Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi robert1973 z miasteczka Elbląg. Mam przejechane 650831.00 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią brak danych. i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy robert1973.bikestats.pl

Archiwum bloga



MRDP 2 - wspomnienia

Niedziela, 21 września 2025 · dodano: 22.09.2025 | Komentarze 2

115 propel
100 wheeler

wspomnienia Maratonu Rowerowego Dookoła Polski 2025,
czyli, co najbardziej zapamiętałem.

jest dzień 24 sierpnia, niedziela.

Bartoszyce, wyjechałem po godzinie 5 nad ranem.
i od samego początku bardzo miłe zaskoczenie...NIE PADA ;)
a już wczorajszego dnia przygotowałem się cały na całodzienną ulewę.

było nawet ciepło, a na trasie początkowo z samego rana...nikogo. Potem ze znanych mi ultrasów zobaczyłem Wojtka Łuszcz 
myjącego się w kałuży i...Krzyśka Wlazło opatulonego we wszystkim co miał, a mimo to trzęsącego się z zimna, a podobno to ja
jestem zmarzluchem. Już wyjaśniam, że oboje nie spali podczas pierwszej nocy. W ogóle chyba nikt kogo udało mi się
dzisiejszego dnia wyprzedzić...nie spał.
Później widziałem jeszcze Daniela Śmieja stojącego na przystanku autobusowym, Irka Szymocha i jeszcze kilku innych ultrasów, ale o tym co wydarzyło się dzisiejszego dnia... potem.

chciałbym poruszyć inny temat.
Przerwę zrobiłem sobie w Węgorzewie po przejechaniu zaledwie 70 km.
co zjadłem ? oczywiście śmieci, ale o tym też nie będę pisał
Za stacją paliw przypadkiem zobaczyłem Kubę Jeznach...był smutny, obok niego stał rower z pękniętą ramą.
nie było mowy o dalszej jeździe dla niego, przynajmniej na tym rowerze. Innego nie chciał.
Przewrócił się podczas jazdy na drodze, nic sobie nie zrobił, ale rower ucierpiał. To już mój drugi DNF, który widzę
osobiście na trasie MRDP, a przejechałem zaledwie 350 km. Pierwszy DNF już był na starcie, bliskiemu koledze Lechowi
Flaczyńskiemu odmówiły posłuszeństwa przerzutki elektryczne...serwisowane dzień wcześniej w dniu startu nie używane
okazały się całkowicie rozładowane, co prawda Leszek przejechał trasę chyba aż do Korsz, ale poddał się.
cała trasa na jednym przełożeniu...przykro mi bo chciałem często się z nim spotykać w wielu miejscach tegorocznej trasy MRDP.

to dobrze, to bardzo dobrze, że są kibice. My jesteśmy, powinniście być i wy także. Ale całkowicie nie zdajecie sobie sprawy,
jak wiele tragedii i smutku jest w nas, w zawodnikach, na całej trasie, każdego dnia. DNF, to nie tylko oznaczenie, że coś się
wydarzyło, zdarzyło się, trudno, będzie lepiej, ble ble ble że kiedyś wrócisz silniejszy i na tym koniec.
Czasem nie musi się wydarzyć aż DNF,
łzy płyną z oczu z wielu innych powodów i ja takie łzy zobaczę za dwa dni. Tak, są łzy bo ktoś szanuje każdego i bardzo to wszystko
chce osiągnąć wyłącznie w wyznaczonym przez organizatora limicie czasowym.
Nie muszą też pojawić się łzy, nagły ból jakiegoś mięśnia, czy już lekko przetarta skóra w jakimkolwiek miejscu wzbudza
w nas nagłe zaniepokojenie, zwłaszcza gdy jest to dopiero drugi dzień jazdy, przynajmniej we mnie tworzy się wtedy w jednej chwili mnóstwo myśli nie pozwalających skupić się w sposób właściwy na tym, co robię.
Nie o wszystkim się dowiecie, tak, ale powinniście brać pod uwagę to, że na tej trasie dzieje się naprawdę wiele, co jest dla nas złe.
Nie można tak zwyczajnie siedząc sobie w fotelu dawać komuś któregoś dnia tylko matematyczne szanse na dojechanie do mety w limicie, będąc przekonanym o tym, że winą tego wyłącznie jest brak jego sił.

