Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi robert1973 z miasteczka Elbląg. Mam przejechane 615307.00 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią brak danych. i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy robert1973.bikestats.pl

Archiwum bloga



Daleko za Księżycem

Poniedziałek, 14 października 2024 · dodano: 14.10.2024 | Komentarze 2

138 góral
14 wigry 3
3 wheeler

wspomnienia MRDP wschód 2024.

Bytyń - Włodawa - Terespol - Mielnik - Kleszczele - Hajnówka - Michałowo - Bobrowniki - Krynki - Sokółka - Dąbrowa Białostocka - Lipsk - Giby - Sejny 

jest dzień 22 września 2024 roku, niedziela.
jadę dalej z miejscowości Bytyń za Wolą Uhruską.
wschodnia ściana naszego kraju, totalne pustkowie, 
mam nieodparte wrażenie, że teraz jest jeszcze ciemniej niż ciemniej, cudownie.
Jest mi ciepło, ale kurtkę przeciwwiatrową założyłem na siebie
wiedząc doskonale, że wiele na trasie będzie okienek pogodowych
wprowadzających mnie w przenośni i dosłownie w stan zamarzania...i nie myliłem się.

pierwsze miejsce, gdzie spotkało się wielu ultrasów znajdowało się w miejscowości Włodawa,
kilkaset metrów od śladu, stacja paliw. Byłem tu jakoś około 2 w nocy, z najbardziej znanych
ultrasów był tu wraz ze mną Remek Siudziński, który przyjechał na miejsce w chwili, kiedy 
ja z niego wyjeżdżałem. W ogóle było tu dużo ultrasów...jedni podczas rozmów denerwują się sprawdzając
swoją aktualną pozycję, inni, tak jak ja bawią się tym wszystkim mając kompletnie
wywalone na to, gdzie jesteśmy, jak daleko jeszcze dziś dojedziemy, a zwłaszcza kiedy przyjedziemy na metę.
Najważniejsze dla nas jest to, że jesteśmy tu, spotykamy się ze sobą, rozmawiamy i,
że mamy w ogóle możliwość bycia tutaj...wszyscy po przerwie będziemy zmierzać ku promowi
na rzece Bug w rejonie miejscowości Mielnik do którego mamy 120 km, wszyscy planujemy być
tam wcześnie nad ranem mając nadzieję, że będzie już czynny :)

na tym odcinku, z Włodawy do Mielnika jadę blisko Marcina Kabały, Leszka Flaczyńskiego, Kazia Kosińskiego 
oraz Kasi Karewicz...czasem się może nawet nie widzimy, ale jednak często mimo wszystko tasujemy się na trasie.
Ciągle jest ciemno, w rejonie Terespola pięknie wjechałem w stan zamarzania. W okolicy 5 nad ranem
przy wschodzącym słońcu bałem się nawet o swoje zdrowie zakładając kaptur na głowę...to była
ostatnia rzecz która miała dać mi ciepło...i pomogło. Tak jechałem zaledwie przez godzinę, ale jednak, w najbliższych
okolicach Bugu, tu było mi najzimniej.  Musiałem nawet szybciej jechać niż zwykle. Ale co tam, jest fajnie.
Przed prom zjeżdżamy co kilka minut...wszyscy jesteśmy tu dokładnie o 7:40. Okazało się, że prom był czynny
oficjalnie od godziny 8:00, ale pracownicy promu, gdy nas zobaczyli postanowili wcześniej rozpocząć pracę :)

to zdjęcie jest jedynym zdjęciem zrobionym przeze mnie na całej trasie... można ? :)


