Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi robert1973 z miasteczka Elbląg. Mam przejechane 605799.00 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią brak danych. i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy robert1973.bikestats.pl

Archiwum bloga



KSIĘŻYC - PLUTON

Wtorek, 8 września 2020 · dodano: 08.09.2020 | Komentarze 1

Pluton jest moją inspiracją widzę Go coraz bardziej większego jest ode mnie w odległości zaledwie 5 miliardów 739 milionów 578 tysięcy 132 kilometrów.

...no to ręka do góry, Kto zakładał, że na Wigry przyjadę do tego miejsca?
Dokładnie 700 kilometrów na składaku w Starachowicach !! Ale numer.
Teraz łatwiej jest mi o tym myśleć, wtedy też wierzyłem, ale mimo wszystko coś mi przeszkadzało.
Były i złe myśli, odpychałem je jak tylko mogłem, a one wracały...gdy Ktoś podjeżdżał do mnie i pytał mnie...
zamiast mnie pozdrowić, tak jak dotychczas robili to Wszyscy, którzy mnie wyprzedzili...pytał mnie od razu, czy
miałem już awarię. Nie podobało mi się to bardzo, czułem się tak, jakby on czekał właśnie na moją awarię.
Były co najmniej trzy takie osoby...jeden gość po moich stanowczych słowach odjechał ode mnie w sekundzie,
Nie można tak. To mi tworzyło niepotrzebne obawy.
Walczyłem. Nie jak lew. Walczyłem jak wąż.
Bo na tym odcinku drogi Bałtyk Bieszczady poczułem, że teraz to ja naprawdę mogę stracić, i to wiele.
Nie mogłem zawieźć już tak wielu osób, miejsc i rzeczy, że postanowiłem uspokoić w sobie emocje, to znaczy
obniżyć je do normalnego poziomu. Bo ja sobie wbiłem do głowy to, że tak, jak mogę wiele stracić, to zysk będzie zdecydowanie
większy w odwrotną stronę oczywiście. I myślę, że tak właśnie by było...tak samo jak potężna będzie moja wygrana,
to taka właśnie byłaby moja porażka. Nie rozmyślam tego, czy poradziłbym sobie z taką sytuacją.
Więc musiałem pogodzić organizm z rzeczywistością i nadal grzecznie jechać.
Bo brakuje mi nadal, coraz bardziej... moich słodyczy.

...zaczynają się podjazdy. Do godziny 11- tej tracę świadomość na podjazdach.
owszem, podjeżdżałem je wolno, ale na prostej linii bez stawania na pedały bo tego na składaku nie da się robić.
Pamiętam te podjazdy tak, że wydawało mi się wtedy, że się zgubiłem.
Każdy był dla mnie identyczny, ciągle myślałem, że znowu jestem w tym samym miejscu, że się zgubiłem,
nawigacja nic mi nie pomagała, bo niby jechałem po śladzie, ale nie byłem pewien,
czy czasem nie jadę w przeciwnym kierunku. I tylko inni ultramaratończycy przywracali we mnie rzeczywistość.
Ta sytuacja powtarzała się wielokrotnie, aż do zatrzymania się.
A mianowicie...zatrzymałem się nagle, i zadałem sobie pytanie, dlaczego to zrobiłem ?
po chwili zrozumiałem bo jechałem po trawie...bo zasnąłem. 
Nic takiego dzisiejszego dnia już mi się nie wydarzy.
Nic mi się nie stało, a z boku wyglądało to tak jakbym zatrzymał się na czerwonym świetle.
Po tym z powrotem podszedłem do asfaltu, wsiadłem na rower i pojechałem.
I potem dzisiejszego dnia już nic takiego więcej się nie stało.

przed południem też padał deszcz, nie mocno, cóż z tego skoro ja byłem totalnie przemoczony.
W rejonie Skarżysko Kamiennej byłem nagrywany kamerą na podjazdach przez ekipę BB Tour.
Ależ czad !! Kolorystycznie nie wyglądało to super bo...rower czerwony, strój niebieski, kas niebieski, a po środku
jaskrawo żółta kurtka przeciwdeszczowa. Ale czad był !! Ileż pracy musiałem włożyć w to, aby nie bujać ciała na boki,
byłem jak zawodowiec, prościutka postawa, pracowały nogi idealnie...jakby film kręcono.
Chyba nie muszę pisać, że to wbiło mnie w rzeczywistość idealnie.
Ja na podjeździe, obok mnie samochód na światłach awaryjnych i gość wychylony w połowie przez okno
z kamerą w rękach skierowaną w moją stronę. Ależ czad !!
Te emocje, ta sytuacja, to pozostanie we mnie...na zawsze. Nie pamiętam słów wypowiadanych w kierunku kamery bo
zbyt mocno żyłem tą sytuacją. Patrzysz na kamerę, przed siebie, a w głowie meta.
nie zapamiętałem więc nic z tego co wtedy powiedziałem.

W Starachowicach zalogowałem się o godzinie 13:09,
zjadłem sobie coś, poleżałem na trawie, a Wigry było oglądane niemal przez Wszystkich...z każdej strony.
Ależ byłem dumny i też na niego patrzyłem, z zazdrości, aby nikt przypadkiem nie wsiadł na niego...
Nie byłem jakoś bardziej zmęczony, rowerek jeszcze nie brzęczał, mnie też jeszcze nic nie bolało.
Czemu tak jest, że na takie sytuacje czeka się całe życie bez pewności, że w ogóle się wydarzy...?
Przecież jestem pewien tego, że zasłużyłem sobie na to. Czuję to, że powinienem to dostać, choćby za
oddaną miłość, urodzoną pasję, za to, że każdego dnia rower jest przy mnie już wcześnie nad ranem. 
Za to w jaki sposób patrzę na każdy z nich, za dbałość o nie, za pokazywanie im moich miejsc...
tych kochanych, za pokazanie ich moim najbliższym...i za mówienie im o tym, jak wiele dla mnie one znaczą.

czasem zbyt mocno wierzę, że jednak ludzie są inni, że ktoś wróci, zrozumie i przeprosi.
To nie ten dystans mnie przeraża, ale czekanie na coś, co może nigdy nie przyjść.




Komentarze
Kolzwer205
| 21:24 wtorek, 8 września 2020 | linkuj W dzisiejszych czasach taki dystans na Wigry to nie lada wyczyn, gratulacje!
Relacja z maratonu bardzo ciekawie napisana.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!