Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi robert1973 z miasteczka Elbląg. Mam przejechane 577467.00 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią brak danych. i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy robert1973.bikestats.pl

Archiwum bloga



MPP dzień 2 relacja

Środa, 22 września 2021 · dodano: 22.09.2021 | Komentarze 0

W dniu wczorajszym w ramach projektu MPP przejechałem do północy 326 kilometrów.
Dziś oficjalnie przejadę 388 kilometrów, choć było ich trochę więcej.
W Płocku ze szprychy zsunął mi się magnes, nie wiem jak długo jechałem z licznikiem bez pracy.
gdy licznik mi nie mierzy kilometrów to ich potem nie zaliczam...to tak jakbym w tym czasie przestał istnieć...

Na trasę w miejscowości Brzozie powróciłem o godzinie 5.50.
Pierwsze kilometry takie trochę dziwne były dla mnie. Nigdy bowiem nie spałem na ultra, które ma zaledwie 1000 kilometrów.
Na trasie Nikogo...totalne pustkowie...o nie, kogoś nagle po godzinie jazdy widzę...okazał się nim Piotr Macheta z numerem startowym 117.
Porozmawiałem z nim dosłownie kilka sekund. Obiecałem sobie, że te Osoby do których teraz będę dojeżdżał będę pytał o to, czy spały.
Piotr nie spał, wyprzedziłem Go z prędkością 15 km/h !! Z mimiki Jego twarzy oraz sposobu jego poruszania się na rowerze wynikało to, że...chyba ten projekt MPP jest za trudny dla niego ( I był ). 
Potem mija kolejna godzina mojej jazdy, a nawet trzecia, a na trasie ani nikogo nie doganiam, ani nikt do mnie nie przyjechał.
pomyślałem sobie nawet, że pewnie jadę ostatni...no może przedostatni. Jak to możliwe, że na trasie jest ponad 120 osób, a ja od kilku godzin jadę sam ? Później w Płocku Lucjan napisał mi, że jestem właśnie w połowie stawki...to cóż robią Ci za mną ? ( zastanawiałem się ).
...ale wcześniej był Sierpc.
Od porannego wyjazdu nic nie miałem przy sobie, ani do picia, nic do jedzenia. Gdy wpadłem do Sierpca około godziny 9- tej po trzech godzinach jazdy bez żywności i picia to nie ryzykowałem z punktem kontrolnym- od razu wypatrywałem jakikolwiek sklep, a gdy go zobaczyłem to nawet nie zważając na stojące na pasie przeciwnego dla mnie ruchu samochody...podjechałem do niego. Kupiłem wszystko to, co lubię. Na ławce zrobiłem sobie dosłownie oazę. Co innego taka sytuacja pod domem. Oprócz dwóch hot dogów kupiłem dosłownie stertę swoich słodyczy i napoi, tych wyjątkowych dla mnie. fart niesamowity biorąc pod uwagę fakt, że zakładałem również to, że ani dzisiejszy obiad, ani kolacja też nie będą jakoś pożywne i interesujące.

Po śniadanku poczułem się lepiej, znacznie lepiej od Roberta nad ranem, nadal puściutko było na trasie, zajebiście. Pogoda Ok, stan nawierzchni również.
W międzyczasie zrobiłem swoją drugą fotkę na tym ultra, w miejscowości Pietrzyk...z pozdrowieniami dla Lucjana Pietrzyk.



A w Płocku spotkała mnie zajebista niespodzianka. Wpadam na pierwszą z charakterystycznych czerwonych stacji CPN przed którą stoi rower w barwach MPP. Gość robi zakupy, więc mimochodem mówię Mu cześć po czym sam podchodzę do kasy. Po wyjściu z budynku idę do uczestnika MPP i od razu pytam się Go...spałeś tej nocy ? ...a On coś mi mówi po angielsku i niemiecku, albo na odwrót.
Okazał się Nim Sebastian Schwesig z Niemiec. Z uwagi na mój little angielski tylko trochę porozmawialiśmy, ale zaskoczył mnie mimo wszystko- w swoim telefonie pokazał mi zdjęcia z moim wizerunkiem w stroju księżycowym zrobione na ranczu u Roberta Janika...mówił, że w Niemczech chwali się mną, tym że mnie zna, że mnie widział, opowiada innym o tym, co przejechałem, gdzie dojechałem...niesamowite, ależ mnie pozytywnie zaskoczył. Sebastian nie ukończył w efekcie MPP, a szkoda, bo miałem nadzieję porozmawiać z Nim jeszcze w Tatrach.