Prom na rzece Bug to dokładnie 450 km trasy MRDP Wschód...dzisiejszego dnia to dla mnie zaledwie 150 km.
Od teraz jestem w domu...całą trasę od teraz aż do Rozewia znam jak własną kieszeń schowałem więc do kieszeni nawigację.
co było dalej ? pojawiło się słoneczko, zrobiło się cieplej...wszyscy jednak byliśmy bardzo głodni.
Około godziny 10 wraz z Kasią i Marcinem zjadłem pyszne śniadanko w miejscowości Kleszczele...
od teraz jeszcze trochę jadę w okolicy Marcina Kabały, od Hajnówki jednak tasuję jedynie z Kaziem Kosińskim, z którym
prawie równo wjadę do Sejn !!...ale o tym później.
bo tak naprawdę nie miałem dzisiaj planów na to, gdzie będę nocował.
byłem pewien tylko tego, że drugiej nocki nie będę jechał, że sprawię sobie w prezencie nocleg na Suwalszczyźnie,
później się okazało, że wybrałem na nocleg samo serce tego regionu.
Ta cała trasa dzisiejszego dnia to głównie Race Around Poland...emocje kosmiczne jak dla mnie,
oczy otwarte miałem na wszystko, starałem się ponownie patrzeć na wszystkie te miejsca przez które przejeżdżałem
bo to wszystko kiedyś było dla mnie niedostępne, a potem bardzo trudne.
Dziś jest zupełnie odmiennie...od Michałowa jadę samemu, a za mną jadą głównie Marcin i Kaziu...za nic nie chcą
abym odjechał od nich wiedząc, o czym ich poinformowałem, że na przestrzeni najbliższych dwustu kilometrów
ma bardzo dużo swoich miejsc noclegowych, liczyli więc na szybki nocleg...
w efekcie do końca dnia koło dotrzymał mi tylko Kaziu Kosiński, który wraz ze mną wjechał
do Sejn w okolicy godziny 22;30. nie jechaliśmy blisko siebie, Kaziu był bowiem solowcem...
światła rowerowe jednak pomagały nam bezbłędnie kontrolować swoje pozycje.
pogoda jest cudowna, stan nawierzchni dróg jest do zniesienia, rower działa sprawnie, a ja mam wspaniałe samopoczucie.

na początku miejscowości Sejn przy drodze stał kibic MRDP, mieszkaniec Suwałk ( przepraszam, nie zapamiętałem jego
danych osobowych, ale znam go dobrze z widzenia )...rozdawał wszystkim wodę i banany, porozmawialiśmy ze sobą,
byłem tutaj już razem z Kazikiem...wody nie wziąłem ponieważ nie wiem jakim cudem, ale miałem pełne bidony,
ale bananów za to dostałem kilka.

jak się czułem w Sejnach ? nie miałem zamiaru jechać dalej. 
Była noc, nie było jeszcze północy, a ja już miałem dzisiejszego dnia przejechane 456 km,
ogólnie był to 750 km trasy.
Nie chciałem jechać dalej i to nie chodziło oczywiście o jakieś zmęczenie, czy szybsze dojechane do mety ( do mety pozostało zaledwie 500 km ).
Sejny...wiele razy tu byłem, zarówno podczas dnia, jak i nocą, i czuję się tu wyjątkowo.
Bo to miejsce nie tylko określa dla mnie dany region naszego kraju...określa zupełnie coś innego.
Nigdy jednak, czy byłem tu na ultra czy w czasie wolnym...nie miałem możliwości tu spać :)
I dziś zrobiłem sobie prezent wynajmując jeden z pokoi pięknego hotelu SKARPA znajdującego
się w samym centrum Sejn !! w pokoju byłem razem z Kazimierzem Kosińskim...
Lubię Kazia, sympatyczny jest, często widzimy się na ultra, lubimy się...

...żałuję jednak bardzo, a nawet smutno mi jest, że nie ma tu ze mną, tu w Sejnach i teraz właśnie...
Mareckiego i Lucjana.



Daleko za Księżycem

Niedziela, 13 października 2024 · dodano: 13.10.2024 | Komentarze 0

wheeler 50
góral 3

wspomnienia MRDP wschód 2024

start wspólny godzina 12:00.
Przemyśl, jest dzień 21 września 2024 roku, sobota.

oczywiście Elbląg wraz ze mną reprezentuje Marecki.
1244 km, do przejechania tego dystansu mamy aż 96 godzin, ( nie ) możliwe.

jadę szosowym rowerem Giant advanced ( RAP, MPP ).
jestem tak samo ubrany i mam ze sobą to wszystko, co 
używałem na RAP, BB Tour i MPP. ( na MRDP wschód także nie wziąłem rękawiczek z długimi palcami )
dotychczas nie brałem udziału w tym ultra, w historii jest dopiero drugie.

być w tej chwili i w tym właśnie miejscu, w Przemyślu, to dla mnie bardzo ważne jest,
być w towarzystwie tak wielu polskich ultrasów...amazing.
Pierwsze kilkanaście kilometrów aż do Medyki niby wszyscy jadą wspólnie wraz
z oddziałami Policji, która nas eskortowała...a jednak porobiły się
"grupki" zwiększające od siebie co kilometr jakieś odległości...
z tego, co pamiętam w Medyce byłem z niektórymi kolegami na samym końcu peletonu...a co.
po skręcie w lewo na 12 km zaczęła się zabawa.



Pogoda cudowna, rower sprawnie działa, mi jest ciepło....cóż chcieć więcej ?
ktoś czasami narzekał na jakiś wiejący niekorzystnie wiatr...a jakie to ma znaczenie ?
pięknie się jechało, stan nawierzchni był dobry i bardzo dobry, a co najważniejsze totalne pustkowie przez cały dzień jazdy.
Minusem oczywiście tego było to, iż na trasie MRDP mało było sklepów i stacji paliw, ale co tam,
bidony miałem aż dwa...każdy o pojemności 0,5 litra.

