry, nawet nie starał się niczego nie zdejmować, jest nawet nie źle według niego.
Postanowiłem też to zrobić widząc, że jednak mimo wszystko żyje.
Cały mokry wlazłem do śpiwora, zamknąłem się w nim calutki, zamek zasunąłem nad głową zostawiając sobie
niewielką część do oddychania.
Ależ to było mordęga, nigdy czegoś takiego dotychczas nie doświadczyłem.
napiszę tak...sam mimo wszystko w tym garażu w takich okolicznościach bym nie przebywał.
Zwyczajnie bym stamtąd uciekł. Widząc kolegów, to, że dają jakoś radę...jakoś to zniosłem.
Punkt pewnie dobry, ale o widnej porze dnia i gdyby wcześniej deszcz nas nie wykończył.
Bez żadnej farelki, ciepłego źródła wszystko przerodziło się w zło.
Spałem z przerwami może ze trzy godziny.
Muzyka Enigmy miała za zadanie usypiać mnie wtedy, gdy tylko budziło mnie przenikliwe zimno i nieustannie szczekający kundel z budy obok posesji.
w tym dniu przejechałem 280 kilometrów, z suma przewyższeń 3150 metrów.
ogólnie po sześciu dniach przejechałem 1929 kilometrów z suma przewyższeń 14668 metrów.
trasa: Niedzica- Łapszanka- Głodówka- Zakopane- Czarny Dunajec- Jabłonka- Zawoja- Stryszawa- Milówka- Jaworzynka- Istebna- Wisła- Ustroń- Cieszyn- Zebrzydowice- Gorzyczki.
tak to było.
Nigdy nie przestane jeździć.
- DST 13.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
KRAKÓW
Środa, 15 września 2021 · dodano: 15.09.2021 | Komentarze 0
...a dziś w Krakowie.- DST 18.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
ZAKOPANE
Wtorek, 14 września 2021 · dodano: 15.09.2021 | Komentarze 0
odpoczywałem po królewsku w Zakopanem.- DST 301.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
MPP dzień 3
Poniedziałek, 13 września 2021 · dodano: 15.09.2021 | Komentarze 0
dziś dojechałem na Głodówkę, czyli...mam i ja.relacja oczywiście potem
- DST 388.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
MPP dzień 2
Niedziela, 12 września 2021 · dodano: 15.09.2021 | Komentarze 0
z miejscowości Nielbark dojechałem do miejscowości Snochowice...kompletnie nie wiem gdzie to jest.relacja oczywiście potem
- DST 328.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
MPP dzień 1
Sobota, 11 września 2021 · dodano: 15.09.2021 | Komentarze 0
w ramach MPP przejechałem 326 km dojeżdżając do miejscowości Nielbark przy DK nr 15.relacja oczywiście potem.
- DST 23.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
MPP preambulum
Piątek, 10 września 2021 · dodano: 10.09.2021 | Komentarze 4
... przerwałem relację MRDP.Kiedyś powiedziałem sobie i Innym, że w MPP wystartuję wtedy, gdy dystans będzie wynosił minimum 1000 km.
... ma, więc jestem na Helu.
otrzymałem numer startowy, dziwne 116.

- DST 50.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
MRDP 5 relacja
Czwartek, 9 września 2021 · dodano: 09.09.2021 | Komentarze 0
ZASPAŁEM !!...pierwsze spojrzenie przez okno po przebudzeniu i...od razu niepokój.
Bo już widno było. Na szczęście zaspałem tylko o godzinę.
Wyjechałem o 6 nad ranem. Byłem zły bo w dniu dzisiejszym moim założeniem było jak najszybciej dojechać do m. Barcice.
By wszystkie podjazdy do Krościenka nad Dunajcem przejechać w towarzystwie Słońca.
Nie do końca się to udało.
...ale najpierw wyjechałem z Kalnicy.
Droga do Tylawy pełna emocji, wspomnień, moich obrazów...cudne emocje.
