Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi robert1973 z miasteczka Elbląg. Mam przejechane 650831.00 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią brak danych. i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy robert1973.bikestats.pl

Archiwum bloga



MRDP 4 - wspomnienia

Wtorek, 23 września 2025 · dodano: 23.09.2025 | Komentarze 1

106 wheeler
45 propel

wspomnienia Maratonu Rowerowego Dookoła Polski 2025,
czyli, co najbardziej zapamiętałem.

jest dzień 26 sierpnia, wtorek.

z Dorohuska wyjechałem o godzinie 5 nad ranem...te wszystkie emocje, które są we mnie,
ta chęć istnienia w tym projekcie aż do samego końca sprawia, że jest mi tu dobrze,
nie przejmuję się nawet bardzo słabym stanem nawierzchni, którego tutaj jest dużo, zwłaszcza w drodze na Zosin.
Jestem wyspany, wypoczęty, jadę oczywiście samemu, coraz bliżej granicy.
Ruch samochodowy jest mały, nie ma w pobliżu żadnego otwartego sklepu, ale mi i tak się jeść jeszcze nie chce.
Na trasie nikt do mnie nie dojeżdża, nie sprawdzam również w telefonie tej sytuacji, wiedziałem tylko że trochę
przede mną jedzie Kasia Kozłowska :) w ogóle mało razy z tego naszego systemu korzystałem, bardziej w głowie musiałem 
pilnować miejsc i chwil dnia w których miałem w nie wjechać.
Bo wszystko miało działać powoli, ale konsekwentnie do przodu, bez żadnych strat, bez żadnego odrabiania,
ale też bez zbytniego nadrabiania sytuacji....przecież ja nie mogłem jechać i bać się nieustannie
każdego dnia na siłę wyprzedzając kilometry, byle o tych kilka o jakiejś porze dnia być dalej. 
Tak nie można, nawet jazda z wiatrem, który za pół dnia miałby się zmienić nie usprawiedliwia 
przeciążenia własnego organizmu....wszystko ma być płynne, bez negatywnych emocji, z wypoczętym ciałem,
sprawnym rowerem i zadowolonym samym z siebie, że to wszystko działa i że nie trzeba tego w jakikolwiek inny sposób usprawniać.

Po godzinie 8 nad ranem dojechałem do Hrubieszowa...zatrzymałem się na stacji paliw, nie dlatego, aby wreszcie coś zjeść,
nie chce mi się jeszcze jeść, jakoś wcześniej przedtem kiedyś nie tylko na ultra zawsze tu się zatrzymywałem, a dziś dodatkowo jeszcze ktoś tu od nas był...to był Szymon Jopek, zamówiliśmy sobie po herbatce, nawet przez moment porozmawialiśmy, kolega jednak po chwili siedząc na podłodze przy stoliku...zasnął, w dwie minuty. No cóż. Pojechałem dalej, dobrze mi jest, jestem normalnie zmęczony.
Te wszystkie miejsca w których już dzisiaj byłem, w tym miejscu w którym teraz jestem oraz wszystkie te przede mną są wspaniałe, wszystkie są rowerowe...jest cudownie, a to i tak zbyt słabe określenie do wyrażenia tych moich emocji mając na uwadze to, iż ja w tej chwili doskonale wiedziałem o tym, że jeszcze dzisiaj wjadę w góry, w moje kochane góry...a tymczasem stoję przed pierwszym przejazdem kolejowym za Hrubieszowem oglądając pociąg, który miał chyba ze sto wagonów.

