Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi robert1973 z miasteczka Elbląg. Mam przejechane 579228.00 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią brak danych. i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy robert1973.bikestats.pl

Archiwum bloga



Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2021

Dystans całkowity:5329.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:183.76 km
Więcej statystyk

RACE AROUND POLAND cz. 3

Środa, 11 sierpnia 2021 · dodano: 11.08.2021 | Komentarze 3

...4 nad ranem. Zgodnie z obietnicą.

Wstałem o 3.30, byłem wyspany.
Pierwsze spojrzenie na pokój...Ktoś śpi, prawie z rowerem.
Na korytarzu...stoi tandem, czyli Patrycja i Jarek też gdzieś tu są.
Wyjechałem z Kalnicy o 4 rano, było ciemno. Tak chciałem, żeby się stało.
podpowiem jednak, że jeśli Ktoś musiałby walczyć na RAP to nie powinien spać w Kalnicy.
Dlaczego ?...napiszę potem.

Pierwsze 80 km to wycieczka krajoznawczo poznawcza i napajanie się pięknem Bieszczad.
Wszystko cudowne, oprócz dróg, ale jakoś udało mi się najmniej im poświęcać uwagi.
Prawie zero ruchu, po godzinie mała ulewa, ale potem sucho i cieplutko.
I mnóstwo, potężnie mnóstwo wspomnień.
Właśnie to lubię w widoku Bieszczad...pozwalają uchwycić i przeżyć raz jeszcze wspaniałe chwile.
Cisna, Komańcza, Jaśliska...przepięknie tu jest.
Śniadanko w Tylawie, w swojej miejscówce, kilkaset metrów od śladu trasy.
Ten odcinek i początek dalszego nie przerażał mnie wcale, bo wiedziałem czego się spodziewać, bo pogoda była idealna.
Bo byłem tu nie raz, raz jeszcze.
Wzniesienia przez Magurski Park Narodowy, aż do Krynicy Zdrój.
Trzeba było się postarać na trasie, aby nie tracić minut.
W Krynicy Zdrój zjadłem obiad około 15- tej i ...laba.
Przez Muszynę i Piwniczną Zdrój, aż do miejscowości Barcice...prawie płasko jak stół.
Odcinek ten zakończyłem jakoś około 18- tej i...zaczęło się.

W Barcicach skręca się w lewo od razu na przejazd kolejowy ( poczekałem grzecznie, aż przejedzie pociąg myśląc o Mareckim ) i...jazda ciągle pod górę.
Początkowo jakieś normalne wzniesienie, ale potem...niesamowite podjazdy kilkunasto procentowe.
miałem motywację tu jechać szybciej niż normalniej.
Za mną na niebie mknęły bowiem potężnie czarne chmury z grzomtami.
Przede mną i nade mną niebiesko, suchutko, cieplutko, ale gdy tylko miałem możliwość obejrzenia się za siebie pomyślałem o Zawodnikach jadących za mną...miałem naprawdę komfort.
Burza na całego goniła mnie, a ja na liczniku nie przekraczałem prędkości 10 km/h.
Po wjechaniu na górę na szczycie w Przysietnicy dojechał do mnie Czech Aleś Vanicek.
...potem ostry zjazd, Czech zjechał pierwszy...po kilku sekundach straciłem go z pola widzenia. Niebezpieczne zjazdy, równie strome co podjazdy, asfaltowo betonowe z licznymi resztkami piasku lub żwiru na ich powierzchni.
Zjeżdżałem ostrożnie, nie przesadzając jednak, by nie skończyć hamulców...ten cały odcinek z podjazdem i zjazdem jechałem ze trzy godziny. Po wjechaniu na płaską część etapu...zaczęło potężnie lać.
Nie ukrywam. Z Vanickiem schowałem się pod wiatę autobusową, było tyle wody na ulicach, że przejeżdżający samochód całą deszczówkę z asfaltu lał na nas. Taka aura trwała blisko godzinę. W tym czasie zaryzykowaliśmy jednak wyjeżdżając na ulicę by dotrzeć do pobliskiej restauracji.
Czas do 21- szej poświęciliśmy na kolację. Później były dwa podjazdy, już nie tak potężne, jak ten ostatni, w dodatku deszcz padał co raz mniej, a potem wcale. W okolicy Dębna pojawił się znowu prosty odcinek, było już po 22-giej.
Tak do końca jednak nie było. Na trasie tasowałem się z Czechem, który doganiał mnie na zjazdach, ja odjeżdżałem mu natomiast na podjazdach. Fajny z niego Gość, rozumiał mnie doskonale, ja jego prawie w połowie.
Było nam miło, w końcu zjedliśmy wspólnie kolację !!
Ostatnie dobre blisko 10 kilometrów, aż do samego punktu kontrolnego non stop pod górę, chwilami potężnie.
Powtarzam, do samego końca, płasko było zaledwie przez ostatnie 50 metrów.
Wjechałem na punkt dwie minuty przed Czechem po godzinie 23- ciej.