Nawet ten rozwalony długimi odcinkami asfalt jestem w stanie znieść tak jak wczorajsze ulewy.
Dziś nad ranem trochę próbowało padać, ale ogólnie dzisiejszy dzień można uznać za wyśmienity pogodowo.
W Tylawie w swojej miejscówce zjadłem oczywiście śniadanko, pyszne śniadanko.
A potem ? Potem to już jazda na Głodówkę. Dzisiejszym moim celem jest właśnie Głodówka, z założeniem, że dojadę tam w okolicach północy.
Dobrze, że dziś nie padało ponieważ dzisiejszy dzień przejechałem z najwyższą liczbą przewyższeń.
Mnóstwo podjazdów...Krempna, Banica, Tylicz, potem sterta przed Krościenkiem, a po północy jeszcze Łapszanka, Brzegi itd itp.
Wszystkie podjechałem, czasami Ktoś do mnie podjechał, do kogoś ja przyjechałem. Ogólnie jednak pustkowie.
Ale asfalty jakieś normalne. Przepiękne podjazdy, takie coś uwielbiam, ale podczas dobrej pogody.
Żadnego się nie obawiałem, każdy doskonale znałem, co do kilometra.
najlepiej wspominam Banicę i Tylicz, które ostatnio nocą pokonywałem przy okazji MRDP Góry,
RAP niestety tą drogą nie jechał, a szkoda, wielka szkoda.
jeszcze raz napiszę...cudowne podjazdy, widoki, krajobrazy, uczucie z rowerowania wyśmienite.
W Barcicach byłem późno. Ta godzina zaspana zrobiła jednak różnicę.
No, ale cóż...trzeba było jechać. Więc pojechałem.
W Barcicach przejechałem przez otwarty szlaban kolejowy, pociągu nie było, ale i tak pomyślałem o Mareckim.
a potem tylko podjazdy i zjazdy...nocą, choć dobrze, że nie podczas ulewy.
W Krościenku nad Dunajcem byłem jakoś o 23- ciej.
Zdążyłem zjeść kolację na CPN- ie i byłem w pełni przygotowany na atakowanie ostatniego odcinka drogi.
Po przeczytanych wiadomościach napisanych przez tych, którzy byli przede mną straszono mnie...niską temperaturą w rejonie Niedzicy i Łapszanki. No tak, było zimno, ale miejsca w których miałem możliwość być tak późnej nocy...w pełni mi to zło zrekompensowały.
Nie zrobiła na mnie wrażenia niska temperatura. Co prawda już wykorzystałem wszystkie części odzieży na wszystkim co ma moje ciało,
ale nie trzęsłem się.
O północy byłem dokładnie w Niedzicy. Przepięknie Księżyc oświetlał taflę wody i to, co było przede mną.
A przede mną była Łapszanka.

Niesamowite...tutaj mogę jechać z szeroko zamkniętymi oczami.
Nie ma mowy o szybkiej jeździe, bo początkowo nieznacznie, a potem już w sposób znaczący droga wznosi się wyłącznie ku górze...
i bardzo dobrze. Cichutko, ciemno z oświetleniem ulicznym i ...mnóstwo brzmiących dzwonków i dzwoneczek owieczek i krów.
Żałujcie, że w tym czasie nie byliście ze mną w tym właśnie miejscu.
Powoli wjechałem na szczyt osiągając jego kulminację.
I stało się. Można napisać, że byłem w tym miejscu o każdej porze dnia i nocy...po raz pierwszy w tak głębokiej nocy.
Pasmo górskie znajdujące się w oddali widać było doskonale...tak piękne, że aż straszne, ciemne.
Rowerowo nie było potem, aż tak przyjemnie jak wcześniej bo zimno przypomniało jednak o sobie, zwłaszcza podczas zjazdów.
Przez Brzegi wjechałem na Głodówkę, gdzie miałem nocleg. Wjechałem tu dokładnie o 2.30.