Przemyśl - Medyka - Korczowa - Wielkie Oczy - Budomierz - Kryłów - Hrubieszów...dopiero tutaj,
jakoś w okolicy godziny 20 mogłem zjeść jakieś śmieci, swoje ulubione łakocie i napić się
więcej niż to, co miałem w bidonach.
a do Hrubieszowa, skoro wyjechałem ostatni z Medyki, to raczej ja kolegów wyprzedzałem.
Jadę samemu, jak do kogoś podjeżdżam to nawet sobie rozmawiamy, ale z reguły jadę samemu.
Tak samo jest również za Hrubieszowem w drodze na Zosin i Dorohusk...przepięknie nocnie i potężnie cicho.
Z tego, co pamiętam na ostatnie 27 razy tutaj byłem tylko dwukrotnie za dnia...ostatnio wtedy, kiedy
sprawdzałem trasę dla RAP....teraz w dodatku jadę w odwrotnym co ostatnio kierunku, więc jest ciekawiej.
Na wyniku nie zależy mi w ogóle, jadę swoje, czuję się oczywiście bardzo dobrze.
Do północy dzisiejszego dnia dojeżdżam do malutkiej miejscowości Bytyń za WOlą Uhruską przejeżdżając łącznie 297 km
...nie jestem sam na drodze.
ktoś jest przede mną, ktoś za mną, ale w rzeczywistości jadę samemu.
Nie planuję spać tej nocy, choć mimo pustkowia mam po drodze wiele swoich miejsc nadających się na nocleg :)

Uwielbiam to pustkowie w tej części naszego kraju.
co pamiętam najbardziej z tego dnia ?
to zadowolenie, że jestem w tych miejscach, właśnie dzisiaj...


Daleko za Księżycem

Sobota, 12 października 2024 · dodano: 12.10.2024 | Komentarze 0

147 full

wspomnienia wschodnie MRDP 2024...
jeszcze nie dzisiaj, nie udaje mi się wrócić do domu.

Dziś morze, z Beatą i Krzyśkiem.
Było wspaniale.

Morze - Dębki - Karwia - Jastrzębia Góra - Rozewie - Władysławowo - Gdynia 


Daleko za Księżycem

Piątek, 11 października 2024 · dodano: 11.10.2024 | Komentarze 1

150 full
54 wheeler 

wspomnienia MRDP wschód 2024.
... jeszcze nie dzisiaj 


Od dwóch dni jeżdżę na Mierzei Wiślanej,
i chyba się zgubiłem.


Daleko za Księżycem

Czwartek, 10 października 2024 · dodano: 10.10.2024 | Komentarze 0

124 propel
83 wheeler

Race Around Poland, Bałtyk Bieszczady Tour, Maraton Północ Południe.
...jeszcze jedno ultra przede mną w tym roku.
Niesamowite. jak to dobrze jest mieć możliwość być tam, gdzie się chce być.

wschodni odcinek Maratonu Rowerowego Dookoła Polski
odbył się w dniach 21- 24 września.
wspaniałe uczucie jest jechać z Elbląga na ultra nie samemu.

do Przemyśla na start pojechałem z Mareckim.
rowerowo Przemyśl ma pełno miejsca w moim sercu.
jest w nim tak wiele moich sytuacji, miejsc, spojrzeń i myśli,
których niestety nie mogę dotknąć, ale o których mógłbym mówić godzinami.
Być w nim po raz kolejny...to wspaniałe uczucie, ale być tu razem z Mareckim...
życzę Wam takich chwil.

no cóż, oboje mamy w Przemyślu pełną dobę do startu,
nie jesteśmy tu oczywiście sami :) stworzą się kolejne spotkania wspomnienia,
które jutro równo od godziny 12 w południe zawiozę w całkiem inne miejsca... 