Na punkcie 5 minut przede mną zameldował się Jacek Witeska...nie wiem czy Ktoś był tu wtedy jeszcze.
Na pewno wcześniej była Agatka.

Takie małe spostrzeżenia.
Dorotka Orłowska podjazd do Przysietnicy rozpoczęła w trakcie burzy, wiem także, że zaraz za nią jechała Patrycja z Jarkiem, którzy właśnie z uwagi na fatalne warunki atmosferyczne zrezygnowali z dalszej jazdy. Bo w takiej pogodzie nie mieli żadnych szans na pokonanie podjazdu do Przysietnicy.
Łatwiej więc było nocą jechać w okolicy Kalnicy, niż tutaj, nawet wtedy gdyby tu nie lało.
Cóż z tego nawet gdyby przyjechali do Czorsztyna nad ranem ?
Nad ranem  to ja już wyjeżdżałem z Jackiem i Anisiem w kierunku głównych Tatr..

ten odcinek ultramaratonu był wymagający bo trwał 324 km z sumą przewyższeń 3.976 metrów.
Łącznie w trzy dni przejechałem  933 kilometry z sumą przewyższeń 7783 metrów.
Nic mnie nie boli, nic nie mam obtartego, w rower nie ingeruję w ogóle.
Przypominam, że na żadnym z dotychczasowych punktów kontrolnych nie miałem żadnego przepaku.
Jadę ciągle w jednym stroju, na przemian zakładając lub ściągając nogawki albo kurtkę przeciwwiatrową.
Nieustannie jestem ubrany w czarną koszulkę na długi rękaw.

Byłem mocno podekscytowany będąc w tym miejscu.
Cieszyłem się jak dziecko, że znowu, po raz kolejny, jutro z samego rana będę na podjeździe na Łapszankę.
To jedno z najbardziej ulubionych miejsc dla mnie w Polsce.

Jeśli nie kochasz Gór, jeśli po drodze nie znajdziesz kilku swoich miejsc, ale takich, które zmuszą Cię do zejścia z roweru...
to nigdy nie przejedziesz Race Around Poland w wymaganym limicie. 
Początek gór, a na trasie już nas mało było...przynajmniej przede mną.
Nie przywiązywałem dużej uwagi na upływające kilometry, częściej patrzyłem na przewyższenia, ale najbardziej cieszyłem się z tego, że mogę tu być, tu i teraz właśnie...kompletnie zapominając czasami jaki jest tego cel.
Z uwagi na swój zły stan zdrowia nie zakładałem jazdy w trupa, silnej walki o zwycięstwo.
Celem moim było przejechanie wielu moich miejsc w tak krótkim czasie.

Zasnąłem o godzinie 0:30.
trasa: Kalnica- Cisna- Komańcza- Krempna- Kąty- Męcina Wielka- Ropica Górna- Smerekowiec- Uście Gorlickie- Berest- Krynica Zdrój- Muszyna- Piwniczna Zdrój- Barcice- Przysietnica- Gronie ( Dunajec ) - Ochotnica Dolna i Górna- Maniowy- Czorsztyn.

tak to było.
Nigdy nie przestanę jeździć.