Z CPN szybko wyjechałem...samemu. Nadal jechałem głównie sam co jakiś czas doganiając Kogoś, Kto oczywiście nie spał tej nocy.
Z Nikim jednak nie jechałem razem, jakoś szybkościowo i stylowo zawsze ktoś nie pasował.
Na wysokości Skierniewic na przykład dogoniłem małżeństwo Koseskich. Porozmawialiśmy trochę bo się znamy doskonale, zjedliśmy nawet w tej okolicy wspólny obiad w postaci pizzy ( nic innego nie było do wyboru bo to pizzeria była ).
Ogólnie jednak dzisiejszy dzień trudny był dla mnie...drogi proste, bez znaczących wzniesień, zero jakichś większych miejscowości, uczestników MPP mijałem głównie w trakcie ich wypoczynków na przystankach lub na CPN- ach. Totalne nudy. A najgorszą sytuacją był brak wzniesień właśnie. Nic innego bowiem nie potrafi mnie zmobilizować do jazdy.
Zacząłem nawet się zastanawiać, w którym miejscu mogą znajdować się dwaj pozostali elblążanie? Kompletnie nie wchodziłem na mapę trasy i nie pytałem Innych osób o ich lokalizację. czytałem tylko sporadyczne wpisy Mareckiego...no i zaczęły się emocje !! ( choć w rzeczywistości te extra będą w jutrzejszym wpisie )

Już wyjaśniam: zobaczyłem taki wpis Mareckiego napisany przez Niego o godz. 20.32: Maro, jak zacznie Ciebie mulić to wbijaj na kwaterę lub przystanek jakby nic nie było. Masz już 700 km, szkoda byłoby to stracić. Roberto, Ty wiesz co robić ( i śmieszna ikonka ).
O kurde, pomyślałem sobie, a nadmienię, że ten wpis przeczytałem dokładnie o północy, gdy o tej porze to ja miałem właśnie 700 km,
czyli mam w plecy 3,5 godziny do Marka. I teraz tak, pomyślałem sobie, że jeśli MarekDive spał poprzedniej nocy to jest Gość bo zrobił sobie nade mną przewagę w dniu, gdy jakoś ta trasa bez wzniesień nie dała mi motywacji do jej pokonywania, co było tylko moim problemem... ale jeśli Marek nie spał to już jest to całkiem inna sprawa, to oznaczałoby jednak, iż jest słaby.
Zakładałem to, że jednak spał, no bo przecież widziałem Go na co dzień i choć doskonale odróżniam jazdę wokół domu od ultra to każdy przecież jakiś fason trzyma. I dobrze, że tak pomyślałem bo wtedy zaczął się ten wyścig.
I żeby było jasne, tej nocy i tak nie planowałem spać, zakładałem spać tylko jednej nocy i to już wykorzystałem.

I teraz takie coś...nie miałbym żadnych wytłumaczeń.
Race Around Poland, Maraton Rowerowy Dookoła Polski...to już wszystko minęło, to się nie liczy, to teraz nie bierze się pod uwagę.
Ja nie mogę się tłumaczyć, jakimś zmęczeniem, dla prawdziwego szosowca nie ma żadnego znaczenia to, czy się przejechało już 20, 50, czy 110 kilometrów...jeśli od tego jakiegoś miejsca ktoś do mnie dołączy wypoczęty to jedziemy tak samo równo, a nie ja będę się zasłaniał tym, że dziś mam więcej kaemów od niego. To bzdura, takich rzeczy nie można nawet wypowiadać, trzeba jechać wspólnie z taką samą siłą i tyle. Księżyc, Kosmos i robert1973 do czegoś przecież zobowiązuje. To był cel najistotniejszy...Marek i Grzegorz nie przyjadą na metę przede mną, a żeby było mi trudniej to nadal nie kontrolowałem ich sytuacji. Po prostu, tak jak Marecki napisał o mnie...wiedziałem, co robić. Wypatrywałem więc z utęsknieniem gór.




Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!