Daleko za Księżycem

Środa, 9 października 2024 · dodano: 09.10.2024 | Komentarze 0

80 wheeler
22 wigry 3

wspomnienia MARATON PÓŁNOC POŁUDNIE 2024
poniedziałek, jest dzień 09 września 2024 roku

...północ minęła, a ja jadę dalej, jeszcze trochę z dziwną grupą Gruppetto.
Aż wreszcie jest Olkusz. Nareszcie. To jakieś 800 km w nogach i na całym ciele.
Godzina ? pomiędzy 1, a 2- gą. Obiecałem sobie przed wjazdem na CPN, że trochę sobie tu posiedzę
serwując sobie wszystkie moje ulubione łakocie dostępne oczywiście w ofercie...z zimnym napojem i
gorącą dużą malinową herbatą...miejsc do siedzenia mało, dużo bikerów śpi na nich, część z osób z którymi wjechałem 
również zamierza się w tym właśnie miejscu przespać.
...wszystko mam, siadam do stołu i zaczynam ceremonię spożycia,
ktoś o kim coś mówi, żartuje, dziwi się...coś mówią o jakieś dziewczynie.
Spytałem bezosobowo czy ktoś zna może Asię Balawajder...? "tak"- usłyszałem w odpowiedzi, a potem: 
" jakieś 20 minut temu stąd wyjechała, sama". Do tej chwili w ogóle nie kontrolowałem lokalizacji
Asi, ale gdy usłyszałem te magiczne "20 minut"...szybko włączyłem telefon... te 20 minut to była nieprawda, ale i tak było fajnie
bo okazało się, że Asia jest 24 kilometry przede mną :) tylko i zaledwie.

Efekt, ta wiadomość postawiła mnie na nogi w dwie sekundy, nie dopiłem herbaty, niezjedzone słodycze schowałem
do kieszeni i zacząłem się ubierać na drogę krzycząc, że szukam dwie, trzy osoby do szybkiej jazdy w górach.
Na moje słowa zareagował Jakub Świerzko ( był z chłopakami z Gruppetto i też miał dosyć ich kolarskiej taktyki ) oraz Tomasz Ferenc, który
już od dłuższego czasu przebywał w Olkuszu błagając swoich partnerów rowerowych o dalszą jazdę ( chcieli bardzo spać ).
Ci dwaj byli za tym co ja, czyli żeby ruszyć już teraz i w południe być w Zakopanem :)

a więc co potem ?
coś cudownego, w trójkę jechaliśmy na całego. Od Olkusza podjazdy marzenie...
mnóstwo ich było, szkoda tylko, że zjazdów było tyle samo.
Pogoda nie przeszkadzała nam oczywiście w niczym, ciemno, totalne pustkowie na drogach.
jazda wyglądała bardzo płynnie...czasem nawet krzyczałem na chłopaków bo
jechali jak na "mistrzostwo Polski" :) po jakichś trzech godzinach odrobiliśmy do Asi pełne 18 kilometrów.
Tych gór potrzebowałem najbardziej...nie ukrywałem przed chłopakami swojego celu, "budowałem" ich zapewnieniami,
że Asia nie dość, że pod górę wjeżdża wolno to w dodatku na tych mocniejszych kilkunastu procentowych podjazdach
... na pewno będzie szła :)
I tak było. Było jednak też mimo wszystko trochę płaskich dróg, na nich trudno było mi odrobić w pewnym momencie
zaledwie sześć kilometrów, które mi do Asi pozostały. Ale zrobiło się to :)
Asię dogoniłem...tylko z Tomkiem ( Jakub został w jakimś sklepie potrzebując więcej czasu na zakupy )
w okolicy Kalwarii Zebrzydowskiej na przepięknym kilkunastu procentowym podjeździe...
było tak, że będąc na początku tego podjazdu Asia nas nie widziała, my ją zaś widzieliśmy w jego połowie...
szła pieszo pchając rower na górę...przepiękny widok, ileż miodu wylało mi się wtedy na serce.

bardzo lubię Asię, żeby było jasne, bardzo Ją lubię i Asia o tym wie, poprzez tą sytuację chciałem Jej jedynie pokazać jak bardzo 
ważniejsze są góry od płaskich jak stół dróg...choć przecież szybciej się na nich jedzie. Asia na płaskich
odcinkach jest wspaniała, szybka, musi jednak zdać sobie sprawę z tego, jak wiele pracy Ją jeszcze czeka przed kolejnymi ultra.
cała przewaga Asi właśnie poszła na marne...w chwili gdy przejeżdżałem obok niej :),
po minucie przejechał przy niej Tomek, Asia nadal szła z rowerem ku szczytowi góry, nie było szans na to, aby w tym miejscu
wsiadła szybko na rower, było za stromo, bez szans, kto się zatrzyma...idzie.
coś pięknego.

oczywiście na górze zatrzymałem się, zacząłem zdejmować z siebie ubrania, poczekałem na Tomka,
a następnie oczywiście na Asię...porozmawialiśmy, pośmialiśmy się, 5 minut odpoczynku.
Wszyscy zrzuciliśmy coś z siebie, było pewnie przed 7 nad ranem, gorąco nawet było. 140 km do mety.
Trochę pojechaliśmy razem w trójkę...Asia pewnie miała nadzieję, że wspólnie dojedziemy 
na metę...nic z tego. Po trzecim, czwartym podjeździe z Tomkiem odjechałem od Asi już na stałe.
Nie zapomnę tych chwil nigdy.
Niesamowite, jak te góry potrafią mnie mobilizować i dawać więcej siły i możliwości niż na Żuławach.