Od tej chwili obiecuję sobie, że zatrzymam się przy pierwszym jakimś sklepie i zjem sobie śniadanko...jadę, jadę i nic.
Nie ma nic, nawet tych zamkniętych sklepów...a ja już przejechałem dzisiaj pełne 100 km, muszę coś zjeść.
...aż tu nagle, z oddali wyłania mi się jakaś większa miejscowość, pomyślałem sobie "jest dobrze, zaraz się najem", zbliżam się, znak z nazwą miejscowości coraz bardziej mi się powiększa, jest już na tyle duży, że wiem, jaka to jest miejscowość: DOŁHOBYCZÓW.
Jadę, jadę, aż tu nagle słyszę : "RO- BERT, RO- BERT, RO- BERT" sylaby mojego imienia były wykrzykiwane w wersji sportowej
tak głośno, że kiedy byłem już wśród tak wspaniale dopingującej młodzieży stojącej po obu stronach drogi normalnie się
rozpłakałem. Nic nie wiedziałem, niczego się nie spodziewałem, jadę sobie jak nigdy nic, a ludzie klaszcząc w moim kierunku wykrzykują moje imię, coś wspaniałego. Pomyślałem sobie w jednej chwili, że przejadę obok nich szybko, by dać dowód, że to działa, że taka forma
przekazu radości to wspaniała sprawa, że to naprawdę działa. I szkoda tylko, że to wszystko trwało zaledwie kilkanaście sekund.
W tym wszystkim zapomniałem nawet, że jestem głodny, nawet po kilkunastu kilometrach po tym wydarzeniu głupio mi było się zatrzymać mając nadal w sobie tak mnóstwo tej pozytywnej energii, po tym nieoczekiwanym spotkaniu.
Dziękuję z całego serca, Wasze okrzyki na trasie dodały mi skrzydeł.
Każde wykrzyczane przez Was "ROBERT" było dla mnie impulsem, by dać z siebie jeszcze więcej. Byliście niesamowici :)
Teraz wiem, że to nie tylko był doping, to było jak przypomnienie, że ktoś wierzy, że warto, że jesteś widziany.
Dziękuję każdemu Kto krzyknął, klasnął i spojrzał na mnie z uznaniem, Wasza obecność była moją siłą.
...nigdy tego nie zapomnę, to pozostanie we mnie na długo, na zawsze.

a potem znowu byłem sam, to wszystko, te doznane emocje jednak cały czas były nadal we mnie.
Ja potrzebuję tego, te opisane były tak silne, że chyba wystarczy mi ich do samej mety.
jadę więc dalej i zastanawiam się tylko, czy ktoś z Elbląga monitoruje moje położenie,
czy bliskie mi osoby wiedzą gdzie jestem, czy wiedzą co robią, czy doskonale zdają sobie sprawę z tego,
czego akurat dzisiaj potrzebuję i na czym mi najbardziej zależy ? Pewnie tak.
Jest Hrebenne, Korczowa, Medyka...gdy tu przyjechałem był już wieczór.
Tak jakoś mi ten dzień szybko upłynął. Zależało mi na tym, aby w Medyce być jak najwcześniej bo tak
bardzo chciałem zobaczyć Bieszczady jeszcze dzisiejszego dnia.
W Przemyślu na trasie zatrzymałem się w swoim ulubionym hotelu, gdzie pięknie urządziłem się w salonie recepcji.
ładowanie telefonu oraz spożywanie sterty moich ulubionych słodkości, które przed chwilą zakupiłem to
były teraz dwie najważniejsze dla mnie rzeczy. Było tego, tych słodkości, tak mnóstwo, że całkowicie zapomniałem
o obowiązku zjedzenia kolacji, normalnej kolacji...tyle, że gdzie ?
Była właśnie godzina 20.00, a ja wciąż się zastanawiałem "gdzie jest ta Kasia ? ". Tak, spojrzałem w telefon,
Kasia już jechała sobie po górach zbliżając się do Fredropolu, to niby nie było daleko ode mnie, ale Kasia cały czas jechała,
a ja wciąż się relaksowałem...pomyślałem sobie, że jednak fajnie jest bo moje góry Kasię zatrzymają dla mnie.
I tak się stało, uwierzycie w to ?