W schronisku piekielnie zimno było i na korytarzach i w pokoju, ale gruba kołdra za to była, więc szybko zasnąłem.
trasa: Kalnica- Tylawa- Krempna- Gładyszów- Banica- Tylicz- Muszyna- Piwniczna Zdrój- Krościenko nad Dunajcem- Niedzica ( do północy ) tego dnia przejechałem 301 kilometrów z sumą przewyższeń 3831 metrów.
ogólnie po pięciu dniach przejechałem 1649 kilometrów z sumą przewyższeń 11518 metrów.
nic mnie nie boli, rower też ma jeszcze ochotę do jazdy. jest OK.
Nadal jestem w grze podczas trzeciego projektu MRDP.
To dobrze, że tu jestem. bardzo dobrze, że tu jestem.
Ja powinienem tu dzisiaj być i byłem.
tak to było.
Nigdy nie przestanę jeździć.
- DST 69.00km
- Sprzęt GIANT ANTHEM 3
- Aktywność Jazda na rowerze
MRDP 4 relacja
Środa, 8 września 2021 · dodano: 08.09.2021 | Komentarze 0
...wspólnie z Pawłem i Witoldem wyjechałem w trasę o 5 nad ranem, przy lekko padającym deszczu.Było chłodno. Wspólnie dojechaliśmy do odległego o kilkanaście kilometrów Hrubieszowa.
Razem wpadliśmy tam na miejscowy CPN.
Ja na chwilę, koledzy zostali na śniadaniu. Wypiłem szybko swój ulubiony napój, zjadłem ulubioną słodycz i to wszystko.
Zobaczymy się jeszcze tylko raz.
Pierwsze nieśmiałe wniesienia pojawiły się oczywiście na drodze w kierunku Tomaszowa Lubelskiego.
Nic szczególnego. Na drodze tej myślałem wyłącznie o śniadanku w Tomaszowie właśnie.
A tymczasem, raz lało bardziej, raz mniej, raz wcale, ale częściej lało.
Po ponad dwóch godzinach zjawiłem się na śniadanku. Byłem sam, gdy skończyłem posiłek zjedzony na zimniej podłodze, jak najdalej od włączonej klimatyzacji... to wpadała tu cała ekipa z Pawłem i Witoldem na czele.
Wyjechałem znowu sam. Zdążyłem minąć Tomaszów i...no to dopiero zaczęło lać, totalne oberwanie chmury trwające przez ponad godzinę jazdy. Zatrzymałem się w tych warunkach tylko raz, w Narolu, aby wysłać info, że tu jestem.
Lało, ale dobrze też, że zimno było normalnie, a nie jakoś przenikliwie.
I nie jechałem sam w takich warunkach.
Późniejsza jazda, aż do Przemyśla to walka wszystkich z wiatrem.
na trasie nagle pojawiło się więcej uczestników MRDP. Od południa przestało padać, zrobiło się nawet ciepło.
Ogólnie trasa przebiegała mało ruchliwymi drogami, niekiedy wręcz lasami,
ostatnia prosta do Przemyśla mimo zwężenia pasów z uwagi na roboty drogowe nie stanowiła żadnych przeszkód.
Było Ok, tym bardziej, że wraz z kilkoma osobami trafiłem na super restaurację w hotelu na obrzeżach Przemyśla.
Zamówiłem standardowy posiłek, czyli: rosół i naleśniki z coca colą i lodem.
Cała zabawa miała się zacząć od teraz. Od 15- tej, dzisiejszego dnia właśnie.
Obliczanie czasu, kilometrów, ustalanie taktyki, ustalanie założeń, kombinowanie, ocenianie...to u innych.
A ja cieszyłem się bardzo, że niebawem wjadę całym sobą w to, co było przede mną.
Cieszyłem się niesamowicie, niezmiennie, tak jak kiedyś, na samą myśl, że za kilkadziesiąt minut tam będę zapomniałem o całym świecie.
Cieszyłbym się także w taki sam sposób nawet wtedy, gdybym był tu też wczoraj, albo tydzień temu.