a co było potem ?
najpierw zaczął padać deszcz, początkowo skromnie, potem nawet wyszło słoneczko,
potem jednak lało już na dobre...za Makowem Podhalańskim, 100 km przed metą Tomek wpadł na genialny pomysł,
aby przeczekać ten deszcz, poczekać na Asię i suchym pojechać w dalszą podróż :)
Niewiarygodne ! To było jego pierwsze ultra, wytłumaczyłem mu całą historię ultra w dwie i pół minuty...
efekt ? Tomek wjechał wraz ze mną na metę, podziękował mi serdecznie za motywację do dalszej jazdy i
w ogóle za dowiezienie do mety bo totalnie nie wiedział gdzie się znajduje i gdzie ma jechać...

I tak dla pełnej informacji.
W tym roku było 11 km przewyższeń, chyba wyszło trzy tysiące metrów więcej niż dotychczas
i to było odczuwalne. I ja to piszę, na mnie ostatnie 150 kilometrów zrobiło wrażenie.
Większość podjazdów znałem i oczekiwałem ich z ogromną przyjemnością.
Było ich jednak więcej bo w rejonie zbudowanej "zakopianki " pojawiło się mnóstwo nowych dróg.
Jak ktoś powie inaczej to nie ma racji, bo wtedy pewnie z MPP zrobił sobie wycieczkę, spał noc, a nawet dwie
i wjechał na metę w ostatniej chwili...

Pozycja na mecie: 40 miejsce na 91 osób, które dojechały na metę.
72 !! osoby wycofały się w trakcie ultra. 
Jechałem z numerem 167.

wjechałem na metę o godzinie 15:53, czas jazdy 54 godziny i 38 minut.
Asia przyjechała na metę godzinę i 45 minut później...otrzymując ode mnie olbrzymie gratulacje.
Było miło :)

...Głodówka zdobyta, ale najważniejsze, że jeszcze dziś wieczorem
zjechałem do Zakopanego, gdzie mieszkałem przez kilka dni.

26 ultra o powierzchni od 1000 do 3600 km kwadratowych mam :)
 


Daleko za Księżycem

Wtorek, 8 października 2024 · dodano: 08.10.2024 | Komentarze 3

150 wheeler
20 wigry 3

wspomnienia MARATON PÓŁNOC POŁUDNIE 2024
niedziela, jest dzień 08 września 2024 roku

...jedziemy dalej, w trójkę, pierwszą przerwę dzisiejszego dnia robimy sobie w Toruniu,
jakoś po 2 w nocy...jemy sobie kolację na parkingu, całej nocy obawiałem się, że będę zamarzać,
tymczasem okazało się, że w budynkach stacji paliw jest zimniej niż na dworze...totalne ciemności, cicho i pusto na drodze,
oczywiście wiatr wieje wszystkim w twarz od wczorajszego dnia...i to solidnie.
w trójkę nie jedziemy na jakieś zmiany...koledzy jadą obok siebie rozmawiając ze sobą, ja jadę blisko za nimi słuchając ich.
Mimo to nie wleczemy się, tempo jest solidne, czasami nawet za bardzo. 
jak dotychczas nie narzekam na stan nawierzchni biorąc pod uwagę kraj w jakim mieszkam,
rower sprawnie jedzie, bidony cały czas są pełne...szkoda tylko, że dotychczas oprócz ulubionych
słodyczy jem same śmieci, nic odżywczego. Piękna cudowna noc minęła, bez opadów.

a co potem ?
potem był poranek, przedpołudnie...i trochę się odmieniło...bo w moim kraju nie może być cały czas dobrze,
skoro przez dłuższy czas jest dobrze to oznacza, że...zaraz nie będzie dobrze. I nie było.
w województwie łódzkim asfalty...tragedia, współczuję wszystkim, którzy ten dość długi odcinek
przejechali nocą lub będą dopiero jechać po ciemku, niby dziur nie było, ale nawierzchnia była zdarta totalnie.
W miejscowości Łask...przerwa obiadowa, z normalnym polskim obiadem :) spora grupa bikerów
zebrała się w jednej czynnej restauracji tego miasteczka. od tego miejsca, od południa jadę już samemu,
oczywiście na trasie sporadycznie albo ktoś mnie wyprzedza, albo ja wyprzedzam kogoś,
ale już do późnej nocy będę jechał samemu...moi dwaj kompani powiedzieli, że muszą sobie pospać w hotelu albo na polu, co mnie nie interesowało w ogóle. Dzisiejszego dnia przejadę łącznie 437 kilometrów dojeżdżając do Parku Krajobrazowego Orlich Gniazd
w rejonie Częstochowy, a dokładnie do miejscowości Włodowice...i nie czuję się jakoś szczególnie, na przykład jako wybraniec...a miałbym ku temu powód bo przecież cały czas jestem przecież jedynym reprezentantem Elbląga, tak wiele w moim rodzinnym mieście jest ultrasów, a od wczoraj jestem jedyny na trasie.
ciekawe to bardzo.