Jestem, za chwilę pojadę dalej, a kolega stojący obok mnie nie ma już takiej możliwości. To trudna sytuacja emocjonalnie i sportowo.
Powinno się wtedy zatrzymać choćby na chwilę, zawsze, nawet krótka rozmowa, a nawet późniejsze rozmowy telefoniczne
mogą podnieść kolegę lub koleżankę na duchu. Ja staram się zawsze pokazać swoje wsparcie emocjonalne nawet jeśli nie jestem w stanie pomóc fizycznie. Bo to wspólne omawianie sytuacji, próba pomocy w naprawie sprzętu, czy po prostu to, że jestem zwyczajnie obok, te wszystkie gesty naprawdę budują prawdziwą więź sportową. Inna sytuacja: Ktoś jest lepszy, ale nie jest jeszcze w tym miejscu w którym wy jako kibice się Go spodziewaliście...i wtedy zaczynają się puste słowa, puste wyrazy osób, które nie mają najmniejszego wyobrażenia co tu się dzieje, osób, którzy opierają się wyłącznie na tym, co jest proste i łatwe do określenia, wytłumaczenia, które widać tylko gołym okiem, czyli te najłatwiejsze.
To nie są słowa o wszystkich, oczywiście że nie, ale cóż z tego, jak te przykre określenia mają zdecydowania większą siłę rażenia. 

Mija dzień, a ja jadę dalej, dzisiejszego dnia wielokrotnie wjeżdżałem w stertę deszczu w drodze na Podlasie. Dla mnie smutne były nie tylko myśli o tych kolegach, ale i o tym, że dzisiaj nie zobaczę wielu swoich miejsc. Banie Mazurskie widziałem, tutaj zdążyłem się najeść i napić mnóstwa czekolady w ramach przygotowania do obiadu.
Gołdap ominięta została ze względu na przebudowę drogi...wreszcie, nareszcie tu coś budują. 
Jadę, a deszcz leje niemiłosiernie, a gdy przestanie padać na kilka minut to nawet wyschnąć nie można bo jest zimno, zwłaszcza mi.
Kręcę samemu z kolejnym żalem co chwila spoglądając na kolejny smutek... pustki w bocianich gniazdach, nie ma już ich, a przecież to właśnie bociany upiększają jeszcze bardziej tutejszy krajobraz, a przecież jeszcze sierpień się nie skończył. W ogóle jest tu pusto, tu na Podlasiu. Jeśli z kimś się spotykam, to wyłącznie podczas postoju w sklepie lub w restauracji, tak jak w przypadku obiadu w Szypliszkach...było nas tu z pięciu nawet....ale potem każdy wjechał w trasę swoim tempem.

Przejeżdżam przez miejsca, których nie da się opisać jednym zdaniem, a jest to dopiero drugi dzień MRDP.
Tu wszystko pachnie lasem, historią i modlitwą. Tak wiele w tych miejscach leży moich wspomnień. Tutejsza cisza mówi więcej niż słowa, a każdy zakręt przypomina mi, kim jestem. Sejny to moje wspomnienia, moje wzruszenia, moje rozmowy z samym sobą. Jeśli kiedyś tu przyjedziemy razem to nie będziesz tylko turystą...będziesz gościem w moim świecie.


