Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi robert1973 z miasteczka Elbląg. Mam przejechane 577366.00 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią brak danych. i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy robert1973.bikestats.pl

Archiwum bloga



Daleko za Księżycem

Sobota, 26 listopada 2022 · dodano: 26.11.2022 | Komentarze 0

skoro tak bardzo nudna jest dla Was moja jazda daleko za Księżycem, to napiszę trochę emocji, które przeżyłem w tym roku na Ziemi.
Opiszę pojedyncze dni ultramaratonu Bałtyk Bieszczady 2022.

20 sierpnia 2022 r. Świnoujście. start godzina 9:45. Pierwszy dzień.
Ze sobą mam górski rower Giant Terrago. Żadnych bagaży, jadę wyłącznie w ubraniu, które mam na sobie.
Wyglądam tak, jak na co dzień wyglądam gdy jadę do pracy, do której mam 3 kilometry, a zawsze jakimś trafem przejeżdżam minimum 50.
Dlaczego góral ? Dlatego, że w życiu wszystko musi działać w dwie strony.
Postawiłem jednoznacznie na fakt, że w tym kultowym ultra udział wezmą wszystkie mojej rowery.
A mam ich oczywiście siedem, i więcej już mieć nie będę.
Tą edycję postanowiłem przejechać na góralu, Full i Propel...najdroższy i najszybszy, muszą poczekać jeszcze na tą radość.

Wystartowałem jak na Tour de France....pierwsze 50 km ze średnią 31 km/h, ależ fajnie się jechało.
najważniejsze jednak były te emocje...znowu byłem na tej magicznej trasie. Już po raz DZIEWIĄTY !!
Ze wszystkich uprzednich w głowie najwięcej emocji miałem z tej poprzedniej jazdy. Nie dlatego, że odbyła się zaledwie  dwa lata temu...
dlatego, że jechałem wtedy na Wigry 3. I to był jedyny plus tego całego ultra. Cieszyłem się bardzo, że znowu tu jestem,
że mam taką możliwość. Oprócz tego żadnych pozytywów nie znalazłem. Wręcz było tragicznie.
Napiszę o czymś, o czym Robert Janik powinien wiedzieć. Jeśli o tym wie...to jest źle, jeśli o tym nie wie...to jest jeszcze gorzej.
Moja średnia tak duża od samego początku powstała z pomocą wiatru w plecy,  szosowcy więc i tak mnie wchłonęli.
Startowałem niemal ostatni, i niemal ostatni jechałem na początkowych kilometrach.
Tak jak inni, wcale nie najgorsi, poczułem w ten sposób to, co zawsze odczuwali ci, którzy walczyli na samym końcu ultra, czyli czułem się jak śmieć.

Od razu zapewniam, że mimo końcowych pozycji na początku ultra mój czas ani przez chwilę nie był zagrożony.
Mieściłem się grubo przed limitami. Po prostu startowałem jako jeden z ostatnich, miałem w dodatku z pewnością najsłabszy rower.
( akurat ta sytuacja, ten rower, poprawiał mi humor ).
jeszcze na pierwszym PK w Płotach po przejechaniu 75 km, gdzie byłem o godzinie 12:28 było normalnie.
Czyli...nic nie było, ani picia, ani jakichś konkretnych słodyczy, ani konkretnego jedzenia...jakieś musli dziecięce.
Nie oszukujmy się jednak, na tym punkcie nic mi nie było potrzebne, więc było mi obojętne to, co leżało na stole.
Skorzystałem z toalety i tyle.
Na drugim PK w Drawsku Pomorskim na 130 km, gdzie byłem o godzinie 14:40 już doświadczyłem tego zła.
Wjechałem na punkt kontrolny wiedząc, że za mną jedzie jeszcze kilka osób, a na stole zostały już tylko...dwie kanapki.
Wziąłem oczywiście tylko jedną z nich popijając...wodą, której w przeciwieństwie do pozostałych rzeczy było mnóstwo.
Oczywiście były jakieś proszki do tej wody, których nigdy nie spożywałem.
Humor poprawił mi wyjazd z tego PK bo...zaczęło lać dość intensywnie. Dla frajdy nie założyłem kurtki przeciwdeszczowej...
zmieniłem jednak zdanie po przejechaniu kilometra z uwagi na totalną ulewę. Po ubraniu się kontynuowałem jazdę oczywiście.

