Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi robert1973 z miasteczka Elbląg. Mam przejechane 605799.00 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią brak danych. i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy robert1973.bikestats.pl

Archiwum bloga



KSIĘŻYC - PLUTON

Środa, 9 września 2020 · dodano: 09.09.2020 | Komentarze 4

Pluton jest moją inspiracją widzę Go coraz bardziej większego jest ode mnie w odległości zaledwie 5 miliardów 739 milionów 578 tysięcy 021 kilometrów.

...ponownie wyjeżdżam z punktu samotnie.
Pogoda cudna, zaczynają się podjazdy, drogi ruchliwe przez samochody,
ale jedzie się super. Nie ma żadnych niedogodności, bo jest ciepło.
No może poza jednym. Boli mnie tyłek. Wygląda to tak, że większość ciała mam najpierw po lewej stronie, potem
przez środek przesuwam się na prawą stronę. Gdy już tyłek mam na maksa wciśnięty w siodełko wtedy go
podnoszę i wtedy mnie boli. Siedem rowerów, siedem różnych ustawień i geometrii.
może potrafię znosić to bardziej, ale tego nie da się nauczyć na tak długim dystansie.

w Ostrowcu Świętokrzyskim witało mnie na trasie wielu kibiców.
Najpierw grupa kilkunastu Bikerów stojących po przeciwnej stronie drogi...
klaskali, pozdrawiali, machali rękoma, ależ to byłe miłe.
Potem, już po mojej stronie, w oddali zauważam nagle dwóch mężczyzn, tak jakby czekali na mnie.
Czekali. Gdy zbliżałem się do nich to wtedy jeden z nich krzyknął w moim kierunku...Robert Woźniak ?
Była szybka sesja zdjęciowa ze słowami mobilizującymi mnie do walki.

a podjazdy, jak się okazało źle wpływają na rower.
Coraz bardziej słyszę jakieś brzęczenie dobiegające z napędu, tak jakby łańcuch był suchy.
Jestem pewien tego, że jest to efektem przewyższeń na trasie.
I znowu zastanowienie, znowu te złe myśli.
Dzień ten łykam garściami, aby go tylko nie zapomnieć.
Już dowiedziałem się o tym, że na każdym punkcie do którego jadę pytają się o mnie innych, czy mnie widzieli, kiedy
przyjadę i takie tam. I już mi się jedzie nie tyle lepiej, co ciekawiej.
Te mnóstwo samotnych kilometrów...może nie wszystkie, ale połowę z nich zamieniłbym na kilka takich właśnie.
Czuję, że nie jestem sam, ani na trasie, ani w sieci.
W Sandomierzu zalogowałem się o godzinie 18:31.
Cudnie tu zostałem przywitany, mikrofonowo.
Ledwie się zatrzymałem, a już niezwłocznie podbiegł Ktoś do mnie i poprosił o GPS-a.
Bo rozpoczęła się akcja ładowania mi akumulatorka na trasie, by tylko nikt mnie nie przeoczył, w drodze i na mecie.
Dbano o to, abym nieustannie był widoczny.

Wigry pozostało na centralnym punkcie placu, a ja wszedłem do namiotu, nie miałem siły go obserwować.
Coś zjadłem, ale w zamian mnóstwo się napiłem.
Nie, nie chciało mi się jakość specjalnie pić, ale te soki naturalne z kartonowych dziwnych opakowań
były na tyle wyśmienite, że oddałem się ich całkowitej degustacji.
Nawet za cenę...no właśnie, ale o tym napiszę jutro.
Soki: jabłkowy, porzeczkowy, wiśniowy, aroniowy, pomarańczowy, a w międzyczasie śliwki.
Podejrzewacie jaki był później efekt ?

brakuje mi słodyczy coraz bardziej, tych moich.
Nawet nie staram się jednak ich sobie wyobrażać, bo wiem, że w taki sposób jak teraz właśnie muszę to przejechać.
może inaczej się nie da.
Ważniejsze, że wjeżdżam w punkt kontrolny, a Ktoś w domu to widzi, obserwuje i wie, kiedy się zatrzymam.
To było ważne dla mnie.

W Sandomierzu naciągnąłem po raz pierwszy łańcuch, bo się trochę rozciągnął.
Po ponad 770 kilometrach. A co będzie dalej ?
Dalej będzie to samo, bo znowu zapomnę wyjeżdżając z punktu nalać sobie napoju do bidonów,
znowu nie wezmę batoników na drogę, znowu będzie to samo.
Bo nadal w głowie miałem to jedno i to samo od samego początku.
Meta. Nie było mowy o dzieleniu tej trasy na jakieś etapy.
To wszystko stanowiło dla mnie jedność.
Ta Pani jest tylko jedna, i ona czeka na mnie. Wiem to.

Jaki jestem ? Ja jestem ukształtowany przez swoje myśli.
Jestem tym, czym one są. Bo gdy mój umysł nie jest zmącony to przychodzi do mnie szczęście.
To szczęście czeka na mnie, jest ze mną, i podąża za mną jak cień...otacza mnie z każdej strony.
Jeszcze raz Wam dziękuję za to, że na wszelkie możliwe sposoby i o różnych porach dniach i nocy
byliście ze mną, że było wiele takich chwil, kiedy byliście na raz, jednocześnie, a potem może znowu pojedynczo.
Mnóstwo razy będę jeszcze na rowerze w Sandomierzu, i pewnie się o tym nie dowiecie.
Ale teraz musiałem być z Wami.
Z Sandomierza wyjadę dumny, z siebie, z roweru. Mobilizowałem się jeszcze samemu, jak tylko mogłem.
Bo przede mną trzecia noc bez spania. Wiedziałem, że muszę uczynić wszystko, aby nie zasnąć na rowerze,
bo kłaść się na cokolwiek nie miałem zamiaru. Będą kłopoty.







Komentarze
robert1973
| 21:29 czwartek, 10 września 2020 | linkuj dziękuję.
MARECKY
| 18:56 czwartek, 10 września 2020 | linkuj Tak, w końcu się postarał :-)
Ignacio
| 12:03 czwartek, 10 września 2020 | linkuj Roberto!!!Niesamowity Roberto!!!
jotka69
| 19:52 środa, 9 września 2020 | linkuj Relacja z tego BBT jest najlepszą z wszystkich Twoich, które czytałam. Bije na głowę inne wpisy. Polonista móglby się gdzieniegdzie przyczepić, ale ona ma w sobie tyle autentycznych uczuć, szczerości i prawdziwych opisów, że czuję się jakbym sama jechała. Świetnie się to czyta, aż mnie wszystkie mięśnie bolą. Nie mogę doczekać się kolejnego odcinka.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!