Deszcz przestał padać, a ja po raz kolejny w tym roku jestem na drodze, którą chyba lepiej znam od tych pobliskich mojego domu,
przynajmniej tak samo. I to mi oczywiście nie przeszkadza, nie wprowadza też to we mnie żadnej nudy. Wręcz przeciwnie, jest wspaniale bo nic złego mi się nie dzieje, rower jest w pełni sprawny.
Minęło już południe, zbliża się wieczór, a ja już wiem, gdzie będę nocował.
Wystarczy tylko obdzwonić swoje agroturystki...w Krynkach oczywiście.
Do Sokółki jechałem w stercie świateł wielu samochodów, choć mimo wszystko z uwagi na późną porę dnia było ich i tak zdecydowanie mniej niż za dnia. Ale to, co dzieje się po wyjeździe z Sokółki to dla mnie nic innego jak...skok ze spadochronem. Otwierasz drzwi samolotu, wyskakujesz i...lecisz nie wiadomo w co, a najlepiej przerażające jest to, że na nic nie ma się wpływu, na cokolwiek. Z Sokółki na Krynki na drodze nagle staje się nocą tak ciemno, że przeżywając to po raz kolejny już się tego nie boję, ale kiedyś przerażała mnie ta tutejsza ciemność w porównaniu z totalną pustką.
I tylko to, że wiem gdzie jestem i gdzie mam dojechać pomaga mi być tutaj. To tak jakbyś jechał, ale nie wiedząc dokąd. Czasami jest we mnie przekonanie, że nocą w drodze na Krynki nie ma ani ludzi, ani samochodów, ani znaków, ani nawet śladu, że ktoś tu kiedyś w ogóle był :) Brak dosłownie wszystkiego, zwłaszcza świateł, a kiedy tu byłem na początku...brakowało mi nawet kierunku i punktu odniesienia. Co czujesz, gdy podczas jazdy obracasz się za siebie i...nie widzisz drogi, nie widzisz nawet siebie ?...i tylko to, że oddychasz daje ci pewność, że jesteś. 
Tutejsza pustka jest samotnością  przestrzeni, rozciągniętą, cichą i obojętną.
...teraz czuję się tu wspaniale.
Kiedy będziesz chciała, abym pewnego dnia poczuł się lepiej...zabierz mnie ze sobą i przywieź mnie właśnie tutaj.

Krynki, przyjechałem tu o godzinie 23.
i nie pojadę dalej, bo to jest moje miejsce, te inne moje są jeszcze za daleko, a każdy dzień kończy się przecież o północy.
dzisiejszego dnia przejechałem 361 km, po dwóch dniach mam ich łącznie 646.
Jutro pojadę dalej bo wiem, gdzie ta trasa się kończy.
Jestem tu, mnie samego i moich myśli nie znajdziesz gdzie indziej.
jest we mnie radość, że jestem częścią czegoś tak ogromnego, choć ta radość nie jest pełna...bo brakuje mi czyjejś obecności.

drugi dzień ultramaratonu za mną.
jest wspaniale, bo ja naprawdę tu jestem :)




Komentarze
Betty
| 21:17 poniedziałek, 22 września 2025 | linkuj Wszystko to sobie wyobrażam czytając Twoje wspomnienia...głębię pustki i ciemności w okolicy Krynek poczułam wręcz na własnej skórze...wiem, że bardzo bym się bała być tam sama.
szczypiorizka
| 20:34 poniedziałek, 22 września 2025 | linkuj Dawno nie czytałam takiego intrygującego, do głębi poruszającego wpisu. Na pewno jest to przykre, gdy ktoś z jakiegoś powodu musi zrezygnować z dalszej jazdy. Myślę nie tylko o ultra maratonach, ale i nawet urlopie, dłuższym/ krótszym czy nawet jednodniowa wycieczka, która od dłuższego czasu świtała komuś w głowie, którą dopieszczało się i analizowało gdzie co i jak. I nie zawsze to kwestia tak jak piszesz- że ktoś jest słabszy, tylko są rzeczy/ zdarzenia na które nie mamy wpływu.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!