Bieszczady, to moje pierwsze rowerowo przejechane kiedyś góry.
Od trzech dni czekałem na te góry właśnie, jak dziecko na pierwszy śnieg.
To moja pierwsza nagroda na tym ultra, nie wiem, za pierwszy przejechany na MRDP tysiąc kilometrów,
za dotychczasowe dwa dni przejechane w totalnej ulewie, nie wiem, za dzisiejszy wtorek,
za cokolwiek. Te góry i to, że w nich już jestem, a będę jeszcze bardziej w nich za kilka dni, już jutro, to dla mnie
olbrzymia nagroda. Jest już ciemno, a ja jadę jak po swoim podwórku, chciałbym te góry mieć wszystkie obok swojego domu.
Nie robią na mnie rowerowo żadnego wrażenia, znam tu wszystko, na odcinku aż do Ustrzyk, tych Dolnych, jak i Górnych, znam wszystko, włącznie z tym, co jest daleko poza nimi. 
Rower pięknie wjeżdża do góry, w ogóle nie jest przecież obciążony. Nie jest mi zimno, ale wszystkie ubrania mam już
całkowicie założone na siebie, atmosfera, te wszystkie światła przed mną, obok mnie i te za mną...cudownie tu było być kiedyś,
wspaniale jest być i teraz, ale w tym czasie, dzisiejszego wieczoru. Po każdym zjeździe odliczam podjazdy które mam jeszcze przed sobą,
żałując że do Ustrzyk Dolnych pozostaje mi ich coraz mniej...bo w Ustrzykach będę dzisiaj nocował.
Wiem, że Kasia przede mną walczy z podjazdami, wiem, że jest jej ciężko, a mi w tym samym czasie serce rośnie.
Nikt tu nie jest gorszy, ani lepszy...ja po prostu bez gór nie istnieję. Jeśli nie ma gór, jeśli nie ma motywacji...mnie nie ma.
Ja muszę doskonale wiedzieć po co to robię, muszę rozumieć miejsca w których jestem. Motywacja nie jest dodatkiem, jest
fundamentem mojego całego rowerowego dnia, bez niej nie byłoby żadnych kilometrów. te podjazdy...ten wysiłek, rower musi
też rozumieć, jak ja to wszystko odczuwam i że to właśnie na górach, że to na takich sytuacjach i chwilach najbardziej mi zależy.

ale, ale, nie jeżdżę po górach, aby się zmęczyć. Bieszczady to takie moje zaproszenie MRDP do kolejnego dnia.
Góry są moją siłą, która budzi mnie rano i wcześnie wypycha na trasę, góry kształtują, dają radość, a co najważniejsze...
dają mi poczucie, że robię coś naprawdę wartościowego. Czekałem na nie trzy dni, nie dlatego, aby być lepszym od kogoś.
Chcę być jedynie wiernym sobie...to takie moje odczucia, więc cieszę się i cieszę, a tymczasem Kasię dogoniłem i przegoniłem...na ostatnim podjeździe w Arłamowie :) dacie wiarę ?:)  Byłem pierwszy na jego szczycie :) po prostu zobaczyłem przed sobą w pewnej chwili czerwono migającą lampkę, więc pojechałem jeszcze szybciej bo to mogła być tylko Kasia...ale cudownie się przywitaliśmy. Zatrzymałem się na górze, tu przez kilka minut byliśmy razem, słowa, uśmiechy, kilka zdradzonych planów, i tylko szkoda, że nie było w pobliżu kawiarni bo pewnie byśmy więcej chwil spędzili ze sobą....



