Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi robert1973 z miasteczka Elbląg. Mam przejechane 605496.00 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią brak danych. i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy robert1973.bikestats.pl

Archiwum bloga



KSIĘŻYC - PLUTON

Poniedziałek, 3 stycznia 2022 · dodano: 03.01.2022 | Komentarze 0

...jeśli wezmę pod uwagę wyłącznie to, co spotkało mnie podczas trwania ultramaratonów,
a nie te pełne szczęścia chwile już na metach...to jedno wydarzenie bije pozostałe milion wspaniałych moich chwil na głowę.
Wydarzyło się to podczas ultra MPP...bez patrzenia w historię już nawet nie pamiętam gdzie dokładnie się to wydarzyło i dokładnie którego dnia. Ale to, co się wtedy tam stało nie zapomnę nigdy. To był zaledwie pierwszy z kilkunastu końcowych mega podjazdów w górach przed metą. Kilkanaście procent nachylenia, ktoś zszedł z roweru, a mi nawet przez myśl to nie przeszło. I już po pierwszej stromej prostej, na pierwszym zakręcie zobaczyłem pchającego do góry rower Marka Dive z Elbląga. Kurde, beczka miodu mi się normalnie wylała wtedy na serce moje...do dziś jest jego we mnie sporo. Przez ponad 900 kilometrów zastanawiałem się gdzie Marek jest, wiedziałem tylko tyle, że był przede mną, musiał być przede mną skoro pierwszej nocy spałem, o on nie. miałem blisko cztery godziny straty. Te podjazdy były moim atutem, ale też ich ilość miała znaczenie, zdawałem sobie sprawę, że musiało być ich wiele. I było !!. Skoro zobaczyłem go już na pierwszym z nich...to wiedziałem, że to jest moje zwycięstwo. Bo to była walka o Elbląg. !! , choć nie tylko. Cóż z tego, że byłem po RAP-ie i po MRDP ? ...po kilkudziesięciu tysiącach kilometrach w tym roku. To nie mogło być moim usprawiedliwieniem. Ależ się wtedy w sobie radowałem, choć bardzo starałem się jednocześnie sprawić to, aby nikt nic z tego nie zobaczył. Nie wiem czy to się udało.
Po wjechaniu po kilku minutach na ten pierwszy ze szczytów nawet nie obejrzałem się za siebie bo już nie musiałem. Marek mógł o mnie zwyczajnie zapomnieć. A potem ? Potem się cieszyłem z każdego z pozostałych podjazdów licząc na ich mnóstwo, spoglądając jednocześnie wiele razy na rower w sposób wyjątkowy, aby tylko nic jemu się nie stało... i się nie stało. Na tym prawie sto kilometrowym odcinku mimo mega wysiłku zjechałem zaledwie do dwóch sklepów w celu uzupełnienia zakupów. łącznie spędziłem w nich 1,5 minuty jeden traktując dosłownie jak oazę na pustyni. To było pierwsze moje ultra, kiedy liczyłem na to, że tych podjazdów będzie więcej i więcej bez końca. Każdy w pełni podjechałem.

Dopiero w Gliczarowie poczułem się inaczej, wtedy zeszło ze mnie to powietrze pełne emocji.
Góry znowu były dla mnie piękne.  Miałem już dokładnie 100 minut przewagi.
Marek więc dla mnie już nie istniał. I teraz też nie istnieje.
Ja natomiast nie istnieję bez gór.



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!