Co chwilę podjazd, zjazd i tak w kółko z kilkoma prostymi.
...szkoda tylko, że gołym okiem było widać to, że pogoda pewnie niebawem się zmieni, i to diametralnie.

Na Arłamów wjechałem przy bardzo słabo padającym deszczu, można wręcz napisać...udawało, że padało.
Z Arłamowa zacząłem zjeżdżać już w strugach deszczu, a potem ?
Potem było już tylko gorzej.
Ten rejon, od tych miejsc właśnie jest mi bardzo bliski rowerowo. Bo to były moje pierwsze rowerowe góry.
Tak wiele miłych i wspaniałych słów używam opisując te tereny, że ich zwyczajnie mi już brakuje gdy nie mam możliwości ich powtarzania.
O tym, co mam w sercu na myśl o Bieszczadach nie jestem w stanie napisać w kilku słowach, nie mam zaś tygodnia, aby o tym w pełni napisać.
Dlaczego więc ? Pytam dlaczego, po raz kolejny witają mnie tu najgorsze warunki atmosferyczne?
Po godzinie jazdy w Ustrzykach Dolnych zatrzymałem się na przystanku...wypiłem wszystko, co miałem, zjadłem osiem batonów,
tylko tyle miałem przy sobie. Wszystko to trwało kilka minut, a wychłodziłem się w tym czasie niesamowicie.
Opady zmalały, nasilił się jednak wiatr...nawet przez chwilę się przestraszyłem pokonując pierwsze kilometry po przerwie, że coś może mi się stać.
Było mi bardzo zimno.
Gdy w wyniku jazdy rozgrzałem się i polepszyło się z tego powodu moje samopoczucie to znowu zaczęło lać.
Najtrudniejsze było to, że było już po 19- tej, słońce konsekwentnie szybko chowało się do siebie.
Całkowicie zachmurzone niebo oraz sterta lasów tylko przyspieszyło uczucie, że jest ciemniej.
I nagle stało się ciemno. A wtedy zaczęło lać jeszcze bardziej. Zdążyłem jeszcze w jakichś normalnych warunkach dojechać do Czarnej Góry. Potem było już tylko źle. Deszcz, ciemność, przenikliwe zimno, za mało podjazdów, za dużo zjazdów po dziurawej drodze.
Nie jechałem za szybko, ani przez moment nie zaryzykowałem, priorytetem było dla mnie to, aby za wszelką cenę dojechać dziś za Ustrzyki Górne. I zrobiłem to.
W moich Kochanych Lutowiskach to już było oberwanie chmury, jak na zamówienie.
Po raz pierwszy zerwałem z tradycją i nie zatrzymałem się tutaj. Nie dlatego, że i tak bym nie zobaczył gór przede mną tych w oddali.
Czułem nawet złość do tego miejsca. I jest mi teraz przykro, że tak o tym miejscu piszę, ale wtedy tak właśnie myślałem. To mogło się wydarzyć kilka razy, ale nie niemal zawsze, trzykrotnie pod rząd.
Dlaczego tak mi się wydarzyło ? Dla mnie być w tym miejscu to zwyczajnie zapomnieć się, piękniejszego uczucia we mnie nie ma.
A wtedy walczyłem , naprawdę walczyłem. Co innego było dojechać do Ustrzyk Górnych, czym innym było zaś jechanie jeszcze dalej.
Ustabilizować w sobie emocje i temperaturę ciała w takich warunkach było wyjątkowo trudne dla mnie...
na trasie nikogo nie dogoniłem, nikt też nie dojechał do mnie.
Gdy dojechałem do Ustrzyk Górnych to Witold i Paweł byli dopiero w Arłamowie...a tego dnia dojechali zaledwie do Ustrzyk Dolnych.
Sympatyczni, nie zobaczyliśmy się już na trasie.
W Ustrzykach Górnych od razu wszedłem do caryńskiej.
Akurat trwał jakiś góralski recital.