jadę dalej, poprzedniej edycji o północy wjechałem do Olkusza, w tym roku wygląda to słabiej, przed północą dogoniłem trzech szosowych bikerów z warszawskiej grupy Gruppetto...byłem więc przekonany o tym, że pojadę z nimi trochę szybciej, że coś nadrobię w stosunku do roku ubiegłego tymczasem wlekliśmy się niesamowicie, musiałem z nimi trochę pojechać bo padła mi nawigacja, jak jechaliśmy to jechaliśmy potężnie szybko, co krótki odcinek każdy jednak miał pretekst do jakiegoś odpoczynku...więc średnia spadała, ale co tam, 
będę z nimi jechał tylko do pobliskiego Olkusza, o którym napiszę w dniu jutrzejszym, w którym było najciekawiej na trasie :)

tak ogólnie jednak to na te czasy i rekordy mam już grzecznie pisząc wywalone.
nie ma na to wpływu ani mój wiek, ani stan zdrowia tylko ogólnie mam już dosyć tej presji, która teraz
nie jest mi do niczego potrzebna. Kiedyś dbałem o nią, to prawda, dziś upłynęło jednak już kilkanaście lat, więc odmieniło się
potężnie. Po tak wielu przejechanych kilometrach dziś oczekuję czegoś innego...
cieszenia się z tego gdzie jestem, na jakim rowerze jadę, bardziej podczas jazdy myślami jestem
w miejscach w których będę po zakończonym ultra. Muszę jechać z uśmiechem, pełną radością i tylko w taki sposób, aby siły na rower mieć po MPP zarówno na kolejne ultra, jak i na dnie przed nim i poza nim oczywiście.
Podjedź do mnie po przejechaniu 700 km i spójrz mi w oczy...nie słuchaj mnie bo pewnie nadal będę zły na jakieś wyrwy w jezdni...
spójrz mi tylko głęboko w oczy i zobacz ile jest we mnie tej rowerowej radości.
w gruncie rzeczy nie trzeba być w czymś najlepszym, 
wystarczy, że się to kocha...
...moje życie mam nadzieję nie kręci się jeszcze wokół roweru, ale czas i siły powinienem mieć dla roweru każdego dnia,
codziennie bez względu na cokolwiek.

Pod koniec dnia nie czuję już osłabienia, jakie mnie rozkładało na łopatki przed startem,
kaszlę, często kaszlę, ale gorączki nie mam i nawet nadal widzę w stereo, w pełni przez jedno i drugie oko...
no bo chciałbym zaznaczyć, że od wypadku w 2017 roku nadal mam poważnie chore prawe oko, które
potrafi odmawiać posłuszeństwa, gdy przez wiele godzin jest narażone na wiatr i ciągłe patrzenie.
Nie narzekam, ani przez chwilę, nic mnie nie boli, zmęczony jestem normalnie i ani myślę spać również
i tej nocy...takie założenie mam od początku wyścigu bo byłem pewien tego i nie myliłem się, że Asia od samego startu wykorzysta
swoje zdolności kolarskie na płaskich nawierzchniach, ja więc cierpliwie jadę za nią modląc się o to,
aby wreszcie na trasie zaczęły pojawiać się jakieś konkretne przewyższenia bo inaczej będzie tragedia :)
Asia nadal jest przede mną, nie kontroluję jak daleko przede mną...góry są już blisko, więc emocje jutro będą już od 1 w nocy :)
ale to będzie jutro.

Nie planuję więc spać dzisiejszej nocy.

...nie mogłem sobie pozwolić na to, aby być w dniu dzisiejszym w innym miejscu.
bo zwyczajnie dzieje się coś, co się nigdy nie powtórzy.




