Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi robert1973 z miasteczka Elbląg. Mam przejechane 605496.00 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią brak danych. i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Statystyki zbiorcze na stronę

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy robert1973.bikestats.pl

Archiwum bloga



Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2020

Dystans całkowity:4088.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:131.87 km
Więcej statystyk

województwo elbląskie

Sobota, 11 lipca 2020 · dodano: 11.07.2020 | Komentarze 4

...wszystko trwało do godziny 21- szej.
było super oczywiście.
dziękuję za uwagę, ale muszę się wyspać.


województwo elbląskie

Piątek, 10 lipca 2020 · dodano: 11.07.2020 | Komentarze 0

...troszkę na Wigry 3 pojeździłem, a wieczorem...
od 20.00 z Grupą Mareckiego,By podobnie jak w roku ubiegłym, tak dziś, w przeciwnym kierunku do tamtego,
pojechałem sobie pojeździć po granicach byłego województwa elbląskiego.
Były emocje, była płeć piękna.
wycieczka całodobowa.


KSIĘŻYC

Czwartek, 9 lipca 2020 · dodano: 10.07.2020 | Komentarze 0

BARNARD.
krater o średnicy 105 kilometrów.


WISŁA1200

Środa, 8 lipca 2020 · dodano: 09.07.2020 | Komentarze 8



...jestem u siebie.
Znowu u siebie, z powrotem.
Jestem na Księżycu.
Ale byłem na Ziemi, przez kilka dni.
Byłem uczestnikiem ultramaratonu rowerowego Wisła1200.
Moje wrażenia...nigdy więcej nie pojadę tą drogą.
I te przemyślenia nie narodziły się we mnie w Gdańsku, po tym wszystkim.
Nie decydował o tym stopień jakiejś trudności. To nie to.
Wiedziałem już to wtedy, gdy mnie jeszcze na tej drodze nie było.
Bo żeby było oczywiste...miałem jechać wyłącznie za namową Mareckiego, na jego prośbę, aby mu towarzyszyć.
Stało się jednak tak, że na starcie byłem samemu, ale byłem, bo kocham rower, ale w tym czasie wolałbym być w całkiem innych miejscach.
Było wspaniale, nawet trudniej niż podejrzewałem. Było we mnie mnóstwo emocji, poza mną zaś wiele przepięknych widoków.
Przeważnie jechałem sam, czasem ktoś mnie wyprzedzał, czasem ja do kogoś dojeżdżałem, przeplataliśmy się.
Pierwsze dwa późne wieczory udało mi się dojechać do współpracujących ze sobą trzyosobowych grup.
Pierwszy wieczór jechałem tak od 20 do 3 godziny nad ranem, drugi wieczór zaś od 20 do 01 w nocy.
A dni? Pierwszy i drugi upalny, z tym, że drugi dzień zaledwie do połowy bo potem tylko lało, aż do nocy.
Cudowna ulewa. Ale szkoda mimo wszystko. Bo jazda po piasku i błocie w połączeniu z wodą totalnie źle wpłynęła na napęd.
Trzeci dzień to jazda pod wiatr, w normalnej tempetraturze.
tego dnia obiad zjadłem w Płocku dopiero o 18- tej, godzinę później wjechałem w noc, samemu, calutką noc tą przejechałem sam.
Po minięciu Włocławka wjechałem w stertę lasu bardzo blisko obcując z naturą.
Sterta drzew, roślin wyższych ode mnie, przenikliwa ciemność, spokój i cisza bezwzględnie chciały mnie pokonać.
A piasek zmuszał mnie do chodzenia. To jest dla mnie trudne.
Z dwoma bidonami bez żadnych słodkowści dojechałem aż do Torunia.
Na jego przedmieściach byłem o 2.30 mając nadzieję, że uda mi się zobczyć stacje paliw.
Nic z tego, bo na samym początku miasta był ostry zjazd w lewo, w kolejną stertę roślin zasłaniających całkowicie widok Torunia,
a nawet płynącej obok Wisły. Nigdy czegoś takiego nie doznałem. Na śniadanie musiałem zjechać w centrum miasta.
Z Torunia o 4 nad ranem wyjechałem na ostatni odcinek. Tej nocy nie spałem. Bo chciałem dojechać na metę czwartego dnia jazdy przed północą.
Po wyjechaniu z Torunia, padał niby mały deszcz, ale po godzinie byłem całkowicie mokry. Gdy po kilku godzinach wyschłem to... na jakimś polu wjechałem
w drogę z trawą do kolan. Całe nogi ponownie były totalnie przemoczone...ale fajnie.
Cieszę się, oczywiście, że się cieszę z uczestnictwa w tym ultramaratonie.
Bo byłem w Wiśle, w Krakowie, Toruniu, w Gdańsku, no i w mojej kochanej Warszawie.
Warszawa to moje miasto.