RACE AROUND POLAND cz. 2

Wtorek, 10 sierpnia 2021 · dodano: 10.08.2021 | Komentarze 2



...z punktu kontrolnego w Hrubieszowie wyjechałem przed 5-tą nad ranem.
Nie miałem ochoty dłużej siedzieć.
Wyjeżdżałem tak jak wczoraj, z numerem 1973.
...Nikt nigdy w Race Around Poland nie będzie miał prawa go założyć na siebie i obkleić nim swojego numeru.

Wyjechałem. Spoglądając na dzień poprzedni, a raczej poprzednią noc miałem kłopoty z pozyskaniem czegokolwiek innego do picia niż Red Bull. Piąta nad ranem, niedziela...totalne pustki zarówno w Hrubieszowie, jak i w jego okolicach.
nawet mi zdarzy się kiedyś chcieć pić. I dziś z samego rana tak właśnie się czułem. Miałem olbrzymie pragnienie, a wokół nic.
Być może dlatego, że w hotelu w Hrubieszowie było bardzo Gorąco !!
Mija 10, 20, 30 kilometrów....i nic. Patrząc na osoby wychodzące z domków będących przy trasie miałem myśli, aby może podjechać i poprosić o picie. Pierwsza stacja benzynowa pojawiła się w połowie drogi do Tomaszowa Lubelskiego w m. Lipowiec...dla mnie oaza.
Na drodze totalne pustkowie, pogoda wczoraj i dziś...wyśmienita. Zaczynają pojawiać się pierwsze wzniesienia...trudniejsze dla mnie raczej ze względu na zły stan nawierzchni, niż z poziomu nachylenia. Na odcinku do Tomaszowa wyprzedziłem może ze dwóch Bikerów...fakt, że każdy z nich wzniesienia te pokonywał na najmniejszym przełożeniu pozwolił mnie utwierdzić w przekonaniu, że będzie się działo za dzień, dwa. W rzeczywistości jadę samemu oczywiście. W Tomaszowie Lubelskim expressowe śniadanko na CPN i...jadę na obiad do Przemyśla.
Zatrzymałem się dokładnie 15 km przed Przemyślem w swojej ulubionej miejscówce.
Wcześniej byłem na rozstaju dróg z oznaczeniem: w lewo Przemyśl, w prawo Rzeszów ( dlaczego takiego widoku nie mam na co dzień ? )
Nie pamiętam z kim zjadłem tu obiad, Ktoś dojechał do mnie po 10 minutach, ale nie wyjechaliśmy już razem...Gość postanowił przeznaczyć godzinę dłużej ode mnie na odpoczynek. Biorąc pod uwagę fakt, że ja sam pozwoliłem sobie w tym miejscu na godzinę totalnej laby i wspominania...przedłużanie przerwy z powodu zmęczenia przez tego Bikera sprawiło, że zacząłem już Innych rozumieć co raz mniej.
Przecież tu jeszcze nic się nie zaczęło...Arłamów i początek Gór za kilkadziesiąt kilometrów...

Około godziny 13- tej minąłem Przemyśl i zacząłem jechać w kierunku swoich Ukochanych Bieszczad.
Już w okolicy m. Fredropol mogłem zobaczyć cudowną panoramę tych Gór. Ojejku, ależ tu cudnie.
Przed głównym podjazdem na Arłamów dogoniłem Dorotkę Orłowską...wspólnie dojechaliśmy do Ustrzyk Górnych, gdzie zjedliśmy wyśmienitą kolację. Ale do UG nie jechaliśmy razem, na tym odcinku drogi tasowaliśmy się kilkukrotnie...Dorotka jechała, a ja zatrzymywałem się w kilku swoich ulubionych miejscach, z Ukochanymi Lutowiskami na czele, napajając się wspomnieniami do pełna.
Od Jureczkowa do Ustrzyk Dolnych lał deszcz, który mimo wszystko nie zrobił na nas wrażenia.
Te miejsca są bardzo bliskie mojemu sercu- po prostu w tym regionie kończyłem swój pierwszy ultramaraton...BB Tour w roku 2010.
Tego nie da się zapomnieć, tych uczuć nikt mi nie zabierze. O ile na maratonie wjechałem tu dopiero od Ustrzyk Dolnych, to właśnie powrót do domu z Mareckim przebiegał z Ustrzyk Dolnych przez Arłamów do Przemyśla.
Ależ emocje, chwilami zapominałem nawet dlaczego akurat dziś tu jestem.
Jechałem spokojnie, swoim tempem, bez zmęczenia, nic mnie nie bolało, żadnych dyskomfortów.
Bardziej swój czas przeznaczałem na wspominanie, niż jakąkolwiek rywalizację.
Przypominałem sobie wszystkie miłe dla mnie chwile spędzone w tych miejscach, zarówno te odległe, środkowe, jak i ostatnie...
przecież ja tu w zeszłym roku finiszowałem na kultowym czerwonym WIGRY 3 !!
To wszystko sprawia, że pewnie się tu czuję, zarówno osobiście, jak i sportowo.
Trwałość tych wspomnień zapewnia mi wytrwałość w rowerowaniu.
Jedno miejsce, a tak wiele różnych wspomnień.
Pamiętam każdą z tych chwil, a w każdej było coś wspaniałego.
Byłem tu niemal na wszystkich swoich rowerach. Nie potrafię wybrać żadnej z nich i napisać: ta znaczyła więcej niż pozostałe.
Po tak wielu pozytywnych emocjach zwyczajnie nic nie ma prawa mnie tu przykrego spotkać.
Pewnie, że chciałbym się tu zatrzymać, być również i jutro i następnego dnia. Nie mogłem.