Daleko za Księżycem

Poniedziałek, 7 października 2024 · dodano: 07.10.2024 | Komentarze 0

18 wigry 3
7 góral

wspomnienia MARATON PÓŁNOC POŁUDNIE 2024

sobota, jest dzień 07 września 2024 roku

...obudziłem się w dniu dzisiejszym dokładnie o godzinie 4:15,
pierwsza myśl po przebudzeniu...szkoda, że to już dziś bo naprawdę kilka dni więcej dużo by zmieniło
w moim ciele. A tak, musiałem wstać, ubrać się i rozpocząć na pewno trudny dzień.
To będzie moje trzecie MPP, po raz drugi jadę na start samochodem w tym samym dniu.
Kierowca już od kilku dni zastanawia się nad tym, jakie ryzyko dla niego będzie stanowić moja bliska obecność w samochodzie,
zwyczajnie obawia się tego, że się zarazi...ale czego nie robi się dla przyjaciela.
Napisać, że czułem się źle to...nic nie napisać. Kaszel był niczym w porównaniu do osłabienia
na które nie miałem żadnego wpływu. 
W dodatku na jednej ze stacji paliw, już na półwyspie helskim, Jacek zobaczył mój sposób dojścia do budynku...
a mnie właśnie dziś od rana coś w korzonkach się popsuło, więc nie mogłem się w pełni rozprostować...akurat tego się nie obawiałem
bo pozycja na rowerze w późniejszym czasie i tak ustabilizuje moje ciało...Jacek jednak chciał mnie szybko wsadzić do samochodu
i odwieźć do Elbląga. Tak było.

Na starcie pojawiłem się kilkanaście minut przed godziną 9.00...Elbląg licznie potwierdził swoją obecność,
wszyscy mi oczywiście kibicują życząc sukcesu...później dowiem się, że kilka osób widząc wtedy na Helu na twarzy moje zmęczenie
tłumaczyło to moim uczestnictwem w dwóch dotychczas przejechanych ultra w tym roku...więc pytam się ich teraz:
jak długo muszę jeszcze jeździć na rowerze i jak wiele muszę przejechać kilometrów, by ktoś mógł poznać mnie rowerowo ?

Start wspólny 9:15.
1000 km, limit 72 godziny.
Ubrany jestem dokładnie tak samo jak na Race Around Poland oraz Bałtyk Bieszczady Tour,
rowerem jadę szosowym marki Giant Advanced, tym samym jechałem na RAP.
tym razem zabrałem ze sobą dwa bidony o łącznej pojemności litra.
Pogoda wspaniała na pierwsze dwa dni, wiadomo było wszystkim to, że w poniedziałek na końcu ultra będzie lało.
cel na te ultra...na metę przyjechać przed moją rowerową koleżanką Asią Balawajder
z Zielonej Góry. To dopiero drugie ultra Asi, więc to na mnie ciąży obowiązek przywitania jej na mecie :)


Cóż pamiętam z dzisiejszego dnia ?
Pierwsze 50 km przejechałem w licznej grupie bikerów z wiadomych powodów,
później jechałem albo samemu, albo w trójkę...
po dwustu przejechanych kilometrach dowiaduję się od Remka, że Asia jest już przed nami jakieś 60 km...no to zajebiście :)
w zasadzie nie pamiętam z kim jechałem przez dłuższy czas dzisiejszego dnia,
przepraszam, nawet nie starałem się zapamiętać danych tych właśnie osób....nie znałem ich.
znałem chyba tylko Remka, który dojeżdżał na miejsce odpoczynku w tym momencie w którym
ja akurat z niego wyjeżdżałem.
MPP nie ma oczywiście żadnych punktów żywnościowych, każdy liczy tylko na siebie.
Do północy dojechałem do miejscowości o ciekawej nazwie: Wiewiórki : ) to za Grudziądzem jest,
od mety dokładnie 318 km...
Jadę swoje, normalnie, bez jakiegoś specjalnego wysiłku...uporczywy jest
dla mnie kaszel.
Jest mi trudno, ale również doskonale wiem, że od dłuższego czasu chciałem
być dziś właśnie w tych miejscach, a nie gdzieindziej, na rowerze oczywiście.
Jest ciepło, nogawki zakładam na siebie dopiero przed północą,
w Grudziądzu zakładam też na siebie kurtkę przeciwwiatrową zdając sobie sprawę z tego,
że nocą będę przejeżdżał przez liczne pogodowe okna zamarzania.
a w dzień się nawet trochę gotowałem, ja uwielbiam się gotować :)

Nie planuję spać dzisiejszej nocy.
Mimo wszystko jest zbyt wspaniale, żeby zasypiać.
...nie mogłem sobie pozwolić na to, aby być w dniu dzisiejszym w innym miejscu.
bo zwyczajnie dzieje się coś, co się nigdy nie powtórzy.


