Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi robert1973 z miasteczka Elbląg. Mam przejechane 605799.00 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią brak danych. i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy robert1973.bikestats.pl

Archiwum bloga



KSIĘŻYC - PLUTON

Środa, 2 września 2020 · dodano: 02.09.2020 | Komentarze 4

Pluton jest moją inspiracją widzę Go coraz bardziej większego jest ode mnie w odległości zaledwie 5 miliardów 739 milionów 578 tysięcy 797 kilometrów.

...dobrze przed trzecią nad ranem wyjechałem z Drawska Pomorskiego w kierunku Piły. Odległość niemal stukilometrowa.
Wyjechałem w totalnie ciemną noc samemu. Kogoś dogoniłem, a nawet wyprzedziłem, jednak już do samej Piły
byłem wyłącznie ja wyprzedzany. Ależ to było wspaniałe. Te kilka słów od każdego z nich, mnóstwo spojrzeń, zainteresowań,
oczywiście również od tych osób, których kompletnie nie znałem. Kilku z nich nawet zwalniało, by przejechać ze mną
choćby kilkaset metrów. Niesamowite, nigdy dotąd czegoś takiego nie doświadczyłem, nie przez tak długi czas.
Nie wiem, co było lepsze...to właśnie, czy proces zmiany nocy na dzień podczas jazdy na składaku. 
Ileż ja nocy przejechałem, ileż ich nie przespałem z tego powodu, a ta noc mimo wszystko mnie poruszyła...jak niegdyś.
Oczywiście, że to z powodu składaka. W dzieciństwie nie miałem takich możliwości, wcale.
Jak sobie teraz pomyślę, że coś takiego istniało, a ja o tym nie wiedziałem, to trochę mi smutno.
Ale niczego nie żałuję. Bo kiedyś mimo wszystko przecież nie miałem takich możliwości.

Ten odcinek jest dla mnie najnudniejszy, sześciokrotnie pokonywałem go od godzin południowych do wieczornych.
Najgorszy, bo totalnie nie można się wbić w porę obiadową. A pędzić trzeba było, zawsze, za każdym razem.
A tego dnia, tej soboty było zupełnie inaczej. Nadal jadę ze średnią 20 km/h, nadal coś mi brzęczy jak długo pedałuję i
nadal gwałtownie to brzęczenie ustaje, gdy pedałować przestaję. To mnie jednak nie niepokoi.
Nic mnie nie niepokoi. Szczęśliwy jestem, jeszcze nie wzruszony i nie ukrywam tych uczuć.
My oboje robimy swoje. Nie ma mowy o zaliczaniu kolejnych punktów celem tworzenia rekordu trasy.
Ale wyjeżdżając z jednego punktu rzeczywiście jestem długo myślami z tym kolejnym.
Ale tylko z zastanowieniem, jak tam zostanę przywitany...
Piszę to wszystko, ...gdy jest już po wszystkim. Teraz już to wiem, ale wtedy tego nie wiedziałem.
Na każdym punkcie do którego się zbliżałem pytano tych przyjeżdżających przede mną, czy mnie widzieli, pytali czy ja jeszcze jadę, i...czy do nich dojadę.
Nawet teraz się wzruszam tym, co piszę. Ależ to cudne dla mnie było i jest. Tyle przejechałem kilometrów i prawie nic, nawet Księżyc chyba
nie poruszył innych jak za pierwszym razem robiło to Wigry.
Dla mnie najważniejsze jest to, że to Wigry, to moje Wigry 3, czerwone. I kolor ma tu dla nas ogromne znaczenie.

Do miasta Piły wjechałem gdy było już widno.
Jadę spokojnie, konsekwentnie tylko równo do przodu.
nie przyśpieszam, nie ma mowy o agresywnej jeździe. Jazda grzeczna, w stylu szosowego patataj.
W punkcie kontrolnym pojawiłem się o godzinie 7:27.
Jest oczywiście sobota. 
I od razu...pozowanie do zdjęć. Wigry 3 poruszył nawet Bikerów leżących na trawie pod stadionem.
Od początku pobytu w punkcie miałem równe zero czasu na odpoczynek, zjedzenie, picie...wspaniale.
Ktoś chciał się karnąć, przejechać, ale w efekcie Wigry tylko oglądano.
A on czekał na mnie, gotowy do dalszej jazdy.
I wyjechaliśmy po około dwudziestu minutach.
Bo jest nowy dzień, mój własny, przejadę go od samego początku, aż do końca.
I to było bardzo przyjemne.
Zrobiłem naprawdę wiele, by to dziś dla mnie istniało, bym dziś właśnie był tu, gdzie byłem.
Jestem uczestnikiem Ultramaratonu kolarskiego Bałtyk Bieszczady Tour.
Jadę na składaku. Dasz wiarę ?
to już 230 kilometr. rekord !!

