Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi robert1973 z miasteczka Elbląg. Mam przejechane 579228.00 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią brak danych. i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy robert1973.bikestats.pl

Archiwum bloga



KSIĘŻYC - PLUTON

Piątek, 11 września 2020 · dodano: 11.09.2020 | Komentarze 1

Pluton jest moją inspiracją widzę Go coraz bardziej większego jest ode mnie w odległości zaledwie 5 miliardów 739 milionów 577 tysięcy 810 kilometrów.

...wyjechałem z PK w Łańcucie z grupą kilkunastu osób.
Ktoś z wolontariuszy wskazał nam krótszą drogę na trasę już przy budynku, z wejściem po schodach.
No nie, niesamowite. Normalnie w miejscu tym czułem się jak w labiryncie.
Skomplikowany wjazd, wyjazd również, no nie. Dlaczego tak się dzieje, tu i teraz ?
Jakoś wjechaliśmy jednak na drogę do mety.
Było nas kilkunastu. To była szansa dla mnie, że tego ostatniego Bikera będę doganiał na podjazdach.
I tak rzeczywiście było. jechałem samotnie w odległości kilkuset metrów od nich.
Byli dla mnie kierunkiem...aż do pierwszej przerwy po zaledwie kilku kilometrach.
Pojechało dalej od nich zaledwie trzech, ja więc za nimi, ale nie miałem szans ich dogonić.
Czerwone lampki zniknęły mi po kilku zakrętach.
No i zaczęło się.
Nie chciało mi się spać, nie czułem takiego zmęczenia, by położyć się na łóżku.
Nie było także zagrożenia, że zasnę na stojąco i się przewrócę, po prostu znowu zacząłem tracić świadomość.
Nie rozumiałem w pewnym momencie co mnie otacza.
Podjazd, zjazd, podjazd, zjazd...czułem się jak gracz jakiejś gry komputerowej.
Wszystko to powtarzało się w tak monotonny sposób, że czułem to jak jakąś grę właśnie...
naprawdę tak było, choć pewnie nie możecie tego zrozumieć.
Czułem potrzebę zaliczenia tego do czegoś tam. I jakoś jechałem.
W ostatniej godzinie ciemności wszystko wróciło do normy. Ponownie zdawałem sobie sprawę z tego gdzie jestem.
I tak pozostanie już do mety. od tej chwili zacząłem łamać zasady dotychczasowej jazdy na Wigry.
To nie było grzeczne i posłuszne. Dlaczego ?
Ukazywały się co chwilę już te bardziej wymagające podjazdy. Z uwagi na zerowy ruch samochodowy wszystkie podjazdy brałem
jeżdżąc od jednej strony do drugiej. Jedni odjeżdżali ode mnie całkowicie, innych zaś doganiałem.
Nad ranem byłem w centralnie najwyższym punkcie tego regionu. Mgła opóźniała obudzenie się dnia.
A dla mnie najważniejszym miało być to, aby powietrze się napełniło światłem do dna.
Tak mocno wyczekiwałem Słońca.
Choć ta mgła cudowna była mimo wszystko...

W pewnej chwili rozpędziłem się w dół bardzo śmiało.
Zbyt późno się zorientowałem, że mokre obręcze nie współpracowały z moimi hamulcami.
Co to będzie jak zacznie padać deszcz ?...pomyślałem. To będą na pewno kłopoty.
Nie były. 
...na godzinę przed Birczą trasa niby się wyprostowała. Mnóstwo zakrętów, wszystkie takie same.
Nie mając śladu pomyślałbym, że ciągle przyjeżdżam do tego samego miejsca.
I tak przez wiele kilometrów. Na zmianę ktoś mnie doganiał, kogoś ja wyprzedzałem.
Towarzystwo było zmęczone i to dało się odczuć. Mnóstwo rozmów ze mną.

...w tym momencie przejechałem już ponad 900 kilometrów.
Na składaku, który miałem spawać podobno już po 200 kilometrach.
Nie było jednak tak bardzo sympatycznie jak dotychczas.
Od strony napędu dobiegały do moich uszu jakieś dziwne brzęczenia.
Korby kręciły płynnie, nic nie pukało, nic nie stukało, ale też wcześniej ciszej to urządzenie działało.
To mnie trochę zaniepokoiło.
A to, że o siebie się nie bałem całkowicie, to oczywiste. Choć czułem się jak poobijany w tym projekcie.
Ten rower nie ma nic rowerowego w sobie poza...duszą.
On ma dokładnie wszystko na odwrót.
No i przez to nie raz podczas jazdy bym się wywrócił.
Nie miałem żadnych możliwości zmiany pozycji dłoni na kierownicy.
Kilkukrotnie pomyliłem się w czasie jazdy...będąc przyzwyczajonym do rogów chciałem niby złapać je z boku,
a  w efekcie łapałem powietrze...to na chwilę destabilizowało moją jazdę, zachwiałem się, ale się nie przewróciłem, ani raz.
Podobnie było z przerzutkami...zawsze nad ranem łapałem się na tym, że chciałem zmienić przerzutkę.

od Łańcuta do Birczy nie piłem nic, nie jadłem, nie czułem z tego tytułu potrzeby.
Oczywiście na całej trasie dotychczas nie zjeżdżałem do sklepów, kilka razy jedynie na stację benzynową.
W Birczy zalogowałem się o godzinie 6:43.

Postałem sobie trochę samotnie przed budynkiem Punktu Kontrolnego i nagle poczułem w sobie jeszcze jakąś inną wersję radości.
Bo wiem, że za kilkanaście minut zacznie się to, co najlepsze.
Nie ma nic piękniejszego, niż znalezienie swojej drogi.
Radość jest we mnie, choć też tęsknię za czasami dzieciństwa, patrząc na moje Wigry 3.
Dlaczego kiedyś nikt mi nie pokazał tego, gdzie teraz jestem ?...
Tak sobie właśnie pomyślałem przez chwilę.

...a napęd zaczyna mi szumieć i brzęczeć coraz bardziej głośniej.
I wtedy pomyślałem sobie...albo Wigry 3 się rozsypie, albo zostaniemy Mistrzami Świata.
No i zostaliśmy Mistrzami Świata.






Komentarze
jotka69
| 22:39 piątek, 11 września 2020 | linkuj Akurat dziwne stany świadomości, kiedy długo nie śpisz, są mi znane. Pamiętam je z czasow, kiedy pracowalam na nocki. Najgorsze byly chwile, kiedy to byla trzecia noc z rzędu, w dzień nie miałam szans pospać przy dziecku, a dyżur był aryspokojny. Spać ci nie wolno, a ty powoli tracisz poczucie rzeczywistości. Bogu dzięki, że po dyżurce nie jeżdżą tiry.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!