Ale wróćmy do wyścigu, bo Remek powiedział właśnie, że to nie jest jakiś ultramaraton tylko wyścig.

Przyjechałem do UG jakoś w okolicy 20- tej.
Po chwili pojawiła się Dorotka. Jeszcze na dobre nie porozmawialiśmy ze sobą, a już się dowiedziałem, że jestem Panem.
I tu doszło do śmiesznej, nietypowej sytuacji. Gdy tak oboje siedzieliśmy na przeciw siebie powiedziałem Dorotce, aby mówiła mi po imieniu...w efekcie wyciągnąłem do niej dłoń...brudną jak węgiel dosłownie. Wstydu nie było bo Dorotka ( młodziutka dziewczynka ) rękę miała trochę mniej brudną z wiadomego względu. Uśmieliśmy się i tyle. Wszystko działo się tak szybko. Na kolację ? Obowiązkowo kwaśnica, obowiązkowo w Zajeździe Pod Caryńską.

Trochę czasowo głupio to wyglądało. Piękny długi wieczór był przede mną, a kolejny punkt kontrolny w Kalnicy był już tak blisko.
Podjazdów za mną zaledwie kilka...Arłamów, Lutowiska, przede mną za chwilę Cisna...to jeszcze nie to, to jeszcze nie zbyt duży stopień trudności, ale bardzo chciałem tu być i jestem.
Za Kalnicą nocleg mogłem znaleźć jedynie jeszcze w Komańczy, potem pewnie długo nic nie ma. Biorąc pod uwagę pewny nocleg w Kalnicy postanowiłem tu zostać i w zamian następnego dnia wyjechać wcześniej niż zwykle, tak jakoś o 4 nad ranem.

Właściciele Centrum Wypoczynkowego w Kalnicy przyjęli nas uroczyście ( przyjechałem z Dorotką ) oczekując nas stojąc na drodze. 
Zaproponowano mi spanie w sali na jednym z trzydziestu łóżek...typowy schroniskowy pokój.
Charakteryzował się on tym, że było w nim potwornie Zimno !!
Zjadłem wszystkie słodkości, które posiadałem przy sobie, coś wypiłem i w opakowaniu położyłem się spać.
Szybko zasnąłem. A rower stał ode mnie w odległości zaledwie 30 centymetrów.

Hrubieszów- Tyszowce- Tomaszów Lubelski- Susiec- Dechnów- Oleszyce- Laszki- Radymno- Przemyśl- Fredropol- Huwniki- Makowa- Arłamów- Jureczkowa- Krościenko- Usrzyki Dolne- Lutowiska- Ustrzyki Górne- Cisna- Kalnica.

suma przewyższeń na dzisiejszym etapie wg mojego licznika wyniosła 2962 metrów.
łącznie po dwóch dniach przejechałem 609 kilometrów z sumą przewyższeń 3807 metrów.
Ależ mi frajdę sprawiły te dwa dni. W ogóle nie sprawdzałem statystyki, gdzie kto jest.
Najważniejsze dla mnie było to, że dziś jestem właśnie tutaj.

tak to było.
Nigdy nie przestanę jeździć.