Przy wejściu stał stolik, jakby przygotowany wyłącznie dla mnie, było po 21- ej, wlazłem z rowerem.
Zamówiłem kwaśnicę na rozgrzanie oraz mega naleśnik z jagodami, po czym wyjąłem ze skrzyni koc i otuliłem się nim.
Byłem cały przemoczony, zmarznięty, ale to miejsce sprawiało jakoś, że potrafiłem to mimo wszystko znieść, a raczej przecierpieć.
Pani oczywiście zapomniała o kwaśnicy, podała mi naleśnik, po którym już na kwaśnicę nie miałem ochoty tylko na...kolejny naleśnik.
Naleśniki poezja, pełne jagód, leżące przede mną poezje.
Spędziłem tu blisko godzinę. Nie walczyłem z tym, aby odjechać bo wiedziałem, że tu nie zostanę. To dopiero 22 była.
Nocleg zaplanowałem sobie w odległej o 24 kilometry Kalnicy.
Czyli krótka prosta, mega podjazd i zjazdy z prostymi w totalnych ciemnościach.
Teraz opiszę Wam to, co wtedy czułem.
Z Caryńskiej wyszedłem dosłownie jak na stracenie. Dosłownie kamikadze.
Pogoda była taka, że gdybym miał takie coś pod domem to od razu uciekłbym do wnętrza budynku.
Totalna ulewa, silny przenikliwy wiatr, zmęczenie całodniowe i niesamowita ciemność i ja sam.
Na całym odcinku minęły mnie może ze dwa samochody, wszyscy pochowani w domach.
Czasami piękne uczucie bo czuję jak wznoszę się ciągle ku górze, gdyby jeszcze to wszystko co zostawiłem na dole było oświetlone to byłby cudny widok.
Dobrze słyszałem dzwonki krów, które się pasły obok drogi a których nie widziałem.
Gdybym nie jechał w pewne miejsce, bez potrzeby nawigacji to nie wiem, jakbym się zachowywał o tej porze w tym właśnie miejscu.
Przerażało mnie chwilami to, co robiłem. Awaria roweru teraz...? nie wyobrażam sobie, jakbym się zachował.
W Kalnicy ledwie wlazłem do swojej miejscówki.
Otrzymałem pokój, który oczywiście nie był ogrzewany, typowe schronisko.
Od razu wszedłem pod gorący prysznic, już nie siedząc pod wodą, a leżąc...trwało to z pół godziny.
Potem było strasznie zimno.
Miałem oczywiście pościel, przed wejściem do łóżka zdążyłem podłączyć wszystko do ładowania oraz
rozłożyć rzeczy tak, by choć trochę wyschły.
I wiecie, co się wydarzyło ?
Przykryłem się całą kołdrą, ręce również pod nią chowając...spoglądam w lewo i widzę leżący telefon.
Myślę sobie, że muszę nastawić budzenie, ale było mi tak zimno, że bałem się wyjąć ręce.
Pomyślałem sobie, że...jeszcze przez chwilę je zagrzeję i wtedy wezmę telefon....niestety
po kilku sekundach zasnąłem. ( jutro będzie tego efekt )
trasa: Rogalin- Hrubieszów- Tomaszów Lubelski- Narol- Medyka- Przemyśl- Arłamów- Krościenko- Ustrzyki Dolne- Lutowiska- Ustrzyki Górne- Kalnica dzisiaj przejechałem 315 kilometrów z sumą przewyższeń 2092 metrów.
( 315 km, Pawłowi przez dwa dni mówiłem, że w górach trzeba przejechać minimum 300 kilometrów, a czas liczyć sobie od rana do północy, a nie od 12 do 12 w południe. Te ostatnie 12 godzin na MRDP trzeba traktować jak gratis, awaryjnie, a średnie tworzyć wyłącznie do północy każdego dnia, codziennie ).
Ogólnie po czterech dniach przejechałem 1348 kilometrów z sumą przewyższeń 7687 metrów.
tak to było.
Nigdy nie przestanę jeździć.