Do trzeciego PK  w Pile jechałem głównie samotnie, mijając może ze dwie osoby. 
W mieście dojechałem do jakiegoś starszego gościa ( nie pamiętam numeru ), razem wjechaliśmy na punkt o godzinie 19:30.
To znaczy....punktu już nie było !! W miejscu gdzie powinien być stoi jeden z uczestników, który nie wie o co chodzi, ale cieszy 
się na mój widok bo chociaż się przekonał, że się nie pomylił na trasie, że dojechał we właściwe miejsce.
Nikogo jednak już nie było. Myślałem, że wyjdę z siebie...mam za sobą 237 km na góralu, a w rzeczywistości jeszcze nic
konkretnego dziś nie zjadłem. Nagle...w odległości ok. 200 metrów widzimy jak kilku mężczyzn pakuje jakieś stoły i krzesła do Stara.
Oczywiście, jak się okazało....pakowali PK. Zorientowali się...wyjęli dosłownie trzy krzesła, dwie butelki Coca Coli i jakąś fasolkę, czy coś podobnego...siedziałem na krześle i czułem się jakbym jadł jakieś zlewki, dosłownie, na wpół ciepłe.
Wszystko na dworze, w zimnie z...ciemnym niebem nad głową. To było niemal pewne, że zaraz znowu zacznie lać.
Widząc to, ten dziadek swoje dalsze szanse na ukończenie wyścigu dosłownie...wyzerował, więc został.
ja ruszyłem dalej, wkurwiony jedynie na Roberta Janika. Oczywiście po kilkunastu minutach zaczęło lać, ale ja już wtedy jechałem dalej
na trasie, więc czułem się normalnie. gdybym jednak te zlewki miał jeść dodatkowo w ulewie, to ściągnąłbym już na to miejsce Roberta.
Na PK w Pile czułem się dosłownie jak bezdomny, który mimo dolegliwości cieszy się, że żyje,
ja mimo tych przykrych sytuacji cieszyłem się z samego bycia na trasie. i tyle.
Ale tak nie powinno być, i dla mnie, i dla pozostałych niektórych uczestników. Nie powinniśmy tego doświadczyć.
Dziwi mnie nie to, że Ci przede mną wszystko zjedli bo byli szybciej, zastanawiał mnie fakt, dlaczego nic nie było na PK dla tych na końcu,
skoro już w tym momencie co najmniej kilkanaście osób zrezygnowało z dalszej trasy, albo nawet ich więcej było. Nie szkodzi więc, że część osób wzięło coś więcej, to normalne, zawsze powinno coś zostać na Pk...tak jak na weselu zawsze zostaje jedzenie i picie.
przecież my za to płacimy !! A Robert w dodatku wiele rzeczy i tak dostaje za darmo. Dlaczego więc brakuje ?
Wszyscy powinni mieć to samo. i po raz kolejny przypominam...mój wynik w ogóle ani przez chwilę nie był zagrożony !!

jeszcze tego dnia w sobotę dojechałem do PK 4 ( Nakło Nad Notecią ). Byłem tu o godzinie 22:45.
Była herbata, woda i...jedna zupa, którą dostała jedyna w tamtej chwili znajdująca się na punkcie kobieta.
Zupa nie była oczywiście gorąca, a Pani Kucharka nie miała możliwości jej podgrzania, Zupa wystygła w kotle i tyle.
Na tym PK byłem, tak jak Inni, totalnie przemoczony.

Pierwszego dnia na moim góralu przejechałem 326 kilometry.

PS. około 100- 200 metrów przed wjazdem na PK w Drawsku Pomorskim przy ulicy stały dwie kilkunastoletnie dziewczynki...jechałem samotnie, klaskały mi i machały rękami w atmosferze dość solidnie padającego deszczu. Ależ wyglądały ślicznie, pozdrawiały mnie, uśmiechały się, cudny widok.






Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!