RACE AROUND POLAND cz. 1

Poniedziałek, 9 sierpnia 2021 · dodano: 09.08.2021 | Komentarze 4

...mało brakowało, naprawdę, mało brakowało bym nie uczestniczył w RAP.
Dokładnie tydzień przed Race Around Poland w okresie gdy byłem chory otrzymałem propozycję polecenia na Islandię.
Wspaniałą Islandię, o której marzyłem od zaledwie kilku miesięcy.
jeden szczegół zadecydował o tym, że pozostałem w Elblągu.
potrzebowałbym kilkunastu dni, abym Wam to dokładnie wytłumaczyć.

Znaczących przygotowań do RAP nie było.
Bo wiedziałem, że jeśli pojadę to wyłącznie w jednym stroju, że nie będę brał żadnego bagażu i że mniej więcej pojadę drogami, które w większości znam, więc nie analizowałem ich.
Do Warszawy pojechałem dzień wcześniej w piątek, jako pierwszy meldując się w biurze zawodów na Ursynowie.
Ramek, pozostali Organizatorzy...no i ja.
Pierwsze powitania, zabranie gratisów i...ucieczka do hotelu. Pełny relaks.
po południu przyszedłem oczywiście na odprawę i tyle, znowu powrót do hotelu.

W dniu zawodów wstałem wcześnie nad ranem, śniadanko i spakowany o 9.00 przyjechałem na miejsce startu.
Na miejscu byli już Wszyscy. Profesjonalne sprawdzanie roweru, prezentacja itp.
Kilkanaście minut po 11- tej wraz z kilkunastoma Zawodnikami przejechałem drogami dla rowerów i ulicami Ursynowa ze startu Honorowego na start Ostry.
Jakieś...11 kilometrów.
Jadąc, tak jakoś na końcu i spoglądając obok siebie, wiedziałem, że ta trasa z mety Ostrej na metę Honorową...będzie najprzyjemniejszym dla mnie odcinkiem drogi. Byłem przekonany o tym, że ponownie przejadę ulicami Ursynowa, w czasie, gdy ktoś będzie na mnie jeszcze czekał.
Nie wynikało to z mojej pychy, lecz z pracy, jaką dotychczas wykonałem.
Mimo wszystko czułem tremę. Pomimo tak wielu dotychczas przejechanych ultramaratonów ten, tak jak i uprzednie, traktowałem w taki sposób, jakby był dla mnie tym pierwszym. I dobrze, że nadal mam tremę, bo dzięki temu czuję, że to, co robię ma sens.

Wystartowałem z miejscowości Obórki u brzegu Wisły dokładnie o godzinie 12:16.
każdy startował co dwie minuty, z tym, że przede mną nikt nie startował o 12:14, a za mną wystartowała jedynie Agatka Wójcikiewicz...o 12:18. Od początku jechałem takim tempem, jakim chciałem pokonywać ostatnie kilometry RAP.
Chciałem ten system zabić konsekwentną systematycznością.
Na około 10-tym kilometrze dogoniła mnie Agatka i w ten sposób zostałem ostatni na trasie.
Pierwszego Zawodnika dogoniłem na około 80- tym kilometrze, dopiero, już od wielu chwil myśląc, że może pomyliłem trasę ?
Jednak po dogonieniu pierwszego z nich, po chwili byli następni.
Po tym, jak koledzy w tych właśnie chwilach spędzali przerwy, sposób w jaki uzupełniali swoje zapasy dawał mi do zrozumienia to, że z co najmniej kilkoma z Nich już się na trasie nie zobaczę. I tak było.