Daleko za Księżycem

Niedziela, 6 października 2024 · dodano: 06.10.2024 | Komentarze 2

40 wigry 3
11 wheeler

Bałtyk Bieszczady Tour przejechany, wyśmienicie.
...będzie dalej tak, tak było, że po dwóch dniach od mety w Ustrzykach Górnych
złapałem wirusa. To, że kaszlałem i miałem katar było najmniejszym problemem bo
to można było jeszcze ukryć przed światem.
gorzej, że wirus mnie rozłożył...tak, jeździłem coś, ale to było jakieś byle jakie takie,
nadzieja podpowiadała, że kolejne ultra MPP dopiero za dwa tygodnie, więc mam czas
na to, aby mój silny organizm poradził sobie z tym wirusem...nie miałem.

04 września przejechałem jeszcze co prawda 300 km, ale dnia następnego moja jazda polegała już tylko na trzymaniu się roweru,
a dzień przed MPP, w piątek, przeleżałem bezradny cały dzień w łóżku...mając siły jedynie na spakowanie się
i wychodzenie do łazienki i kuchni.
Oczywiście nie było mowy o wycofaniu się z ultra, żadnego cwaniactwa też nie było,
ustawiłem jedynie swoje ciało na to, że będzie tylko trudniej i to wszystko.

tak sobie pomyślałem późnym wieczorem, w piątek, kiedy grupa elbląska wyruszyła nocą na Hel,
by przywitać mnie tam na starcie w sobotę nad ranem, że za parę miesięcy podziękuję sobie za to, że dzisiaj się nie poddałem.



Daleko za Księżycem

Sobota, 5 października 2024 · dodano: 05.10.2024 | Komentarze 0

30 wigry 3

wspomnienia BAŁTYK BIESZCZADY TOUR 2024

poniedziałek, jest dzień 26 sierpnia 2024 roku

kolejna noc na rowerze, nadal jadę z Przemkiem Ruda i Łukaszem Minuth.
wspólnie o godzinie 00:57 dojeżdżamy do Birczy ( 929 km ) to już zaledwie 85 przed metą.
przerwa, długa przerwa, bo to już jest dla mnie koniec jakiegokolwiek wysiłku.
teraz, wyłącznie same przyjemności.
plan w sobie miałem taki, żeby te pierwsze największe przewyższenia w lesie przejechać w totalnych ciemnościach,
a drogę z Ustrzyk Dolnych do Górnych wjechać przy wschodzącym słońcu...i co ?
plan został zrealizowany perfekcyjnie bo nie skorzystaliśmy z PK w Ustrzykach Dolnych.

...to, jak między Ustrzykami wyglądało wszystko przy drodze, na niej i nad nią...nieograniczony kontakt z przyrodą,
brakowało tylko zwierząt. Wystarczająco wiele razy to widziałem, by zdążyć się do takich widoków przyzwyczaić,
a jednak znów byłem tym wszystkim zachwycony. I ta cisza, i pustkowie...no i wschód słońca,
jak stopniowo zapalające się światło w pokoju. Jechałem wolno, jakbym specjalnie chciał spóźnić się do pracy.
Dla takich wrażeń, emocji i widoków mógłbym tu jeździć mnóstwo razy, ale żeby takie coś przeżyć trzeba jeździć
codziennie nad ranem, każdego dnia bo to nigdy nie wydarzy się codziennie.
Podobnie idealnie jest jeszcze tylko na wschodzie Polski, i nie tylko na Podlasiu.
Na Bałtyk przyjechałem nie dla wyniku, a dla tych miejsc właśnie i dla tego czasu w którym teraz jechałem.
Kilkadziesiąt godzin warto było zamienić na te dwie pełne tutaj,  pomiędzy Ustrzykami.
te właśnie chwile z obecnej edycji zapamiętam najbardziej.


Na metę wjadę równo z Przemkiem i Łukaszem, ale na tym odcinku trasy jedziemy osobno,
jak jest podjazd to ja jestem na czele, na zjazdach z nikim nie mam szans, ale wspólnie na siebie czekamy.
minęło mnie w tych miejscach kilku innych bikerów, było już widno...każdy z nich zadawał mi pytania, gdzie jest moja szosówka i
kto mi dał rower zastępczy...tak było. naprawdę.
fechner ?..już daleko za mną, Sylwia jest jeszcze dalej.

Na metę wjechałem o godzinie 06:21.
Wynki: jedno zdjęcie zrobione na trasie oraz 200 miejece na 297 bikerów, którzy dojechali do mety.
85 osób wycofało się na trasie.


to moje 25 ultra na dystansie od 1000 do 3600 km


wiesz, mam nadzieję, że to jutro wszystko nie zniknie.