Bo drugiego dnia w hotelu o 8 nad ranem jadłem śniadanie z widokiem na Wawel.
Ta chwila pozostanie we mnie na zawsze.
Pewnie częściej zsiadałem z roweru od innych. Bo to trudna trasa była.
Czasem dla mnie było nawet niebezpiecznie, tak jak w Otwocku w dolinie rzeki Świder,
tak jak w Grudziądzu. Prawdę pisząc, rower nadrabiał za mnie bardzo wiele.
Bo ja się do tego nie nadaję. Od Tczewa odcinek polny do Kiezmarka przy Wiśle przejechałem ze średnią 25 km/h.
Nigdy tak nie jechałem, polna droga nie zawsze wyznaczona ziemią, głównie po trawie w stercie wystających z boku roślin.
Normalnie pierwszy raz jechałem na maksa po czymś takim ryzykując ewentualny upadek z powodu zmiany nawierzchni.
Ja nawet nie brałem pod uwagę tam tego, że się wywalę.
Tak blisko mnie, a w tym miejscu byłem pierwszy raz nie domyślając się nnawet, że istnieje.
A wywaliłem się tylko raz, w rejonie Otwocka. Normalnie, bez emocji, na śliskiej trawie.
W Otwocku właśnie były tak wysokie rośliny, że całkiem zasłaniały to co jest przede mną.
W tym miejscu jechaliśmy w odstępach zaledwie kilku metrów od siebie, a w rzeczywistości wielkrotnie nie widziałem jadącego przede mną Bikera.
Nie widać było oczywiście także wyznaczającej kierunku jazdy pasu drogi ziemi na dole.
Drogę wyznaczały rośliny częściowo leżące po tym, jak wcześniej przejechali po niej rowerzyści.
Tam też nie było we mnie myśli o hamowaniu, bo wszyscy by mi odjechali, a nawet z nawigacją myślę,
że będąc pierwszy tam raz miałbym trudno.
To uczucie po przejechaniu tego odcinka także pozostanie we mnie na długo, pewnie też na zawsze.
Kolejny dzień to 3 kilometrowy odcinek terenu i...Warszawa, ze śniadaniem na Starówce.
Mało sklepów na trasie, prawie nic. Każdy był jak oaza na pustyni.
Pierwszy sklep na trasie pojawił się po jakichś dwóch godzinach jazdy,
nie zwolniłem tam nawet bo jeszcze nie zacząłem pić. Potem jednak trasa po zmuszeniu mnie do większego wysiłku
ze względu na stopień trudności wysuszyła całkowicie moje bidony.
Od 15, aż do 19- tej bez kropli płynu i...nagle stoi jakiś Gość z baniakami z wodą. Jak oaza.
Cieszę się, że tu byłem, ale to nie moja bajka, to nie jest mój świat.
Jechałem w stroju BB tour z siódmej edycji. Na trasie spotkałem tylko Jurka Ścibisza z BB tour,
na starcie był także Marek Duda w koszulce GMRDP i...to wszystko.
Nikt mnie tu praktycznie nie znał, oprócz Marty Drzeżdżon z Elbląga oczywiście, więc tym bardziej jest jeszcze jedna chwila o której będę długo pamiętał.
Nad morzem, na wyspie Sobieszewskiej, około godziny 23- ciej wyjeżdżam z lasu i słyszę...Robert ?
W sekundzie nadeszło mnie mnóstwo myśli o osobie która tam stoi i czekała na mnie.
To był Mój kibic mieszkający tam właśnie, widzieliśmy się kiedyś na kilku wycieczkach, niby to wszystko.
Dojechaliśmy wspólnie do skrętu na Rafinerię w Gdańsku.
Od tego miejsca prułem 30 km/h z jakimś gościem, który jechał na gravelu.
Więc mi powoli odchodził. Dogoniłem go na torach kolejowych, przez które nie zwolniłem ani przez chwilę.
Po prostu przeleciałem nad nimi.
Bo Full umie latać.
Nawet nie wiem, jaki ten Biker miał numer startowy, oboje wjechaliśmu do namiotu na mecie.
on się śpieszył do wanny z gorącą wodą i zimnym piwem, ja na Księżyc.
Odebrałem gratulacje niezwłocznie oddając GPS-a.
Nawet zapomniałem, że powinienem dostać medal.
Podziękowałem wszystkim, którzy byli w tym właśnie namiocie.
Okazywałem radość, bo byłem szczęśliwy. Na trasie jechałem swoim tempem, czasem się ścigałem,
nie walczyłem jednak o wynik. Mimo to kosztowało mnie to dużo sił i emocji.
W namiocie byłem może ze dwie minuty, tak krótko.
Dostałem medal i po chwili byłem już w samochodzie szwagra, który odwióżł mnie na miejsce wylotu w Kosmos.
Bo te miejsce mimo wszystko, to nie jest mój świat.
Nigdy więcej nie pojadę tą drogą.
Tak więc Marecki, za rok jedziesz sam. Bynajmniej nie ze mną.
To nie jest mój świat, ale jestem szczęśliwy, że mogłem być jego gościem.
Trudne drogi często prowadzą do pięknych miejsc...ponownie jestem na Księżycu.