Pierwsza przerwa nastąpiła po około 150 kilometrach w miejscowości Czemierniki, gdzie panie Gospodynie Wiejskie przyrządziły dla Wszystkich mały posiłek. A potem ? potem znowu monotonna jazda po płaskich drogach w kierunku na Dorohusk.
Wyprzedziłem już wieczorem prawie Wszystkich, mimo co raz gorszego stanu nawierzchni.
Chwilami totalnie była tragedia, przynajmniej dla mnie.
O sobie nie myślałem w ogóle, obawiałem się o Giant'a.
O północy dojechałem do miejscowości Zagórnik mając na liczniku przejechane 292 kilometry trasy RAP.
W pierwszym punkcie kontrolnym w miejscowości Hrubieszów zameldowałem się o 1 w nocy.
Już przy budynku hotelu na ulicy powitał mnie Mariusz Filipek. Krótkie uściski i...do budynku.
Ogólnie pierwszy odcinek trasy to rzeczywiście monotonna jazda przed siebie, z kilkoma zaledwie zakrętami, również po dziurach.
Nic szczególnego, żadnego konkretnego wzniesienia. Bez przesady, nie było tak nudno, wiele wspomnień ponownie wróciło we mnie, obrazów, skojarzeń, odczuć, wspaniałych odczuć. Byłem tu przecież po raz kolejny, a to daleko od Elbląga jest.
Łącznie na tym odcinku licznik wskazał mi zaledwie 845 metrów przewyższeń. Ale lipa...
Na trasie Organizatorzy z samochodu mnie na przykład trzykrotnie pytali na trasie czy wszystko jest OK.
Dla mnie to było ważne. Po południu wieczorem i o północy.

...od samego początku nie zakładałem jazdy przez całą noc. 
W końcu przecież są WAKACJE !!.
W hotelu wykąpałem się, zjadłem jakieś pierogi, wypiłem Red Bulla, a nawet pięć i...
pokazano mi łóżko na którym mógłbym pospać.
Wyglądało ono tak, że jeszcze moje plecy i głowa miały mięciutko, tyłek jednak z nogami leżał na dziwnie twardej powierzchni.
Nie dało się zasnąć. W dodatku po pół godzinie do mojego łóżka podchodzi jakiś gość z zapytaniem, czy może się przy mnie położyć?
Po zgodzie, położył się. Gdy zaczął chrapać to chrapało już pięciu innych, a innych trzech głośno oddychało podczas snu.
Nie zasnąłem. Nie zasnąłem również wtedy, gdy leżałem pod małżeńskim łożem Patrycji i Jarka, jak i na korytarzu, bo tu właśnie przy jednym ze stołu spał Czech Aleś Vanicek, który początkowo siedząc na krześle chrapał, a potem z niego spadł...wtedy wstałem na dobre.
Porozmawiałem trochę z Mariuszem tak jak na początku i...noc minęła.
nie spałem więc tej nocy w ogóle, ale trochę nogi moje mimo wszystko odpoczęły.

...to dobrze, że uczestniczę w Race Around Poland.
Tej nocy zmęczony byłem wyłącznie codziennością życia.
Czułem wtedy, tak właśnie czułem, że przerwa na tym punkcie wpłynie na mnie pozytywnie,
ale co najmniej kilka Osób nie powinno się na nim w ogóle zatrzymywać, w nawiązaniu do jutrzejszego górskiego etapu.
Tą nocą powinni wykreować sobie pół dnia zaliczki.
Ja jej nie potrzebowałem.

Obórki- Góra Kalwaria- Osieck- Parysów- Jarczew- Krzywda- Czemierniki- Parczew- Sosnowica- Kołacze- Dorohusk- Dubienka- Hrubieszów.

tak to było.
Nigdy nie przestanę jeździć.



KOSMOS

Niedziela, 8 sierpnia 2021 · dodano: 08.08.2021 | Komentarze 0


znowu jestem w Kosmosie ( stan na dzień 31 lipca 2021 rok )
W Kosmosie przejechałem już 462 tysiące 143 kilometry.
wszystkie moje rowery mają przejechane łącznie 503 tysiące 112 kilometrów.