Kłamstwem z mojej strony byłoby to, że dopiero od tego poranka podczas jazdy myślami byłem
z moimi kolegami z elbląskiego świata rowerowego.
Martwiłem się trochę, czy już Wszyscy z Nich się obudzili, czy już wiedzą na którym etapie trasy jadę...
Martwiłem się niepotrzebnie. Bardzo mi zależało aby byli ze mną, jak nigdy.
Bo to trochę smutne, ale chyba po raz ostatni reprezentowałem Elbląg.





Komentarze
jotka69
| 21:27 czwartek, 3 września 2020 | linkuj albarash89 Trochę znam Roberta i wiem, że ten start byl dla Niego wyjątkowy. Sprawił mu ogromną radość i nie chodziło w nim o sprawdzanie się, co bardziej o spełnienie swojego ogromnego marzenia, przywołanie dziecięcej radości z jazdy nie tylko u siebie ale i u innych zawodników i widzów. Dlatego tak o tym maratonie pisze. Nie stroi się w pawie pióra, nie puszy, tylko cieszy się, że miał z tej jazdy taką frajdę i nawet obcy ludzie dali się uwieść czarowi wspomnień. I z tego właśnie powodu tak bardzo trzymałam za ten projekt kciuki i za Roberta. Tyle radości, niewinności, uśmiechów! To było święto dziecka, które każdy w nas ma w sobie. Robert jest tak uparty, że gdyby tylko zechcial latac, to pewnie by mu się to udało. Ja sama zobaczyłam ostatnio w oczach mojego mężu dziecięcą radośc, kiedy kupiłam mu model roweru, bo akurat oczy mu się zaświeciły, kiedy zobaczyl tę zabawkę w sklepie. Nie należy zabijać dziecka, które w nas jest. A Robert po prostu z ogromną szczerością opowiada, co czuł. Mógł napisać techniczną, suchą relację, a tym razem wybrał relację wyjątkowo osobistą.
MARECKY
| 08:00 czwartek, 3 września 2020 | linkuj Zmieniasz barwy klubowe?
albarash89
| 01:17 czwartek, 3 września 2020 | linkuj Mam rozkminę. Czy pokonanie dystansu 1010km Wigry 3 samemu bez ludzi miało by jakiekolwiek znaczenie na ziemi? Czy wszystkie wyścigi, bicia rekordów polegają na zdobyciu uznania innych ludzi? Czy tu chodzi o szukanie chwały ludzkiej czy o dowartościowanie się w oczach innych? Dziękuje Panie Robercie za ten wpis, uświadomił mi Pan, że prawdopodobnie wszystkie zawody świata polegają na tym by się pokazać ludziom. No bo po co innego to się robi? Ja osobiście ten wyczyn odebrałem za dokonanie niemożliwego. Jeżdżę do pracy rowerem miejskim pod "dużą górkę", z zepsutą przerzutką w piaście. Jest ciężko, ale po Pana wyczynie nabrałem sił do pokonywania tej górki. Zawsze, gdy pod nią jadę mam w pamięci Pański wyczyn. Uwierzyłem, że mogę więcej, że się da. I tak bym chciał zapamiętać ten wyczyn, a nie jako coś, co karmi własne ego. Pozdrawiam i jak to mówią, każdy ma prawo do własnego zdania i może się mylić w ocenie.
jotka69
| 19:24 środa, 2 września 2020 | linkuj Nie wiem jak inni, ale ja i Marcin budziliśmy się w nocy, żeby sprawdzać, gdzie jesteś. W sobotę rano po Twoim wpisie "Bajka", Marcin śmiał się, że Ty wciąż w euforii. Nie jestem kibicem sportowym, ale śledzenie tych numerków przesuwających się po mapie wyraźnie podwyższa mi poziom adrenaliny, zwłaszcza jeśli są to numerki znajomych. Od trzymania kciuków do dzisiaj bolą mnie kostki.:) P.S. Czyżbyś faktycznie myślał o domu przy Księżycowej?
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!