WARSZAWA to moje MIASTO

Wtorek, 7 lipca 2020 · dodano: 08.07.2020 | Komentarze 1

poranek w cudownym miejscu.
w Warszawie.

... gdzie byłem o północy, nie wiem.
las, ścieżka na pół roweru, sterta roślin wyższych ode mnie. Ale to jeszcze nie było takie złe, bo jakoś jechałem. 
częściej był piach, więc chodziłem.

już wiem, co to jest za wycieczka


SANDOMIERZ- WARSZAWA przedmieścia

Poniedziałek, 6 lipca 2020 · dodano: 07.07.2020 | Komentarze 3

...co ja tu robię?
a mogłem sobie pojeździć po górach.
dobrze, że chociaż przez pół dnia lało.


KRAKÓW- SANDOMIERZ

Niedziela, 5 lipca 2020 · dodano: 05.07.2020 | Komentarze 5

Rankiem Kraków.

Wieczorem Sandomierz.


a po środku sterta wałów pokonywanych na fullu. O kurde, żeby nie jakaś wycieczka, którą często mijam na trasie to bym normalnie w góry pojechał.
ale nie ma co. Też jest zajebiście. 


Wisła- Kraków ( przedmieścia )

Sobota, 4 lipca 2020 · dodano: 04.07.2020 | Komentarze 1

Będąc w Wiśle usłyszałem, że jest zlot bikerów na jakiejś pobliskiej Górze.
Stawiałem na Białą albo Babią.
okazała się... Barania.

Byłem tu do 12.10. i pojechałem sobie na Tour
PKP 1200


WISŁA

Piątek, 3 lipca 2020 · dodano: 03.07.2020 | Komentarze 0

Wylądowałem w Wiśle.
Ale byłem i w Istebnej i na najwyższym
punkcie Koniakowa.
...jak doliczę jeszcze wczorajszy Szczyrk i Bielsko Białą...to już brakuje mi słów,
by wyrazić to jak wspaniale się tu czuję.

dacie wiarę, że to... Wisła?


WISŁA

Czwartek, 2 lipca 2020 · dodano: 03.07.2020 | Komentarze 2

Tutaj teraz jestem.
W Wiśle