1) szosowy GIANT TCR ma 200 tysięcy !! - 39,7%
2) górski GIANT ma 123 tysiące 405 km - 24,5%
3) szosowy WHEELER ma 113 tysięcy 608 km - 22,8%
4) szosowy Giant advanced ma 35 tysięcy 104 km - 6,9%
5) szosowy GIANT propel ma 17 tysięcy 850 km - 3,5%
6) górski ANTHEM ma 9 tysięcy 096 km - 1,8%
7) kultowe WIGRY 3 ma 4 tysiące 049 km - 0,8%

miesiące:
1) CZERWIEC: 51.465 km- 11,2 %
2) MAJ: 45.731 km- 9,9%
3) marzec: 44.098 km- 9,5%
4) sierpień: 41.775 km- 9,0 %
5) październik: 41.322- 8,9%
6) kwiecień: 40.555 km- 8,8%
7) lipiec: 37.854 km- 8,2%
8) wrzesień: 36.212 km- 7,8%
9) listopad: 35.076 km- 7,6%
10) luty: 32.778 km- 7,1%
11) styczeń: 31.066 km- 6,7%
12) grudzień: 24.211 km- 5,3 %

dni tygodnia:
1) SOBOTA: 88.814 km- 19,2 %
2) NIEDZIELA: 78.996 km- 17,1 %
3) poniedziałek: 63.819 km- 13,8 %
4) środa: 61.758 km- 13,4 %
5) czwartek: 60.515 km- 13,1 %
6) piątek: 54.880 km- 11,9 %
7) wtorek: 53.361 km- 11,5 %

pory roku:
1) LATO: 131.097 km- 28,4
2) WIOSNA: 130.381 km - 28,2 %
3) jesień: 112.610 km- 24,4 %
4) zima: 88.055 km- 19,0 %


Wreszcie mogę się do czegoś porównać.

Czerwiec upada, a mimo to na zawsze chyba jednak pozostanie pierwszy, na mocnej pozycji Lidera.
No i Lato ponownie jest Pierwsze.
Wiosna przegrała.
...wtorek i piątek nadal odrabiają straty, tak jak
kultowe Wigry 3...jeszcze tylko 14 lat i wszystko się wyrówna.

...wreszcie się mogę do czegoś porównać.



Warszawa i okolice

Sobota, 7 sierpnia 2021 · dodano: 07.08.2021 | Komentarze 0

Warszawa Warszawą, ale są też i inne wspaniałe miejsca.
po raz pierwszy byłem w Górze Kawiarni w Górze Kalwarii.
ogólnie wspaniałe emocje, mnóstwo rowerzystów, dokładnie tyle samo rowerów, ciągłe rozmowy rowerowe, ale...w wewnątrz jest bardzo malutko miejsca.
za to w toalecie usłyszałem słynny komentarz "pchania" Rafała Majki.

Warszawa to moje miasto.


dzień bez samolotu to stracony dzień


Warszawa

Piątek, 6 sierpnia 2021 · dodano: 07.08.2021 | Komentarze 0

...bez roweru.


Warszawa

Czwartek, 5 sierpnia 2021 · dodano: 05.08.2021 | Komentarze 2

... jestem w Warszawie.
wstałam jak zwykle po 4 nad ranem, po czym położyłem się ponownie spać.
potem obudziłem się po 6 i... zasnąłem do 8.30.
dziś mogłem.

przed południem wyjechałem pojeździć po Warszawie, po swoich miejscach.
Nic mnie nie boli, nie mam żadnych obtarć, żadnych strat w rowerze. Ale jakoś nie chce mi się szaleć na rowerze.
powoli, grzecznie po drogach dla rowerów i po bardzo szerokich chodnikach, rzadko ulicą.
Warszawa to moje miasto.

... zdradziłem Wolę i Ochotę...stacjonuję na Ursynowie. A co. Warszawski Ursynów ma na zawsze kojarzyć mi się z Race Around Poland.


Race Around Poland 12

Środa, 4 sierpnia 2021 · dodano: 05.08.2021 | Komentarze 0

Race Around Poland 161 km.
Korzeniówka- Warszawa.
suma przewyższeń 460 metrów.

relacja za tydzień


Race Around Poland 11

Wtorek, 3 sierpnia 2021 · dodano: 05.08.2021 | Komentarze 0

Gołdap- Sokółka- Korzeniówka.
suma przewyższeń 1932 metrów.

relacja za tydzień


Race Around Poland 10

Poniedziałek, 2 sierpnia 2021 · dodano: 05.08.2021 | Komentarze 0

Pruszcz Gdański- Gołdap.
suma przewyższeń 1912 metrów.

relacja za tydzień.