Przyznacie że to wszystko...te słowa, nie da się ich rozumieć inaczej niż przez radość.
Jest mi wspaniale, mało, widzę kolejnego uczestnika MRDP przy sobie, skoro ktoś jest w tym samym miejscu i czasie, co ja,
a ja jestem szczęśłiwy...no to ten ktoś także musi być radosny. I tak było. Tak było jeszcze dzisiejszego dnia.
wy kibice nic nie widzicie, no, oprócz naszych "kropek"...niczego się nie domyślacie, niczego nie możecie sobie nawet wyobrazić bo zwyczajnie nie macy takiej możliwości...ale gdy zobaczycie, że jedna z "kropek" jutrzejszego dnia pozostanie na dłużej w Ustrzykach Dolnych,
a później będzie później w innych miejscach...nie oceniajcie tego wyłącznie brakiem u niego sił.
ja w takich chwilach nie dzwonię od razu nawet do bliskich mi osób, potem tak, ale nigdy na samym początku czegoś złego.
Staram się tylko wytłumaczyć jak szybko to wszystko może ulec zmianie, ta radość, jak szybko przeistacza się w ból, z naszej winy, z naszych błędów, a najczęściej z powodu
sytuacji na które niestety nie mieliśmy żadnego wpływu, najmniejszego....i to właśnie taka wydarzyła się przykrość przy mnie, już nie dzisiaj co prawda, ale zaraz po północy dzisiejszego dnia bo mimo tego, że już od godziny 23- ciej byłem w Ustrzykach Dolnych to długo po północy sam z tego powodu nie mogłam zasnąć.

...płacz, płacz i nic więcej, rower jechał, popsuł się, teraz nie działa, nie wiadomo czemu, nie wiadomo kiedy i w ogóle jak to się stało ?
I co teraz ? Koniec dnia, góry, noc w pełni. Brak możliwości naprawy roweru, nie ma przy tobie żadnych ludzi, to, że do kogoś zadzwonisz i tak nic nie da, zakłopotane całe ciało, organizm, umysł...teraz wszystko bardziej w tobie pracuje niż podczas jazdy na rowerze, a teraz powinien być czas przecież na odpoczynek właśnie, a nie na denerwowanie się jakąkolwiek sytuacją, która naprawdę źle wyglądała.
To nie mi wydarzyła się ta przykrość, ale ja byłem jej świadkiem. Było mi bardzo źle będąc przy tej sytuacji, a co w rzeczywistości odczuwa osoba, której ta sytuacja dotyczy ?
Przepraszam, ale nic więcej nie napiszę...no, oprócz tego, że ultra to nie tylko kilometry, to także nałożenie na siebie w zimnie mokrych ubrań przed jazdą, jazda w upale, w ekstremalnym mrozie, to ujawnianie naszej zagorzałości, siły, pokazywanie swojego oddania oraz zdawanie sobie sprawy, że to wszystko, co piękne może zmienić się w każdej chwili i że rzeczywiście się zmienia. Że nic tu nie jest nam dane do końca nawet, jeśli o wszystko zadbamy. I cóż z tego, że wydarzyła się sytuacja na którą nie mieliśmy żadnego wpływu, że to przecież nie było z naszej winy ?
Trzeba znaleźć wyjście z takiej sytuacji. Trudno, ale trzeba dać z siebie jeszcze więcej niż więcej. 
Ja już ma to za sobą i jeszcze mam przed sobą....przykro mi było na to wszystko patrzeć, po raz kolejny na tym MRDP.
Nie mogłem nic zrobić, poza tym, że mogłem jedynie cokolwiek powiedzieć. Smutno mi.


czwarty dzień ultramaratonu za mną.


















Komentarze
Betty
| 13:56 środa, 24 września 2025 | linkuj W swoim imieniu napiszę odnośnie śledzenia i mentalnego wspierania... były tylko przerwy na sen w każdej innej chwili "jechałam" z Tobą.Zerkałam wiadomo też na innych zawodników ale duchowo łączyłam się każdego dnia MRDP z Tobą na trasie...bałam się gór przez przygodę na RAP ale wierzyłam, że jak dopiero był fikołek przez kierownicę to statystycznie nie powinno go być ponownie heh...połamane żebra muszą kiedyś odpocząć.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!